Głębocki: Pamiętajmy o losie tych sowieckich żołnierzy, którzy byli siłą wcieleni do Armii Czerwonej, a zagradotriady NKWD pilnowały ich z tyłu z karabinami maszynowymi
Zbyt często polskim politykom, historykom i geopolitykom przypisuje się rusofobię albo niechęć do Rosjan, gdy tymczasem surowa krytyka bieżącej polityki Kremla ma służyć w pierwszej kolejności zwykłym obywatelom największego kraju świata. O sowieckim dziedzictwie, o potrzebie legitymowania scentralizowanej władzy w Moskwie, oraz o tożsamości zwykłych Rosjan pamiętających sowieckie zbrodnie na własnym narodzie, a także o wielu innych aspektach mocarstwowej polityki historycznej władz rosyjskich, mówił specjalnie dla Portalu ARCANA dr Henryk Głębocki.
Portal ARCANA: Czym jest Dzień Zwycięstwa?
Henryk Głębocki: Pamiętajmy o zasadniczej różnicy: rosyjski (a niegdyś sowiecki) Dzień Zwycięstwa obchodzony jest 9 maja a nie 8 maja, kiedy to świat zachodni (a z nim i Polska po 1989 r.) świętuje rocznicę zakończenia II wojny światowej. Przypomnijmy, że III Rzesza skapitulowała 7 maja, kiedy to w Reims – kwaterze głównej aliantów – podpisano w imieniu III Rzeszy akt kapitulacji, który wchodził w życie następnego dnia, 8 maja. Jednak na żądanie strony sowieckiej, pragnącej podkreślić swą rolę, w nocy z 8 na 9 maja na przedmieściach Berlina kapitulację podpisał ponownie feldmarszałek Wilhelm Keitel w kwaterze głównej marszałka Gieorgija Żukowa.
Dzień Zwycięstwa, podobnie jak sama tzw. „wojna ojczyźniana” 1941-1945) wciąż pozostaje, jeżeli chodzi o współczesną pamięć historyczną Rosjan, jednym z symboli, które napawają ich dumą. Poczucie wygranej miało być pewną formą zapłaty, ekwiwalentem za potworności wojny, w której społeczeństwo sowieckie poniosło ogromne straty. Choć w tej chwili w Rosji do głosu dochodzą wnuki i prawnuki pokolenia wojny, to pamiętajmy, że w każdej rodzinie rosyjskiej istnieje tradycja i trauma z powodu tego, co ta wojna przyniosła. Napawające dumą zwycięstwo było od początku swojego rodzaju kompensacją wojennej traumy, tak też świadomie kreowano jego symbolikę w czasach sowieckich.
Sposób obchodzenia tej rocznicy miał przekonywać społeczeństwo sowieckie, a dzisiaj też Rosjan, iż za cenę ogromnego ludzkiego poświęcenia (w sensie ilości ofiar), państwo sowieckie ufundowało swoją pozycję jako wielkiego mocarstwa na arenie światowej. Powiązano wielką ofiarę i cierpienie milionów obywateli sowieckich ze statusem, jaki osiągnęło represyjne wobec nich państwo, które zdobyło pozycję globalnego mocarstwa, uświęcając ten status niejako milionami ofiar i przelaną przez nie krwią. Miało to pokazywać czytelnie sens poniesionych strat i zarazem tłumaczyć zwyczajnym „ludziom sowieckim” wartość tego zwycięstwa, pozwolić utożsamić się z państwem i jego zbrodniczym systemem. Współczesna Rosja świętując tę rocznicę w takim, niewiele zmienionym kształcie, świadomie odnawia w ten sposób więź współczesnych Rosjan z poczuciem przynależności do ostatniej formy swego imperium - sowieckiego imperium, którego rozpad Władimir Putin nazwał największą katastrofą geopolityczną XX wieku. W ten sposób, zgodnie ze świadomą polityką Kremla, święto to pozostało ważnym narzędziem integrowania Rosjan wokół tradycji sowieckich, odnawiającym sowiecką wersję tożsamości.
„Polityka historyczna” putinowskiej Rosji, służąca legitymizowaniu obecnej ekipy władzy i zasypaniu dzielących Rosjan różnic konsekwentnie podtrzymuje zbudowaną w czasach sowieckich symbolikę tego zwycięstwa i otaczającą je mitologię. Temu samemu służyło przywrócenie w przestrzeni publicznej szeregu symboli jak choćby stara melodia hymnu sowieckiego czy czerwony sztandar wojskowy, pod którym odniesiono zwycięstwo.
Portal ARCANA: Tylko że to zwycięstwo nie wszędzie może zostać odebrane jako jednoznacznie pozytywne wydarzenie.
H.G.: W rzeczy samej. Zwróćmy uwagę, że charakter święta, sposób jego obchodzenia i interpretowania, zawiera w sobie szereg zafałszowań. Najbardziej rażącym jest rzekome „wyzwolenie” niesione przez Armię Czerwoną, które dla narodów Europy Środkowej i Wschodniej wcale wyzwoleniem nie było. Ta różnica w pamięci historycznej jest źródłem wielu spięć pomiędzy zwykłymi Rosjanami a ich sąsiadami.
O wyzwoleniu nie możemy mówić w roku 1939, gdy Europa Wschodnia została w wyniku paktu Ribbentrop–Mołotow, który umożliwił rozpoczęcie wojny, podzielona na strefy wpływów a następnie stała się ofiarą dwóch totalitaryzmów i ich zbrodniczych eksperymentów. Co do roku 1944 i 1945 można by się odwoływać do formuły, którą zaproponował Jerzy Pomianowski – redaktor pisma „Nowaja Polsza”, iż Armia Czerwona przyniosła ocalenie przed eksterminacją, którą gotował Słowianom nazizm. Nie przyniosła jednakże wolności, gdyż sami żołnierze Armii Czerwonej byli częścią systemu niewolniczego, niosąc to zniewolenie na swoich bagnetach także innym narodom.
Warto zwrócić uwagę na cały szereg innych zafałszowań, szczególnie dotyczących liczby ofiar. W związku z tym, że Federacja Rosyjska jest sukcesorem Związku Sowieckiego, jej władze traktują straty poniesione przez ZSRS w ramach tej wojny jako ofiarę głównie Rosjan. Natomiast poprzez to, że obchody rocznicy są organizowane w Moskwie, na państwo rosyjskie spływa zarazem chwała związana z tym zwycięstwem i prawo do swoistej „dystrybucji szacunku”. Zarazem współcześnie to zwycięstwo jest wykorzystywane w celach propagandowych lub w celu forsowania na arenie międzynarodowej putinowskiej „polityki historycznej”.
Zapomina się o fakcie, że w Armii Czerwonej walczyły miliony żołnierzy, młodych rekrutów wziętych siłą, którzy często z ideologią systemu sowieckiego niewiele mieli wspólnego. Wśród ofiar olbrzymi udział miały inne niż Rosjanie grupy narodowościowe ZSRS, szczególnie Białorusini czy Ukraińcy. Eksponowanie strat wojennych przesłonić też miało wcześniejsze ofiary zbrodni systemu sowieckiego, szczególnie z lat 30. – wielkiej kolektywizacji, wielkiej czystki a w końcu karania całych narodów, deportowanych w stepy Kazachstanu i na Syberię także w czasie wojny.
Pamiętajmy, że po II wojnie światowej, ZSRS, a później i jego sukcesor, Federacja Rosyjska, wykorzystywały w stosunkach z innymi krajami (a wcześniej swymi wasalami) argument ofiar, tysięcy żołnierzy sowieckich, którzy zginęli podczas marszu na Zachód, do podkreślenia szczególnej pozycji w relacjach z sąsiadami. Wersję Kremla umacnia cała mitologia zbudowana wokół tego zwycięstwa: pochodu „wyzwoleńczej” Armii Czerwonej. Ofiary sowieckie miały być źródłem moralnego zobowiązania reszty świata, szczególnie krajów Europy Środkowowschodniej, jak również fundamentem pozycji mocarstwowej Związku Sowieckiego i jego sukcesora – Rosji.
Portal ARCANA: Jaką rolę odegrała Wielka Wojna Ojczyźniana w budowaniu tożsamości sowieckiej i jak wpływa na tożsamość współczesnych Rosjan?
H.G.: „Wojna ojczyźniana” została przetworzona na rodzaj mitu legitymizującego mocarstwo, które właśnie w wyniku tej wojny zdobyło hegemonię w sporej części Eurazji i stało się globalnym graczem. Tak więc pozycja Związku Sowieckiego i współczesnej Rosji wyrasta niejako z wojny i ofiar podczas niej poniesionych. Sposób rozumienia tej wojny w przypadku dzisiejszych Rosjan jest skrajnie odmienny od stosunku do niej tych narodów, które doświadczyły totalitaryzmu sowieckiego.
Wielu Rosjan pamięta jednak, jak naprawdę z perspektywy żywych ludzi wyglądała ta wojna. Powstają publikacje na ten temat, a co najważniejsze dla przestrzeni publicznej – pojawiają się nawet filmy, które pokazują tę traumę, jaką dla zwykłych mieszkańców ZSRS stała się wojna. Jak np. oparty na wstrząsających Opowiadaniach kołymskich Warłama Szałamowa film telewizyjny Ostatnia walka majora Pugaczowa w reżyserii Aleksandra Czerniajewa (2005) opowiadający o losie sowieckich jeńców, którzy dostali się do niemieckiej niewoli a po ucieczce z niej i przedarciu się do swoich, po okrutnym śledztwie wtrącani byli do GUŁagu, skąd znów usiłowali uciec. Innym przykładem może być film Nikołaja Dostala Sztrafbat o losie więźniów GUŁagu i żołnierzy wcielonych do batalionów karnych, traktowanych jak mięso armatnie, bez uzbrojenia rzucanych do ataku, pilnowanych z tyłu przez zagradotriady NKWD z karabinami maszynowymi. Niestety, w przestrzeni publicznej lat ostatnich dominowała masowa wręcz produkcja obrazów, jeśli nie zamawianych przez Kreml, to wyraźnie trafiających w jego zapotrzebowanie, jak opowieści o pełnych chwały dziejach sowieckich służb specjalnych i bohaterów „cichego frontu”, z której to tradycji wywodzą się obecne władze Rosji i znaczna część jej elit.
Pamiętajmy więc o tragicznym losie milionów sowieckich żołnierzy (a wśród nich nie tylko Rosjan). Z jednej strony z powodu tego, jak byli traktowani przez Niemców, ale także dlatego, że zostali pozostawieni własnemu losowi przez Związek Sowiecki – wyparto się ich, uznając że każdy żołnierz, który dostaje się do niewoli jest zdrajcą. Do tego wielu obywateli sowieckich uciekło przed Armią Czerwoną na Zachód a potem, w wyniku porozumień jałtańskich, zostali znów oddani w ręce Stalina, co w najlepszym wypadku oznaczało dostanie się do łagrów. O tych ofiarach wojny także Zachód nie chciał pamiętać. Zresztą wiedza o tym jak II wojna wyglądała na wschodzie Europy jest u naszych zachodnich sąsiadów minimalna lub żadna. Europa Zachodnia nie zna tego doświadczenia, zaś tożsamość dzisiejszego demokratycznego i liberalnego świata zachodniego jest ufundowana na micie założycielskim, jakim jest zwycięstwo nad faszyzmem, III Rzeszą i jej obozem politycznym. Współczesna Rosja, interpretując w podobny sposób skutki II wojny światowej, być może lepiej trafia do wrażliwości Zachodu i jego elit.
Rozbieżność w ocenie tego, czym był komunizm i system sowiecki uwidoczniła się szczególnie wyraźnie, kiedy przedstawiciele tych „wyzwolonych” przez Armię Czerwoną krajów znaleźli się w Parlamencie Europejskim, gdzie zderzyły się różne pamięci historyczne. Polacy mają specyficzne doświadczenia XX wieku związane z zagrożeniem ze strony dwóch zbrodniczych systemów. Polska padła równocześnie ofiarą obu totalitarnych potęg, a w konsekwencji wojny została razem z cała Wschodnią i Środkową Europą oddana w ręce Stalina. Przypominanie tych znanych zdawałoby się faktów psuje konstruowany obraz II wojny nie tylko w Rosji, ale i wśród jej zachodnich partnerów, dla których zwycięstwo nad faszyzmem jest mitem założycielskim współczesnych liberalnych demokracji. Z wrażliwością innych narodów „nowej” Europy, które weszły lub wchodzą w struktury UE łączy nas doświadczenie czerwonego totalizmu (obce mieszkańcom zachodu kontynentu), do dzisiaj nierozliczonego nawet w sferze symbolicznej.
Portal ARCANA: Czy więc nic się nie zmieniło w zakresie postrzegania Stalina i II wojny światowej od czasów sowieckich?
H.G.: Pamięć II wojny światowej, a dokładniej jej okresu lat 1941-1945, tzw. wojny ojczyźnianej, która wciąż nieraz przesłania całość tego straszliwego konfliktu, przekazywana w rodzinach, jest niewątpliwie autentycznym traumatycznym doświadczeniem obecnym w indywidualnej i społecznej pamięci Rosjan. Z drugiej strony jest też pewną kreacją, wynikającą z postsowieckiej wrażliwości ukształtowanej przez lata propagandy, a także przez obecną politykę historyczną putinowskiej Rosji.
Obok tego istnieją próby pokazania, czym naprawdę dla Rosjan ta wojna była. Ale te inicjatywy, obecne choćby w postaci książek czy filmów, są raczej na marginesie, a na pewno nie tworzą głównego nurtu. Szczególnie chodzi tu o filmy, gdyż to one wyznaczają obecnie kierunek narracji historycznej, trafiając do najszerszej liczby odbiorców.
W ostatnim okresie obserwować możemy pewną korektę w kwestii stosunku do zbrodni stalinowskich. Nie neguje się już zbrodni na obywatelach sowieckich, ukazując nieraz Rosjan jako ofiary bolszewickiego eksperymentu, zapominając jednak o losie innych narodów. Co charakterystyczne, rozdziela się nieraz obraz Stalina i roli, jaką odegrał w budowaniu pozycji Związku Sowieckiego, od jego „błędów” czy zbrodni w polityce wewnętrznej. Wiąże się to z główną osią w obecnym „dyskursie” historycznym – w książkach, pracach naukowych, filmach – mianowicie z ideą ciągłości państwowej, a zarazem kultem silnego państwa o statusie imperialnym. Kult tej globalnej pozycji, którą Związek Sowiecki osiągnął za nieprawdopodobną cenę, kontynuuje współczesna Rosja.
W Polsce patrzymy na to z perspektywy kwietnia ubiegłego roku i strasznej katastrofy smoleńskiej. Putinowska Rosja, jak wielu się wydawało, zaczęła się wówczas otwierać na dyskusję na temat zbrodniczej sowieckiej przeszłości. Wiele wskazuje jednak, iż jest to zaledwie korekta oficjalnego kursu. Poparzmy nie na spektakularne nieraz gesty polityków, nie na wypowiedzi premiera, czy prezydenta Rosji, lecz na to, co się publikuje, zarówno w poważnych wydawnictwach jak i w sferze popularnej, formując masowego odbiorcę. Tam dyskurs nie uległ wielkim modyfikacjom. Posunięcia, które w Polsce uznano w ciągu ostatniego roku za próbę destalinizacji współczesnej Rosji, były wyraźnie wymuszone niezręczną sytuacją, w której władze rosyjskie się znalazły po katastrofie z 10 kwietnia. Na świecie zaczęto nagle zwracać uwagę na kwestię katyńską, trzeba było więc wykonać parę gestów. Ale to, że Miedwiediew czy Putin zaczęli się krytycznie wyrażać o zbrodniach z przeszłości, składając całą odpowiedzialność za nie na Stalina, wcale nie znaczy, że została zanegowana „narracja” obowiązująca do tej pory. Natomiast polskie władze i wielu komentatorów biorą za dobrą monetę to, co można uznać za tzw. technologię polityczną. To podobny manewr, jak destalinizacja z czasów Gorbaczowa, który obciążył Stalina odpowiedzialnością za nieprawidłowości systemu, co pozwoliło dokonać „nowego otwarcia” zarówno w polityce wewnętrznej jak i zagranicznej, przeprowadzić wymianę kadr i zmienić wizerunek wobec Zachodu. Wszystko to po przegraniu „zimnej wojny”, było warunkiem realizacji wielkiego planu modernizacji podupadającego imperium, przez kredyty z Zachodu i transfer wysokich technologii. Rosja Putina ma podobny problem i jak wiele wskazuje, w podobny sposób usiłuje go rozwiązać. Stąd trwająca od dłuższego czasu dyskusja o modernizacji, rozumianej jednak głównie jako import kapitałów i technologii a nie wartości będących podstawą demokratycznego systemu politycznego. Współczesna putinowska Rosja usiłuje przez zmianę wizerunku ułatwić państwom „starej Europy” nawiązywanie tak owocnej dla obu stron współpracy, jednak pamiętajmy, że czyni to ponad głowami narodów tej części Europy, przechodząc do porządku dziennego nad ich wrażliwością, a co gorsza i nad zasadami solidarności na jakich został ufundowany projekt Unii Europejskiej.
Prawdziwa zmiana może nastąpić dopiero wtedy, gdy wiodące rosyjskie ośrodki państwowe (bo to one są tu najważniejsze) przestaną wspierać wypowiedzi podtrzymujące obecność kłamstwa w przestrzeni publicznej oraz usuną symbole zbrodniczego systemu wtedy, gdy zostaną otwarte archiwa pozwalające poznać prawdziwy obraz tragicznego także dla Rosja wieku XX. Konieczne jest również odcięcie pępowiny od sowieckiej przeszłości, które mogłoby nastąpić przez sądowe potępienie tamtych czasów. Tu przykładem jest los śledztwa katyńskiego. Te same postulaty zwarł w znakomitym, nie wygłoszonym w Katyniu przemówieniu, skierowanym do Rosjan śp. Lech Kaczyński.
Portal ARCANA: A może zbyt krytycznie patrzymy na posunięcia władz rosyjskich, może warto jednak odpowiedzieć pozytywnie na owe gesty i potraktować je jako wstęp do trwałego polepszenia relacji?
H.G.: Bardzo chciałbym aby tak było, nie można jednak zamykać oczu na fakty, które wskazują, że gesty w ramach ocieplania wizerunku Rosji z ostatniego roku były obliczone głównie na użytek nie tyle Polski, co raczej Zachodu. Wynika to z bardzo pragmatycznego podejścia obecnych władz Rosji, faktycznie zainteresowanych nie tyle „polityką historyczną”, co przede wszystkim ogromnymi kontraktami na gaz i ropę naftową, na których oparty jest nie tylko rosyjski budżet, ale i pozycja i bogactwo obecnych elit władzy. Polityka historyczna, polityka symboli jest jedynie funkcją tej realnej polityki, której przykładem jest dla nas rurociąg północny budowany wspólnie przez wzór europejskiej demokracji – Niemcy z państwem tzw. suwerennej demokracji – Rosją. Polityka pamięci wyraźnie służy tu do legitymizowania obecnej ekipy kremlowskiej, wywodzącej się w znakomitej części z kręgu tzw. czekistów wobec własnego społeczeństwa jak też liberalnego świata Zachodu. Sprawa katyńska, przypomniana całemu światu tak tragicznie przez katastrofę smoleńską, stała się, przynajmniej na jakiś czas, czymś niewygodnym, należało zatem wykonać pewne gesty, poprawiające nadszarpnięty wizerunek. Putin nieraz już pokazywał, iż jest do tego zdolny. Kiedy odwiedził Polskę w 2002 r., złożył kwiaty pod pomnikiem polskiego Państwa Podziemnego w Warszawie. Podczas wizyt w Czechach i na Węgrzech, gdzie podpisywał ważne umowy gazowe, oficjalnie potępił najazd wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 r. i najazd sowiecki na Węgry w 1956 r. Przypomnijmy, że zbrodnie Stalina ówczesny prezydent Putin krytykował już jesienią w 2007 r. podczas obchodów rocznicy „wielkiej czystki”, w Butowie pod Moskwą, gdzie właśnie na tamtejszym poligonie NKWD rozpoczęto w 1937 r. masowe egzekucje w czasie „wielkiej czystki”. Wtedy też wspólnie z patriarchą Aleksym II, złożył kwiaty przed ustawionym tu krzyżem przywiezionym z Wysp Sołowieckich. To samo powtórzył prezydent Miedwiediew, gdy przybył na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Krakowie. Miedwiediew powiedział też parę ciepłych słów oczekiwanych przez Polskę w czasie grudniowej wizyty w Warszawie, co jednak trudno nie wiązać z faktem, iż następnego dnia leciał do Brukseli. Obserwując wtedy rosyjskie media nie zauważyłem porównywalnego do polskiego zainteresowania tą wizytą w Rosji. Precedensy więc już były, ale za nimi nie idzie żadna praktyka polityczna, a ewentualne zmiany ograniczają się jedynie do korekt wizerunku. Warszawa nie wydaje się być czynnikiem, który nie daje spać władzom Rosji, są nim raczej stosunki z wielkimi tego świata, z którymi robi się olbrzymie interesy finansowe. Warszawa była ważna tylko z tego względu, że mogła przeszkadzać, psując wizerunek Rosji. Jednak polityka obecnych władz RP skutecznie zminimalizowała i ten problem w stosunkach z Rosją nie dając nic w zamian, o znanym powszechnie potraktowaniu Polski w sprawie śledztwa smoleńskiego nie mówiąc, a za to skutecznie wydatnie poprawiając wizerunek Rosji w jej relacjach z naszymi zachodnimi partnerami w Unii Europejskiej. Nie mogę zatem oprzeć się wrażeniu, że staliśmy się w ciągu trzech z górą ostatnich lat, a szczególnie po kwietniu 2010 r., nie podmiotem tylko przedmiotem tzw. technologii politycznych specjalistów Kremla.
Portal ARCANA: Czy obecność głów obcych państw podczas obchodów Dnia Zwycięstwa w Moskwie jest bardziej uwiarygodnieniem zwycięstwa nad Niemcami, zwanego przecież zwycięstwem nad faszyzmem, czy też raczej podkreśleniem triumfu polityki Kremla?
H.G.: Organizowanie w Moskwie obchodów Dnia Zwycięstwa ma wyraźnie przypomnieć udział Związku Sowieckiego w II wojnie światowej po stronie krajów wolnego świata, w koalicji antyhitlerowskiej, zamazując jednocześnie współpracę hitlerowsko-stalinowską z początku tej wojny oraz konsekwencje II wojny dla wschodniej połowy kontynentu w postaci sowieckiego dyktatu, na który w Teheranie i Jałcie przystały demokratyczne mocarstwa Zachodu. Polacy, próbując przedstawić światu swoją pamięć historyczną, powinni szukać wspólnej wrażliwości z narodami, które doświadczyły podobnych tragedii. Trzeba pokazać, że zwycięstwo nad faszyzmem jest tylko jedną stroną tego, czym w rzeczywistości była ta wojna. Uczestnictwo polskich władz w takim święcie bez choćby symbolicznego zaakcentowania własnego poglądu, jest przyjęciem sowieckiej interpretacji, na warunkach Kremla, bez próby zaprezentowania własnej wrażliwości. Ocena polityków zależeć powinna od ich umiejętności zaprezentowania w takich sytuacjach poglądów własnej wspólnoty, którą reprezentują i dotarcia z tym do możnych tego świata. Wtedy właśnie ważne są pewne symbole i gesty. Trzeba szukać możliwości ominięcia oficjalnej propagandowej tuby kremlowskiej, pokazywać odmienną wrażliwość tej części Europy, trafiając z tym także do Rosjan. To, co robił śp. prezydent Lech Kaczyński było właśnie szukaniem porozumienia narodów doświadczonych przez nazizm i komunizm, było próbą opowiedzenia historii z naszego – mieszkańców tej części Europy – punktu widzenia. Sugerowanie, aby przyjąć do wiadomości postsowiecką wrażliwość putinowskiej Rosji, to wezwanie do rezygnacji z prowadzenia suwerennej polityki, choćby w wymiarze symbolicznym. I niestety, to co obserwujemy od roku – począwszy od nawoływań „Gazety Wyborczej” do palenia zniczy na grobach żołnierzy Armii Czerwonej w sowiecka rocznicę zakończenia wojny – jest takim działaniem, które – niezależnie od intencji organizatorów – wpisuje naszą postawę w paradygmat postsowiecki. Nie rosyjski a właśnie postsowiecki, czyli taki, który jest zgodny z interesami i wizją historii nie zwykłych Rosjan, ale kremlowskich elit i ich „scenariuszy władzy”.
Portal ARCANA: W jaki więc sposób obecne władze Federacji Rosyjskiej wykorzystują postsowiecki dyskurs w postrzeganiu II wojny światowej?
H.G.: Sposób interpretowania II wojny światowej, ale również całej przeszłości ZSRS, wynikają nie tylko z wrażliwości urabianego przez dziesięciolecia propagandy społeczeństwa, ile właśnie z potrzeby legitymizacji dzierżonej władzy przez obecną elitę. Są to przecież ludzie wywodzący się z twardego jądra tamtego systemu – ze służb specjalnych, którzy są w prostej linii dziedzicami tej krwawej spuścizny. Ta postsowiecka wrażliwość jest zgodna z pragmatyczną i brutalną polityką współczesnych władz rosyjskich. Polityką zdobywania środków finansowych poprzez kontrakty międzynarodowe i dogadywanie się z silnymi tego świata (w tym wypadku silnymi w ramach Unii Europejskiej) ponad głowami słabszych. To jest polityka rozbijająca podstawowy fundament tej wspólnoty – zasadę równości i solidarności członków. W zamian za to Rosja proponuje, akceptowaną (jak świadczą twarde fakty, a nie deklaracje) przez Niemcy, Francję czy Włochy, formułę dwustronnych stosunków z najsilniejszymi krajami. Ta realna polityka jest opakowana w specyficzną narrację, a sposób interpretowania II wojny światowej, tego, czym był wiek XX i wreszcie forma świętowania 9 maja są tego elementami.
Przypomnijmy jak ówczesny prezydent Putin w 2005 r., w rocznicę zakończenia wojny wymieniał na Placu Czerwonym sojuszników ZSRS, nie zapominając o niemieckich i włoskich antyfaszystach i świadomie nie wymieniając polskich wojsk jako uczestników zmagań z III Rzeszą. Z kolei obchody 9 maja 2010 r. rocznicy zwycięstwa nad III Rzeszą z udziałem w defiladzie na Placu Czerwonym nie tylko Polaków, ale i przedstawicieli innych państw koalicji antyhitlerowskiej, a także inny sposób akcentowania pamięci o wojnie mogłyby świadczyć o pewnej korekcie putinowskiej wersji „polityki historycznej” kierowanej wobec Zachodu, jej częściowej „destalinizacji”, w postaci oczyszczenia z najbardziej kompromitujących tradycji stalinowskich.
To szerszy problem. Może o tym świadczyć ogłoszona w ubiegłym roku (25 kwietnia 2010 r.) rosyjsko-amerykańska deklaracja odwołująca się do spotkania armii tych państw na Łabą w 1945 roku. Przy tej okazji mówiono o „duchu Łaby”, tworząc „narrację” sprzyjającą próbie bliskiej współpracy rosyjsko-amerykańskiej. Tenże „duch” w mieszkańcach naszej części Europy powinien jednak wywoływać nieprzyjemny dreszcz, bo jest on dziedzicem „ducha Jałty”, czyli traktowania narodów Europy nie w kategoriach podmiotowości, ale w charakterze stref wpływów, które można dowolnie dzielić. Poszerzanie strefy wolności i demokracji, do czego odwołuje się projekt UE, może odbywać się na fundamencie wartości a nie bezwzględnej siły i cynizmu. Zadaniem naszej suwerennej polityki, także w sferze symbolicznej, powinna być wiec obrona elementarnej wiedzy o historycznych faktach. Bez względu na to, czy taka postawa zostanie prześmiewczo nazwana „romantyczną” czy „idealistyczną”, to akurat w tym wypadku nie ma wątpliwości, że chodzi nie tylko o wymiar aksjologiczny. Służy to nie tylko wyjaśnianiu pewnych zaszłości, ale także winno być podstawą dla utrwalania wolności w tej części świata. A przyjmowanie wrażliwości postsowieckiej, odrzucanie lub relatywizowanie wiedzy o zbrodniach imperium sowieckiego może być w przyszłości skrajnie niebezpieczne. Nie może być trwałego fundamentu dla wolności (także dla Rosjan) bez prawdziwej wiedzy o straszliwym wieku XX.
Rozmawiał Łukasz Wiater
Podziękowania za wiele bardzo ciekawych spostrzeżeń. Tematyka wrażliwa acz niezbędnym jest by specjaliści trzymali rękę na puksie wydarzeń na wschód od Polski. Liczę na kolejne oceny i opisy wydarzeń w Rosji wspólczesnej dra Hemryka Głębockiego