Krasnale we Wrocławiu, elity w rynsztoku
„Barbarzyńcy u bram” to najnowsza powieść Stanisława Srokowskiego. Tym razem autor popularnych powieści kresowych wziął na warsztat współczesne polskie realia, a bohaterami uczynił ludzi – wydawałoby się – spoza głównego nurtu życia publicznego: wrocławskich żulików. Zarazem jednak byłych opozycjonistów, którzy nie wzięli udziału w dzieleniu się władzą z komunistami pod koniec lat 80. Teraz zmarginalizowani, ale także życiowo złamani, obserwują rzeczywistość z jej obrzeży.
Siłą rzeczy nasuwa się pytanie o zasadność takiej perspektywy: wszak bohaterowie, przez których pryzmat obserwujemy literacką rzeczywistość, to przecież wyrzutkowie żyjący poza marginesem społecznym. Ludzie – chociaż w swoim całokształcie pozytywni, szczerzy i na swój sposób uczciwi – to jednak wariaci. Wydaje się, że to trafny zabieg – bo któż lepiej zrecenzuje współczesne czasy: czasy chaosu i upadku wartości, czasy postkomunizmu i konsumpcji, czyli słowem szaleńcze czasy – jeśli właśnie nie wariat?
Konwencja...
Warto podkreślić rolę konwencji w powieści „Barbarzyńcy u bram”. Wszystkie postaci występujące w książce poznajemy pod pseudonimami: Profesor, Twardy Orzeł, Rudy Lis, Czerwony Baron; rządząca partia to Kariera i Sukces. Wydaje się, że pseudonimy te kryją raczej typy ludzkie niż nazwiska konkretnych osób, choć niewątpliwie uważni znawcy Wrocławia rozpoznają w niektórych typach autentycznych bohaterów życia publicznego. W tym sensie dzieło Stanisława Srokowskiego wpisuje się w popularny w ostatnich latach gatunek powieści z kluczem.
Szczególny jest nastrój powieści, której lektura przenosi czytelnika w klimat realizmu magicznego. Lekka absurdalność wydarzeń, ironiczne poczucie humoru czy pomieszanie konwencji przywołuje także skojarzenia z rosyjskimi pisarzami (Bułhakowem, Gogolem czy Czechowem). Wrocław ożył więc na kartach książki w realiach dobrze przyprawionych absurdem i paradoksem.
... i język
Z drugiej strony, mamy do czynienia ze specyficznym językiem, jakiego używają bohaterowie. Częste wulgaryzmy nie sprawiają wrażenia sztuczności, czy tym bardziej nachalności – oddają po prostu mowę ludzi żyjących na granicy patologii. Opinie wyrażane przez bohaterów nabierają w ten sposób barwności, a proste przekleństwo często dobitniej opisuje konkretne zjawiska w III RP niż głęboka analiza. Srokowski barwny świat żulików ukazuje nie gorzej niż mistrz tematu, Marek Nowakowski.
Krasnale a sprawa polska
Jednym z symboli współczesnego Wrocławia są niewielkie figurki krasnali, rozsiane po całym mieście. W powieści Stanisława Srokowskiego stają się one alegorią współczesnej elity. Kolba, jeden z bohaterów i przywódca wrocławskiego „ludu bożego”, czyli wspominanych żulików, ironicznie mówi: A wiem skądinąd, że Kresowianie prosili o to, petycje słali, i nic, kurwa. Powiem ci January, że to sprawa głębsza. Ta hołota pamięć kastruje. Amputuje nam dzieje. Obcina historię. Bo w historii Kresów zobaczyliby ludzie wielkie postacie, heroiczne postawy. Godność bracie, honor i dumę by zobaczyli. A tego tym kurduplom brakuje. Więc się boją konfrontacji, tchórzliwe gnomy. Dlatego skrzatom pomniki stawiają.
Czy wrocławianie, dumni ze swoich krasnali, poradzą sobie z taką oceną swojej atrakcji turystycznej?
Adam Zechenter
Powieść świetna tylko trochę za dużo przekleństw. Diagnoza współczesnej Polski do bólu prawdziwa i realistyczna. Polecam mimo dużej ilości niecenzuralnego języka
Powieść ma jeszcze oprócz realistycznego plan fantastyczny, podobnie jak "Mistrz i Małgorzata". Ożywają malowidła, a namalowane postaci wędrują po mieście i przemawiają do współczesnych mieszczan. Tajemnicze przygody ma również sam malarz, przybysz z "magicznych", jak się dziś lekkomyślnie mówi, kresów.