Wszystko się gdzieś zapisuje
Wydawałoby się, że o Kresach, a zwłaszcza o tragicznym końcu tworzonego przez nie mikrokosmosu, napisano już wszystko albo i więcej. Powstały powieści, prace naukowe, zestawienia statystyczne, zapiski o dziejach politycznych i kulturowych, a nawet rozważania filozofujące. Temat mordów dokonanych przez OUN-UPA, niezabliźniający się i budzący wiele kontrowersji, wymaga jednak spojrzenia szerszego, niż jest w stanie zaoferować każda z wymienionych perspektyw osobno. Dlatego w swojej książce Stanisław Srokowski dokonuje ich syntezy.
Faktem i snem historia stoi
Artur, należący do niedawno rozwiązanej Armii Krajowej, opowiada młynarzowej Annie o wydarzeniach, które dotknęły ich rodzinę. Wyjaśnia podłoże polityczne tragedii i rozmiary aktów ludobójstwa, jakich dopuściła się UPA. W opowieściach tych, trudne kwestie związane z losami wielonarodowej społeczności Kresów przeplatają się z próbą zrozumienia motywów, które z dnia na dzień uczyniły sąsiadów śmiertelnymi wrogami. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że przez, naiwne niekiedy, rozmowy bohaterów, Autor najbardziej pragnie dotrzeć do tych, którzy o Kresach i ich śmierci wiedzą mało.
W tę opowieść wplecione są dokumenty i relacje świadków tragicznych wydarzeń, a także cytaty z listów odnalezionych przez Mitię, jedynego ocalonego z całej rodziny wymordowanej przez UPA.
Czytelnik, któremu faktografii związanej z mordem objaśniać nie trzeba, z pewnością zaduma się nad równoległą opowieścią, pojawiającą w rozdziałach naprzemiennie. Opowieść ta, to najwspanialsza z dotychczasowych, literacka wizja Brueglowskich „Ślepców”. Towarzyszymy w niej wielotysięcznemu tłumowi oślepionych przez banderowców osób, które w ślad za niedowidzącym przewodnikiem wędrują nieokreślenie długi czas – może kilka dni, może wiele miesięcy – w poszukiwaniu Wysokiego Zamku i Jeziora Snów. Finał wędrówki przyniesie niebiańską nagrodę wszystkim skrzywdzonym, tak żywym, jak umarłym. Surrealistyczność tej wizji pogłębiają nadprzyrodzone zdarzenia, obecne w wierzeniach ludowych na ziemiach ukrainnych dawnej Rzeczypospolitej.
Zrozumieć Kresy
Głównym elementem łączącym obie opowieści jest przeświadczenie, jakie wyrażają zarówno Artur (skrzętnie gromadzący papiery dowodzące zbrodni) jak i ślepa wiedźma, pouczająca ociemniałych współtowarzyszy, że „wszystko się gdzieś zapisuje”. Przekazana potomnym, w nadziei bohaterów, ma być więc zarówno historia „kobiety ze szramą” czy „ślepca bez nogi”, jak i dzieje Kresów spływających krwią. Także wspomnienia Artura, w którego myślach jest tylko:
Polskość! – zaciskał zęby, czuł tkliwość, ból, gniew i bunt. – Czym jest polskość? Co to za choroba? Co za los? Nie można od niej uciec. W polskości zawiera się wiara i religia wielu plemion i pokoleń, Bóg Polaków, Żydów, Rusinów, Ormian, Karaimów, Litwinów, Turków, Greków, Tatarów i Holendrów, Bóg ziemi i nieba, obrzędy, ceremonie, rytuały. Gdziekolwiek nie jestem, czuję oddech polskości za plecami. Jest realnością i widmem, snem i jawą. Snuje się jak złowrogi cień i idzie obok mnie, krok w krok za mną, lub przede mną. Wypełnia mnie całego i rani. Widzę w sobie jej zbolałe rysy. Boli i przeraża mnie, gniewa i zachwyca. Siedzi we mnie jak zadra – myślał. Nie mogę się od niej uwolnić. Od jej śladów, znaków i symboli, legatów i donacji, majestatu, tronu, klęsk i zbrodni.
Sam Autor także zachłystuje się polskością – do tego stopnia, że jedyny pozytywny bohater nie-Polak, w toku opowieści dowiaduje się, że został zrodzony z polskiego oficera. Widać również namiętność Srokowskiego do szekspirowskich konwencji – zarówno po sposobie, w jaki uśmierca właściwie wszystkie osoby, które poznaliśmy, jak i po nadmiernym teatralizowaniu ich agonii. Jest to jednak rzecz wybaczalna, jeśli przyjąć za tytułem, że wiodącym wątkiem jest wędrówka ślepych nieszczęśników. Nic dziwnego, że dominuje zatem konwencja surrealistyczna. Mówienie o ślepcach nie wymaga drażniącego patosu. Ich życie zostało zawieszone; łatwo przychodzi utożsamienie popychającej ich naprzód, tęsknoty do Wysokiego Zamku z pragnieniem odpoczynku wiecznego. Zdumiewający w swej formie, choć w swej istocie spodziewany finał, pozwala zamknąć książkę z uśmiechem i ze łzami w oczach.
I to najpiękniejsze, co udało się osiągnąć Autorowi.
Emilia Osowska