Wojciech Chmielewski ,,Gwiazdka z parapetu”

BOŻONARODZENIOWE OPOWIADANIE WOJCIECHA CHMIELEWSKIEGO A.D. 2024
 
     Wszystko działo się za szybko i znowu był grudzień. Na szczęście wyjazd rehabilitacyjny bardzo się udał, chociaż byłam spłukana. Sporo musiałam dołożyć, refundacja niewielka. Najpierw byłam wściekła, potem już pozostało mi tylko milczenie. Tego nie dało się zmienić. Musiało zgadzać się u nich w rachunkach, w księgowości. Miałam błagać na kolanach? Najwyżej w tym roku święta muszą być skromniejsze, nie kupię choinki, pomyślałam, wpatrując się w parapet okienny w pokoju Michała. Jemu zresztą wszystko jedno, z choinką czy bez, wystarczy stroik na stół czy coś takiego.
     Dziecko bawiło się w swoim pokoju i swoim świecie. Czułam, że mam tam coraz mniejszy dostęp. Awantury wybuchały tylko wtedy, gdy limitowałam mu internet, zgodnie ze wskazaniami psychiatry zresztą. Wtedy twarz Michałka stawała się jeszcze bardziej czerwona niż na co dzień, usta wykrzywiały się, a z oczu płynęły łzy. Musiałam uspokajać, ale bez ulegania, bez pozwolenia na dotykanie choćby telefonu czy laptopa. Trwało to średnio około pół godziny, potem Michał zachowywał się tak jak zawsze: siedział i wpatrywał się w okno. Czekał. Ja też patrzyłam wraz z nim: w grudniowe dni czarny mur świecił prostokątami okien, nawet było to ładne. Czekałam na chwilę, kiedy w oknach pojawią się choinki z migającymi lampkami. Wtedy na naszym podwórku-studni zaczynały się święta, od tego właśnie momentu.
     W dzień szarówka, mieszkamy na drugim piętrze, zapalam kinkiet, robi się przytulniej. Przytulam Michałka, gładzę go po włosach, całuję. Już nie szlocha, policzki ma suche, powoli zapada w odrętwienie. Po prostu siedzi całymi godzinami. Dlatego potrzebny jest ruch, rehabilitacja przez stałe spacery, a także ćwiczenia z fizjoterapeutą.
     W parku Skaryszewskim jesteśmy prawie codziennie. Kiedy przymrozi i spadnie pierwszy śnieg, wtedy jest tu najładniej.
     – Skrzypi pod nogami, słyszysz?
     Michał ślizga się, niepewnie stawia kroki. Trzymam go za rękę, dziewięciolatek, ale koordynacja pięciolatka. Przecież na WF nie chodzi, bo w ogóle nie chodzi do szkoły.
     Wiewiórka skoczyła z drzewa na drzewo. Świerkowe konary lekko drgnęły, opadło z nich trochę śniegowego puchu.
     – Ruda kitka. Widziałeś? – wskazuję ręką zwierzątko, które jednak szybko pomknęło po pniu w górę.
     Michał jednak niczego nie zauważył, patrzył w zupełnie inną stronę. Przynajmniej ładnie dziś wyglądał w wełnianej czerwonej czapce z daszkiem. Dostał na gwiazdkę rok temu, a teraz zbliżała się kolejna. Ciężkie czasy idą, tak myślę, bo słyszę o tym wciąż w radio, w sklepie, na klatce schodowej. Oszczędzać, oszczędzać, ale właściwie co? My nie mamy z czego. Kiedy pracowałam w firmie chemicznej zarabiałam nieźle, można było odłożyć, ale splajtowaliśmy, bo kleje do plastikowych modeli przestały się sprzedawać. Potem jeszcze kilka lat ciągnęłam w administracji, po urodzeniu dziecka odeszłam i do pracy już nie wróciłam. W tym roku choinki nie będzie, zawsze parę złotych zostanie w kieszeni.
     Alimenty, zasiłek małego, osiemset plus, to wszystko musi, musi, musi wystarczyć. Czuję nadchodzącą panikę, oddycham głębiej, mroźne powietrze kłuje w płucach, ale to jest przyjemne. Były świetnie zarabia, jest właścicielem firmy rozliczającej zagraniczne korporacje działające na polskim rynku, mieszka w ogromnym domu w Magdalence z nową żoną i dwójką dzieci, oczywiście młodszych od Michałka. Po prostu na nowo ułożył sobie życie, jak powiedziała mi kiedyś koleżanka w chwili nieuwagi. Wyrwało jej się, czego bardzo potem żałowała, bo już na zawsze przestała być moją koleżanką.
     W głównej alei pustawo, trzymam Michała za rękę i popatruję na boki. Wydaje mi się, że to musi być gdzieś tutaj, rok temu bawiliśmy się świetnie. Czy w tym będzie podobnie? Może to za tym zakrętem? Skręcam w lewo, jesteśmy już całkiem blisko jeziorka.
     – Chodź, jeszcze kawałeczek.
     Za zakrętem grupka stojących spacerowiczów. Przyspieszam. I jest jak w zeszłym roku. Zagroda z alpakami, wolontariusze, obok boks z sianem i stół z marchewkami. Zbiórka funduszy na hodowlę, ale zwierzęta można dokarmić i głaskać. Michałek podbiega do stojącej najbliżej ogrodzenia alpaki. Zwierzę odskakuje.
     – Michaś, nie tak.
     Mówię to zupełnie spokojnym głosem, ale i tak zaczyna płakać. Łzy płyną strużkami, wyciągam chusteczkę.
     – Zobacz, ona zaraz do ciebie wróci.
     Biorę ze stołu marchewkę i wkładam między oczka ogrodzenia. Alpaka strzyże uszami i delikatnie wyjmuje mi z ręki marchew, a potem natychmiast ją zjada, chrupiąc przy tym śmiesznie. To chrupanie chyba uspokaja moje dziecko, bo przestaje szlochać.
     – Teraz ty.
     Podaję mu marchew i wrzucam dziesięć złotych do puszki. Wolontariuszka dziękuje, ma niebieską bluzę założoną na kurtkę i nauszniki. Mówi mi, żebyśmy przyszli zaraz po świętach, bo oni tu w parku urządzają żywą szopkę, będą alpaki, a poza tym osiołki i kucyki.
     – Chyba przyjdziemy, co Michaś?
     Nie zwraca na mnie uwagi, podaje zwierzęciu siano po jednym ździebełku. Niech się pobawi, a ja postoję. Bardzo zimno nie jest, najwyżej minus dwa, a przecież jesteśmy ciepło ubrani. Stoimy przy alpakach, po raz pierwszy w tym dniu spoglądam w niebo. I piękne jest! Kremowe jak karpatka, patrzę nieco niżej i widzę koronę Stadionu Narodowego, rzeczywiście przypomina prawdziwą koronę, tylko taką cierniową, czarne rury ostro rysują się pomiędzy konarami bezlistnych drzew. Ale niżej błyszczą się na niej świąteczne gwiazdki, czerwone, żółte, białe.
     Michał głaska alpakę, rączkę włożył za ogrodzenie. Niech dotyka, kontakt ze zwierzętami bardzo pomaga takim jak on dzieciakom, mój synek kochany. Nie oddałabym go za żadne inne dziecko, wiem o tym nawet w najcięższych chwilach, dlatego kochamy się, choć łatwo nie jest. Dużo łatwiej przejść przez cały Skaryszak niż przez życie, ale co tam. Nie jest przecież aż tak źle.
     Żegnamy się z wolontariuszką, idziemy alejką w stronę fabryki czekolady Wedla, zaraz może poczujemy jej zapach. Michał wtedy się ożywia, wdycha głośno powietrze, ja razem z nim i potem oboje się śmiejemy.
     – Zobacz Michałek cały staw zamarznięty.
     Przy samym brzegu wystają z lodu wiechcie uschłych szuwarów, a tafla jest ciemnoniebieska, jeszcze niebo się w niej odbija, chciałabym powiedzieć synkowi, zobacz, jaki ten świat jest wspaniały, jaki ciekawy, a ty masz przecież całe życie przed sobą. On inaczej to wszystko odbiera, na swój sposób i muszę to zrozumieć, choć mi trudno. I dalej będzie trudno, ale przecież jest tancerka. Zawsze w parku muszę się przed nią zatrzymać i trochę przy niej postać, nawet kiedy jestem z Michałem, a jestem z nim cały czas. Trudno, niech chwilkę postoi, muszę popatrzeć na taniec, który jest zapomnieniem o złu, cierpieniu, ale chyba także o dobrych sprawach. Zapomnieniem o wszystkim. Widać je w rozpostartych rękach rzeźby, w geście dłoni, w odchyleniu głowy. Cały czas przecież porusza się, tańczy w tym parku, a ja stoję i rozdziawiam buzię. To tak można? Można spełnić się do końca? Poczuć szczęście, które widzą też inni, ci wszyscy przystający w tym miejscu?
     Zaczął padać śnieg. Otoczona płatkami tańczy jeszcze zwinniej, jest jeszcze lżejsza, jeszcze bardziej zwiewna.
     Dziś na obiad zrobiłam zupę ogórkową, Michał zjadł z dokładką. Na drugie miał naleśniki z nutellą. Potem usiadł w pokoju i wpatruje się w monitor. Też przysiadłam i wyjrzałam przez okno. Śnieg dalej pada. Nagle na parapecie zaświeciła gwiazda. Błysnęła, podniosłam głowę i popatrzyłam na siedzącego przy biurku synka. W tym roku muszę jednak kupić choinkę.

2024

 

Wojciech Chmielewski (ur. 1969 w Warszawie) – prozaik, autor słuchowisk i recenzji. Absolwent XI Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Reja. Ukończył historię i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie. Debiutował w 2003 roku na łamach ,,Nowej Okolicy Poetów” opowiadaniem Biały bokser. Pod tym tytułem ukazał się także pierwszy zbiór jego opowiadań (2006), który został wyróżniony w konkursie o Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza. Kolejne tomy opowiadań to: Brzytwa (2008, nominowany do Nagrody Mediów Publicznych ,,Cogito”), Najlepsza dentystka w Londynie (2014), Magiczne światło miasta (2019). Ukazały się również jego trzy powieści: Kawa u Doroty (2010), Belweder gryzie w rękę (2017), za którą został uhonorowany Nagrodą Literacką im. Cypriana Kamila Norwida, oraz Jezioro Dargin (2021). Swoje teksty drukował m.in. w ,,Arcanach”, ,,44/Czterdzieści i Cztery”, ,,Borussii”, ,,Dialogu”, ,,Odrze”, ,,Rzeczpospolitej”, ,,Nowych Książkach”, W drodze”, ,,Wyspie”. Jest pierwszym laureatem Nagrody Literackiej im. Marka Nowakowskiego (2017) i członkiem jej kapituły.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pamiętaj o kulturze w dyskusji. Każdy komentarz jest sprawdzany przez Administratora