Żurawski vel Grajewski: Zasady wykorzystania Wojska Polskiego w zagranicznych misjach interwencyjnych

Interwencja części państw NATO w Libii spowodowała dyskusję nad ewentualnym polskim udziałem w tej misji. Decyzją władz wojska zostały jednak w domu. W związku z tym prezentujemy artykuł dr. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, w którym rzeczowo omówione są wszelkie aspekty związane z misjami zagranicznymi. Artykuł ukazał się numerze 95 Dwumiesięcznika ARCANA.

20.06.2011 12:54

Rzeczpospolita, nie będąc potęgą gospodarczą zdolną do tworzenia ekonomicznych programów pomocowych o skali pozwalającej na realne, a nie symboliczne oddziaływanie na rzeczywistość poza jej granicami, ma jedynie dwa podstawowe instrumenty budowy własnej pozycji międzynarodowej – wiedzę swych ekspertów i opartą na niej zręczność swych dyplomatów oraz Wojsko Polskie. Dlatego też zdolność interwencyjna WP nie jest kwestią li tylko prestiżu państwa polskiego, ale jednym z dwóch najważniejszych instrumentów jego polityki zagranicznej.

Główną funkcją sił zbrojnych jest obrona terytorium własnego kraju przed obcym najazdem (dalej: Scenariusz A). Zdolność do zagranicznych misji ekspedycyjnych (dalej: Scenariusz B) jest wobec tego podstawowego obowiązku funkcją wtórną, możliwą do przyjęcia w warunkach braku tego typu zagrożenia. Rzeczpospolita, posiadając ograniczone zasoby finansowe i potencjał ekonomiczny, nie może pozwolić sobie na budowę obu zdolności bojowych (obronnej i interwencyjnej) swej armii jednocześnie. Podjęcie takiej próby grozi bowiem niezbudowaniem żadnej z nich w stopniu dostatecznym. Tworzenie armii interwencyjnej jest zatem zasadne o tyle, o ile ocena sytuacji międzynarodowej RP prowadzi do wniosku o nieistnieniu, lub o niskim prawdopodobieństwie zagrożenia najazdem na jej terytorium. Sytuacja taka w wypadku Polski istniała od momentu załamania się Puczu Janajewa (sierpień 1991) do chwili rosyjskiej agresji na Gruzję (sierpień 2008). Podjęte w tym czasie decyzje o nadaniu WP charakteru armii interwencyjnej były zatem zasadne.

Mimo fundamentalnego znaczenia zdolności Wojska Polskiego do obrony terytorium RP, nie do przyjęcia jest utrzymywanie armii obronnej „na wszelki wypadek” i rezygnacja z rozwoju sił interwencyjnych w sytuacji gdy zagrożenia najazdem nie ma. Decyzja taka łamałaby bowiem podstawowy instrument budowy pozycji międzynarodowej Polski i prowadziłaby do jej marginalizacji w łonie NATO, utrudniała prowadzenie gry o interesy RP na forum UE i osłabiała związki z USA, a także z sąsiadami z regionu, którzy dotąd współpracowali z Polską w ramach wielonarodowych misji interwencyjnych w łonie IFOR, SFOR, KFOR, jak też w Iraku i Afganistanie. O charakterze i strukturze armii rozstrzygać powinna zatem analiza polityczna zmiennej sytuacji międzynarodowej, dokonywana przez wyspecjalizowane do tego zadania instytucje państwowe. Niniejszy tekst nie jest próbą umotywowanej oceny tejże sytuacji, jest natomiast odpowiedzią na pytanie o to jak powinny być zbudowane polskie siły interwencyjne i jakie powinny być zasady używania ich w misjach zagranicznych na wypadek podjęcia decyzji, iż warunki międzynarodowe pozwalają Rzeczypospolitej na przestawienie jej armii na zadania wynikające ze Scenariusza B. Waga wojska jako narzędzia polityki zagranicznej Polski i wspomniana trudność zastąpienia go innym, zmusza bowiem do wniosku, iż państwo polskie musi, kiedy tylko warunki międzynarodowe na to pozwalają, prowadzić aktywną politykę wojskową, rozumianą jako uczestnictwo WP w międzysojuszniczych misjach zagranicznych. Niniejszy artykuł jest zatem próbą odpowiedzi na pytanie o to w jaki sposób Wojsko Polskie powinno być wykorzystywane w operacjach ekspedycyjnych. Jaki powinien być cel polityczny takiego użycia Sił Zbrojnych RP? Na jakich zasadach, w jakiej skali oraz w ramach jakich kombinacji międzysojuszniczych powinny działać polskie siły interwencyjne i jaka w związku z tym powinna być ich struktura? Prezentowany tekst ma przy tym charakter analizy politycznej, a nie techniczno-wojskowej, jest zatem próbą odpowiedzi na pytanie po co Polsce armia.

Cele polityczne misji interwencyjnych WP

Przewidywane zadania interwencyjne WP dzielą się na operacje dwojakiego rodzaju:

  1. Misje odstraszania w polu bezpieczeństwa Rzeczypospolitej (państwa bałtyckie, Ukraina, Mołdawia, Gruzja) – dalej: ekspedycje obronne. Możemy je też nazwać misjami ekspedycyjnymi czasu zagrożenia. W ich trakcie celem politycznym RP będzie zapobieganie wybuchowi konfliktu poprzez wykluczenie możliwości testowania przez Rosję reakcji Zachodu w drodze agresji na państwa nie objęte gwarancjami NATO (Ukraina, Gruzja), lub badania spoistości Sojuszu Północnoatlantyckiego poprzez atak na jego najsłabszych członków (Estonia, Łotwa). Rozmieszczenie oddziałów WP w regionach potencjalnego konfliktu będzie służyło podniesieniu progu ryzyka testowania NATO ze strony agresora – tzn. postawieniu go wobec konieczności przeprowadzenia zamierzonego testu od razu na dużym państwie NATO – tzn. Polsce poprzez atak na jej wojska już znajdujące się na miejscu. Chodzić będzie zatem o wykluczenie możliwości ataku na samą Estonię, Łotwę, Ukrainę, Mołdawię, czy Gruzję bez jednoczesnego ataku na Polskę. Stworzenie takiej sytuacji zmniejszy prawdopodobieństwo przeprowadzenia testu, a zatem agresji.

Ekspedycje obronne będą się dzielić na:

a) Misje wewnątrz NATO - zakładające obecność prewencyjną WP w Estonii, na Łotwie i na Litwie (W tej ostatniej ze względów historycznych powodujących wrażliwość Litwinów na stałą obecność WP, należałoby reaktywować batalion lub wręcz brygadę polsko-litewską ze stałym miejscem rozlokowania na wspólnym pograniczu – Litwini w Polsce, Polacy na Litwie). Siły te powinny mieć charakter obronny tzn. nasycone być sprzętem plot. i ppanc., tak aby wymiernie podnieść koszty ewentualnej agresji rosyjskiej. Polska powinna dążyć do nadania im charakteru międzysojuszniczego – tzn. z udziałem innych państw NATO – najlepiej jego „starych członków”, ale w razie niemożności uzyskania ich współdziałania, podjąć tę misję samodzielnie. Należy też przewidzieć alarmowe wzmocnienie lotnictwem polskim natowskiej misji Air policing w razie wzrostu napięcia wokół państw bałtyckich.

b) Misje poza NATO (Gruzja, Ukraina, Mołdawia). Będą one polegały na rozmieszczeniu wojsk sojuszniczych NATO lub UE (do czego Polska powinna dążyć i w czym powinna walnie uczestniczyć) na linii rozejmowej w Gruzji oraz w razie potrzeby w ramach prewencyjnej misji stabilizacyjnej na Ukrainie (np. na Krymie), względnie jako wielonarodowe (natowskie lub unijne rozjemcze siły pokojowe w Naddniestrzu w Mołdawii). Misje WP w Mołdawii i w Gruzji powinny być planowane jako międzysojusznicze. RP nie wystąpi bowiem samodzielnie w obronie żadnego z tych państw. Ewentualna misja na Ukrainie musi być przedmiotem osobnej decyzji politycznej na najwyższym szczeblu co do zachowania Polski w razie rosyjskiej agresji na Ukrainę, której w sposób uporządkowany przeciwstawiłaby się Armia Ukraińska.

Misje odstraszania będą wykonywane w warunkach istnienia zagrożenia terytorium RP. Powinny być zatem kompletowane przede wszystkim z jednostek armii zawodowej utrzymywanej w czasach braku takiego zagrożenia i służącej wówczas jako siły interwencyjne do ekspedycji ofensywnych (patrz niżej - punkt 2). W nowych warunkach (po pojawieniu się zagrożenia) interwencyjna armia zawodowa dostarczać będzie jednostek do ekspedycji obronnych i dla wojsk operacyjnych obrony krajowej.

  1. Misje poza polem bezpieczeństwa RP (dalej: ekspedycje ofensywne) – międzysojusznicze operacje znane z: Bośni-Hercegowiny, Kosowa, Iraku, Afganistanu, Konga, Czadu – tzn. misje ekspedycyjne czasu braku zagrożenia Polski. Celem politycznym RP w tego typu operacjach jest budowanie pozycji politycznej Polski w relacjach dwustronnych z USA lub/i w łonie NATO i UE, a WP winno być traktowane w tym wypadku niczym „waluta polityczna”, w zamian za którą Polska stara się uzyskać korzyści innego rodzaju [finansowe wsparcie USA dla modernizacji sił zbrojnych RP, poparcie dla Polski ze strony USA, NATO i/lub UE na innym kierunku politycznym ważnym dla interesu bezpieczeństwa RP takim jak stosunki polityczne i gospodarcze NATO i UE z krajami położonymi na obszarze pola bezpieczeństwa Polski (państwa bałtyckie, Rosja, Białoruś, Ukraina, Mołdawia, Kaukaz), uzyskanie pożądanego miejsca RP w międzysojuszniczych gremiach decyzyjnych, wpływanie na relacje wewnątrz struktur zachodnich – tzn. na kształt NATO i UE i stosunków transatlantyckich, budowa prestiżu WP jako sprawnej siły bojowej, a Polski jako niezawodnego sojusznika, bezpieczeństwo energetyczne. W dalszej kolejności - korzyści gospodarcze].

 

fot. wikipediaZaangażowanie WP w ekspedycjach ofensywnych powinno podlegać surowym regułom decyzyjnym, gdyż szafowanie tym instrumentem polityki zagranicznej może doprowadzić do wyczerpania się poparcia polskiej opinii publicznej dla jego stosowania. W praktyce oznacza to przyjęcie następujących zasad:

a) Sojusznik, któremu udzielamy wsparcia musi prowadzić korzystną dla Polski politykę w polu bezpieczeństwa RP (wymóg ten wypełniały do czasów Obamy USA wspierając MAP dla Gruzji i Ukrainy i angażując się na rzecz demokracji na Białorusi), lub w ramach osobnej umowy godzić się na prowadzenie takiej polityki w konkretnej kwestii (np. udział WP w misjach w Czadzie i Kongo powinien być warunkowany zmianą postawy Francji wobec MAP dla Gruzji i Ukrainy).

b) Celem Polski ma być „stworzenie wrażenia”, a nie rozstrzygnięcie problemu (to jest nasz cel uboczny – tzn. nas interesuje np. jak Polska wypadnie w Afganistanie, a nie co będzie z Afganistanem). Dlatego zaangażowanie WP musi mieć charakter medialny – tzn. służyć reklamie państwa polskiego jako poważnego gracza w podjętej grze.

c) Minimalizacji kosztów finansowych – polskie siły interwencyjne powinny mieć charakter lekki (koszt transportu platform bojowych podraża wydatki na misję). Należy wykluczyć lotnictwo i Marynarkę Wojenną. (Koszty ich wysyłania w odległe regiony, a w przypadku Marynarki Wojennej także koszty jej budowy i utrzymywania, czynią całe przedsięwzięcie nieopłacalnym. Kontyngent lotniczy czy morski RP nigdy nie będzie na tyle istotny na tle sił USA, Wielkiej Brytanii, czy Francji, by można go było zdyskontować politycznie). Specjalizacją WP powinny być zatem lekkie siły uderzeniowe typu „Grom”. Najdrożej wyszkolony żołnierz jest bowiem tańszy od najtańszej platformy bojowej.

d) Minimalizacja kosztów ludzkich – udział komponentu uderzeniowego WP we wstępnej fazie interwencji międzysojuszniczej – peace enforcement - gdzie z reguły siły koalicyjne naszych sojuszników dysponują miażdżącą przewagą techniczną, zapewnia zwycięstwo przy minimalnych stratach własnych. Jednocześnie to w tym okresie media skupiają uwagę na prowadzonej operacji i jest to jedyna chwila pozwalająca wypromować Polskę przez błyskotliwe akcje jej doborowych żołnierzy. WP w tym momencie ma się pokazać jako siła bojowa co do swej jakości należąca do pierwszej klasy światowej w danej kategorii użytych jednostek.

e) Rozróżnienie fazy uderzeniowej i fazy stabilizacyjnej operacji. Straty generowane są w drugiej fazie (post conflict stabilization), kiedy na operujące jednostki spada ciężar działań patrolowych i zwalczania nieregularnych formacji zbrojnych. Na tę fazę operacji potrzebne są innego rodzaju jednostki o strukturze i wyposażeniu znanym WP z Iraku i Afganistanu.

f) Przyjmowanie odpowiedzialności terytorialnej w misjach ekspedycyjnych typu ofensywnego jedynie w operacjach o niskiej intensywności bojowej - tzn. działaniach stabilizacyjnych - jak w Iraku i uchylanie się od nich w misjach o wysokiej intensywności bojowej.

Posiadanie własnej strefy odpowiedzialności w drugim z wymienionych w punkcie (f) wypadków powoduje utratę elastyczności decyzji politycznej Warszawy co do skali zaangażowania Polski w danej operacji. Dobrym przykładem jest tu Afganistan. Przejęcie odpowiedzialności za prowincję Ghzani przez Wojsko Polskie stawia Rzeczpospolitą wobec wyboru pomiędzy zwiększaniem swego kontyngentu wojskowego (i wszystkimi konsekwencjami ludzkimi, politycznymi i finansowymi tego kroku), a poproszeniem Amerykanów o pomoc, czyli publicznym przyznaniem, że Polska sobie nie radzi. W obliczu „resetu” stosunków amerykańsko-rosyjskich i postępującej marginalizacji znaczenia Polski w polityce USA, zwiększanie polskiego zaangażowania pod Hindukuszem, akurat w tym momencie, jest politycznie nonsensowne. i nie może przynieść liczących się korzyści w stosunkach z Waszyngtonem. Należałoby raczej po cichu minimalizować obecnie nasz udział w tej wojnie, co nie znaczy, że zupełnie się z niej wycofać. Polska jest naturalnie zainteresowana zwycięstwem NATO w Afganistanie, ale nie może ona wysłać tam 40 tys. żołnierzy, a zatem rozstrzygnąć o sukcesie. Zwiększanie kontyngentu o kilkuset żołnierzy (więcej nie leży w możliwościach WP), nie zmienia zaś sytuacji ogólnej, zapewne nie wystarczy do ustabilizowania prowincji i w żaden sposób nie zmienia miejsca Polski w hierarchii sojuszników USA, generuje zaś zbędne koszty. Sprzeczne jest też z zasadą opisaną w punkcie (a). Polska przejmując prowincję wmanewrowała się zatem jedynie w trudną sytuację polityczną i wojskową, nie uzyskując przy tym żadnych korzyści.

Uwarunkowania polityczno-techniczne armii typu interwencyjnego

Wypełnianie zadań związanych z ekspedycjami ofensywnymi – nowymi misjami NATO (out of area – non-Article 5 operations) i z planowanymi zadaniami sił interwencyjnych UE (misje Petersberskie)1, będzie się bez wyjątku wiązało z koniecznością posiadania przez WP zdolności interwencyjnych (projection of power capability) – Scenariusz B.

Wartość bojowa WP, tak jak i innych armii państw demokratycznych zależy od dwóch czynników:

a) zdolności do zwalczania sił zbrojnych i infrastruktury decydującej o potencjale wojennym nieprzyjaciela (zdolność do zabijania - killing capability);

b) zdolności politycznej państwa, a szczególnie opinii publicznej do akceptacji strat własnych (zdolność do umierania - dying capability).

W warunkach misji typu ekspedycyjnego punkt (b) urasta do samodzielnego problemu politycznego. Od jego pozytywnego rozstrzygnięcia zależy bowiem zdolność do kontynuowania zaangażowania wojskowego każdego demokratycznego kraju w daną operację, mimo jej kosztów. Zważywszy, że możliwości interwencyjne armii opartej na poborze, są ze względów politycznych niewielkie, należy uznać, iż, jak wykazują doświadczenia większości państw europejskich, problem dying capability może być pozytywnie rozwiązany (a przynajmniej złagodzony) wyłącznie w drodze pełnej profesjonalizacji armii. Zasadnicza decyzja o przygotowaniu WP do realizacji misji wynikających ze Scenariusza B wymaga zatem w konsekwencji decyzji o utworzeniu interwencyjnej armii zawodowej.

Z uwagi na ograniczone możliwości ekonomicznego zaplecza polskich sił zbrojnych, które w ciągu najbliższych dziesięciu lat będzie odbiegało in minus od średniej europejskiej, należy przyjąć następujące założenia praktyczne:

 

  1. Zważywszy na potencjał demograficzny Polski i jej względną słabość ekonomiczną, potencjał interwencyjny WP dla ekspedycji ofensywnych, by mógł być skutecznie dyskontowany politycznie, docelowo powinien w zakresie misji uderzeniowych co najmniej dorównywać kontyngentowi wysłanemu przez Australię do Iraku – tzn. 2000 żołnierzy, zaś w zakresie misji stabilizacyjnych odpowiadać kontyngentowi Hiszpanii2 zbliżonej wielkością do Polski, w obu wypadkach minus komponent morski (Rzeczpospolita nie jest państwem morskim w tym znaczeniu co Hiszpania czy Australia i inwestowanie w marynarkę wojenną, tak z punktu widzenia zdolności interwencyjnych, jak i obronnych, wydaje się niecelowe. W ekspedycji koalicyjnej wkład morski Polski nigdy nie będzie politycznie istotny, a o bezpieczeństwie terytorium państwa polskiego – Scenariusz A - zadecydują siły powietrzne i lądowe, a nie flota wojenna.). Zdolność interwencyjna WP w misjach uderzeniowych, by być skutecznie dyskontowana politycznie powinna zatem obejmować 2-4 tys. żołnierzy, zaś w misjach stabilizacyjnych do 6 tys. (1 brygadę), dysponujących istotnym wsparciem lotniczym w zakresie śmigłowców bojowych i maszyn transportowych. Wobec potrzeby zapewnienia rotacji kontyngentów oznacza to w praktyce utrzymywanie minimum 6-12 tys. wojsk uderzeniowych i ok. 18 tys. stabilizacyjnych, nie licząc ich zaplecza logistycznego. (Podawane wielkości obliczane są przy przyjęciu założenia, że WP ma w całości charakter zawodowej armii interwencyjnej i funkcjonuje w warunkach braku zagrożenia terytorium RP obcym najazdem).

     
  2. Z punktu widzenia potrzeby zwiększenia zdolności do politycznego zdyskontowania polskich możliwości interwencyjnych (a owo polityczne zdyskontowanie wysiłku wojskowego jest przecież istotą całej gry) należy rozważyć, wykorzystanie w tym celu potencjału współpracy z sąsiadami tak w oparciu o rozwinięcie istniejących już doświadczeń, jak i podejmując nowe inicjatywy w tym względzie w zakresie:

    a) batalionu polsko-ukraińskiego (bardzo celowe rozwinięcie do skali brygady ze świadomością politycznych ograniczeń, w praktyce czyniących z owej jednostki siłę zdolną do działań typu peace keeping – utrzymywanie pokoju - ale już nie peace enforcement – wymuszanie pokoju. Należy także rozważyć możliwość współpracy z Ukrainą w zakresie logistyki - duże samoloty transportowe na potrzeby interwencyjnych sił polskich lub środkowoeuropejskich);

    b) ewentualnie reaktywowanego batalionu polsko-litewskiego (Litwa jako członek NATO nie stwarza zagrożenia politycznej nieużyteczności wspólnej jednostki w razie prowadzenia przez Sojusz operacji typu peace enforcement. Batalion zaś mógłby być jednocześnie wykorzystywany w stałej misji wewnątrznatowskiej – patrz wyżej).

    c) utworzenie wspólnych jednostek z Estonią i z Łotwą – co byłoby jednocześnie politycznym wytłumaczeniem obecności WP w tych krajach w ramach misji wewnątrznatowskiej.

    d) utrzymanie zdolności do rozwinięcia struktury sztabowej niezbędnej do dowodzenia wielonarodową dywizją w misji stabilizacyjnej. Nabytemu w Iraku doświadczeniu w tym względzie należy zatem nadać cechy zdolności trwałej i drugiej, obok lekkich sił uderzeniowych, specjalizacji interwencyjnej WP.

     
  3. W najbliższych latach, wobec niemożności zbudowania przez Polskę sił interwencyjnych, których wyposażenie i liczebność pozwalałyby na skuteczne dyskontowanie ich udziału w operacjach koalicyjnych na tle lepszych technicznie i liczniejszych kontyngentów USA i czołowych mocarstw europejskich, specjalizacją polską powinna się stać szybkość mobilizacji i operacje wstępnej fazy działań (przed pełnym rozwinięciem sił sojuszniczych), gdy na tle kontyngentów innych państw, niewielki liczebnie udział polski byłby jeszcze widoczny, a zatem politycznie użyteczny.

     
  4. Polska jako kraj średniej wielkości, posiadający ograniczone (regionalne) interesy bezpieczeństwa, położona w konkretnym miejscu w Europie nie ma potrzeby, ani możliwości przygotowywania swojej armii do zadań wykonywanych przez siły supermocarstwa. Satelitarna infrastruktura rozpoznania kosmicznego, wojny elektronicznej, dowodzenia i kierowania wojskami (C4ITS – Command, Control, Communication, Computering, Inteligence, Targeting, Surveillance), powinna być zatem realizowana w ramach programów koalicyjnych (sojuszniczych) w łonie NATO, a nie programów narodowych. Odpowiedź na pytanie o to, czy i jakie podzespoły, niezbędne do stworzenia takiego systemu, mogą i powinny stać się specjalnością Polski należy do specjalistów z danych dziedzin.

 

Wnioski

Polska potrzebuje zdolności ekspedycyjnych swych sił zbrojnych zarówno w czasach zagrożenia (misje odstraszania w krajach położonych w polu bezpieczeństwa Rzeczypospolitej), jak i w czasach jego braku (międzysojusznicze ekspedycje ofensywne o charakterze uderzeniowym i/lub stabilizującym). W pierwszym wypadku niezbędne do uczestniczenia w misji jednostki będą wydzielane z armii operacyjnej; w drugim struktura całych sił zbrojnych będzie nakierowana na wytworzenie opisywanych zdolności ekspedycyjnych, które staną się raison d'être sił zbrojnych.

Lech Kaczyński w Afganistanie, 2009 r. / fot. wikipediaW ramach ofensywnych misji ekspedycyjnych specjalnością WP powinny stać się lekkie siły uderzeniowe pierwszych godzin walki i struktury sztabowe dla misji stabilizacyjnych. Przyjęcie tych dwóch priorytetów rozwojowych zdolności interwencyjnych optymalizuje korzyści propagandowo-polityczne i minimalizuje koszty, a jednocześnie pozwala na podniesienie atrakcyjności sojuszniczej Polski poprzez przyciąganie do danej operacji kontyngentów mniejszych państw z regionu, które bez współpracy z WP mogłyby nie wziąć w niej udziału. Tak jak udział Hiszpanii w operacji irackiej decydował o udziale w niej kontyngentów z Dominikany, Hondurasu i Nikaragui, co podnosiło wartość polityczną decyzji Madrytu, tak udział Polski powinien pociągać za sobą wysokie prawdopodobieństwo włączenia się kontyngentów z Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, a być może także Węgier, Słowacji i Rumunii – jak to było w Iraku.

Celem angażowania WP w misje ekspedycyjne typu ofensywnego powinno być uzyskanie korzyści politycznych dla Polski i budowa prestiżu Wojska Polskiego jako sprawnej siły bojowej. Decydując się na utrzymywanie armii interwencyjnej nie należy się zatem wahać przy jej używaniu, a operacjom należy nadać stosowną oprawę medialno-propagandową. Jednocześnie opinia publiczna nie może mieć poczucia przekształcania WP w siły kondotierskie, dlatego też oczekiwane korzyści dla interesów państwa polskiego powinny być jej jasno i konkretnie tłumaczone. Retoryka walki z terroryzmem międzynarodowym, ogólnoludzkie względy humanitarne, ogólne „zobowiązania sojusznicze” w łonie NATO, UE, czy w relacjach RP-USA, itd. nie są dostatecznym argumentem na rzecz udzielenia poparcia wysiłkowi bojowemu własnych wojsk w prawdziwej wojnie.

Potencjał interwencyjny RP nigdy nie dorówna potencjałowi głównych mocarstw Zachodu (USA, Wielkiej Brytanii i Francji). Udział Polski w danej operacji będzie zatem miał stosowną wagę polityczną tylko wówczas, gdy warto będzie o niego zabiegać nie z uwagi na wielkość kontyngentu polskiego, lecz ze względu na jego inne nadzwyczajne walory. Powinny nimi być: szybkość wejścia do akcji, doskonałe wyszkolenie i wyposażenie w swojej klasie jednostek, zdolność do przyciągania udziału w operacji krajów trzecich oraz niezłomna wierność sojusznicza. Jedynym wyobrażalnym wzorcem zachowania WP w misjach międzysojuszniczych powinien być książę Józef Poniatowski pod Lipskiem. Opuszczenie sojusznika w trakcie operacji, przed jej zakończeniem powinno być a priori wykluczone jako scenariusz rozpatrywany przez kogokolwiek odnośnie do Wojska Polskiego. Ma to absolutnie fundamentalne znaczenie nie tylko w misjach typu ofensywnego, ale to one w czasach braku zagrożenia będą kształtować prestiż i image WP funkcjonujący także w okresach gdy zagrożenie RP i jej sąsiadów może się pojawić. Jakiekolwiek spekulacje ewentualnych agresorów, co do dochowania wierności sojuszniczej WP wobec sprzymierzeńców RP nie mają prawa być prowadzone. Nikt nie powinien mieć bowiem żadnych podstaw do snucia przypuszczeń, że Polska w jakichkolwiek okolicznościach może złamać swe zobowiązania. Tylko utrzymanie takiego właśnie obrazu WP nadaje bowiem sens misjom ekspedycyjnym czasu zagrożenia. Solidność sojuszniczą taniej, bezpieczniej i łatwiej jest zaś demonstrować w Iraku i Afganistanie, niż na Litwie, Łotwie czy w Estonii, dlatego też decyzja o wycofaniu polskiego kontyngentu z Iraku była błędna i wytworzone przez nią wrażenie powinno być jak najszybciej zatarte, sam zaś precedens opuszczenia przez WP sojuszników przed zakończeniem operacji nigdy już nie może się powtórzyć.

 

Przemysław Żurawski vel Grajewski analityk, adiunkt na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologii Uniwersytetu Łódzkiego, profesor wizytujący Białoruskiego Europejskiego Uniwersytetu Humanistycznego w Wilnie. w latach 2005-2006 ekspert EPP-ED w Parlamencie Europejskim, redaktor "The Portfolio" - Ukrainian and East European Bulletin. W 1992 r. pracował w Biurze Ministra Obrony Narodowej ds. Planowania Polityki Obronnej, w latach 1995-96 w Biurze Pełnomocnika Rządu ds. Integracji Europejskiej i Pomocy Zagranicznej, następnie w Instytucie Europejskim w Łodzi. Zajmuje się wspólną polityką zagraniczną i bezpieczeństwa UE.

 


1 Do tzw. zadań petersberskich należą: „-humanitarian and rescue tasks; - peacekeeping tasks; - tasks of combat forces in crisis management, including peacemaking.”

2 Hiszpania teoretycznie jest w stanie wystawić w siłach ekspedycyjnych 6000 żołnierzy, 1 lotniskowiec i 40 samolotów – takie wielkości zadeklarowała na rzecz wspólnych europejskich sił interwencyjnych na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych i obrony UE w Brukseli 20 lutego 2000 r. Praktyczne zdolności interwencyjne Madrytu zademonstrowane zostały w operacji KFOR, do której Hiszpania wydzieliła 1200 żołnierzy i w  Iraku gdzie kontyngent hiszpański wynosił 1400 ludzi.


Ostatnie wiadomości z tego działu

Głos starego wyborcy z myślą o młodszych

Prof. Nowak: Pracujmy nad tym, by zwolenników niepodległości przybywało

Prof. Nowak podsumowuje 2017 rok: właściciele III RP nareszcie odsuwani od władzy

prof. Nowak: Przypomnienie samego 1918 roku nie wystarcza, by zrozumieć czym jest niepodległość

Komentarze (1)
Twój nick:
Kod z obrazka:


Lesław Ma Leszka
21.06.2011 10:37

Wykorzystanie resztek naszej armii - trzeba powiedzieć
http://czerwonykiel.blogspot.c...


Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wszystkie opinie są własnością piszących. Ponadto redakcja zastrzega sobie prawo do kasowania komentarzy wulgarnych lub nawołujących do nienawiści.

Wyszukiwarka

Facebook


Wszystkie teksty zamieszczone na stronie są własnością Portalu ARCANA lub też autorów, którzy podpisani są pod artykułem.
Redakcja Portalu ARCANA zgadza się na przedruk zamieszczonych materiałów tylko pod warunkiem zamieszczenia informacji o źródle.
Nowa odsłona Portalu ARCANA powstała dzięki wsparciu Fundacji Banku Zachodniego WBK.