Jak dziś zbudować szkolę średnią sześcioletnią?
Oto trzy klasy obecnego trzyletniego tzw. gimnazjum stanowić będą odtąd klasy I–III sześcioletniego Gimnazjum, a trzy klasy obecnego trzyletniego tzw. liceum klasy IV–VI sześcioletniego Gimnazjum. Aby nazwa „liceum” nam się nie zapodziała, można ją nieoficjalnie zarezerwować dla dwóch ostatnich klas sześcioletniego Gimnazjum – przedmaturalnej i maturalnej, co będzie miało nawet pewne uzasadnienie merytoryczne (o czym dalej).
Tak, oczywiście, to już było, gdyż jest to podobne do pomysłu „Jędrzejewiczowskiego” z roku 1932. Nam nie zależy jednak, aby dorównywać akurat „do Jędrzejewicza”, cokolwiek by to znaczyć miało. Nam zależy na tym, aby możliwie tanim kosztem odzyskać wreszcie dla Polski szkołę średnią, zniszczoną kilkanaście lat temu. O, jakże szkoda tych już kilkunastu roczników młodych Polaków – to aż pół pokolenia!
Zatem niech wszyscy pozostaną całkiem dosłownie na swoich miejscach (chyba, że mają możliwość zmienić te miejsca na lepsze). Jeśli trzyletnie tzw. gimnazjum i tzw. liceum znajdują się w osobnych budynkach – w wielu miejscach tak jest – i nawet jeśli nieco od siebie oddalonych – nie szkodzi. Dyrektor dotychczasowego tzw. gimnazjum będzie w takim razie przemianowany na zastępcę dyrektora Gimnazjum (sześcioletniego) do spraw trzech klas młodszych. Stanowisko takie będzie zbędne w przypadku, gdy obydwie trzyletnie szkoły znajdują się obecnie w jednym budynku lub w budynkach sąsiadujących poprzez np. boisko szkolne.
Przemalowujemy więc tylko tablice z nazwami przy wejściu, zmieniamy pieczątki i zabieramy się do pracy Przemalowujemy więc tylko tablice z nazwami przy wejściu, zmieniamy pieczątki i zabieramy się do pracy. Tak, oczywiście, jeszcze trzeba napisać i wydrukować nowe programy nauczania, nowe spisy tematów lekcyjnych i nowe podręczniki. Tak, trzeba, atoli w odniesieniu do niektórych przynajmniej przedmiotów nie jest to sprawa najbardziej pilna. Liczne podręczniki już są! Przecież jeszcze w latach 90. XX w., zatem wtedy, gdy funkcjonowało czteroletnie Liceum Ogólnokształcące, liczni autorzy podręczników np. do historii, a wraz z nimi wydawcy, bardzo rozbudowywali owe podręczniki, tak że niektórzy nauczyciele nie nadążali w trybie 7,5 semestru z uczciwym przepracowaniem wszystkich tematów (w drugiej połowie 8-mego semestru nie było już lekcji, lecz ostatnia faza przygotowań do matury). Dopóki więc nie pojawią się podręczniki z wyraźnym podziałem na 11,5 (!) semestrów, niektórych przedmiotów można z powodzeniem nauczać posługując się podręcznikami dla Liceum czteroklasowego. Natomiast wydawcy mogą je łatwo zaadaptować do systemu Gimnazjum sześcioletniego, wespół z autorami dopisującymi niektóre działy, podrozdziały i tematy. Byle taniej, byle niepotrzebnie nie straszyć znowu narodu koniecznością ponoszenia z niezrozumiałych powodów kolejnych kosztów na, jak w ostatnim piętnastoleciu, coraz gorsze kształcenie dzieci w szkole.
A poza tym – od czego nauczyciele są magistrami różnych nauk? W szkole średniej czteroklasowej mogli oni wykorzystać zaledwie część swoich możliwości, lecz teraz…
Porównajmy choćby tylko to jedno: 11,5 zamiast tamtych 7,5, czy obecnych marnych 5,5 semestrów! Jeśli czteroletnie Liceum Ogólnokształcące jeszcze było szkołą średnią, to co do czasu przeznaczonego na pracę proponowane tu sześcioletnie Gimnazjum Ogólnokształcące przewyższa je o ponad połowę! Jakież wspaniałe, a od trzech pokoleń nieznane możliwości się przed nami otwierają (pomimo, że nie będzie to Gimnazjum, jak „przed Jędrzejewiczem”, ośmioletnie)!
Ogólny układ poniższej tabeli znany jest każdemu dyrektorowi szkoły. Liczba godzin lekcyjnych na ucznia tygodniowo jest tu dla każdej z sześciu klas nieco zawyżona. Zasadniczo powinno być maksymalnie: 5 (dni) x 6 (lekcji w izbach) + 2 (wf-y) = 32, optymalnie zaś 30. Do zagadnienia, czego ująć, aby ten rezultat uzyskać, jeszcze powrócimy.
Osobliwości nowego planu nauczania
Przewaga proponowanego wyżej planu nauczania nad tym dla czteroklasowego Liceum (bo planu trzyletniego nie ma tu potrzeby nawet wywoływać) jest oczywista, pod każdym względem, że wymienimy chociażby „tygodniowy wymiar nauczania” (C). Dla np. języka polskiego wynosi on 24 godziny lekcyjne, gdy w przypadku szkoły czteroletniej tylko 16, maksymalnie 18 godzin; dla np. matematyki 15 godzin, gdy dla szkoły czteroklasowej tylko 10 godzin!
Czas w klasie VI, tj. maturalnej, jest poświęcony zasadniczo na przedmaturalną powtórkę, po pięciu (!) latach nauczania coraz to nowych treści, aczkolwiek języki obce, jak wiadomo, rządzą się innymi prawami, i w ich przypadku należy raczej mówić o praktykowaniu (konwersacji), aniżeli powtarzaniu. Niemniej, należałoby oczekiwać, że po pięciu latach nauki w wymiarze 5, a najmniej 4 lekcji tygodniowo (i nauki na wcześniejszych etapach – przedszkole, szkoła podstawowa) znajomość języka obcego pozwalać będzie na samodzielną lekturę tekstów literackich w owym języku, więc i omawianie tych tekstów, analogicznie do praktyki nauki literatury w języku polskim; i nie jest to postulat nowy.
Wyróżniono sześć „wybranych przedmiotów kierunkowych”, z których uczeń dowolnie wybierze po klasie IV dwa z czterech – biologia, chemia, geografia, język łaciński – a nadto po klasie V jeden z dwóch – historia, fizyka – aby łącznie trzech wybranych przedmiotów uczyć się do końca swojej szkolnej edukacji. Z tego wynika, że program wymienionych czterech przedmiotów do klasy IV włącznie jest wspólny dla wszystkich uczniów, nowe zaś tematy dla klasy V poznają tylko ci uczniowie, którzy wybrali dany przedmiot. Dla uczniów, którzy co do wyboru jednego lub dwóch z czterech „wybranych przedmiotów kierunkowych” zmienią zdanie po klasie V, powinna istnieć możliwość ponownego wyboru (zamiany jednego lub obydwu przedmiotów), na czas trwania nauki w klasie VI, powiązana z obowiązkiem indywidualnego, acz kontrolowanego przez nauczyciela, nadrobienia zaległości z klasy V.
Z powyższego wynika atoli, że klasa szkolna, rozumiana jako grupa uczniów uczących się wspólnie w jednym miejscu i czasie, będzie na czas nauki „wybranych przedmiotów kierunkowych” w przedostatnim i ostatnim roku dekomponowana. „Fizycy” z klasy A będą się teraz uczyć fizyki wespół z kolegami z klasy B i innych klas, „historycy” zaś historii z kolegami z klasy B i innych klas, podobnie „chemicy”, „biologowie”, „geografowie” i „łacinnicy”. Taka okoliczność wymaga surowej dyscypliny przy układaniu planu lekcji, aby komuś kto wybrał był np. chemię i biologię, nie wyznaczono zajęć z obydwu tych przedmiotów w tym samym czasie.
W klasach tzw. licealnych, V i VI, wprowadzone zostają nowe przedmioty propedeutyczne, na miejsce wąskiego zbioru tematów znanych dotąd jako „wiedza o społeczeństwie” (tzw. wos), wraz z nimi historia filozofii.
Propedeutyka ekonomii ma na celu tyleż zaznajomienie z przedmiotem w zakresie teoretycznym, mikro- i makroekonomii, z podstawową terminologią, co i praktyczny instruktaż dotyczący bieżącego funkcjonowania zarówno gospodarstwa domowego, jak i tzw. małej firmy (dużej też, jak czas pozwoli), polegający w istocie na nauczaniu wypełniania dokumentów – od zeznania podatkowego, poprzez rejestrację przedsiębiorstwa, po rudymenta inwestowania na giełdzie.
Podobnie, propedeutyka prawa, dotyczy tyleż teorii i budowy prawa, oraz podstawowej terminologii, co właśnie instrukcji reagowania i postępowania w sytuacjach, w jakich można się znaleźć (m.in. zdarzenia niespodziewane, posługiwanie się kodeksami i ustawami, ustalenie adresata i pisanie pism, w tym spisywanie umów), tak aby absolwent szkoły średniej w Polsce nareszcie „znał swoje prawa”.
Liczne spośród treści nauczanych w klasach I–IV służyć będą także jako podbudowa do podjęcia zajęć z propedeutyki ekonomii i prawa, zwłaszcza umiejętności z dziedziny matematyki i wiadomości z dziedziny historii (gospodarczej) oraz geografii (gospodarczej). Programy nauczania obydwu wprowadzanych przedmiotów oraz podręczniki przecież istnieją, np. te dla liceum ekonomicznego, czy dla rozmaitych kursów prawa. Wystarczy je zaadaptować i udoskonalić.
Natomiast wprowadzana dopiero w klasie VI propedeutyka socjologii i politologii ma służyć, podobnie, zapoznaniu z nową terminologią, przekazaniu wiedzy praktycznej (m.in. przesłanki i zasady udziału w wyborach), lecz zwłaszcza uporządkowaniu wiedzy z obydwu tych dziedzin, jaką uczniowie już dotąd nabyli na lekcjach innych przedmiotów – tego, co dotyczy społeczeństwa oraz polityki.
Podobną funkcję ma spełniać historia filozofii, dla uczniów, którzy w klasach I–IV na lekcjach poszczególnych przedmiotów poznawali liczne zagadnienia mające odniesienia filozoficzne lub historyczno-filozoficzne, a w ramach kursu religii zapoznali się z rudymentami filozofii klasycznej w ujęciu tomistycznym. Zadaniem przedmiotu historia filozofii jest więc przegląd dyskusji filozoficznej na podstawowe tematy.
Kto będzie w szkole ogólnokształcącej nauczał tych przedmiotów? Dotychczasowi nauczyciele tejże szkoły. Spełnią oni tym samym stary postulat, aby dany nauczyciel był przygotowany do nauczania więcej niż jednego przedmiotu. Jeśli więc ktoś jest np. matematykiem i/lub fizykiem, niech uczy także np. ekonomii. Władze oświatowe i/lub akademickie mogą poprzeć sprawę poprzez prowadzenie kursów dla nauczycieli tzw. tradycyjnych przedmiotów, dzięki którym ci dostrzegą owe przedmioty propedeutyczne (wersy w tabeli: 19–23) w nieco szerszym zakresie, aniżeli program szkolny będący siłą rzeczy jedyne streszczeniem lub wyborem tematów.
Na klasie IV kończy się nauczanie przedmiotów: muzyka (i historia muzyki), plastyka (i historia sztuki), technika-informatyka. Jako muzykę rozumiemy tu samo muzykowanie, zwłaszcza to najłatwiej dostępne, czyli śpiew, chóralny lub solowy, z akompaniamentem i bez. Rozwój form muzycznych, w związku z rozwojem zasobów szkoły (instrumenty), jest jak najlepiej widziany. Kluczową sprawą jest dobór repertuaru, lepiej bardziej tradycyjnego – „standard polski” oraz „pieśni różnych narodów”. Analogiczne uwagi dotyczą tańca towarzyskiego (rytmiki), do którego można wdrażać także na lekcjach wf. Pożądane jest nauczenie czytania z nut, zwłaszcza śpiewania z nut (a dla bardziej zdolnych nawet zapisywania melodii).
Jedna godzina lekcyjna to często za mało na wykonanie pracy plastycznej, toteż niektóre lekcje będą poświęcone na prezentację i omówienie prac wykonanych w domu. Szkolna plastyka, tak jak muzyka, ma za zadanie m.in. odbudowanie zmysłu estetyki, także w zakresie aranżacji przestrzeni (krajobraz i jego elementy, dom, wnętrze, zagroda, ogród, mała i wielka architektura, urbanistyka), w oparciu o wielowiekowy dorobek cywilizacji.
Program przedmiotu technika wymaga przemyślenia na nowo. Nie może to być takie sobie potoczne „siedzenie przed komputerem”, jakie młodzi ludzie uprawiają zwłaszcza w domu. Jaki ma być cel nauczania techniki (w szkole średniej ogólnokształcącej) wobec dynamicznych zmian wciąż zachodzących w tej dziedzinie? Może śledzenie tych zmian lub nawet dążenie do tego, by w przyszłości samemu je wprowadzać, wyprzedzając innych?
Wychowawcom klas należy oficjalnie dać możliwość, aby wobec ewentualnego braku spraw do omawiania z młodzieżą wykorzystywali ów dodatkowy czas godziny wychowawczej na „nadganianie” z nauczaniem własnego przedmiotu. Nie powinni wszakże tego robić wtedy, gdy pojawia się rzeczywisty problem wychowawczy czy organizacyjny do omówienia.
Czego nie ma w planie nauczania?
W powyższej tabeli nie uwzględniono przedmiotu przysposobienie obronne. W zakresie teoretycznym wiedza z tej dziedziny dostarczana jest na lekcjach innych przedmiotów. Natomiast w wymiarze praktycznym i w warunkach polskiej szkoły ćwiczenia w zakresie tego przedmiotu były fikcją, czego dowiodła zwłaszcza sytuacja wywołana pamiętną katastrofą w Czarnobylu w roku 1986 (gdy przyszło co do czego, ludzie nie otrzymali wiadomości o zastosowaniu płynu Lugola lub zwykłej jodyny). Fikcją są one tym bardziej obecnie, gdy zniesiony został powszechny obowiązek służby wojskowej, i jednocześnie zakazane jest w Polsce (jak w wielu krajach Europy) posiadanie broni. Tak więc dzisiejsi Polacy do broni palnej nie mają żadnego dostępu, na żadnym etapie ich życia, do innych utensyliów wojskowo-obronnych także nie. Jesteśmy bezbronni! Tak więc dzisiejsi Polacy do broni palnej nie mają żadnego dostępu, na żadnym etapie ich życia, do innych utensyliów wojskowo-obronnych także nie. Jesteśmy bezbronni! Więzieniem karze się w Polsce osoby, które w swoim własnym domu „ośmieliły się” skutecznie obronić przed napadającymi ich tam bandytami.
Jesteśmy coraz bardziej bezbronni w wymiarze moralnym i intelektualnym, gdyż nie mamy obecnie szkoły średniej! W ogóle jesteśmy już rozbrojeni!!! Na jak długo?!
Co do „przysposobienia obronnego”, należałoby więc powrócić do powszechnej służby wojskowej, niedługiej, ale odbywanej intensywnie, na ćwiczeniach, a nie polegającej na jałowym, marnotrawnym i w dodatku przymusowym wylegiwaniu się w koszarach. Ta sprawa jednak nie jest w gestii władz oświatowych. Bodaj Michał Bobrzyński przypominał swego czasu, że obywatela z nowoczesnym państwem łączą dwie powszechności – powszechna edukacja szkolna i powszechna służba wojskowa. Zasady BHP, przeciwpożarowe i pierwszej pomocy w nagłych wypadkach można włączyć do nauczania biologii lub chemii, musztry uczyć na lekcjach wf, terenoznawstwa na lekcjach geografii.
Niestety, do prezentowanego „ramowego planu” nie udało się włączyć języka obcego nowożytnego III, aby nazbyt nie zwiększać tygodniowej liczby godzin lekcyjnych na ucznia (o starożytnej grece nawet nie możemy wspominać, ale trzeba nauczyć alfabetu greckiego, w ramach przedmiotu język polski lub łaciński, a na lekcji religii może nawet modlitw po grecku, lecz przede wszystkiem po łacinie, a na lekcjach nowożytnych języków obcych modlitw w tych językach).
Niemniej, łacina powinna być nauczana także ze wskazaniem na łacińskie źródło wokabularium języków europejskich, przecież nie tylko romańskich. Tym sposobem nauczanie łaciny stanowić będzie również wstęp do poznania owych języków.
Wszelako, języki niemiecki i rosyjski także powinny być szeroko rozpowszechniane w polskiej szkole średniej. Przy nauczaniu języków obcych, łącznie z łaciną, trzeba pamiętać – o czym w okresie PRL pamiętać nie chciano – że niemowlak najpierw uczy się posługiwać właśnie językiem, a nie przechodzi kurs reguł gramatycznych.
Nauczanie języka obcego nowożytnego III wiąże się z zagadnieniem tzw. zajęć pozalekcyjnych i kółek zainteresowań, którego tu nie rozwijamy. Żeby takie zajęcia spełniały swoje zadanie, objęte powinny być egzekucją wiedzy oraz oceną włączoną do oceny z przedmiotu, czyli przymusem szkolnym jak zwykłe lekcje (po uprzednim dobrowolnym akcesie ucznia); dotyczy to również nauczania na takich zajęciach nowożytnego języka obcego III.
O co zmniejszyć tygodniowy wymiar godzin lekcyjnych?
O godziny jakich przedmiotów można zmniejszyć podane w tabeli tygodniowe wymiary liczby lekcji na jednego ucznia? Jedno jest pewne: z pensum historii i języka polskiego ani jednej godziny nie oddamy! Jedno jest pewne: z pensum historii i języka polskiego ani jednej godziny nie oddamy! Co pozostaje? Jeśli jest taka konieczność, można oszczędzić na języku obcym nowożytnym, zmniejszając tygodniowy wymiar jego nauczania do tylko 4 godzin (tak jak to już zrobiono powyżej dla klasy przedmaturalnej i maturalnej). Zabieg taki zależy od stanu zaawansowania uczniów przychodzących do klasy I, zwłaszcza w angielszczyźnie. Warto zauważyć, że zmniejszenie tygodniowej liczby lekcji do – docelowo – 31, pozwala wygospodarować czas na wzmiankowane wyżej zajęcia fakultatywne, np. z języka obcego nowożytnego III.
Przeciwko zmniejszeniu liczby godzin lekcyjnych nauczania religii z 1.5 do tylko l rozlegną się protesty, zapewne słuszne. Niemniej, religia jest bodaj jedynym przedmiotem (szkolnym) nauczanym w całym cyklu edukacyjnym, tj. od pierwszego roku w przedszkolu (lecz nie w każdym przedszkolu), poprzez sześć lat nauki w szkole podstawowej, aż do matury. Rudymenta religii jako takiej, na poziomie o wiele szerszym niż „Katechizm Podstawowy” (16 stronniczek formatu A6), powinien przecież posiadać ów 13-latek wstępujący do szkoły średniej, co z kolei powinni by zapewnić jego dotychczasowi katecheci (podstawówka) i przede wszystkiem rodzice. Na czas nauki w szkole średniej przypadałoby, obok zasadniczego umacniania w wierze, rozwijanie dotychczas nabytej wiedzy, moralności i duchowości, w porządku ustalonym na gruncie tomizmu, w połączeniu z przygotowaniem i przystąpieniem do Sakramentu Bierzmowania, innymi słowy wdrażanie do tego, co zwykło się nazywać doctrina christiana. Należy pamiętać o śpiewie kościelnym – zadanie także dla nauczyciela muzyki- aby śpiew został w polskich świątyniach odbudowany, gdyż od półwiecza pozostaje on tam w zaniku; wierni wydają wprawdzie jakieś dźwięki, ale szczerze śpiewa niewielu z nich.
Może jednak na to wszystko potrzebna by była jednak więcej niż l lekcja tygodniowo? Atoli, właśnie nauczanie religii jest w polskiej szkole tym przedmiotem, który bodaj w największym stopniu padł ofiarą nauczycielskiego woluntaryzmu (jak wszystko, tak i to ma swoje historyczno-pedagogiczne konotacje, którymi się tu już nie zajmiemy). Wszelako to, co się obecnie dzieje na lekcjach religii w przynajmniej niektórych polskich szkołach i to, co jest tam nauczane, a bardziej jeszcze to, że pewne zagadnienia są tam pomijane, wywołuje zaniepokojenie katolików, zwłaszcza rodziców. Czy istnieje dziś, na wzór minionych stuleci, stabilny program nauczania religii (katechizacji), spisany w punktach na papierze tak, aby było wiadomo, jakie pensum wiedzy i umiejętności uczniowie mają do przyswojenia w danym semestrze czy roku?
Do drugiej wojny światowej, od czasów gdy ojcowie jezuici (oraz pijarzy i inni) wymyślili i ustabilizowali szkołę średnią, istniało w naszej oświacie stanowisko księdza-prefekta, tzn. kapłana-nauczyciela, którego zasadniczym, a nie dodatkowym powołaniem było nauczanie w szkole średniej i wychowywanie tamtejszej młodzieży. Dzisiaj prefektów szkolnych, zobowiązanych jak inni nauczyciele do codziennej, miarowej „realizacji programu nauczania”, wciąż nie ma, a zamiast nich – tylko opisujemy tu stan obecny – funkcjonują w naszej epoce rozliczni duszpasterze akademiccy (ci pracują z częścią młodzieży „po maturze”), coraz liczniejsi duszpasterze medialni oraz ci występujący na masowych (wakacyjnych) imprezach dla młodzieży w różnym wieku, organizowanych przez duchowieństwo. Tego ważnego zagadnienia tutaj rozwijać nie będziemy, jednakże stanowi ono dojmujący mak naszych czasów, któremu należałoby się z uwagą przyjrzeć, po czym wyciągnąć stosowne wnioski katechetyczno-dydaktyczne.
Nauczanie religii w polskiej szkole niewątpliwie wymaga uporządkowania! Atoli świeckie władze oświatowe nie są w tym wymiarze samodzielne, gdyż muszą działać, skądinąd słusmie, we współpracy z władzami kościelnymi.
Skoro mowa o programie nauczania, to i o liczbie nowych tematów lekcyjnych, które na taki program się składają. Poza kompetencje piszącego niniejsze wykracza określanie, w ilu tematach można zmieścić nauczanie poszczególnych przedmiotów w projektowanym sześcioletnim Gimnazjum. Niemniej, czynność taka została już wykonana – kolumna D w powyższej tabeli. Nienaruszone musi pozostać owe 260 tematów dla historii, którego to przedmiotu ostatnio próbowano słusznie bronić; projekt sześcioletniego Gimnazjum musi obawę o niedostateczny wymiar godzin nauczania historii. Z pozostałych zaś przedmiotów – oprócz jeszcze języka polskiego – można by coś ująć, aby tygodniowe obciążenie ucznia zmniejszyć do owych 30–32 godzin lekcyjnych. Stawką są, jak widzimy, owe 1–3 godziny więcej; to da się rozstrzygnąć.
Matura
Maturę zdawać się będzie, jak za dawnych czasów odchodzącego już najstarszego pokolenia Polaków, ze wszystkich przedmiotów, jakich naukę dany uczeń kończy wraz z dwunastym semestrem, oprócz wychowania fizycznego (inaczej to się wszakże przedstawia w szkołach sportowych). Byłoby więc 13 przedmiotów maturalnych, lecz jeśli wprowadzane w klasie V przedmioty propedeutyczne potraktować jako jeden blok, wraz z historią filozofii, to liczba przedmiotów maturalnych maleje do 9 (wersy w tabeli: 1–4, 6 albo 7, 8–10, 19–23).
Pisemne egzaminy byłyby cztery, z: języka polskiego, wybranego języka obcego nowożytnego, wybranego przedmiotu kierunkowego i matematyki; nadto ze wszystkich dziewięciu przedmiotów egzaminy ustne. Co do matematyki, to dopiero w trakcie egzaminu pisemnego, poprzedzającego sesję egzaminów ustnych, uczeń sam by rozstrzygał, czy ubiega się o ocenę maturalną za wiedzę i umiejętności w zakresie „podstawowym”, poprzez rozwiązanie wskazanych w kwestionariuszu zadań (lub określonej liczby zadań), czy „gra dalej” i przystępuje do rozwiązywania zadań także w wymiarze „rozszerzonym” (wszystkie zadania na wstępie podane w jednym kwestionariuszu). Niepowodzenie w wymiarze „rozszerzonym” pozwala na ocenianie egzaminu w pełnej skali ocen od l do 6, acz dla wymiaru „podstawowego”; na świadectwie maturalnym będzie oczywiście podane, w jakim wymiarze (podstawowy/rozszerzony) wystawiona została ocena. Abiturienci, którzy na egzaminie pisemnym z matematyki poprzestali na wymiarze „podstawowym”, nawet pomimo iż uzyskali ocenę maksymalną (6), będą zwolnieni z obowiązku zdawania z tego przedmiotu egzaminu ustnego, o ile nie wyrażą woli przystąpienia także i do tego egzaminu. Na ustnym egzaminie z matematyki obowiązuje zasada ta sama- „czy gra pan/pani dalej” poprzez przystąpienie do rozwiązywania zadań również w trybie „rozszerzonym”?
Skoro przedmiotów maturalnych będzie aż dziewięć, to i sesja maturalna stanie się o kilka tygodni dłuższa, niż w przypadku znanego nam z lat 90. XX w. i wcześniejszych czteroklasowego Liceum Ogólnokształcącego; pociągnie się zapewne od przełomu kwietnia/maja do połowy czerwca. Jednakże podobnie jak w tamtym przypadku egzaminy będzie przeprowadzać szkoła we własnym zakresie, tj. z udziałem własnych nauczycieli, choć nauczycieli z innych szkół będzie oczywiście można zapraszać do współpracy, zwłaszcza tam, gdzie własnych kadr nieco brakuje. Niemniej należy odejść od narzuconego piętnaście lat temu systemu oceniania „maszynowego”, tj. przy udziale jakichś zewnętrznych, centralnych czy wojewódzkich komisji egzaminacyjnych. „Nie warta skórka za wyprawkę”.
Marcin Drewicz
Porównaj: tegoż autora, „O szkołę katolicką w Polsce”, „Arcana” 16 (4/1997)
Dalsza część tekstu opisuje przyczyny upadku szkolnictwa wyższego w Polsce. Artykuł zostanie opublikowany na Portalu ARCANA.
Marcin Drewicz (ur. 1966) – socjolog, historyk, publicysta; ostatnio zajmował się historią społeczną Polski okresu II Rzeczypospolitej. Opublikował m.in.: Prawo o wywłaszczeniu ziemian i likwidacji większych majątków ziemskich w Polsce w latach 1919–1952 (2007), Głęboka przemiana rewolucyjna: sejmowa debata nad reformą rolną w Polsce w 1919 roku (2009), Polskie wybory 1919: agitacja w pięciu tygodnikach : „Gazeta Świąteczna”, „Zorza”, „Wyzwolenie”, „Rząd i Wojsko”, „Piast” (2011).