Żurawski vel Grajewski: Po co Polsce armia?
Podstawowym zadaniem każdej armii jest zwycięskie rozstrzyganie konfliktów zbrojnych, te zaś różnią się co do charakteru, zakresu i intensywności. Sposób powoływania, liczebność, struktura, szkolenie, uzbrojenie, wyekwipowanie i dyslokacja sił zbrojnych zależą od tego do czego mają one być używane – co będzie ich głównym zadaniem. Rozpatrując sposób organizacji Wojska Polskiego musimy przede wszystkim odpowiedzieć na to właśnie pytanie. Musi to być odpowiedź jednoznaczna, nie nosi ona bowiem charakteru akademickiego, lecz winna być podstawą do decyzji. Decyzja zaś nie może być „miękka” – nijaka, nakazująca rozwój wszelkich zdolności bojowych jednocześnie. Ograniczoność środków materialnych jakie Rzeczpospolita może przeznaczyć na zbrojenia, zmusza bowiem do rozstrzygnięć jednoznacznych. Błąd lub myślenie życzeniowe, prowadzące do „wielowektorowości” rozwoju sił zbrojnych (armii interwencyjnej i obronnej jednocześnie), kosztować będzie życie Polaków.
Profesjonalizacja armii europejskich (poza szczególnym wypadkiem armii brytyjskiej, uwarunkowanym wyspiarskim charakterem Zjednoczonego Królestwa) rozpoczęła się dopiero w drugiej połowie lat 90. XX w. Jej podstawową przyczyną nie był skok jakościowy sprzętu wojennego, uniemożliwiający skuteczne wykorzystanie na współczesnym polu walki przeszkolonych rezerwistów, lecz ustanie groźby sowieckiego najazdu na terytorium owych państw i jednoczesne pojawienie się wyzwań typu ekspedycyjnego (wojna w Zatoce Perskiej i wojny jugosłowiańskie). Rezygnacja z poboru była zatem skutkiem zmian uwarunkowań politycznych (a nie techniczno-wojskowych), w wyniku których uznano, że podstawowym zadaniem sił zbrojnych będą misje ekspedycyjne. Ich wykonywanie przez państwa demokratyczne przy wykorzystaniu armii opartych na powszechnym obowiązku służby wojskowej jest politycznie niemożliwe, gdyż prowadziłoby do klęski wyborczej każdego rządu, który by się na to ważył. Jednocześnie parametry wojskowe, technologiczne i cywilizacyjne potencjalnych przeciwników (kraje arabskie, Afryka subsaharyjska, paramilitarne bojówki stron konfliktu jugosłowiańskiego) sprawiają, że niewielkie, mobilne i nasycone nowoczesną techniką siły profesjonalne są jedynym możliwym (z uwagi na wspomniane wewnętrzne uwarunkowania polityczne), a jednocześnie dostatecznie skutecznym instrumentem interwencji w tego typu konflikty. Te państwa, które nie mają ambicji interweniowania zbrojnego poza własnym obszarem w misjach o wysokiej intensywności bojowej i/lub silnie odczuwają zagrożenie własnego terytorium (Szwecja, RFN, Finlandia, Izrael) pozostały przy armiach typowo obronnych, a zatem poborowych.
Batalion zmechanizowany (600 żołnierzy) może panować ogniowo w obszarze wyznaczanym przez 9 km frontu i 7 km głębokości ugrupowania - tzn. 63 km². Pas obrony dywizji określany jest na 30-50 km frontu, głębokość wynosi 15-30 km, przy założeniu zbudowania 2-4 pozycji obronnych1. 120-tysięczna armia zawodowa (teoretycznie równowartość ośmiu dywizji – choć praktycznie przecież nie jest możliwe, by całość jej stanów osobowych weszła w skład wojsk liniowych) mogłaby więc, użyta obronnie, a nie interwencyjnie, pokryć obszar obejmujący maksymalnie do 12 000 km². Zważywszy, że terytorium Rzeczypospolitej wynosi 312 679 km², że znajdują się na nim 892 miasta, w tym pięć dużych aglomeracji liczących ponad 1 mln mieszkańców każda oraz, że długość granic z samą tylko Rosją i Białorusią wynosi odpowiednio 210 km i 418 km, obrona Polski przy użyciu samej tylko armii ochotniczej, choćby i najbardziej profesjonalnej, jest niemożliwa i to bez względu na to, czy będzie ona liczyła 90, 120, czy 150 tys. żołnierzy.
Odpowiadając na tytułowe pytanie - po co Polsce potrzebna jest armia, musimy zatem wykonać podobną pracę myślową jak nasi zachodnioeuropejscy sojusznicy, czyli zapytać o naturę ewentualnych konfliktów, w których może być zmuszone wziąć udział Wojsko Polskie.
Jest to pytanie, na które można udzielić realistycznej odpowiedzi tylko na podstawie przesłanek politycznych. Zadaniem WP nie będzie bowiem osiągnięcie gotowości do wygrania każdej wojny (konfliktu zbrojnego), a jedynie do rozstrzygnięcia na korzyść Polski wojny (konfliktu), której zaistnienie z udziałem państwa polskiego uznamy, ze względów politycznych za prawdopodobne – tzn. nie dające się wykluczyć. Prognoza owego prawdopodobieństwa ma jednocześnie fundamentalne znaczenie dla określenia przewidywanych misji Sił Zbrojnych RP w przyszłości. Przedmiotem decyzji jest zatem odpowiedź na pytanie:
Czy podstawowym scenariuszem wojennym, z którym powinna się liczyć Polska, i do którego pozytywnego rozstrzygnięcia powinna przygotowywać swoją armię jest najazd na terytorium Rzeczypospolitej (dalej: Scenariusz A), czy też jest nim konflikt w odległych od granic Polski rejonach, wymagający podjęcia misji typu ekspedycyjno-interwencyjnego (dalej: Scenariusz B).
Najistotniejszą cechą tak sformułowanego dylematu jest fakt, iż odpowiedzi w tej kwestii nie da się udzielić raz na zawsze. Bezpieczeństwo państwa wymaga zatem stworzenia strukturalnego systemu oceny sytuacji międzynarodowej i natury istniejących zagrożeń, który pozwalałby na podjęcie na czas decyzji o ewentualnej zmianie przewidywanego charakteru misji Wojska Polskiego. Zasadne byłoby oparcie się na instytucjonalnych wzorach brytyjskich z lat 1919-1933.
W systemie planowania obronnego Imperium Brytyjskiego obowiązywała wówczas tzw. Zasada Dziesięciu Lat - Ten Years Rule. Każdego roku specjalne ciało polityczne złożone z Premiera, Ministra Spraw Zagranicznych, Ministra Obrony, Ministra Skarbu, Szefa Sztabu Generalnego i Pierwszego Lorda Admiralicji na specjalnym posiedzeniu odpowiadało na pytanie, czy w ciągu najbliższych 10 lat Wielka Brytania stanie wobec zagrożenia wojennego ze strony równorzędnego przeciwnika (wielka wojna obronna), czy też zadaniem jej sił zbrojnych będą jedynie operacje kolonialne typu policyjnego. W zależności od odpowiedzi na to pytanie planowano inwestycje wojskowe oraz strukturę i kierunki rozwoju sił zbrojnych. System ten uchylił zasadę 10 lat dopiero w 1933 r. - na sześć lat przed wojną, a nie na 10, ale ogólnie spełnił swoje zadanie2. Podobna instytucja powinna działać także w Polsce i od jej decyzji politycznych powinno zależeć planowanie misji WP bądź to w zakresie Scenariusza A, bądź Scenariusza B. Należy przy tym zauważyć, iż w warunkach obecnej polskiej kultury politycznej, system ten będzie mniej sprawny od brytyjskiego, a decyzja o powrocie do armii obronnej (opartej na poborze), w razie przewidywania zagrożenia Scenariuszem A, będzie politycznie niezwykle trudna do podjęcia.
Polska nie jest w stanie przygotowywać swych sił zbrojnych do realizacji misji w ramach obu scenariuszy (A i B) jednocześnie. Wypełnianie zadań związanych z Artykułem 5 Traktatu Waszyngtońskiego (Północnoatlantyckiego), wynikających z konieczności przyjścia z pomocą zaatakowanemu sojusznikowi, może przy tym odbywać się zarówno w warunkach Scenariusza A (obrona zaatakowanych bezpośrednich sąsiadów Polski – obecnych lub przyszłych członków NATO, co do charakteru działań nie odbiegałaby od wojny w obronie Rzeczypospolitej i łatwo mogłaby się w taką przerodzić), jak i Scenariusza B (przyjście z pomocą zaatakowanemu państwu członkowskiemu Sojuszu lub UE, położonemu w znacznej odległości od Polski, ewentualnie współudział w ekspedycyjnej operacji antyterrorystycznej wymierzonej w bazy organizacji, która dokonała ataku na terytorium NATO/UE). Wypełnianie zadań związanych z nowymi misjami NATO (out of area – non-Article 5 operations), jak i z planowanymi zadaniami sił interwencyjnych UE (misje Petersberskie), bez wyjątku wiązałoby się natomiast z koniecznością posiadania przez WP zdolności interwencyjnych (projection of power capability) – Scenariusz B.
Tak jak Finlandia czy państwa bałtyckie nie przygotowują swoich sił zbrojnych do odparcia teoretycznego najazdu nieokreślonego przeciwnika z nieokreślonego kierunku, tak i w wypadku rozpatrywania zadań Wojska Polskiego wynikających ze Scenariusza A, jako źródło potencjalnego zagrożenia musi być wskazana Federacja Rosyjska.
Zagrożenie wynikające ze Scenariusza A w praktyce powinno być uznane za możliwe do zrealizowania wyłącznie w wyniku agresji Rosji na Polskę, któreś z państw bałtyckich, lub Ukrainę, względnie w wypadku wznowienia konfliktu w Naddniestrzu (z otwartym udziałem Rosji) i wciągnięcia doń sojuszniczej wobec Polski Rumunii. Wojna w obronie terytorium Rzeczypospolitej przed obcym najazdem, lub konflikt związany z rosyjską agresją na któregokolwiek z jej sąsiadów, z politycznego punktu widzenia powinien być zatem określony jako Plan Wschód.
Misja obrony terytorium Polski przed obcym najazdem w perspektywie najbliższych 10-ciu lat jest zatem misją przygotowania sił zbrojnych do możliwości konfliktu ze znanym przeciwnikiem o znanych parametrach politycznych, cywilizacyjnych i technicznych, które należy ustawicznie monitorować i dostosowywać do nich plany ewentualnego rozwinięcia sił własnych. W zakresie nasycenia nowoczesną technologią konwencjonalne siły rosyjskie nie należą do czołówki armii światowych. Obie wojny czeczeńskie oraz konflikt gruziński także nie były demonstracją nowoczesnych metod prowadzenia walki. Zdeterminowane czeczeńskie pospolite ruszenie potrafiło zadać w obu wojnach poważne straty najeźdźcy, a w czasie pierwszej wojny skutecznie złamać rosyjską wolę kontynuowania agresji. Szkolona i wyposażona do misji interwencyjnych Armia Gruzińska nie odnotowała natomiast podobnych sukcesów.
Scenariusz A do 8 sierpnia 2008 r. wydawał się mało prawdopodobny. Skutkiem takiej oceny sytuacji było uznanie, że podstawowym zadaniem Wojska Polskiego będzie udział w międzysojuszniczych (NATO, UE, koalicje ad hoc) misjach ekspedycyjnych. Politycznym celem takiego wykorzystania sił zbrojnych miała być budowa pozycji politycznej Polski w strukturach euroatlantyckich, lub dwustronnego sojuszu RP ze Stanami Zjednoczonymi. W ślad za tym nastąpiło odejście od armii typu obronnego i podjęcie wysiłku budowy sił interwencyjnych z naturalnym w tej sytuacji zamiarem docelowej profesjonalizacji armii. Owo założenie wstępne potwierdziło się w praktyce jedynie częściowo. Polska do 2007 r. była w trakcie budowania pożądanego sojuszu dwustronnego z USA, a udział WP w misjach ekspedycyjnych u boku US Army był istotnym instrumentem realizacji tego zadania. Ochłodzenie stosunków polsko-amerykańskich w interesującym nas tu aspekcie wojskowym (wycofanie polskiego kontyngentu z Iraku oraz manifestowana niechęć rządu RP do instalacji elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i ostatecznie brak ratyfikacji przez Polskę stosownego porozumienia w tej sprawie) w znacznej mierze wyhamowało ten proces. Polskie zaangażowanie wojskowe w łonie UE (misje polskie w Kongo i Czadzie u boku Francji) nie przyniosło natomiast jak dotąd pożądanych rezultatów. Paryż np. nie popiera polskiej polityki wschodniej (Membership Action Plan dla Gruzji i Ukrainy został odrzucony min. wskutek sprzeciwu Francji). Kontynuowanie zaangażowania WP w misjach unijnych jest zatem obecnie niecelowe. Polskie doświadczenia ekspedycyjne, choć cenne, mają dziś jednak drugorzędne znaczenie. Najistotniejszą przesłanką decyzji co do pożądanego kształtu polskiej armii jest natomiast rosyjska agresja na Gruzję, która powinna zmienić ocenę sytuacji międzynarodowej, a co za tym idzie także i potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa Rzeczypospolitej, a zatem i zadań dla jej Sił Zbrojnych.
Odpowiedzi wymagają pytania o ewentualne reakcje Polski w razie realizacji następujących scenariuszy rozpętania się konfliktu u naszych granic:
- Rosyjskiej aneksji Krymu i/lub wschodniej i południowo-wschodniej części Ukrainy w sytuacji:
a) Rozkładu państwa ukraińskiego (usunięcie – np. otrucie prezydenta, ostry konflikt wewnętrzny, separatystyczna akcja rosyjskiej ludności Krymu wsparta zbrojnie przez Rosję z wykorzystaniem baz i sił Floty Czarnomorskiej) i jego niezdolności fizycznej i/lub politycznej do stawienia zbrojnego oporu. (Scenariusz „czechosłowacki – 1938”).
b) Wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej w wyniku błędnej oceny ze strony Rosji stanu państwa ukraińskiego, które mimo prób destabilizacji okazałoby się zdolne do obrony swej integralności (Scenariusz „polski – 1939”). - Scenariusz „polski-1939” postawiłby rząd RP wobec dylematu – czy w świetle faktu, że Ukraina nie jest członkiem NATO i nie może liczyć na zbrojne poparcie ze strony Sojuszu, Polska w obliczu najpierw presji, a potem ewentualnej agresji rosyjskiej, której w sposób uporządkowany przeciwstawiłaby się Armia Ukraińska powinna pozostać bierna, czy też uznać, że Wojsko Ukraińskie jest lepszą gwarancją bezpieczeństwa Rzeczypospolitej niż podpisy sojuszników pod traktatami. Czy zatem i jak w okresie narastania ewentualnego kryzysu Wojsko Polskie mogłoby być wykorzystane do demonstrowania solidarności Polski z Ukrainą z zamiarem powstrzymania agresji rosyjskiej poprzez odstraszanie militarne oraz czy i jaką akcję wojskową powinna podjąć Polska, w razie, gdyby do owej agresji doszło, a Ukraina stawiłaby jej zbrojny opór. Brak skutecznej reakcji Zachodu na ewentualną rosyjską agresję na Ukrainę (mimo podjęcia przez Kijów walki) zaostrzałby ten dylemat, podważając wiarygodność zachodniego systemu bezpieczeństwa w ogóle, a zatem także w odniesieniu do Polski.
- Wkroczenie wojsk rosyjskich do któregoś z państw bałtyckich „w celu obrony prześladowanych obywateli” – tzn. z wykorzystaniem licznej mniejszości rosyjskiej w Estonii i/lub na Łotwie. Zaatakowane państwa zwracają się do NATO w tym do Polski o wykonanie zobowiązań sojuszniczych.
- Załamanie się państwa mołdawskiego wskutek niemożności rozwiązania przez nie problemów gospodarczych i społecznych i będące jego efektem narodziny potężnego ruchu zjednoczeniowego z Rumunią (obywatelstwo rumuńskie jest jednoznaczne z obywatelstwem UE). Rosja chcąca zachować w swojej strefie wpływów Mołdawię może doprowadzić do wznowienia walk w Naddniestrzu i wciągnięcia w konflikt Bukaresztu, a zatem i NATO.
- Bezpośrednie uderzenie z północy (obwód Kaliningradzki) i wschodu (Białoruś) na Polskę z zamiarem przywrócenia dominacji rosyjskiej nad Europą Środkową.
Skala prawdopodobieństwa wystąpienia każdego z wymienionych powyżej scenariuszy jest różna i będzie zmienna w czasie. Realizacja któregokolwiek ze scenariuszy 1-3 zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia scenariusza nr 4. Może on jednak wystąpić także samodzielnie w sytuacji gdyby decydenci w Moskwie uznali, że z jakiegoś powodu (wojna jądrowa USA i Izraela z Iranem, wojna USA-Chiny np. o Tajwan, brak reakcji Waszyngtonu na rosyjskie lub chińskie ataki na sojuszników Stanów Zjednoczonych w innych częściach świata) gwarancje USA dla Europy Środkowej, udzielone czy to w ramach NATO, czy też ewentualnych układów dwustronnych, nie zostaną dotrzymane. Jak długo amerykański „parasol ochronny” nad Europą Środkową pozostanie wiarygodny, tak długo prawdopodobieństwo ataku rosyjskiego na państwo członkowskie NATO, w tym na Polskę, pozostanie niewielkie. (Członkostwo RP w UE z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa w kontekście ewentualnego zagrożenia rosyjskiego należy natomiast traktować jako nieistotne, bowiem UE jako struktura zdolna do zbrojnego przeciwstawienia się Rosji nie istnieje). Tymczasem najbardziej prawdopodobnym miejscem testowania przez Rosję wiarygodności gwarancji amerykańskich są Łotwa i Estonia. Do ich obrony w tramach NATO Polska powinna zatem przywiązywać szczególną wagę.
Prawdopodobieństwo udziału Wojska Polskiego w wojnie obronnej w ramach NATO jest zatem niewielkie i przygotowywanie Sił Zbrojnych RP na taką ewentualność celowe jest ze względów politycznych (potwierdza wiarygodność Sojuszu), a nie militarnych (takiej wojny właśnie z uwagi na ową wiarygodność, nie będzie). W razie gdyby wskutek błędnej oceny sytuacji przez Moskwę doszło jednak do wybuchu wojny Rosji z NATO, rozstrzygającą siłą wojskową w tym starciu będzie armia USA. Siły, struktura i zadania Wojska Polskiego będą zaś dla ostatecznego rezultatu wojny miały znaczenie drugorzędne. Prawdziwym wyzwaniem pozostaje natomiast odpowiedź na pytanie, jak powinna zachować się Polska w razie rosyjskiej akcji wojskowej przeciw Ukrainie, lub w sytuacji, gdyby rosyjskie testowanie NATO w państwach bałtyckich doprowadziło do rozpadu Sojuszu wskutek prawdopodobnej niechęci Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Portugalii i Grecji do wypełnienia swych zobowiązań, lub wskutek odwrócenia się nowej administracji USA od problemów Europy Wschodniej, względnie pod wpływem obu tych czynników naraz. Jakkolwiek dramatyczna byłaby zatem konkluzja i przez ów dramatyzm trudna była do oficjalnego sformułowania brzmi ona następująco: Wojna w obronie Rzeczypospolitej prowadzona w ramach NATO jest wysoce nieprawdopodobna, gdyż Rosja jej nie rozpęta. Najbardziej prawdopodobny scenariusz zadań obronnych przed jakimi może stanąć Wojsko Polskie to konieczność wojny o niepodległość w razie załamania się wiarygodności NATO i USA jako gwaranta bezpieczeństwa RP - wojny prowadzonej bądź to w oparciu o siły własne, bądź w sojuszu z (w obronie) bezpośrednich sąsiadów Polski – państw bałtyckich i/lub Ukrainy. Alternatywą, w razie zaistnienia takiego scenariusza, byłaby kapitulacja wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami materialnymi i moralnymi. Jest rzeczą logiczną, iż Siły Zbrojne RP powinny być przygotowywane do reakcji w wypadku zaistnienia scenariusza bardziej, a nie mniej prawdopodobnego.
Obecna sytuacja międzynarodowa nie upoważnia jeszcze do uznania opisanego zagrożenia za wyzwanie bliskiej przyszłości, nie pozwala już jednak zupełnie go wykluczyć. Ewentualne symptomy narastającego kryzysu (wznowienie wojny w Gruzji, narastanie napięcia na Krymie, lub konfliktu wokół mniejszości rosyjskiej w państwach bałtyckich, silne zaangażowanie wojskowe USA w odległych opisanych regionach) dadzą Polsce okres ostrzegania, w czasie którego będzie ona mogła podjąć niezbędne przygotowania obronne. Będzie to jednak okres krótki – tzn. od wystąpienia pierwszych symptomów napięcia do wybuchu miną tygodnie lub miesiące, a nie lata. Wstępne przygotowania obronne należy zatem podjąć już teraz. Powinny one obejmować:
- Stworzenie mechanizmu monitorowania rozwoju sytuacji międzynarodowej połączonego z planowaniem rozwoju sił zbrojnych. W obecnej sytuacji odpowiedź na pytanie o to czy WP powinno być gotowe do operacji w ramach Scenariusza A (obronnego) czy też B (ekspedycyjnego) brzmi: wariant A;
- Redukcję zaangażowania Wojska Polskiego w misjach ekspedycyjnych innych niż natowskie lub prowadzone u boku USA (tzn. wycofanie się z misji ONZ i UE); z wyłączeniem misji w bezpośrednim geopolitycznym otoczeniu Polski, gdyby takie były prowadzone (np. Naddniestrze).
- Opracowanie planów reakcji wojskowej Polski na wypadek realizacji opisanych powyżej scenariuszy. (Możliwa jest decyzja o braku reakcji w wypadku scenariuszy 1-3, ale musi ona być rozważona i przygotowana wcześniej, a nie podejmowana ad hoc dopiero w czasie kryzysu). Ryzyko klęski wojskowej RP powodowane tak zaangażowaniem się, jak i biernością jest bardzo wysokie. Może nas bowiem czekać wojna przeciw mocarstwu u boku słabych sojuszników, lub bierne oczekiwanie swojej kolejki i doczekanie się wyboru pomiędzy wojną w osamotnieniu a kapitulacją.
- Nasycenie Wojska Polskiego sprzętem niezbędnym do zwalczania środków bojowych dominujących w Armii Rosyjskiej (czołgów, BWP3, samolotów, śmigłowców), ograniczenie zaś zakupów podnoszących zdolności ekspedycyjne (samoloty transportowe, wozy patrolowe, itd.).
- Redukcję zbrojeń morskich do niezbędnego minimum – tzn. jednostek celno-policyjnych i trawlerów. Wojna obronna rozstrzygnięta zostanie bowiem na lądzie. Nie należy zatem powielać błędów inwestycyjnych II RP, tym bardziej, że rozwój lotnictwa zdezaktualizował międzywojenne przesłanki utrzymywania Marynarki Wojennej na wypadek wojny z ZSRR. Niewielki obszar Bałtyku umożliwia zwalczanie okrętów nieprzyjaciela przy użyciu samolotów i pocisków rakietowych startujących z lądu. Zbrojenia morskie są zaś bardzo drogie.
- Upowszechnienie szkolenia wojskowego obywateli i uświadomienie opinii publicznej jego niezbędności.
To ostatnie zadanie jest szczególnie trudne. Większość obywateli RP zdolnych do służby wojskowej nie uznaje potrzeby jej odbywania. Odwołanie złożonych publicznie obietnic rezygnacji z poboru nie zyskałoby akceptacji społecznej. Ewentualna zgoda polskiej opinii publicznej na taki krok mogłaby nastąpić dopiero w warunkach oczywistego zagrożenia – czyli za późno. Potrzeby są przy tym dokładną odwrotnością gotowości społecznej do ponoszenia ciężarów niezbędnych do ich zaspokojenia. Jest bowiem rzeczą oczywistą, że oficerowie rezerwy (absolwenci uczelni wyższych) powinni być szkoleni dłużej i dokładniej niż szeregowcy. Tymczasem nałożenie obowiązku wojskowego na obywateli z wyższym wykształceniem jest znacznie trudniejsze niż w wypadku pozostałych. Mimo tych trudności należy jednak opracować system skutecznego przygotowania rezerw dla wojska. W związku z tym celowe byłoby stworzenie taniego i nieuciążliwego (letnie obozy szkoleniowe), nastawionego na konkrety rzemiosła wojskowego, systemu szkolenia studentów uczelni cywilnych w charakterze podchorążych i oficerów rezerwy dla wojsk obrony terytorialnej. Nie może to być marnujące czas obywateli i pieniądze podatników szkolenie pozorne. Jego celem nie powinno być też przygotowanie „zastępczych wojsk operacyjnych” lecz sił obrony terytorialnej kraju. Szkolenie powinno być krótkie, za to intensywne i często powtarzane. Dla podniesienia atrakcyjności służby można by oprzeć się na wzorach stosowanych do lat 1990-tych w niektórych państwach zachodnich, gdzie uchylenie się od służby wojskowej uniemożliwiało pełnienie funkcji publicznych z wyboru (w ciałach przedstawicielskich) i z nominacji (w administracji państwowej). Byłby to krok oddziałujący szczególnie na tę grupę społeczną, której przedstawiciele częściej mają ambicje uczestniczenia w życiu publicznym, a zatem właśnie na absolwentów szkół wyższych. Wymagałoby to osobnych decyzji ustawowych, zapewne politycznie trudnych do przeprowadzenia. Wart rozważenia jest także system rezerwy kontraktowej – płatnego – bardziej intensywnego szkolenia ochotników do służby w wojskach obrony terytorialnej. Szczegóły szkolenia powinny być oczywiście opracowane przez specjalistów wojskowych. Zadaniem polityków jest jednak podjęcie jak najszybciej kampanii wyjaśniającej obywatelom, że nie da się oprzeć obrony Rzeczypospolitej wyłącznie na armii zawodowej.
Przemysław Żurawski vel Grajewski
1 R. Jakubczak, J. Marczak, Obrona Terytorialna Polski na progu XXI w., Warszawa 1998, s. 81-82 oraz M.Huzarski, W Kaczmarek, Obrona i natarcie dywizji, Akademia Obrony Narodowej, Warszawa 1997, Załącznik 3.
2 A. Harasimowicz, Dyplomacja brytyjska wobec zagadnienia rozbrojenia 1921-1937, Łódź 1990, s.22-23, 144, 247-248.
Klasykę oczywiście czytać trzeba, ale chodzi mi o konkrety. Planowanie 10 -cio letnie nie przystaje do obecnych realiów, kiedy ceny uzbrojenia są bardzo wysokie. Np. zawirowania wokół zakupu samolotów wielozadaniowych trwały dobre kilkanaście lat. Rzeczą która odróżnia współczesne wojny od np. Kampanii Wrześniowej jest brak frontu. Wynika to m.in. z rozwoju techniki i braku masowych armii. Idealnym przykładem może być operacja Iraqi Freedom albo wojna rosyjsko-gruzińska (po odbiciu Cwingwali przez Rosjan).
Zgadzam się z autorem że niestety trzeba poświęcić marynarkę dla dobra Wojsk Ladowych i, przede wszystkim Lotnictwa. Ale nie mozna sie pozbywac całkowicie floty, np. zamiast fregat i korwet postawić na okręty podwodne, które dają możliwości równorzędnej walki z silniejszym przeciwnikiem. Wydaję się że potrzebny jest tez jakiś okręt oceaniczny, ale niekoniecznie musi to być niszczyciel czy fregata, wystarczałby okręt patrolowo-logistyczny który mógłby eskortować tankowce w rejonach zagrożonych piractwem, i transportować polskie oddziały w odległe rejony (niekoniecznie na misje, ale np. w celu ewakuacji Polaków, itp).
Nie zgadzam się z Biedowem ,że czytanie klasyki nie ma sensu . Osobiście brak rzeczowych opracowań Kampanii Wrześniowej i Powstania Warszawskiego (całego Planu Burza). Problemy są zawsze takie same , zmieniają się tylko środki
"Nasycenie Wojska Polskiego sprzętem niezbędnym do zwalczania środków bojowych dominujących w Armii Rosyjskiej (czołgów, BWP3, samolotów, śmigłowców), ograniczenie zaś zakupów podnoszących zdolności ekspedycyjne (samoloty transportowe, woz...y patrolowe, itd.)." -dziwny postulat, jeśli wziąć pod uwagę że to jest realizowane w Polsce z lepszych bądź gorszym skutkiem od kilkunastu lat. Mówi to wiele o wiedzy autora. Polska nie kupuje jak na razie żadnych pojazdów patrolowych (MRAPY używane w Afganie są wypożyczone od Amerykanów, LOSPy jeśli zostaną wprowadzone to będą użyteczne też w naszych warunkach, i zastąpią nieopancerzone Honkery. Lotnictwo transportowe też mamy bardzo skromne, w porównaniu np. z Niemcami, nie wspominając o Rosji czy... Ukrainie które mają flotę Anów-124. Posiadanie lotnictwa transportowego ma sens w wojnie obronnej, bo dzięki nim można zrobić szybki desant na tyły wroga (jeśli nie zestrzeli ich OPL oczywiście). Postulat ma jakiś sens jeśli popatrzy się na program zakupu Rosomaków. Ta decyzja podjęta na fali popularności amerykańskiej koncepcji tworzenia lekkich brygad do zadań ekspedycyjnych, wyposażonych w transportery kołowe, przy tym założono idiotyczne wymagania (np. żeby mógł być transportowany przez Herculesy, przez co mają bardzo słabe opancerzenie), nie mają wyrzutni PPK. Ale też Rosomaki w przeciwieństwie do Strykerów są wyposażone w wierze z działkiem 30 mm, i de facto są kołowymi BWP (W Afganie się marnują, bo mają uzbrojenie na nasze warunki a nie do walki z partyzantką). Absolutnym priorytetem powinno być teraz unowocześnienie obrony przeciwlotniczej, przejęcie niemieckich Patriotów było by dużym wzmocnieniem. Oczywiście nie można na tym poprzestać, trzeba też wdrożyć nowocześniejsze systemy. Przywoływanie jako wzoru do naśladowania rozwiązań angielskich z początku XX wieku teraz jest zupełnie archaiczne, potrzebne jest planowanie bardziej długofalowe niż 10-cioletnie. To zadanie teoretycznie ma pełnić Strategiczny Przegląd Obronny, ale fakt faktem że różnie z tym bywa.
Niezły artykuł, trochę brak w Nasze polityce obronnej jawnych priorytetów.
Chciałbym wiedziec, jaki jest polski plan B - czyli po co nasi politycy wydają pieniądze na wojsko. Niestety wydaje się, że nie wiedzą,przed czym miałoby nas bronic