„Muzyka to uwodzicielstwo”
Portal ARCANA: W wierszu, który usłyszeliśmy na naszej wieczornicy powstańczej (z okazji powstania styczniowego – red.) wspomina Pan o wpływie literatury na swoje życie. „Czytało się powieści pokoleniowo…” – ale chyba coś więcej ukształtowało Pańską duszę artysty?
Leszek Długosz: Wielką rolę w moim życiu odegrała nauczycielka, ale nie ta ze szkoły. Moją edukacją zajmowała się pewna starsza pani. To był niesamowity fart , że w tak małym miasteczku kompletnie szalona, porywająca osoba była moim mistrzem, w dodatku w tamtych trudnych , powojennych, stalinowskich czasach.
Uchodziła za „szurniętą”, a to przez swoją fantazję, poetycki, odbiór świata, poprzez umiłowanie wolności, przez niezależność i stanowczość. Dla mnie była świętą i jedną z najlepiej wykształconych osób – humanistek, jakie kiedykolwiek poznałem. Była zresztą jedną z pierwszych Polek studiujących na Sorbonie.
Obecnie na KUL-u przygotowywane jest wydanie jej „papierów”, przede wszystkim wierszy i listów. Jestem przekonany, że gdyby chciała zajmować się uprawianiem poezji, tak profesjonalnie i konsekwentnie, byłaby wybitną poetką. Nie zależało jej na tym. Zapisywaniem wierszy zajmowała się okazjonalnie. W młodości była osobą majętną. Wstrząsy historii pozbawiły ją tego dziedzictwa. Po tragicznej śmierci ojca i brata zostały dwie nieporadne kobiety – matka i córka, które po reformach Grabskiego pozbyły się majątku i za walizkę bezwartościowych papierów nabyły maleńki mająteczek. Było to miejsce zwane Radną Górą, gdzie kiedyś odbywały się narady powstańców styczniowych. To tam, w tych okolicach narad i potyczek, na tych drogach – straszyło, o czym pisałem we wspomnianym przez Państwa wierszu.
Tuż po wojnie Anna Nagórska – bo tak nazywała się moja nauczycielka – oddała majątek powracającym ze Lwowa zakonnicom, zresztą skonsultowawszy się w tej kwestii z ówczesnym biskupem lubelskim Stefanem Wyszyńskim, który bywał na Radnej Górze. W jej zbiorach pozostała korespondencja z wieloma wybitnymi postaciami. Oprócz przyszłego prymasa byli wśród nich Władysław Tatarkiewicz czy Tadeusz Kotarbiński. Ja uczyłem się gry na fortepianie, który jej ojciec kupił na I wystawie paryskiej, tej samej, na którą zbudowano wieżę Eiffla. Ten egzemplarz „Playel’a” odznaczony został złotym medalem. Przetrwał dwie wojny światowe i zachował się.
Nauki, sztuki, języka francuskiego, muzyki – tego wszystkiego uczyłem się od mojej mentorki, która mnie lepiła, kształtowała. Zwłaszcza moje gusta i… moją duszę w ogóle?
Pamiętam jej ascetyczny tryb życia. Miała ze dwie sukienki, jakieś koce zamiast płaszcza, latem nie potrzebowała obuwia – jej wyrzeczenie się doczesności było kompletne. Gdy Polska odrodziła się w 1918 r., Anna pojechała na Kresy uczyć w Seminarium Nauczycielskim przyszłych nauczycieli, potrzebnych w wolnej Polsce. Uczyła języków, literatury – oczywiście pro publico bono. Zaopiekowanie się mną było jakby pokłosiem tej pasji kształtowania młodych ludzi. Umarła w tym czasie, gdy ja kończyłem już studia, a więc zdążyła mnie już w ogromnej mierze ukształtować. To jest postać, którą noszę w sobie tak silnie, i której tyle zawdzięczam, że jej właśnie chcę poświęcić najważniejszą książkę mojego życia. Jej motywem przewodnim będzie opis narodzin artysty – kształtowanego starą tradycją, dawną polską i europejska kulturą… Nadchodzi jednak krach starego świata i porządku moralno – cywilizacyjnego. Wszystko to burzy wojna i powojenny system. W obliczu tego krachu ów ktoś, „wstępujący” (kandydat na artystę) dostaje taką mistrzynię… estetyki i etyki. Nie sposób opisać ile jej zawdzięczam.
Jest szczęśliwy los w tym przypadku. Po latach, w klasztorze tym zjawia się siostra, józefitka Stefania Jaworska, która „odkrywa” tę zapomnianą postać Anny. Odkrywa format jaki prezentowała ta osobowość. Siostra Stefania wyznacza sobie „misję” – ocalenie pamięci i zachowanie jej dorobku. Mówiliśmy, że na KUL-u przygotowywane jest krytyczne wydanie tej „spuścizny” Anny – nie tylko moim zdaniem postać Anny Nagórskiej powinna wejść do kanonu nauczycieli – artystów.
Nauczyła mnie wszystkiego – jeść, siedzieć, czytać, pisać, oglądać i widzieć przyrodę i świat, wreszcie tworzyć.
Portal ARCANA: A więc dawne czasy żyły w pańskiej edukacji…
I to w małej zapadłej dziurze, w przeciętnej rodzinie bez jakiejś szczególnej przeszłości intelektualnej. W dodatku otaczała mnie piękna przyroda. To jest fantastyczne wiano dla poety, artysty, możliwość obserwacji, czynienia porównań, odniesień, całej tej korespondencji z naturą. W tym względzie byłem szczęściarzem.
Portal ARCANA: Jako poeta i jako muzyk.
Nigdy nie umiałem rozdzielić się na poetę i muzyka. W pewnym momencie, co jest zrozumiałe w emocjonalnym okresie młodości, chciałem postawić na muzykę, kreując się (wedle ówczesnych wzorców i wyobrażeń) – jakkolwiek śmiesznie to zabrzmi –na XIX-wiecznego wirtuoza kompozytora.
Portal ARCANA: Istnieje teoria muzyczna mówiąca o tym, że aby móc zostać wirtuozem, mistrzem w swoim fachu, należy najpierw posiąść pewne klasyczne podstawy, tzw. „bazę”. Czy tę zasadę może Pan odnieść do siebie?
Jestem ze staroświeckiej szkoły, która uważa, że wszystkie podstawowe tematy i odczucia ludzkie zostały już dawno wyrażone, już nawet w starożytności. Dalsza praca to rozwijanie tych samych motywów, lecz w nowych okolicznościach, w zmienionym decorum i przy obecnej technologii. Dusza człowieka została już dawno zdefiniowana, (wypowiedziana, namalowana) odczuta przez twórców słowa i obrazu. Artysta przenosi te odczucia na nowe teatry, zmienione dekoracje, proporcje, no i technologie. Jednak ilość powodów, dla których jest, albo nie jest szczęśliwy, jest wciąż ta sama. Poczucie pewnych braków, zagrożeń, tych samych niedosytów czy radości, to w swej istocie się nie zmienia. Próżno szukać nowych motywów – to jest zawsze ubieranie odwiecznych wątków w nowsze, wydaje nam się, w bardziej aktualne formy.
Portal ARCANA: Odwieczny spór między krytykami i poetami o to, czy poetyckim procesem tworzenia rządzi inspiracja, czy raczej jest to techniczna obróbka , a poeta występuje tu w roli rzemieślnika, prowadzi do pytania: czy samorodny geniusz ma prawo istnienia?
Mam wątpliwości, czy istnieje coś takiego jak geniusz samorodny. Oczywiście bywają takie poruszenia, kiedy talent i fantazja się wyostrzają. Kiedy… ot, udaje się, „przytrafia się” stworzyć coś niezwykłego, coś z czym się zgadzam. Zdarza się taki moment upolowania, ustrzelenia. Takie chwile, kiedy jednocześnie łapie się kapitalny koncept i formę, niczym zwierzynę do klatki, czy raczej na kartkę papieru. Mniemam jednak, że zawsze należy (opłaca się) potem , jak się ochłonie z wrażenia, poddać ową zdobycz kolejnej ocenie. Osobiście zwracam uwagę na opinie moich czytelników, ale muszę przyznać, że nie jest to instancja ostateczna. Niezwykle rzadko zdarza się, że po skończeniu dzieła twórca myśli sobie: och, nic oddać nic ująć! Lecz i tak bywa…
Przeważnie jednak utwory szlifuję jak kamień (i gdybyż szlachetny!) Zwykle coś obcinam, eliminuję, hołdując zasadzie: im mniej, tym lepiej. Im bardziej zwięźle sformułowane, tym mniej „waty”.
Portal ARCANA: A które utwory nie potrzebowały już późniejszego poprawiania?
Jest trochę takich utworów, których nie tykam. Są wiersze, w których nie zmieniłbym ani kropki czy przecinka. Napisane są „bez pudła”. Są również utwory, niekoniecznie zmarnowane, ale niedociągnięte, rozlazłe, co drażni mnie po upływie pewnego czasu. Mój czytelnik tego nie dostrzega, ale ja to widzę. I stwierdzam, że można było gdzieniegdzie lepszym i szybszym pociągiem podjechać.
Portal ARCANA: Jaki jest odzew na Pańską poezję wśród tych czytelników, których Pan zna osobiście?
Znam czytelników bardzo mi życzliwych i oddanych. Doskonale odczytujących moją
poezję – spotykam wiele takich przypadków. Są tacy, którzy żyją jakby w symbiozie z moją poezją, ze sformułowaniami, które poniekąd służą im też w życiu osobistym. Posługują się nimi na co dzień. Mają je w sobie, przytaczają, cytują i to jest dla mnie niezwykle poruszające. Pewnie byłoby takim dla każdego.
Jednym z takich ludzi jest mój znajomy, amator – fotograf (według mnie artysta – fotograf). Śmieję się nawet, że gdybym umarł on ma moje pełne pełnomocnictwo, by w razie potrzeby zwracano się do niego. Moją twórczość zna pewnie lepiej niż ja sam. Poznaliśmy się na jednym z moich koncertów (zresztą razem z żoną byli moimi entuzjastami – to lepiej niż fani). W pewnym momencie z zaskoczeniem zacząłem odkrywać, że J. jest bardzo intensywnie wczytany w mój przekaz, choć na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że to człowiek z zupełnie innej gliny ulepiony. Okazuje się, że w środku (jak chodzi o „skład wewnętrzny”, osobowościowy) ma bardzo podobną do mnie jakość i pojemność. Zadziwiające, jak z kolei jego zdjęcia wydają się być „moimi” zdjęciami. Często odnoszę wrażenie, że to ja je robię, że są wypatrzone jakby moim wzrokiem. To odkrywanie pokrewieństwa w odbiorze świata jest niezwykle pocieszające i wzmacniające. Naturalnie, że przecież to nie tylko mój przypadek
Często słyszę: „Panie Leszku, to ja tak właśnie to czuję, tak o tym myślę, ale nie znajduję na to słowa, a Pan znalazł – słowa, czy muzykę”. Płynie z tego wielka satysfakcja i radość. Poczucie, że jest się obecnym w czyichś myślach, może nawet wyborach…
Kiedyś zdarzyła mi się taka sytuacja, że po koncercie za granicą (i to bodaj za Oceanem) podeszło do mnie dwoje ludzi i ze wzruszeniem oznajmiło: „Panie Leszku, po Pańskim koncercie zdecydowaliśmy – wracamy do kraju”. po koncercie za granicą (i to bodaj za Oceanem) podeszło do mnie dwoje ludzi i ze wzruszeniem oznajmiło: „Panie Leszku, po Pańskim koncercie zdecydowaliśmy – wracamy do kraju”.
Zdarza się tak, że niewiele trzeba. To myślenie o Polsce, o tożsamości, o tematach narodowych, w sumie, o własnych wyborach, jest tak intensywne, że właśnie, z pozoru błahe przeżycie jak koncert, może przyczynić się do podjęcia ważnej decyzji.
Ostatnio byłem w Kanadzie i mam świadomość tego, jak wiele trudnych wątków poruszam podczas koncertów. Polacy za oceanem, z innej perspektywy, pewne sprawy odczuwają mocniej. Ja im przywożę Polskę z czasów ich młodości. Przywożę, Kraków, „Piwnicę pod Baranami”. „Jaszczury”... Tamten czas... Mam poczucie odpowiedzialności za to, by czegoś zanadto nie naruszyć., nie rozdrażnić, nie rozrzewnić. To jest sytuacja odpowiedzialnego artysty. Trudna, bo niesłychanie intymne to rejony.
Portal ARCANA: Jest chyba teraz w Polsce szczególny czas, kiedy mnożą się przykłady antykultury, antyliteratury, dlatego tym bardziej potrzebne są słowa, które tak bezpośrednio trafiają do serca.
Problemem jest zaburzenie obiegu dobrej literatury. Takiego obiegu po prostu nie ma – nie ma miejsc, po których mógłby krążyć. Nie ma żadnego tygodnika poświęconego kulturze. Toczy się bezwzględna walka o towar, o poczytność i pokupność – literatura czy poezja kiepsko się w tym odnajduje.
Portal ARCANA: Jednak tygodniki czy dodatki historyczne do tygodników się sprzedają.
Rzeczywiście, istnieje na to popyt – na historię. Pytanie – na jaką? Zastanawiam się czy może poetów jest za dużo, a poezja się zdewaluowała, czy ona może źle funkcjonuje. Z jednej strony traktowana jest jak sentymentalny, archaiczny dodatek. Można by powiedzieć, że poeta to dzisiaj prawie śmieszna figura.
Portal ARCANA: Poeta, aktor, publicysta, pieśniarz, kompozytor, wreszcie łącząc to wszystko – poeta canticis. Korespondencja sztuk (w Pańskim przypadku słowa i muzyki) poszerza rezonans. Jak to się stało, że swoje refleksje postanowił Pan przelać w akordy, w piosenkę poetycką i dlaczego? Panie Leszku, „Po co Pan to wszystko?”
Oczywiście korespondencja sztuk nie tylko poszerza rezonans, ale i uczy. Skąd pomysł takiej formy? Nie umiem odnaleźć punktu startu kiedy zaczęły mi się układać w głowie nuty i melodie, kiedy zacząłem dopasowywać do nich słowa. To wszystko się rozbudowywało – wciąż jednak czuję w tym jakiś „przekaz” , jeszcze z dzieciństwa. Z Anną to było taka zabawa, oswajała mnie z nią – myślę, że nie każde dziecko by to chwyciło. Mnie to bardzo zabawiało, poruszało moją inwencję. Sprawiało mi po prostu przyjemność , choć byłem też w pewnym konflikcie, w związku z dorastaniem, dojrzewaniem, co naturalnie przypada akurat na ten okres.
Portal ARCANA: Jakość piosenki poetyckiej jest uwarunkowana przez pewną określoną wrażliwość, którą nie każdy posiada. Widzi pan tą zmianę wrażliwości, sposobu przeżywania, odczuć w linii rozwojowej od dzieciństwa, aż po twórczość późniejszą?
Samej wrażliwości może nie, ale świadomości formy owszem. Tamten młody urwis ciągle we mnie siedzi i powiem, że to mnie nawet wzrusza, choć wiem że tego wzruszenia nie powinienem okazywać, bo… to niedojrzałe, deprecjonujące, śmieszne?
Nie tak dawno znalazłem się akurat w Nałęczowie i słuchałem jakiegoś zespołu pań z Wołynia, śpiewających dawne kresowe , poruszające pieśni. Ta ich archaiczność, a nawet chyba (chłodno rozpatrując) śmieszność „niemożliwa przebrzmiałość” a ostatecznie – czystość przekazu i zaangażowania sprawiła, że poczułem …chyba wilgotną powiekę? Byłem tym jakby zawstydzony, ale przecież autentycznie poruszony! To wszystko sprawa szczerości emocji.
Portal ARCANA: Czy nie jest tak, że to Polska jest jednak tym krajem, w którym poezja jest czytana, tworzona ze szczególnym zaangażowaniem, że właśnie mamy jeszcze do tego pęd?
Jeżdżę trochę na Zachód, co daje mi pewną szerszą perspektywę, rozpiętość. Dość wcześnie, bo w 1964 roku wyjechałem pierwszy raz, a była to podróż do Francji. Miałem swoiste kulturowe oswojenie z Zachodem, może większe niż moi rówieśnicy.
Będąc na Zachodzie, tak niedościgłym w wyobrażeniach wielu, czułem, że jest we mnie – jako w człowieku – jakaś szczególna odrębność, ale zarazem, że to wartość, którą należy chronić. Jako Polak czułem swoje ubóstwo ekonomiczne i technologiczne, ale wiedziałem, że przecież świat na tym się nie kończy. Przecież towarzysko czy intelektualnie stałem na wysokości zadania. Wtedy, gdy to sobie uświadomiłem, zrozumiałem, że my, jako Polacy mamy wiele kulturowych atutów – mamy taką przeszłość i takie dokonania, które stanowią absolutnie niepodważalną jakość – tylko musimy te wartości upowszechnić. Materialnie, technologicznie ustępujemy Europie, kulturowo – w żadnym wypadku!
Przypadłość wiecznego usprawiedliwiania się Polaków jest nagminna. Powinno być zupełnie na odwrót, głowa podniesiona wysoko do góry, ale i poważne, odważne argumenty – to nasze narzędzia. Musimy być traktowani równorzędnie, ale należy przedstawić ku temu, bez kompleksów, wystarczające argumenty. Jako partnerzy mamy „towar do wymiany” – niezaprzeczalnej jakości dobra kultury. Do tego uniwersalnego zbioru mamy do dodania swoją jakość jako ludzie takiego innego pochodzenia, z taką oto swoją historią. Te walory mogą być dołączone jako wzbogacające do wielkiej uniwersalnej oferty kulturowej.
Portal ARCANA: Śpiewa Pan przede wszystkim własną poezję, ale podejmuje również wiersze twórców takich jak Julian Tuwim, Andrzej Bursa czy Jerzy Liebert i do nich pisze Pan muzykę. Czy istnieją prawa rządzące procesem tworzenia piosenki poetyckiej? Odróżnić „tekściarstwo” (czyli pisanie słów na potrzeby muzyki) od jej komponowania do już gotowego wiersza to wbrew pozorom – nie takie łatwe.
Najważniejsze by uszanować tekst. On musi być nietknięty w miarę możliwości, osobiście bardzo rzadko dopuszczam się jakichś drobnych przesunięć, np. w akcencie, w szyku. Tego wymaga niekiedy rygor muzyczny, ale tekst trzeba bronić przed naruszeniem lub utratą sensu.
Czasem muzyka pisana jest do wierszy niepotrzebnie – tak jest np. z Norwidem Niemena. Niektóre wiersze Norwida są zniszczone – jako piosenki nie oddają sensu słów. Zdarza się, że taki a taki wiersz nie nadaje się do muzyki, do wykonywania z akompaniamentem. Krótko mówiąc – nie każdy wiersz nadaje się do ożenienia go z muzyką.
Zasadnicza różnica między piosenką a wierszem polega na tym, że piosenka swoją zawartość powinna przekazać w miarę możliwości w trakcie jednego, doraźnego wykonania. Wiersz jest formą bardziej zintensyfikowaną, ale i też „ma więcej czasu”… Można go na papierze odtwarzać w nieskończoność, analizować do góry nogami, wracać do sensu, rozsupływać go. Jest czas na jego rozczytanie. Natomiast piosenka powinna być odebrana podczas bezpośredniego toku „smakowania”.
Należy trafiać w harmonię miedzy znaczeniem a formą uwodzenia przez muzykę. Tak jednak, by odbiorca był w stanie wsłuchać się w śpiewany tekst. To tekst wiedzie przecież myśl, a muzyka nadaje temu napięcie, ekspresję i czar. Właśnie muzyka w ogromnej części jest tym elementem uwodzącym. Muzyka to uwodzicielstwo.
Portal ARCANA: Ma Pan własną receptę na ocalenie współczesnej poezji?
Osobiście robię co mogą na moich skromnych poletkach. Tak naprawdę poezja obroni się sama – zawsze będzie gatunek człowieka, który będzie potrzebował jej do uporządkowania samego siebie. Poezja jest takim właśnie rodzajem porządkowania siebie i swojej relacji ze światem. Zawsze będą problemy moralne i kulturowe, ale nie zabraknie poezji. A jak będzie się ona formowała – kto wie?
Rozmawiali Natalia Tokarczyk i Jakub Maciejewski
Leszek Długosz - ur. 18.06.1941 w Zaklikowie, na Lubelszczyźnie. Od lat związany z Krakowem, gdzie rozpoczął studia polonistyczne na UJ, uczęszczał również na Wydział Aktorski PWST. Poeta, pieśniarz, kompozytor, felietonista – autor tomików poetyckich oraz autorskich płyt i programów (radiowych i telewizyjnych). Ze swoimi recitalami występuje w całej Europie, także w Stanach Zjednoczonych. W początkach swojej twórczej działalności silnie związany z „Piwnicą pod Baranami”.