Gordziejew: Chińczycy inwestują na Białorusi
Komentarz doktora Jerzego Gordziejewa, adiunkta w Instytucie Rosji i Europy Wschodniej UJ dla portal.arcana.pl.
portal.arcana.pl: Industrial Commercial Bank of China ma zostać akcjonariuszem Biełinwestbanku. Równocześnie prezydent Łukaszenka broni budowy chińskiej dzielnicy w Mińsku, strofując polityków, którzy straszą napływem "żółtej fali". Co oznacza dla Białorusi chiński kapitał - czy obawy Białorusinów o masowy napływ chińskich imigrantów jest zasadny? Jak pan myśli: jak takie chińskie inwestycje na Białorusi mogą wpłynąć na sytuację w regionie?
Jerzy Gordziejew: Przede wszystkim, w ostatnich latach rząd białoruski próbuje dokonać kroków w kierunku stworzenia lepszego klimatu inwestycyjnego. Po drugie prezydent Łukaszenka chyba sam zdaje sobie sprawę z tego, czym są takie inwestycje.
W listopadzie b.r. odbyło się we Frankfurcie nad Menem forum ekonomiczne Niemcy-Białoruś, na co patrzeć należy jako na poszukiwanie przez Białoruś inwestycji w ogóle. Stąd próba pozyskania kapitału również na wschodzie - w Chinach, jest tylko konsekwencją tej polityki. Zatem owe obawy Białorusinów nie są uzasadnione.
Z kolei przykład sektora bankowego jest potwierdzeniem tej tendencji – próby implikowania różnorodnego kapitału obcego w tym również chińskiego. Gdy chodzi o sferę banków w szczególności, teraz na Białorusi funkcjonuje ok. 25 banków, z których jeden jest ukraiński a 8 rosyjskich. Wobec tego obcy kapitał jest mile widziany.
Oczywistym jest, że rynek powinien być zrównoważony, inwestycje nie powinny pochodzić z jednego kraju. Musimy mieć na uwadze, że gdyby Białoruś została zalana tylko przez kapitał rosyjski, którego jest w tym kraju już przecież bardzo dużo, to zostałaby politycznie podporządkowana Rosji.
Jeżeli idzie natomiast o wpływ na sytuację w regionie, taka polityka rządu białoruskiego może być postrzegana przede wszystkim jako element stabilizujący.
Rozmawiał Stefan Jopek
Ale niby, kto? Nasz rzad?. Przecież oni wszyscy, wraz namiestnikiem Komorowskim siedzą w rosyjsko-niemieckiej kieszeni i Łukaszenka o tym wie.
Chińczycy graja na nosie Rosji, a ta niestety nie wiele może zrobić. To nie Polska, czy Ukraina. Chiny to potęga, która może zmiażdżyć Rosję i Łukaszenka to wie.
Sytuacja jest bardzo ciekawa. Łukaszenka, wcześniej postrzegany jednoznacznie jako prezydent prorosyjski ma własne ambicje (być może wcześniej przez Rosjan urażone). Czy nasz rząd potrafi w ogóle w jakiś sensowny sposób znależć się w tej sytuacji, jakoś ją wykorzystać?