W 1920 r. w polskich domach nieustannie przewijało się hasło „musisz iść do wojska”
Portal ARCANA: Monografia prof. Andrzeja Nowaka o wojnie polsko-bolszewickiej wciąż nie powstała.
prof. Andrzej Nowak: Tak, ale powstał wstęp do niej, czyli książka „Polska i trzy Rosje. Studium polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego”. Może kiedyś uda mi się napisać resztę.
Portal ARCANA: Czemu byłaby dokładnie poświęcona? Także „trzem Rosjom”?
Nie. Chciałbym nadać jej formę monografii zagadnień polityki zagranicznej. Dzieło – choć nienapisane – ma swój roboczy tytuł „Pierwszy kryzys systemu wersalskiego. Lato 1920 roku”. Perspektywa wielkich mocarstw była skupiona wokół głównego czynnika tej wojny czyli Rosji – bolszewickiej i białej. Polska odgrywała tu kluczową rolę, ale byli też i zewnętrzni gracze próbujący oddziaływać na przebieg wydarzeń nad Wisłą. Ogromną rolę odgrywała Wielka Brytania z Davidem Llodem George’m na czele, ale także Francja, zdystansowane ale wciąż ważne Stany Zjednoczone, a także sparaliżowana polityka zagraniczna Niemiec.
Portal ARCANA: Nie ma w tym zestawieniu trzeciej Rosji, Rosji Sawinkowa.
To był element jedynie polityki polskiej.
Portal ARCANA: Która się nie liczyła w Europie?
Trzecia Rosja zabiegała o uznanie, ale znajdowała je tylko w Polsce, a konkretnie u Józefa Piłsudskiego.
Portal ARCANA: Pan Profesor nieraz z życzliwością wyrażał się o tym projekcie. Czy widzi Pan Profesor możliwość rozwoju „trzeciej Rosji” w tamtym okresie? Czy to możliwe, żeby rewolucja lutowa nadała ton Imperium Rosyjskiemu i takiemu hybrydowemu ustroju – połączenia imperium, zwierzchnictwa nad multinarodowym państwem, a jednak demokratycznym, liberalnym?
Wiemy, że w wyborach do konstytuanty, tych zorganizowanych tuż po przewrocie bolszewickim, zdecydowanie zwycięstwo odniosła partia Sawinkowa, czyli partia socjalistów-rewolucjonistów, partia ciesząca się największym poparciem na wsi rosyjskiej i w związku z tym jakaś stawka – jak się to wtedy mówiło – na tę Rosję, reprezentowaną przez eserowców, nie była ani chimerą ani zupełną mrzonką. Ten wynik odzwierciedlał stan sympatii politycznych większości społeczeństwa rosyjskiego. Piłsudski rozumiał mentalność Lenina i spodziewał się, że to nie większość demokratyczna będzie rozstrzygała o losach Rosji, bo o losach w ogóle niestety rzadko rozstrzyga taka większość. Piłsudski rozumiał mentalność Lenina i spodziewał się, że to nie większość demokratyczna będzie rozstrzygała o losach Rosji, bo o losach w ogóle niestety rzadko rozstrzyga taka większość. Dlatego wiedział, że bez pomocy czynnika militarnego, ta większość demokratyczna nie uzyska realnej władzy w Rosji przeciwko zdeterminowanej, zorganizowanej na sposób militarny mniejszości, jaką skupił w swojej pięści Włodzimierz Iljicz. Stąd próba połączenia tych czynników: społecznego poparcia, jakim cieszyli się jeszcze w roku 1917 i na początku 1918 eserowcy, ze wsparciem zewnętrznym, militarnym, którego chciała i mogła udzielić tylko Polska. Powstawało pytanie: na jak wiele może sobie Polska pozwolić? Na jak wiele zgodzi się polskie społeczeństwo, które jednak było inaczej zorganizowane niż rosyjskie, to znaczy wpływ czynnika demokratycznego, reprezentowanego przez sejm był bez wątpienia większy niż kiedykolwiek w Rosji między 1917 a 1920 rokiem. W Polsce 1919 roku trzeba było mieć na względzie stopień przyzwolenia dla takiej czy innej polityki ze strony czynnika sejmowego, demokratycznego, a to był rok zwycięstwa ZLN. Z tego punktu widzenia najważniejsze było to, czy społeczeństwo polskie chce prowadzić taką ambitną, kosztującą wiele wysiłku i nie zawsze dla wszystkich zrozumiałą politykę bardzo dalekosiężną na Wschodzie, czy raczej chce się ograniczyć do obrony niepodległości i budowania struktur stabilnego, spokojnego życia. Piłsudski chciał kalkulować w kategoriach dekad czy nawet wieku, gdy zmęczone wojną społeczeństwo myślało o przyszłym miesiącu. Dla stabilnej, bezpiecznej Polski w perspektywie dziesięcioleci, czy wieku, zasadniczą sprawę ma to, jaka będzie Rosja. Dla Polski w stabilnej perspektywie roku, miesiąca ważne było to, żeby wygrać ostatnią bitwę, przetrzymać napór bolszewicki, na razie ich odepchnąć. Co będzie za dwadzieścia lat – nie wiadomo, ale na razie można uzyskać pokój. I to interesowało ludzi najbardziej. Dlatego stawka na trzecią Rosję, na Sawinkowa, była dla Piłsudskiego stawką niezmiernie trudną, bo wymagała forsowania ręki własnemu społeczeństwu, a nie tylko forsowania ręki społeczeństwu rosyjskiemu. „Wspomagania” wyboru demokratycznego z roku 1917, który padł na eserowców, a nie bolszewików, wspomagania czynnikiem militarnym polskim. Tutaj dochodzimy do tego, od czego zacząłem, czyli do kontekstu międzynarodowego – nikt poza Piłsudskim nie chciał tej zmiany w Rosji wspierać. Lloyd George był nastawiony na współpracę w Rosją taką jaka jest, czyli od końca roku 1919 po prostu z Leninem. O to mu chodziło – żeby jak najszybciej spacyfikować sytuację w Europie wschodniej i mieć partnera takiego, jaki on realnie jest. Skoro jest to Rosja bolszewicka, to z nią się trzeba porozumieć, na takich warunkach, na jakich to będzie możliwe. Francuzi także nie tęsknili za trzecią Rosją, bo woleliby powrót do pierwszej, czyli takiej, która szanuje swoje zobowiązania wobec Francji i francuskich kredytodawców i drobnych ciułaczy giełdowych, którzy miliony franków utopili w inwestycjach.
Portal ARCANA: Francuska republika burżuazyjna?
Tak, o dużym zaangażowaniu finansowym w Rosji. A Amerykanie zdystansowali się od polityki europejskiej w ogóle z chwilą, kiedy senat nie ratyfikował traktatu wersalskiego na złość prezydentowi Wilsonowi. Wtedy prezydent Wilson, na złość senatowi, można powiedzieć, że całkowicie zarzucił prowadzenie polityki zagranicznej.
Portal ARCANA: Realnie Piłsudski jednak poparł Rosję czerwoną przeciw białej, przynajmniej tak twierdził przywódca tej drugiej – gen. Denikin.
Jak spojrzymy z perspektywy roku 1921, a już na pewno z perspektywy roku 2013, to tak się może wydawać. Ale historia dzieje się w danym momencie i była niezwykle dynamiczna w tych miesiącach roku 1917, 1918, 1919 i 1920. Jeśli na Pana pytanie spojrzymy z takiej, zmiennej perspektywy, to zobaczymy, że w roku 1919 kiedy Piłsudski zgodził się na tajne negocjacje z wysłannikiem Lenina, Julianem Marchlewskim, najpierw w Białowieży, potem w Mikaszewiczach (lato, wczesna jesień 1919 roku), to oczywiście zależało mu na tym, nie żeby zapewnić zwycięstwo Leninowi, ale żeby ograniczyć zaangażowanie Polski na froncie wschodnim. Pamiętajmy, że Warszawa nie miała poparcia mocarstw zachodnich dla takiego rozwiązania sytuacji za polską wschodnią granicą, które byłoby zgodne z polskim interesem. Tutaj warto przypomnieć, że 14 września 1919 roku, premier rządu polskiego (Ignacy Paderewski) zwrócił się z oficjalną prośbą do wielkiej trójki, Rady Najwyższej Ententy o odpowiedź na pytanie, czy Ententa popiera polską wyprawę na Moskwę. Wyprawę, dzięki której być może mógłby wygrać Denikin, Denikin jako główna siła białej Rosji, czyli tej Rosji, która zmierzała do restauracji dawnych porządków.
Portal ARCANA: Dawnych carskich, czy dawnych lutowych?
To jest właśnie rzecz bardzo trudna do jednoznacznego określenia w przypadku Denikina. To był wierny żołnierz Mikołaja II, na pewno jego sympatie były monarchiczne, podobnie jak jego wciąż formalnego zwierzchnika, jeszcze żyjącego admirała Kołczaka, jak i jego ważnego kolegi w tej walce, gen. Nikołaja Judenicza, wcześniejszego dowódcy frontu kaukaskiego w czasie pierwszej wojny światowej. To wszystko byli ludzie sympatiami i mentalnością związani z carską Rosją, monarchiści. Dla Piłsudskiego to stanowiło przeszkodę, bo on oczywiście walczył z carską Rosją, walczył z generałami tejże carskiej Rosji. Poza tą mentalną trudnością, którą można było przezwyciężyć, było nastawienie, formalne i oficjalne, parokrotnie potwierdzone przez reprezentantów tejże białej Rosji: że nie zgadzają się oni na dalsze uszczuplenie terenów Imperium Rosyjskiego, poza daniem Polsce ziem byłego Królestwa Kongresowego – czyli, krótko mówiąc, najwyżej malutka Polska do Bugu. Zatem nie tylko w Wilnie czy Grodnie należałoby w takiej sytuacji przywracać dwugłowego orła, ale także Galicja Wschodnia, jako oficjalnie zadeklarowany cel wojennyRosji, zaakceptowany przez państwa Zachodnie, jako zdobycz, która się Rosji należy, zdaniem Kołczaka, Denikina powinna być Rosji przekazana. Proszę to sobie wyobrazić: po stoczeniu walki z Ukraińcami Polacy mieliby przekazać Lwów i zgodzić się na zawieszenie tam dwugłowych orłów? Proszę to sobie wyobrazić: po stoczeniu walki z Ukraińcami Polacy mieliby przekazać Lwów i zgodzić się na zawieszenie tam dwugłowych orłów?To wszystko czyniło współpracę z białą Rosją trudną, także ze względów politycznych. A zatem Piłsudski formalnie postanowił zbadać możliwość wpłynięcia na tę sytuację przez uderzenie militarne polskie na wschód latem 1919 roku; na początku sierpnia wojska polskie zajęły Mińsk i mogły się posuwać jeszcze trochę naprzód. Ale wtedy trzeba było wyjaśnić tę sytuację politycznie: czy idziemy dalej ryzykując wiele militarnie, ale być może mając poważny zysk polityczny na względzie, czy zatrzymujemy się czekając aż wyjaśni się los wojny domowej w Rosji. Piłsudski sprawdził wcześniej tę możliwość – uzyskał 15 września jednoznacznie negatywną odpowiedź ze strony mocarstw Ententy: nie będzie żadnego finansowania polskiej wyprawy w kierunku na Moskwę – odpowiadały czynniki wojskowe i polityczne Francji i przede wszystkim Wielkiej Brytanii. Według nich byłoby to szkodliwe, gdyż zraziłoby Rosjan nawet do Denikina: oznaczałoby przypomnienie kolejnej inwazji zachodniej, w dodatku polskiej, na Rosję. W takim scenariuszu to bolszewicy wystąpiliby w roli obrońców integralności państwa rosyjskiego: rosyjskiego właśnie, a nie sowieckiego, a zatem polska ofensywa na Moskwę, mająca wesprzeć Denikina została uznana właśnie za szkodliwą. Taka odpowiedź – a można ją uznać za słuszną, bądź nie – została uzyskana przez Warszawę. Nie będzie pieniędzy na polską wyprawę, nie będzie wsparcia nie tylko militarnego, ale też logistycznego, sprzętowego dla tej wyprawy ze strony mocarstw zachodnich. Próba kontynuowania tej ofensywy na kierunku moskiewskim bez poparcia mocarstw zachodnich i bez żadnych gwarancji, że z białą Rosją, z Denikinem wyniknie cokolwiek dobrego politycznie dla Polski została uznana przez Piłsudskiego za szaleństwo. I myślę, że są poważne argumenty, żeby przyjąć to rozumowanie. W takim scenariuszu to bolszewicy wystąpiliby w roli obrońców integralności państwa rosyjskiego
Przypomnijmy teraz drugi aspekt tej sprawy, czyli aspekt militarny. Polskie wojsko w tym momencie liczyło ok. 800 000 żołnierzy. W większości słabo, albo nawet jeszcze w ogólnie nieprzeszkolonego rekruta ze świeżo pobranych roczników (lata 1899–1901). W tej sytuacji jakaś szersza wojna, uderzenie na Rosję bolszewicką, wymagałoby przypomnienia ile bagnetów ma przeciwnik. Armia Czerwona liczyła wtedy 3 500 000 żołnierzy.
Portal ARCANA: Ale z tego tylko 10% było zdatne do walki.
Tak samo jak w Wojsku Polskim. No może 12%. Może 15%. Procent ten mógł być wyższy, ale tak zwanych bagnetów i szabel, czyli tych, których można wystawić w pierwszej linii na pewno nie było więcej niż 15% w Wojsku Polskim. Może nie 80 000, albo 100 000, tylko może nawet 120 000 nadawało się do walki w pierwszej linii. Reszta ćwiczyła się, uczyła strzelać, chodzić gęsiego, polskiej komendy i tak dalej, lub chorowała – bo choroby były bardzo rozpowszechnione: tyfus i dyzenteria przede wszystkim. To samo dotyczyło Armii Czerwonej. W armii białych było ok. 650 000 żołnierzy we wszystkich formacjach. I tutaj widzimy proporcje: 3 500 000 – Armia Czerwona, 800 000 Wojsko Polskie, 650 000 armie białych Rosjan. Myślę, że najwyższy czynnik tych bagnetów i szabel, czyli tej czynnej armii, był w armii białej – mógł sięgać do 20%, więc niech to będzie nawet 130 000. Wojsko Polskie, nawet jeśli maksymalnie byśmy podliczyli tę rachubę czynnego żołnierza też nie więcej niż 150 000. Armia Czerwona miała czynnego żołnierza może 350-400 tys. A pamiętajmy o jeszcze jednym drobiazgu: traktat wersalski jeszcze nie wszedł w życie. Dopiero został podpisany, ale nie wszedł w życie. Czyli los nie tylko terytoriów plebiscytowych, czyli Śląska, Warmii i Mazur, ale także los Wielkopolsk i Pomorza Gdańskiego był wciąż niepewny. A więc granica zachodnia nie była jeszcze bezpieczna. Mieliśmy także konflikt z Czechosłowacją. A więc to Wojsko Polskie, o którym mówiłem, nie mogło być skierowane w jednym kierunku – na Rosję. Wojsko Polskie, o którym mówiłem, nie mogło być skierowane w jednym kierunku – na Rosję. Musiało, zwłaszcza w tamtym momencie, zabezpieczać kierunki północny, zachodni i południowy. To także musimy wziąć pod uwagę i do tego przymierzyć te 3 500 000 żołnierzy, z których powiedzmy 350 000 było zdatnych do walki i zaangażowanych w walce tylko z Rosją białą i Polską, bo z nikim więcej Rosja bolszewicka nie walczyła wtedy. Tzw. interwencja zachodnia była fikcją zupełną, łączna liczba zaangażowanych żołnierzy brytyjskich i francuskich nie przekraczała kilkunastu tysięcy, którzy de facto bronili dwóch portów Archangielska i Murmańska na północy (Anglicy) i portów na Morzu Czarnym (Odessa, Noworosyjsk – Francuzi). Była to jednak bardziej ewakuacja, niż obrona tych portów, żadnej ofensywy nie podejmowano. Krótko mówiąc – sytuacja militarna dawała wyraźną przewagę – myślę, że trudno dyskutować z tą tezą – Armii Czerwonej. Co nie znaczy, że dawała jej gwarancję zwycięstwa, bo tego nigdy się nie wie – może wygrać słabsza armia z silniejszą; ale na pewno Armia Czerwona była silniejsza i miała jeszcze drugą przewagę w stosunku do swoich przeciwników: operowała po liniach wewnętrznych, to znaczy, że była połączona, na jednym terytorium. Armie białe były rozproszone. Bolszewicy najpierw pobili Kołczaka – on już nie istniał jako siła militarna latem 1919 roku. Wspólnie – i to było niekorzystne dla bolszewików – nastąpiło wystąpienie Judenicza, operującego w okolicach Piotrogrodu, z terenu dzisiejszej Estonii i kawałka Łotwy; od południa szedł wtedy Denikin. To był właśnie ten trudny, krytyczny moment właśnie września 1919 roku i dlatego część rosyjskiej publicystyki, od samego Denikina poczynając (oczywiście po klęsce) po Aleksandra Sołżenicyna i współczesnych publicystów politycznych w Rosji, wyciąga z tego taki wniosek oskarżycielski wobec Polski: właśnie w tamtym momencie, kiedy Judenicz i Denikin szli razem, jeden na Piotrogród, a drugi na Moskwę, Armia Czerwona mogłaby zostać pokonana, gdyby Polacy także uderzyli. Nie sprawdzimy jednak tego, bo historii nie da się sprawdzić, że tak powiem, eksperymentalnie. Możemy tylko powiedzieć, że takie rozumowanie jest ryzykowane ze względu na dysproporcję sił korzystną dla Armii Czerwonej. Tu dochodzimy do momentu negocjacji, Piłsudski wstrzymuje, poprzez swojego wysłannika por. Ignacego Boernera, działania wojenne, zgadza się na to faktycznie – od sierpnia do grudnia nic się w zasadzie na froncie wschodnim nie dzieje i Armia Czerwona może wycofać 40 000 bagnetów i szabel z frontu polskiego, bo to jest dokładnie ta cyfra. Niemało, w porównaniu do przedstawionych wcześniej cyfr. Ale czy była to ta siła, która pozwoliła przesądzić o wszystkim? Nie znajdziemy ostatecznej odpowiedzi na to pytanie, możemy tylko spekulować. Piłsudski robił w tym momencie miejsce właśnie dla Sawinkowa, dla kogoś kogo znał, z kim nie prowadził w tym momencie rozmów politycznych, ale o kim oczywiście pamiętał, o którym przypominał mu jego łącznik z Sawinkowem – Wędziagolski. Ten ostatni był współpracownikiem Sawinkowa w armii republikańskiej w Rosji w 1917 roku, a wrócił do Polski po 1918 roku. Piłsudski miał zatem kontakt poprzez Wędziagolskiego z Sawinkowem i wiedział – bo współpracował z tą właśnie Rosją sawinkowowską, eserowską przed 1914 rokiem – że to jest siła, która byłaby w stanie zgodzić się na bardziej federacyjną, nie imperialną, strukturę Rosji, w odróżnieniu od „białych” i rzecz jasna w odróżnieniu od „czerwonych”. Ale żeby ta siła mogła znaleźć miejsce na scenie politycznej Rosji musiały się wykrwawić: i Rosja biała, i Rosja czerwona. Na to właśnie liczył Piłsudski. On nie chciał dać zwycięstwa czerwonym. Chciał, żeby trwała wojna domowa, w której osłabią się te obie siły. Nie docenił niewątpliwie Rosji czerwonej. To był błąd Piłsudskiego – w takich kategoriach można to rozpatrywać. Lekceważył ją, czemu dawał kilkakrotnie wyraz. Czasem jednak zbyt dosłownie się to interpretuje, np. Michał Kossakowski, oficjalny wysłannik na rozmowy z bolszewickimi negocjataorami w Białowieży i Mikaszewiczach, w swoim dzienniku odnotowuje takie pogardliwe wypowiedzi Piłsudskiego na temat Armii Czerwonej, że w ogóle wystarczy ją lekko pchnąć ręką i ona się rozsypie. Ale Piłsudski mówił to – warto sobie to uświadomić w analizie heurystycznej tej wypowiedzi – żeby przekonywać Kossakowskiego, żeby się nie bał zajmować twardego stanowiska. Próbował go przekonać, wpłynąć na niego: Ty się nie bój, negocjuj, my sobie poradzimy.
Portal ARCANA: I on w to uwierzył?
Niezupełnie, bo w dzienniku zapisywał to jednak z pewnym niedowierzaniem, miał wrażenie, że Piłsudski trochę szarżuje, bo my tacy mocni znowu nie jesteśmy, a ta Rosja czerwona nie jest taka słaba jak to Piłsudski przedstawia. Tutaj prawda jest gdzieś pośrodku, Piłsudski trochę nie doceniał Armii Czerwonej, Rosji czerwonej, ale nie lekceważył jej Piłsudski trochę nie doceniał Armii Czerwonej, Rosji czerwonej, ale nie lekceważył jej tak, jak to czasem z wprost odczytywanych jego wypowiedzi mogłoby wynikać. Natomiast cel był prosty: osłabić Rosję czerwoną i białą, skoro Zachód i biała Rosja nie zgadzają się na akceptację polskich planów politycznych, które mogliśmy zrealizować militarnie walcząc z Rosją czerwoną, to niech się ta Rosja biała z czerwoną wykrwawią. Wtedy będziemy mogli wkroczyć w dogodniejszym dla nas momencie, z nowym partnerem, czyli z Rosją trzecią, Rosją zieloną jak ją czasem nazywano, czyli Rosją chłopską (z Sawinkowem na czele). Rozmowy polityczne z Sawinkowem zaczęły się w styczniu 1920 roku, kiedy biała Rosja już przegrała, jej resztki schroniły się na Krymie, a Piłsudski jednocześnie nie zamierzał zawierać pokoju z Rosją czerwoną, bo wiedział, że ten pokój będzie bardzo krótkotrwały i de facto będzie zdawał Polskę na łaskę i niełaskę Rosji czerwonej.
Portal ARCANA: Czy Józef Piłsudski, w czasie gdy decydowały się losy wojny domowej w Rosji w 1919 r., mógł liczyć w dalszej perspektywie na poparcie zagraniczne w sprawie „trzeciej” Rosji?
Piłsudski niewiele pisał i nie zostawił zbyt wielu napisanych przez siebie dowodów czy wskazówek dotyczących jego sposobu myślenia, zwłaszcza gdy podejmował wiele kluczowych dla Polski decyzji. Pisał oczywiście nawet obszerniejsze teksty, np. na o powstaniu styczniowym 1863 roku, ale jak dochodził do swoich decyzji w momencie kiedy rządził państwem i dowodził Wojskiem Polskim, na ten temat jesteśmy zdani troszkę na źródła pośrednie, na relacje adiutantów itd. Z tych materiałów którymi dysponujemy, myślę, że można jednak odtworzyć jego sposób myślenia w tamtym czasie. Dla Piłsudskiego najważniejsze było pozyskanie sympatii Wielkiej Brytanii, bo uważał, że to ona jest po I wojnie najsilniejsza. W dużym stopniu miał rację. Mylił się natomiast sądząc, że może te sympatie Anglii pozyskać. Piłsudski brutalnie grał przeciwko Dmowskiemu na terenie Anglii już od czasu pierwszej wojny światowej, kiedy August Zalewski, jako reprezentant środowisk aktywistycznych powiązanych z Piłsudskim, kopał dołki w Londynie pod Komitetem Narodowym Polskim. Piłsudski liczył na to, że będzie mógł się przedstawić w kontraście do Dmowskiego – tu taki zły, polski imperialista czy nacjonalista, a wiadomo, że liberał Lloyd George nie akceptuje tego kierunku, więc może Piłsudski – demokrata, prawie socjalista, czy były socjalista – będzie dla brytyjskiego premier, liberała bardziej do przełknięcia. Nie docenił tego sposobu myślenia – który ja poznaję, a jest mi łatwiej, kiedy mam dzisiaj dostęp do tych setek dokumentów – Foreign Office czy samego Davida Lloyd George’a, w których nie ma miejsca na sympatię dla jakiejkolwiek Polski po prostu, bo Polska nie była Wielkiej Brytanii do niczego potrzebna. Polska nie była Wielkiej Brytanii do niczego potrzebnaTo nie jest żadna pretensja do Wielkiej Brytanii, po prostu z rachunku politycznego wynikało, że Polska nie jest tutaj Londynowi potrzebna. Inaczej myślał tylko Halford Mackinder, tworca nowoczesnej geopolityki, który był zwykłym posłem do parlamentu, teoretykiem o znikomych wpływach politycznych. On na przełomie 1919 i 1920 roku udał się z oficjalną misją do Piłsudskiego i Denikina który już wtedy był przegrany, żeby połączyć jakoś ich wysiłki. Mackinder uważał, że dla Wielkiej Brytanii, mocarstw anglosaskich, ważne byłoby, aby wyrwać ten teren Europy Wschodniej spod kontroli i Niemiec, i Rosji i stworzyć taki przyczółek własnych, atlantyckich wpływów opartych o rolę Polski jako zwornika tego przyczółka. Tak to widział Mackinder, ale tak nie widział tego nikt inny poza nim w elitach brytyjskich, a wśród ludzi realnie sprawujących władzę głos Mackindera nie był specjalnie ważny. W rządzie brytyjskim sytuacja wyglądała w ten sposób, że jedynym realnym i silnym zwolennikiem interwencji antybolszewickiej był kierwonik ministerstwa wojny Winston Churchill, ale i dla niego ważna była nie niepodległość Polski, ale przede wszystkim likwidacja bolszewizmu. Bardzo chciał i włożył w to resztki autorytetu, które mu jeszcze zostały po pierwszej wojnie światowej, po nieszczęsnej operacji Gallipoli, i resztki wpływów politycznych, żeby przekonywać opinię polityczną i rząd, którego był członkiem, do wspierania białej Rosji. Takie było stanowisko Churchilla, bo był antybolszewikiem i to było dla niego istotne. Natomiast tak samo jak Lloyd George, również Churchill, i to była oś rozumowania brytyjskiego, uważał, że najgorszym złem dla Wielkiej Brytanii jest porozumienie Rosji z Niemcami. Jak one się porozumieją, to wyrugują wpływy brytyjskie z kontynentu. A one się będą porozumiewały zawsze, ilekroć będzie między nimi takie państwo, którego wspólnie nienawidzą, do którego mają wspólnie pretensje. Lepiej więc, żeby one graniczyły ze sobą, żeby kłóciły się ze sobą, żeby tarły się ze sobą. Porozumienie – pisał o tym wyraźnie jesienią 1919 roku Churchill – czy to czerwonej Rosji z czerwonymi Niemcami, bo to był horyzont Lenina – zbudować czerwone Niemcy, czy porozumienie czarnej Rosji z czarnymi Niemcami, czyli budowa monarchicznej Rosji w porozumienie z jakimiś neokajzerowskimi Niemcami, czy jakakolwiek inna konfiguracja, w której Rosja porozumiewa się z Niemcami nie jest korzystna dla Wielkiej Brytanii. Trudno odmówić temu rozumowaniu racji. Do tego dochodziło jeszcze coś innego: liberalne ramy myślenia Lloyda George’a, które sprowadzały się do większej sympatii dla tzw. postępowych reżimów. Bolszewicy, chociaż może dziwaczni z punktu widzenia tego walijskiego gentelmana, jednak niewątpliwie byli bardziej „postępowi” od białej Rosji i od czegokolwiek, co było w Polsce. Byli trochę dziwaczni, ale generalnie za „Kanałem” mieszkają sami dziwaczni ludzie. We Francji też są dziwacy, w Niemczech są dziwacy. Prawdziwi ludzie są właściwie tylko w Wielkiej Brytanii – to jest ta perspektywa imperialna, brytyjska – tylko my, Anglicy, jesteśmy normalni. Już Francuzi, co prawda znamy ich, współpracujemy z nimi i niemało mamy im do zawdzięczania, ale nawet oni są tacy histeryczni jacyś, nie mówiąc o ich jadłospisie, wykraczającym poza fish and chips. Ta imperialna perspektywa jest tutaj bardzo ważna, skrajnie w dodatku lekceważąca dla tych krajów, których nie było na mapie w XIX wieku, kiedy Imperium Brytyjskie budowało swoją potęgę. W tej perspektywie, są dziwni Niemcy i dziwni Rosjanie, ale oni muszą być, bo oni zawsze byli w XIX wieku. A między Rosją i Niemcami nic nie było. No to, jeśli znowu tam nic nie będzie, to nic się nie stanie. między Rosją i Niemcami nic nie było. No to, jeśli znowu tam nic nie będzie, to nic się nie stanieCo prawda trzeba było od 1917 roku poprzeć niepodległość Polski, bo sama republikańska Rosja się na to zgodziła, i wpłynęły na to trochę dynamika pierwszej wojny światowej i prezydent Wilson – te trzy czynniki sprawiły, że nie można było wtedy zostawić sprawy polskiej zupełnie bez wsparcia. Ale już w pierwszej reakcji na tę właśnie konieczność zajęcia stanowiska w sprawie polskiej wypowiedział się lord Balfour jako sekretarz Foreign Office w grudniu 1916 roku. Stwierdził jednoznacznie: w naszym, brytyjskim interesie nie leży odbudowanie Polski, bo kiedy Polska powstanie, to Niemcy i Rosja zbliżą się do siebie, natomiast kiedy Polski nie ma, to Niemcy będą z Rosją rywalizowały. Kiedy rozdziali je Polska – Niemcy mogą zwrócić swoje agresywne plany na zachód (na Francję, Belgię, Holandię – a na tym akurat nam w Anglii zależy), zaś Rosja zwrócić się ku Azji, tam gdzie nasze najcenniejsze kolonie… Zatem nie należy odbudowywać Polski; najlepiej będzie nadać polskim ziemiom autonomię pod panowaniem rosyjskim. Tu tkwił problem. Piłsudski chciał jakoś przełamać ten sposób myślenia - i to mu się zupełnie nie udawało. Polska mogła liczyć tylko na Francję, z jednego powodu, ale za to zasadniczego. Skoro nie ma białej Rosji, o której Francuzi marzyli, która zwraca długi i jest znowu potężnym sojusznikiem przeciwko rewizjonizmowi Niemieckiemu, to jest Polska. Allie de remplacement – zastępczy sojusznik. Z braku laku może być i Polska. Im bardziej oddala się perspektywa białej Rosji w 1919 roku, tym bardziej rośnie pozycja Polski.
Portal ARCANA: Tym bardziej, że Polska miała oczywisty konflikt z Niemcami, które nie chciały się pogodzić ze stratą Wielkopolski i Pomorza, nie mówiąc nawet o Śląsku.
Tak. Dla Georges’a Clemenceau i jego następców to było bardzo ważne. To był realny punkt wspólny, Jak długo nie było białej Rosji, tak długo Francja mogła Polskę wspierać. I tutaj widać, że to co stało się 1919 roku, czyli zwycięstwo czerwonych nad białymi niewątpliwie służyło Polsce – na krótką metę – bo Francuzi nie musieli już reagować na polityczne żądania swojej wschodniej aliantki, czyli carskiej (a potem białej) Rosji. A te żądania były proste: Polska do Bugu. I Francja poparłaby ten postulat. Przypomnijmy, że w grudniu roku 1919 Rada Najwyższa Ententy ustaliła wschodnią granicę Polski i to była linia Bugu. Co prawda Galicję przyznano nam w całości, włącznie z Galicją Wschodnią, na którą otrzymaliśmy mandat na 25 lat. Ta prowizoryczna granica miała zostawić Wilno i Grodno po stronie niepolskiej. Linia z grudnia 1919 roku zakładała co prawda, że Polska będzie mogła później poszerzyć te granice nieco bardziej na wschód, to była linia minimum. Minimum dla Polski. Ale pokazywała ona, że nie byłoby dla Francji problemem wrócić do tej linii minimum, gdyby tylko odrodziła się biała Rosja. Jak długo nie było z kim rozmawiać Francuzom w Moskwie czy Piotrogrodzie, tak długo liczyli się z Polską. I to właśnie realnie wykorzystywał Piłsudski. Natomiast stawka na Londyn była bezowocna.
Portal ARCANA: Czy Piłsudski zdawał sobie sprawę z tego aliansu republikańskiej Francji z białą Rosją? Czy to był faktyczny układ polityczny, czy to bardziej współczesna percepcja?
Oczywiście, że sobie zdawał. Piłsudski odbierał raporty dyplomatów, np. Maurycego Zamoyskiego, który siedział w Paryżu. Był stale informowany o polityce zagranicznej przez ludzi fachowych. Do tego zresztą nie trzeba byłoby jakiś specjalnie wnikliwych raportów, które skądinąd Piłsudski odbierał i czytał w sposób inteligentny. Wystarczyła elementarna orientacja, bo o tym pisała na co dzień prasa francuska i wystarczyło ją czytać, a Piłsudski doskonale znał język francuski i czytał wycinki z tamtejszych gazet. Przekaz był jasny: trzęsiemy się w Paryżu z ochoty, żeby powróciła już ta biała Rosja, bo tylko ona przywróci nam nasze utracone franki i tylko ona będzie tą skuteczną zaporą dla Niemiec – o tym mówiono w parlamencie francuskim, Journal des Débats pisał o tym codziennie. To nie była żadna tajemnica, to była wiedza oczywista dla każdego, kto interesował się polityką.
Portal ARCANA: Tymczasem wojna polsko-bolszewicka rozpętała się na dobre i jej kolejne etapy zaprowadziły Armię Czerwoną na rogatki Warszawy.
Pierwszy etap, to pytanie, czy można zawrzeć z Rosją czerwoną pokój: już od grudnia 1919 r. W społeczeństwie polskim zdania były podzielone. Część przedstawicieli kół nie tylko skrajnie lewicowych, ale także część narodowej demokracji, była za tym, że jest to możliwe, choć trudne. To nie było jednoznaczne poparcie dla pokoju z Rosją, to była raczej chęć zawarcia takiego pokoju, które zaakceptują mocarstwa zachodnie, w szczególności Francja. Nie ma co ukrywać, Roman Dmowski bardzo mocno oglądał się na Paryż. To było dla niego ważne i być może racjonalne. Francja, to filar traktatu wersalskiego, realna siła w Europie zachodniej, na której mogła się oprzeć europejska orientacja polski. I dlatego sondaże prowadzone w styczniu 1920 roku przez rząd Leopolda Skulskiego w Paryżu i Londynie miały sprawdzić, czy Wielka Brytania i Francja poprą pokój Polski z Rosją bolszewicką. W Paryżu nastąpiło chłodne przyjęcie: raczej nie zawierajcie pokoju, ale też nie prowadźcie wojny ofensywnej. Bo pokoju z tymi dzikusami bolszewikami, którzy zabrali nam nasze pieniądze i zniszczyli naszego wspaniałego sojusznika, nie można zawierać. A w Londynie Lloyd George przekonuje polskiego ministra, by ten nie przejmował się w ogóle sąsiedztwem z bolszewikami, bo bolszewicy nie mają w tych dzikich krajach, z którymi graniczą na zachodzie, nic ciekawego do zyskania poza tyfusem. Tak dosłownie powiedział do polskiego ministra spraw zagranicznych. Czyli, że bolszewicy nie najadą na te kraje (na Polskę), nic tutaj nie zdobędą, bo tutaj nie ma nic ciekawego, żadnych bogactw. Spokojnie, nie musicie zawierać pokoju, ale nie obawiajcie się wojny. My was oficjalnie nie namawiamy do pokoju, ale rozumiecie, że nic wam ze strony bolszewików nie grozi... Sam Lloyd George inicjuje wtedy politykę negocjacji z bolszewikami, najpierw handlowych, a potem politycznych. I tutaj zaczynają się rozchodzić drogi Paryża i Londynu. Paryż nie chce z bolszewikami rozmawiać, a Lloyd George po prostu zaczyna te rozmowy. W tej sytuacji, skoro nie ma poparcia państw zachodnich do pokoju z bolszewikami, nie ma też zachęty do wojny, Piłsudski ma uwolnione ręce – musimy sami rozstrzygnąć, co zrobimy w stosunkach z Rosją. Czy zdecydujemy się zawrzeć – że tak powiem – separatystyczny pokój z Rosją czerwoną. Pokój, którego nie uznaje ani Francja ani Wielka Brytania, ale pokój, który możemy zawrzeć jako suwerenne państwo, bo toczą się rokowania pokojowe. Tylko, że wtedy wystawiamy się na potrójne niebezpieczeństwo. Bolszewicy mogą złamać ten pokój bardzo szybko, skoro nie przegrali żadnej konfrontacji militarnej z Polską. Militarnie nic im się nie stało, podpisują pokój, bo tego chcą, ale jutro mogą przestać go szanować. Po drugie, społeczeństwo polskie będzie wystawione na propagandę bolszewicką, która – bez żadnego doświadczenia zetknięcia z zagrożeniem bolszewickim w dużej części Polski centralnej – mogła być dość skuteczna. Trzecie niebezpieczeństwo, które szczególnie tutaj trzeba podkreślić, to fakt, że Rosja czerwona, która zaczynała już wtedy rozmowy z Londynem, mogła w pewnym momencie odwrócić sytuację, mogła powiedzieć: tutaj jacyś Polacy zawarli z nami porozumienie, ale my teraz rozmawiamy z Londynem, ze znaczenie poważniejszą siłą i Londyn proponuje nam zupełnie inne, lepsze granice. Dlaczego mamy się z liczyć ze świstkiem papieru podpisanym z mało ważną Warszawą? To były wszystko elementy rozumowania, które brał pod uwagę Piłsudski, oczywiście miał też na względzie swoje przygotowania do wojny – bo on chciał tej wojny. Piłsudski nie został do niej zmuszony. To było połączenie poważnej refleksji nad kontekstem politycznym, biorącej pod uwagę realne czynniki, z planem militarno-politycznym, który Piłsudski już miał. W oparciu o Ukrainę – sojusz z Petlurą – uderzyć na Ukrainę i stworzyć tam silny bufor, który ubezpieczy Polskę od imperialnego rewizjonizmu rosyjskiego. I wtedy jako siłę zapasową uruchomił właśnie Sawinkowa. W styczniu 1920 r. zawarł z nim pierwsze porozumienie, drugie zawrze w czerwcu. Trzecia Rosja, po obaleniu Rosji czerwonej miała zająć miejsce bolszewickiego eksperymentu. To miał być trzeci akt całego planu – najpierw wojna, potem usamodzielnienie Ukrainy, załamanie rządów bolszewickich w Moskwie, wejście Sawinkowa.
Nadchodzi kwiecień 1920 r. i niebywałe sukcesy, m.in. zdobycie Kijowa. To jest ważne ze względu na nastroje społeczne: poczucie triumfu, nawiązanie do tradycji Trylogii – bowiem wkraczamy na te same ziemie, na których toczą się najpiękniejsze strony powieści Sienkiewicza. Ten entuzjazm dozna gwałtownego załamania w toku omawianej wojny. Niewątpliwe błędy militarne Piłsudskiego zaważyły na dalszych losach zmagań. Nie jestem historykiem wojskowości, ale parę błędów Piłsudskiemu można zarzucić, np. zbyt późne wycofanie się z Kijowa albo pobłażliwość dla lekceważącego rozkazy a dowodzącego armią w Kijowie generała Rydza-Śmigłego. Po tamtej niesubordynacji Śmigły nie powinien otrzymać więcej żadnej wojskowej misji. Po tamtej niesubordynacji Śmigły nie powinien otrzymać więcej żadnej wojskowej misji. Opóźnianie ewakuacji Kijowa w momencie strategicznego zagrożenia naraziło polską armię na poważne straty.
Wojsko się cofa, ale morale Polaków nie spada zupełnie, owszem – jest poczucie przybicia, klęski, niepowodzenia, na forum sejmowym podjęto próby rozrachunku. Domagano się rozdzielenia dwóch funkcji Piłsudskiego – Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza. Kiedy to się nie udało, to Dmowski, pomysłodawca tego rozdzielenia, wycofał się z Rady Obrony Państwa. To była naturalna reakcja niemiłego zaskoczenia po tym wielkim triumfie, jakim były polskie orły w Kijowie.
Portal ARCANA: Endecja do samej wyprawy kijowskiej, nawet w jej początkowym, pomyślnym przebiegu, nie była entuzjastycznie nastawiona.
Tak, stanowisko endeków było zbliżone do propozycji francuskiej – bronić się. „Szykujmy się do walki” – wszak endecja nie popierała pokoju z bolszewikami – a gdy nas napadną to pokażemy, że jesteśmy napadnięci. Niestety, faktycznie to bolszewikom udało się utrwalić w propagandzie obraz Polski jako agresora.
Portal ARCANA: Nawet Kissinger tak pisze w swojej „Dyplomacji”…
Prawie wszyscy tak piszą. Na szczęście kilka nowszych prac w języku angielskim (Pipesa, Snydera, Zamoyskiego) pokazuje, że wojna rozpoczęła się na początku 1919 r. od sowieckiej agresji na zachód, a nie wyprawą polską na Kijów w kwietniu 1920. Linia obrony wyznaczana przed kwietniem roku 1920 czy to przez Francuzów czy też endeków była wysunięta odrobinę bardziej na wschód niż późniejsza granica II Rzeczypospolitej. Można tylko spekulować, czy ten wariant zapewniłby Polsce propagandową przewagę. Bolszewicy mogliby wołać, że walczą z daleko na wschód wysuniętym polskim imperializmem.
Portal ARCANA: Nie będziemy pytali o znany i opracowany aspekt militarny sierpnia 1920 r., ale w kontekście tego co się obecnie w Polsce dzieje – niewiary w polską historię, w polskie możliwości – jakby Pan Profesor mógł odpisać nastroje polskie w pierwszej połowie sierpnia 1920 roku. Jakie musiały być odczucia Polaków, który widzieli, jak ambasadorowie obcych krajów uciekają z Warszawy. Ta krucha niepodległość, odzyskana tak niedawno, zawisła na włosku. Czy pojawiły się tendencje kolaboranckie?
Koncepcja Piłsudskiego, którą ostatecznie zrealizowano, okazała się zawodna. Stąd w społeczeństwie wystąpiła gorycz, żal. Ale rozrachunki, które się rozpoczęły, nie przerodziły się w załamanie, w klęskę. Budziło to zdumienie wśród zagranicznych obserwatorów w Warszawie. Mamy sierpień 1920 r. i w Warszawie nie ma śladów paniki. Co prawda stolicę opuszczają pracownicy kolejnych ambasad, ale ludzie dość beztrosko podchodziła do faktu, że oto zaraz mogą wkroczyć bolszewicy. Dwa miesiące cofania się wojska aż na rogatki Warszawy nie wywołały paniki. Dwa miesiące cofania się wojska aż na rogatki Warszawy nie wywołały panikiDruga sprawa to jest bezprecedensowy napływ do Armii Ochotniczej. Czasem werbunek nie dotyczył takich zupełnych ochotników – niejednokroć matka, siostra czy kolega wypychał tego mniej odważnego, w polskich domach nieustannie przewijało się hasło „musisz iść”. Presja społeczna zrobiła swoje. Są dane policyjne i wojskowe mówiące o dezercji, ale jej skala była mniejsza niż – uwaga – dezercja nawet w armii francuskiej w 1917 r. Armia polska sięgała już wtedy prawie miliona żołnierzy. Pojedyncze przypadki ucieczek nie wpłynęły na stan obronności armii w którymkolwiek momencie kampanii. Nie miała miejsca żadna ucieczka, która by wywołała załamanie frontu. Warto to porównać z postawami Ukraińców, Białorusinów i Rosjan skonfrontowanych z postępami Armii Czerwonej. Tam propaganda bolszewicka okazała się nie dość skuteczna. Co prawda i na polskiej ziemi wszędzie tam, gdzie stanęła stopa żołnierza Armii Czerwonej, tam powstawały rajkomy i tworzono struktury administracyjne sowieckie. Zgłaszali się tam przedstawiciele partii, od lewicy, PPS, przez partie chłopskie po endecję. Jak to możliwe, że Warszawa wygląda jak normalne miasto, gdy silniejsza armia bolszewicka stoi u jej bram?To byli zazwyczaj mniej ważni członkowie tych partii, stanowiąca zdecydowaną mniejszość w społeczeństwie. Z większym entuzjazmem do bolszewickich porządków odnosiły się inne mniejszości, np. Żydzi czy Niemcy – jak to miało miejsce na Pomorzu, gdzie także wkroczyła Armia Czerwona. Było to związane ze stopniem akceptacji przez te mniejszości nowego państwa polskiego – jednak w skali ogólnej nie doszło do załamania lojalności wobec Rzeczypospolitej. To też zdumiewało obserwatorów zagranicznych. W raportach lorda D’Abernona, dziś spoczywających w archiwach Foreign Office, przebija zdumienie. Jak to możliwe, że Warszawa wygląda jak normalne miasto, gdy silniejsza armia bolszewicka stoi u jej bram?
Warto zauważyć, że to Warszawa była w tym momencie największym miastem byłego Imperium Rosyjskiego. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale Warszawa była w tym momencie większa od Moskwy i Piotrogrodu. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale Warszawa była w tym momencie większa od Moskwy i PiotrogroduWarszawa trochę spuchła od uchodźców, ale nie to stanowiło o jej przewadze demograficznej, wszak liczba mieszkańców tylko nieco przekroczyła milion. To pokazuje raczej, jaką tragedią cywilizacyjną była rewolucja bolszewicka dla miast rosyjskich – to Moskwa i Piotrogród drastycznie się skurczyły. Mówię o tym dlatego, by uświadomić ewentualnym czytelnikom tego wywiadu fakt, że to, iż Polska prowadziła wojnę z tą Rosją, nie był jakimś szaleństwem, tylko wykorzystaniem jedynego momentu swoistego rodzaju przewagi nad wschodnim sąsiadem. W tym sensie zachowanie Piłsudskiego miało głębszy sens, ta gra o wszystko była prowadzona w sytuacji innej niż w 1812 czy 1984 r. Właśnie w tej wyjątkowej sytuacji, jaka powstała tuż po I wojnie i wyczerpującej Rosję, najokrutniejszej, najbardziej niszczącej pierwszej fazie rządów bolszewickich – okazało się, że Polska zmobilizowała się na tyle, że mogła stawić czoła Armii Czerwonej. Bolszewicy mieli już wtedy 4,5 miliona żołnierzy, a Wojsko Polskie miało milion. Tych zupełnie nadających się do walki po polskiej stronie mogło być ok. 150 tys., zaś u czerwonoarmistów 350-450 tys. w skali całej Rosji. Przypomnijmy jednak, że w 1920 r. z powodu chorób, zwłaszcza tyfusu, w Armii Czerwonej zmarło ćwierć miliona ludzi! To są oficjalne dane służb medycznych Armii Czerwonej. To znów przypominam dlatego, że stałym motywem dzisiejszej propagandy Kremla jest twierdzenie, że Polacy wymordowali jeńców bolszewickich w liczbie 110 tys., gdy zaś realne dane mówią o 16 lub 18 tys. zmarłych w obozach jenieckich – zmarłych właśnie na szalejące wtedy choroby zakaźne, z tyfusem na czele. Jak się te liczby mają do siebie, gdy na rosyjskich tyłach zmarło 15 razy więcej żołnierzy Armii Czerwonej niż w polskich obozach jenieckich?
Portal ARCANA: Jednak w miesiąc po bitwie warszawskiej podjęto kolejną niejawną próbę dogadania się z bolszewikami.
Udział samego Piłsudskiego w tej próbie porozumienia nie jest udowodniony, ale wiemy na pewno, że uczestniczył w nich wysłannik wicepremiera ówczesnego rządu, Ignacego Daszyńskiego. Była to próba porozumienia się z Moskwą za pomocą sowieckiego agenta w Berlinie, Wiktora Koppa, bardzo ważnej postaci w świecie tajnych służb. To on negocjował przez lato 1920 r. porozumienie bolszewicko-niemieckie, które miało dobić Polskę. Na szczęście dla Polski Lenin nie był wtedy zwolennikiem tego porozumienia. Lenin był nieufny, być może dlatego, że pamiętał jak Niemcy chcieli go wykorzystać jako swojego agenta. Dla Polski okazało się to zbawienne, bo Kopp prowadził już daleko idące negocjacje i gdyby na miejscu Lenina stał Trocki, to do porozumienia by doszło. Tajne rozmowy z września 1920 r. wydawały się Daszyńskiemu możliwością najszybszego przerwania działań wojennych i ustalenia warunków realnego porozumienia. Stawiał jednak warunek: usamodzielnienie Ukrainy. Dla bolszewików jednak uniezależnienie Ukrainy było nie do przyjęcia, pod jakimkolwiek względem. „Żadnych mrzonek o Ukrainie” – zdawała się mówić strona bolszewicka dając tym samym sygnał, że żadna władza na Kremlu na to nie pozwoli. „Żadnych mrzonek o Ukrainie” – zdawała się mówić strona bolszewicka dając tym samym sygnał, że żadna władza na Kremlu na to nie pozwoli. Sprawy Białorusi wtedy nie omawiano. Przypomnijmy, że wrzesień 1920 r. to już masowe wystąpienia Polaków wszystkich opcji, nie tylko socjalistów, ale narodowych demokratów, ludowców wszelkiej „maści” – za pokojem z Moskwą. Dominowało zmęczenie wojną, która w sumie trwała 6 lat. Wydawało się, że nadszedł wreszcie moment – po odpędzeniu bolszewików spod Warszawy, w którym można było sobie urządzić wolną Polskę. Świtalski, adiutant Piłsudskiego, pisał o dylematach Naczelnika. Piłsudski przyznawał, że niewiele da się zrobić – a było to już po zwycięstwie w bitwie nad Niemnem w końcu września 1920. No bo co nam zostało? Pójdziemy ponownie nad Dniepr, tam się znów okaże, że nas nie chcą. Ukraina nie ma sił, by powstać sama i będzie nas czekało to samo – wahadło wojny. Piłsudski miał takie nastawienie, że on, wielki wódz, nakreśla dalekowzroczne wizje, a naród chce zadowolić się małym. Odepchnięto wroga i Piłsudski ma ręce związane: społeczeństwo nie chce dalej walczyć, Ukraińcy, tak jak wcześniej Litwini, nie chcą współpracować z Polską; możena tylko zawrzeć pokój.
Portal ARCANA: Wydaje się, że przebieg negocjacji w Rydze także obrósł mitami. Zwłaszcza obarczenie jednego z reprezentantów strony polskiej, Stanisława Grabskiego, winą za pozostawienie wielu Polaków za wschodnią granicą.
Grupa negocjacyjna składała się z reprezentacji sejmowej, ludowiec stał na czele, ale najbardziej rozeznanym członkiem był właśnie niedawny przewodniczący komisji spraw zagranicznych Sejmu, Stanisław Grabski. Sojusz Grabskiego z socjalistami wiódł prym wewnątrz tej delegacji. W składzie byli też obserwatorzy z ramienia naczelnego wodza Józefa Piłsudskiego, którzy codziennie raportowali mu o szczegółach rozmów. To jest jedno z najważniejszych źródeł informacji i mam żal do historyków polskich, którzy często udają, że te źródła są niedostępne – a można je uzyskać choćby w Instytucie Piłsudskiego w Nowym Jorku. Znamy więc nastawienie Piłsudskiego do tej delegacji. A naczelnik nie chciał od niej niczego oprócz załatwienia jednej jedynej sprawy: odcięcia Litwy od Rosji Sowieckiej. Wiedział, że Litwa nie pogodziwszy się z utratą Wilna zrobi wszystko, by je odzyskać. Było oczywiste, że Litwa będzie wrogiem Polski, a całe społeczeństwo polskie chciało Wilna w granicach Rzeczypospolitej.Piłsudski się obawiał, że granica litewsko-sowiecka będzie otwarciem sowieckiego korytarza do Niemiec Piłsudski się obawiał, że granica litewsko-sowiecka będzie otwarciem sowieckiego korytarza do Niemiec, z którymi Litwa graniczyła poprzez Prusy Wschodnie. Ten pas terytorium polskiego, który oddzielił Litwę od państwa sowieckiego przeszedł do historii pod nazwą korytarza Grabskiego. Przypisywano tę granicę Grabskiemu i od razu zaczęła się tworzyć legenda o „Kainie” Grabskim, co rzucono mu z mównicy sejmowej. Cały wynik pokoju był Grabskiemu przypisany, rzekomo on miał przehandlować ten korytarz za jakieś ziemie, które miał oddać bolszewikom. Nie jest to prawdą. W oparciu o polskie archiwalia wiemy, że Piłsudski nie chciał na wschodzie nic więcej nad to, co dostał. W oparciu o polskie archiwalia wiemy, że Piłsudski nie chciał na wschodzie nic więcej nad to, co dostał.Skoro Piłsudski nie mógł walczyć zbrojnie o swój plan maksimum to z niego zrezygnował. Grał o niego i przegrał: o Kijów, o trwałe odrzucenie Rosji. Naczelnik chciał więc zabezpieczyć minimum: linie rokadowe kolejowe, te które zapewnią łączność wzdłuż granicy i zagwarantują logistykę dla polskiego wojska. Ten postulat zrealizowano.
W oparciu o źródła sowieckie, które zbadał ostatnio najgruntowniej Jerzy Borzęcki, historyk z Kanady, udowodniono, że ani przez chwilę nie było w Moskwie zgody na oddanie Polsce Mińska. Także Adolf Joffe, negocjator sowiecki w Rydze, nie zamierzał oddawać ani piędzi ziemi. Depesze między Joffem a Cziczerinem i Trockim oraz Leninem nie zawierały choćby wzmianki na temat możliwości „odpuszczenia” w sprawie Mińska. Stolicę Białorusi można było utrzymać, gdybyśmy chcieli prowadzić dalej wojnę o ten teren. W październiku 1920 r. Wojsko Polskie było w Mińsku, ale musiało się wycofać. Bo bolszewicy nie chcieli tego oddać, a społeczeństwo polskie nie chciało o tę ziemię dalej walczyć.
Co innego zdradzona kresowa ludność polska, ci wspaniali „nadberezyńscy”, uwiecznieni w pieknej powieści Floriana Czarnyszewicza. Ale ona nie była zdradzona przez elity: to społeczeństwo polskie – nad Wisłą, nad Wartą, nad Pełtwią, a nawet nad Niemnem - nie wyrażało zgody na ryzyko kolejnych wielkich ofiar w celu postawienia słupów granicznych za Berezyną. Piłsudski nie wprowadził wtedy rządów wojskowych, nie przeprowadził zamachu stanu – a tylko wtedy mógłby tę wojnę prowadzić dalej. Jednak Naczelnik wiedział, że tę wojnę by przegrał – niekoniecznie na zewnętrznym froncie, ale właśnie wewnątrz Rzeczypospolitej, wobec braku poparcia społecznego. Nawet PPS by go nie poparł. Nie było żadnej realnej alternatywy dla pokoju ryskiego.
Portal ARCANA: Czyżby więc ci Polacy z II Rzeczypospolitej, do których wzdychamy, okazali małoduszność?
Ja jednak nie podzielam poglądu Piłsudskiego na Polaków w tamtym czasie. Społeczeństwo polskie stanęło na wysokości zadania i wykazało się zdolnością do poświęceń, zaś plany Piłsudskiego nie powiodły się nie z powodu stanowiska Polaków, ale to najważniejszy partner – Ukraińcy nie chcieli realizacji tych planów (lub tez już po prostu nie mieli na to siły), Armia Czerwona okazała się silniejsza niż zakładał Piłsudski, zaś Zachodu nie przyszło żadne wsparcie.
Wielka Brytania, a konkretnie rząd Lloyda Georga zrobiła wszystko, żeby Polsce zaszkodzić w sierpniu 1920 r., co jest tematem na osobne opowiadanie. Winy państw zachodnich z roku 1944 czy 1945 wobec Polski są niczym wobec zachowania gabinetu Lloyda Georga podczas najazdu bolszewickiego na Polskę. Winy państw zachodnich z roku 1944 czy 1945 wobec Polski są niczym wobec zachowania gabinetu Lloyda Georga podczas najazdu bolszewickiego na Polskę.
Co innego Francja. Paryż udzielił realnej i bardzo ważnej pomocy Rzeczypospolitej. Ktoś zapyta – gdzie są te dywizje francuskie? Było 2 tys. oficerów francuskich rozsianych po całej armii polskiej. To miało ogromne moralne znaczenie. Kapitan de Gaulle i jeszcze 2 tys. takich jak on – dzięki nim Polacy w sierpniu 1920 widzieli, że nie są całkiem sami. Jednocześnie 10 sierpnia rząd brytyjski przysyła do Warszawy depeszę, w której proponuje, by Polska zgodziła się na warunki sowieckie, tzn. na sowietyzację Polski. Na szczęście Rzeczpospolita była w takim ferworze obrony, że nie zwrócono uwagi na ten akt zdrady Londynu...
Mamy w Polsce wiele ulic marszałka Focha. Zupełnie niepotrzebnie – nie był to przyjaciel Polski w 1920 r., a w swoich pismach wyrażał się o Polakach nieżyczliwie, z pogardą o jej możliwościach militarnych. Natomiast premier, a później prezydent Francji, Alexandre Millerand zrobił akurat wtedy, latem 1920 roku bardzo wiele dla Polski, także poprzez sprzeciw dla skrajnie antypolskiej aktywności Lloyda Georga na konferencjach Ententy.Historia Polski nie jest taka jednoznaczna, jak nam pamięc Jałty podpowiada: nie cały Zachód nas zdradził To Mitterand również naciskał na takie kraje jak Belgia czy Czechosłowacja, by nie blokowały dostaw sprzętu wojskowego do Polski, naciskał na odblokowanie portu w Gdańsku, gdzie zastrajkowali przeciw Polsce niemieccy dokerzy. Premier Francji zrobił bardzo wiele, by przełamać blokadę Polski. Historia Polski nie jest taka jednoznaczna, jak nam pamięc Jałty podpowiada: nie cały Zachód nas zdradził. Po tym doświadczeniu wsparcia znad Sekwany w 1920 roku Polacy byli autentycznie wdzięczni Francuzom. Proszę sobie wyobrazić czy w odpowiedzi na to wsparcie Polacy, polscy oficerowie, mogliby dwie dekady później przyklasnąć wkroczeniu Hitlera do Paryża?
Rozmawiali Adam Zechenter i Jakub Maciejewski