Polska i jej przeszłość w świadomości i pamięci historycznej
Wyświetlony w ostatnim czasie w polskiej telewizji publicznej serial historyczny wyprodukowany przez niemiecką telewizję ZDF „Nasze matki i nasi ojcowie” wstrząsnął polską opinią publiczną. Uzmysłowił też wielu do tej pory sceptycznym obserwatorom skalę przekłamań i manipulacji w ukazanym obrazie II wojny światowej. Film ten odnowił również pytanie o miejsce Polski i Polaków nie tylko w niemieckiej świadomości i kreującej pamięć historyczną kulturze masowej, ale i w celowo prowadzonej polityce historycznej. Zarazem wywołało to dyskusję na temat stanu świadomości historycznej tak Niemców, jak i samych Polaków oraz wynikających z tego konsekwencji.
Dwumiesięcznik „ARCANA” wielokrotnie podejmował problematykę pamięci historycznej, obrazu przeszłości w świadomości społecznej i czynników ją kształtujących. W obecnym numerze naszego pisma publikujemy tekst Krzysztofa Łazarskiego „Przywracanie zapomnianej historii: czy wizerunek Polski w świecie może być zmieniony?” Artykuł ten pokazuje pozytywne przykłady prób prezentowania przeszłości Polski, ale i całego obszaru Europy Środkowo-Wschodniej poprzez podejmowanie rzeczowej dyskusji z twórcami anglojęzycznych podręczników akademickich do historii, kreujących obraz naszego kraju i regionu na Zachodzie. Traktując ten tekst jako punkt odniesienia dla debaty na łamach „ARCANÓW”, zaprosiliśmy do podzielenia się swymi refleksjami na ten temat znakomitych historyków działających na rzecz upowszechnienia wiedzy o naszej przeszłości. Zadaliśmy im dwa, jak się zdaje, kluczowe pytania:
- Kto (lub co) jest przyczyną obecnego stanu (nie)wiedzy o prawdziwych losach Polski i Polaków, szczególnie w dramatycznym okresie II wojny światowej i szerzej: naszej historii, tak u naszych sąsiadów (zwłaszcza u Niemców i Rosjan), jak i na świecie, a nawet wśród samych Polaków?
- Jak ten stan (w zgodnej ocenie redakcji dwumiesięcznika – katastrofalny), zmienić? Jakimi metodami, w jaki sposób można przedstawić światu (i nam samym) zgodnie ze stanem wiedzy historycznej unikalne polskie doświadczenia wieku XX, ale i innych epok?
Marek Jan Chodakiewicz
[Kto (lub co) jest przyczyną obecnego stanu (nie)wiedzy? – Red.]
Personifikując: Winni są nasi przodkowie. Rzeczpospolita była potęgą europejską, a co najmniej regionalną. Gdyby taką pozostała, to nikt by się nie ośmielił nam podskoczyć, a nawet jakby, to byłyby środki, aby temu przeciwdziałać: potężne rozumy oraz nakłady finansowe. Teraz właściwie tego nie ma.
A ustosunkowując się do tej kwestii w sposób bezosobowy: Winna jest słabość i nieobecność Polski i Polaków od około 300 lat na arenie międzynarodowej jako niezależnego gracza. Trudno się dziwić, że wrogowie kraju to wyzyskali, aby swoje interesy ubijać. Nie trzeba chyba przypominać, że II wojna światowa, a głównie jej wynik – czyli pół wieku niewoli komunistycznej w sowieckiej kolonii zwanej PRL – doprowadziło do zupełnej zapaści i tragicznego stanu dzisiejszego, głównie dlatego, że eksterminowano, prześladowano i wypędzono polskie elity niepodległościowe, a ich straumatyzowane niedobitki i spadkobierców pauperyzowano i dyskryminowano. Przypomnę, że to właśnie elity są nośnikiem ducha polskości, to one pielęgnują i przekazują łańcuch tradycji. Łańcuch zerwano, a teraz nie ma środków aby go nie tylko reperować, ale też aby jego wartości bronić. To elita broni interesu Polski, bo kto inny ma to robić? Chamokomuna czy – jak mówi profesor Paweł Śpiewak – żydokomuna, które tu rządziły z sowieckiego nadania, a ich spadkobiercy dalej się panoszą w post-komunizmie?
[Jak ten stan rzeczy zmienić? – Red.]
Bardzo prosto – wygenerować polską elitę, która będzie w stanie powiązać łańcuch polskiej tradycji, przekazywać ją i bronić w różnoraki sposób. Najpierw trzeba zrobić burzę mózgów i umówić się w gronie niedobitków, co czynić aby było tak, jak nam się podoba.
Obawiam się, że bez całościowych reform są małe szanse na poprawienie sytuacji. Jednym słowem zmiana wizerunku Polski u siebie i na świecie nie jest priorytetowa. Przywrócenie Polski w Polsce jest. Gdy już się umówimy, że tak jest, należy opracować plan strategiczny i konsekwentnie wdrażać go w życie. Do tego potrzebny jest rozum, samodyscyplina i zaparcie.
Oto prototyp planu strategicznego do dyskusji. Ponieważ pytania redakcyjne „ARCANÓW” dotyczą właściwie całościowej zmiany systemu w Polsce, najpierw będzie o zdobyciu władzy.
Zacząć należy od burzy mózgów. Zakładamy, że nie ma nic świetniejszego niż zwycięstwo. Zwycięzcę podziwiają, boją się go, naśladują. Trzebawygenerować polską elitę, która będzie w stanie powiązać łańcuch polskiej tradycji, przekazywać ją i bronić w różnoraki sposób spowodować, aby nasza opcja wygrała. Można to zrobić w ramach systemu parlamentarnego albo poza nim. Czyli totalnie wygrane wybory i napisanie konstytucji w taki sposób, aby nasz system był niezmienialny w przewidywalnej przyszłości. Albo zamach stanu czy kontrewolucja. Proszę pamiętać, że jesteśmy wciąż na poziomie dyskusji abstrakcyjnej, gdzie nie można właściwie żadnych rozwiązań odrzucać bez rozważenia pro i contra. Nie ma się czego bać. I tak wszyscy umrzemy. Warto zawalczyć o to, co drogie.
Można przyjąć taktykę etatystyczną albo pozapaństwową. W pierwszym wypadku koncentrujemy się na zdobyciu władzy w państwie i opanowaniu maszyny państwowej, za pomocą której przywracamy ciągłość tradycji. Między innymi przez tzw. akcję afirmatywną („punkty za pochodzenie”) odbudowujemy niepodległościową elitę ze wszystkimi tego implikacjami (np. restytucja mienia). Uwaga: podejście etatystyczne jest niezgodne z tradycją wolności I RP.
Podejście nie-etatystyczne (preferowane przeze mnie) polega na zasianiu ziaren polskości, czyli tworzenia szeregu instytucji obywatelskich na najniższym poziomie, co do pewnego stopnia jest realizowane od 1989 r., ale i wcześniej (podziemie). Po prostu trzeba odbudować społeczeństwo polskie organicznie. Trening i edukacja będą się odbywały w polskim getto: domach i organizacjach, a w tym szczególnie typu gospodarczego (np. unie kredytowe) bowiem takowe mają praktyczne zastosowanie w życiu codziennym i dają potęgę ekonomiczną. Powinien w nich nastąpić podział ról ze względu na temperament i inklinacje. Część działaczy nadaje się tylko do pozostania w naszych bazach i ich umacniania. A część powinna wyjść na zewnątrz aby głosić Dobrą Nowinę.
Operujący na zewnątrz muszą wybrać odpowiedni sposób najlepiej służący Sprawie. Niektórzy wpiszą się w system post-komunistyczny jako agenci wpływu. Ci będą zmieniać go dyskretnie, subtelnie wpływając na swoje otoczenie (np. urabianie opinii publicznej, aby osiągnąć restytucję mienia dla elity niepodległościowej). Inni rzucą wyzwanie systemowi otwarcie, ale wciąż w jego ramach (np. wspieranie Polaków w post-Sowietach poprzez akcję parlamentarną). A garstka najbardziej dynamicznych, zwykle młodych, przejdzie do akcji bezpośredniej: marsze, hasła na ścianach, wjazdy na wraże imprezy polityczne – wszelkiego rodzaju akty nieposłuszeństwa obywatelskiego bez stosowania przemocy. Niech humor i szyderstwo będą bronią. Po pierwsze, przemoc – poza ramami wojny sprawiedliwej – jest grzechem z chrześcijańskiego punktu widzenia. Po drugie, przemoc prowokuje jeszcze większą przemoc, a w tej chwili system jest zbyt silny, aby pobić go zadymami małych ekip. Masowe demonstracje – jak najbardziej. Muszą one jednak wyjść poza rocznicowość.
To wszystko musi być skoordynowane. A gdy już nastąpi zwycięstwo – a nastąpić musi – rozmaite rodziny, środowiska i organizacje użyczą swojej ekspertyzy do zarządzania systemem przywróconym, systemem tradycji, systemem kontynuacji. Im mniej państwa, tym lepiej. Likwidacja nadwyżek państwa nie tylko pozwala społecznikom tradycjonalistycznym rozwijać skrzydła, ale również usuwa pasożytów ssących pieniądze podatnika w ramach biurokracji post-PRL.
Gdy będą już odtworzone elity, gdy będzie zgoda, gdy wypracujemy plan strategiczny i stworzymy środowiska i organizacje, które przygotują się merytorycznie do sprawowania władzy, wtedy zwyciężymy. Być może jeszcze przed zwycięstwem będą środki, rozum i wola na akcję zmierzającą do zmiany ponurej opinii, jaką Polska i Polacy „cieszą się” u siebie i na świecie, jeśli chodzi o II wojnę światową i inne sprawy historyczne. I znów trzeba będzie opracować całościowy plan strategiczny i go wdrożyć.
Oto kolejny prototyp, odpowiedni głównie na realia amerykańskie.
Po pierwsze, trzeba usunąć czerwonych i różowych z najlepszych polskich uniwersytetów, a co najmniej stworzyć w ich ramach ośrodki myśli polskiej, myśli tradycjonalistycznej, które pozostawałyby poza wyziewami herezji paraliżujących obecnie Zachód, a więc marksizmu-lesbianizmu, dekonstrukcji, post-modernizmu i innych fanaberii antylogocentrycznych. Alternatywą jest tworzenie własnych wyższych uczelni.
Po drugie, na tak oczyszczonym terenie należy trenować kadry własne, a jednocześnie oferować młodemu tradycjonalistycznemu narybkowi stypendia na zachodnich uczelniach. Po studiach tam odbytych część młodych się zdegeneruje i da się przekabacić tolerancjonizm. Większość jednak pozostanie na dawnych pozycjach. Najlepsi z nich powinni zostać na Zachodzie jako naukowcy – polska Reconquista!Im mniej państwa, tym lepiej. Likwidacja nadwyżek państwa nie tylko pozwala społecznikom tradycjonalistycznym rozwijać skrzydła, ale również usuwa pasożytów ssących pieniądze podatnika w ramach biurokracji post-PRL Albo uda im się dostać pracę samemu, albo trzeba dla nich stworzyć tam think tanki, aby mogli wpływać na opinię światową – w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu, Berlinie. Reszta powinna wracać, silni wiedzą zachodnią mają odbudowywać kraj. Zresztą pobyty na Zachodzie powinny być rotacyjne.
Po trzecie, trzeba fundować stypendia dla studentów zagranicznych, w pierwszym rzędzie dla Polaków i dzieci Polonii, a potem dla cudzoziemców o wartościach kompatybilnych z wartościami tradycjonalistycznymi, polskimi. Dopiero w następnej kolejności sięgnąć można po innych zainteresowanych, aby ich do siebie przekonać, a w ostateczności nawet po oportunistów (vide: polityka stypendialna Chin). Stypendia funkcjonowałyby dwojako: w miejscu urodzenia i zamieszkania oraz w starym kraju, w Polsce. Podkreślmy raz jeszcze – konieczne jest istnienie własnych instytucji naukowych tak, aby młodzież zagraniczna trafiała nad Wisłą na Andrzeja Nowaka a nie na Adama Lewaka.
Po czwarte, należy szczodrze stosować fundusze reprezentacyjne aby promować Polskę, zapraszając ludzi finansów, nauki i mediów na wycieczki po naszym kraju. Oprowadzać je będzie choćby Leszek Żebrowskikonieczne jest istnienie własnych instytucji naukowych tak, aby młodzież zagraniczna trafiała nad Wisłą na Andrzeja Nowaka a nie na Adama Lewaka, a nie – jak dotychczas – Dawid Warszawski. To samo dotyczy konferencji naukowych czy wernisaży, bądź koncertów muzyki (klasycznej, folk, etc.). Szczególną troską trzeba objąć superelitę zachodnią, którą trzeba hołubić indywidualnie dzięki znajomościom personalnym (proszę przeczytać pamiętniki Mieczysława Jałowieckiego kniazia Perejesławskiego, albo pogadać z Lady Blanką Rosenstiel, czyli z Ciocią Blanką). Wyzyskanie talentu polonijnego, szczególnie tego wywodzącego się z tradycyjnej elity, do tych i innych projektów jest kluczem do sukcesu, bowiem wiedza ta w PRL i post-PRL zaginęła.
Po piąte, należy zmobilizować Polonię (dając jej dyskretnie kierownictwo i jeszcze dyskretniej fundusze), aby:
a) Wynajęła amerykańskie firmy P.R., lobbingowe i prawnicze, aby wpływały na każdym poziomie na budowanie prawdziwego image Polski i Polaków. Będzie to działanie pozytywne i negatywne. Firmy P.R. bawić się będą w hałaśliwe i pop-kulturowe akcje (np. kampania, aby polonofobię wymieniać jednym tchem z rasizmem, antysemityzmem i homofobią – trójcą świętą politycznej poprawności). Lobbyści będą dyskretnie wpływali na parlament i legislatury stanowe, aby wprowadzać bądź wetować prawa i regulacje, które dotyczą (pozytywnie bądź negatywnie) Polski (np. ułatwienia handlowe dla polskich przedsiębiorstw). A firmy prawnicze będą podawać do sądu wszelkie przejawy antypolonizmu, a – z czasem – nawet postawy tylko uznane za takie przy szczególnie bujnej wyobraźni.
b) Pikietowała i bojkotowała wszelkie przedsiębiorstwa za jakiekolwiek przejawy antypolonizmu. Dotyczy to również bojkotu reklamodawców w mediach polonofobicznych.
c) Wpływała petycjami, demonstracjami i pikietami (w koordynacji z lobbystami, piarowcami i prawnikami) na stanowe komisje edukacyjne, aby zmienić program nauczania przez uwzględnienie spraw polskich, co wpłynie na zmiany w podręcznikach (przy lobbowaniu i bojkotowaniu prywatnych wydawców ociągających się przed takimi zmianami).
d) Wpływała na biblioteki powiatowe i miejskie, aby zakupywały polonofilskie tytuły a usuwały tytuły polonofobiczne.
e) Fetowała hucznie i publicznie wszelkie polskie i polonijne osiągnięcia na każdym poziomie oraz agresywnie i otwarcie kontrowała wszelkie zjawiska dla Polski i Polaków negatywne (począwszy od np. nadużycia władzy przez policję w Chicago).
f) Prowadziła podobne kampanie skoordynowane na tzw. mediach społecznych, a szczególnie w Internecie.
Mógłbym rozpisać się na te tematy, ale jesteśmy dopiero w powijakach. Cieszę się, że w Kraju w końcu uznano, że mamy problem z wizerunkiem Polski. Teraz musimy się zgodzić na plan strategiczny. Do dzieła!
Marek Jan Chodakiewicz
(Institute of World Politics, Waszyngton, Stany Zjednoczone)
Przypominamy, że najnowszy numer Dwumiesięcznika ciągle jest w sprzedaży.