Putin się przeliczył – analiza prof. Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego
(…)
Ukraińcy, jako naród, potrafili zaskoczyć rosyjskich analityków i ich modus operandi wobec Ukrainy okazało się być zbudowanym na przesłankach wynikających z analizy natury społeczeństwa rosyjskiego, a nie ukraińskiego i po raz drugi w ciągu dekady doprowadziło to do głębokiej pomyłki: do zaskoczenia rewolucją na Ukrainie. Putin nie mógł sobie pozwolić, by z tej rewolucji wyjść pokonanym. Prorosyjska partia na Ukrainie okazała się za słaba, pod względem zarówno politycznym jak i wojskowym: nie zdołała zdławić rewolucji w Kijowie. W końcu berkutowców nie było tylu, żeby tłumić demonstracje na całej Ukrainie. Nastąpił także rozpad Partii Regionów po groźbie sankcji ze strony Zachodu, bo przecież oligarchowie swoje pieniądze mają na kontach zachodnich i zostaliby odcięci od wyjazdów na Lazurowe Wybrzeże czy od swoich rezydencji w Austrii, na Cyprze, w Wielkiej Brytanii itd. A nie było wśród nich takich szaleńców, którzy by trzymali swoje pieniądze w bankach rosyjskich.
To był przełomowy dzień Majdanu, gdy ponad sto dodatkowych samolotów uciekających oligarchów wyleciało z lotniska pod Kijowem. W tym czasie Rada Najwyższa Ukrainy, niczym Sejm I Rzeczypospolitej, u kresu jego istnienia, z inspiracji owych oligarchów, niczym magnatów mających swoje szable w izbie poselskiej, obaliła prezydenta Janukowycza głosami Partii Regionów rozdzieranej interesami różnych frakcji. Procedura impeachmentu była przeprowadzona legalnie, przez parlament wybrany w normalnych wyborach. Putin, chcąc utrzymać swój wizerunek zwycięskiego cara, musiał zareagować – i to zbrojnie. Odpowiedzią Moskwy była więc inwazja na Krym,Nikt nie kwestionował tej legalności, choć skądinąd możemy przypuszczać, że proces wyborczy nie przebiegał do końca uczciwie. W tej sytuacji Putin, chcąc utrzymać swój wizerunek zwycięskiego cara, musiał zareagować – i to zbrojnie. Odpowiedzią Moskwy była więc inwazja na Krym, na którą Ukraińcy, ogarnięci ogólnym chaosem państwowym, nie potrafili odpowiedzieć. Trudno się temu dziwić – to tak, jakby w 1982 r. załamał się stan wojenny i nastąpiłaby inwazja sowiecka – ze strony LWP i ZOMO nie byłoby raczej zbyt stanowczego oporu. Podobnie na Krymie, najpierw trzeba było wymienić kadry, skoro nawet dowódca Czarnomorskiej Floty Ukraińskiej przeszedł na stronę Rosji.
I wtedy, wierząc w mit o rosyjskości Ukrainy, Putin wyobraził sobie, że przejęcie jej wschodnich obwodów będzie równie proste, co zajęcie Krymu: ogłaszamy powstanie Noworosji, która przyłącza się do Rosji. Okazało się, że to założenie było po prostu nieprawdziwe. Ukraińcy, nawet rosyjskojęzyczni, nie są Rosjanami. Oligarchowie, którzy nie są patriotami żadnego kraju, dobrze wiedzą co się stało z Bieriezowskim oraz Chodorkowskim i nie chcą podlegać władzy oligarchii KBG-istów z Kremla. W związku z tym operacja, do której miało wystarczyć kilka tysięcy dywersantów, okazała się uwikłaniem w ciężką wojnę, w której z każdym dniem z Kremla odpływa i reputacja, i wartość rubla. W tak dużym kraju jak Rosja miało się znaleźć wielu śmiałków do wyprawy, że tak powiem po staropolsku, na Dzikie Pola, którym nie wystarcza adrenalina ze skoków na bungee i potrzebują nie tylko zarobić, ale i sobie postrzelać. Doszli do tego funkcjonariusze służb specjalnych, a także ochotnicy z takich na poły prywatnych jednostek, jak kadyrowcy z Czeczenii, którzy liczą na łupy zdobywane przy niezbyt zaciekłym oporze.
I co się okazało? Na te kilkanaście tysięcy wysłanych do walki, cztery tysiące już nie żyje. To są poważne straty. Część ludności wschodniej Ukrainy co prawda sympatyzuje z Rosją, ale nie na tyle, by walczyć za nią z karabinem w ręku. Postawić krzyżyk na kartce wyborczej – proszę bardzo, jest nawet entuzjazm, ale czas tutaj gra na niekorzyść Rosji, bo wyniszczenie obszaru dotkniętego wojną prowadzi do załamania cywilizacyjnego i frustracji mieszkańców. Tymczasem żołnierze rosyjscy znikają na terenach okupowanych, co wskazuje na istnienie jakiejś formy działań prokijowskiej partyzantki.
Jakub Maciejewski: Nie spotkałem się z żadnym doniesieniem medialnym, które by o tym wspominało. Istnienie samorzutnych formacji proukraińskich w obwodach zajętych przez tzw. separatystów zmienia nasze wyobrażenia o tamtych terenach. Czy to oznacza, że nie ma jednoznacznego poparcia tamtejszej wschodnioukraińskiej ludności dla Rosji?
dr hab. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Gdyby było, to już ten teren zostałby zdobyty i przyłączony. Zresztą widać było, że bez udziału regularnych wojsk rosyjskich, nie samych dywersantów, wojna będzie przez Ukraińców wygrana. Nie mamy doniesień o pojawiających się dywersantach na tyłach wojsk Ukraińskich. Tego nie ma. Okazało się, że Putin się przeliczył. Mogąc wyjść jako zwycięzca, gdyby poprzestał na Krymie, zgrzeszył pychą. Mogąc wyjść jako zwycięzca, gdyby poprzestał na Krymie, zgrzeszył pychą. Majdan był niewątpliwie klęską nie tylko Władimira Władimirowycza, ale też fiaskiem projektu mocarstwa oligarchicznego, dlatego musiał być przykryty spektakularnym sukcesem. Tym znanym nam z historii wojny rosyjsko-japońskiej z 1905 r. motywem „małej zwycięskiej wojny” było zajęcie Krymu. Skala tego sukcesu skusiła władze Kremla do kontynuowania operacji i doprowadziła do uderzenia na Ukrainę, zakończonego porażką Rosji.
Przecież w tym początkowym etapie operacji ukraińskie wojsko zdołał odzyskać około 70% terytorium wyjściowo kontrolowanego przez dywersantów rosyjskich, i to własnymi siłami. Dopiero interwencja regularnej armii rosyjskiej zatrzymała postępy ukraińskiej ofensywy, ale też nie odzyskała z powrotem całości terytorium – trochę odzyskała na rzecz Rosjan, ale bilans całej tzw. antyterrorystycznej operacji wojsk ukraińskich jest dla Ukrainy jak najbardziej pozytywny. Rosja okupuje mniej niż. połowę obszaru zajmowanego na początku działań militarnych, przed kontrofensywą wojsk ukraińskich. Przy kolosalnych stratach wizerunkowych na świecie, potencjalnych stratach ekonomicznych, a także przy wyczerpaniu rezerw prostych, te cele się nie kalkulują.
Rosja oczywiście jest w stanie kontynuować wojnę, ale już na bazie mobilizacji, a nie zaciągu awanturników, ponieważ jest ich za mało, aby podbić czterdziestoparomilionową Ukrainę. Tego się nie zrobi jedną dywizją, piętnastoma tysiącami żołnierzy. Rosja oczywiście ma armię, która byłaby w stanie pokonać armię ukraińską, mieliśmy w tym i w poprzednim roku olbrzymie manewry na wschodzie Rosji, gdzie przerzucano 160 tysięcy żołnierzy na 3 000 kilometrów wraz z olbrzymią ilością sprzętu, czym Rosja pokazała, że ma takie możliwości. Ale siły potrzebne do rozbicia armii ukraińskiej mogłyby nie wystarczyć do pacyfikacji Ukrainy.
Proszę sobie wyobrazić koszt rozmieszczania garnizonów na podbitym terytorium, aktywność miejscowej partyzantki i przerażające transporty zabitych żołnierzy do Rosji, co destabilizowałoby Federację i tak przecież słabszą niż Związek Sowiecki, który nie potrafił podbić Afganistanu.
(...)
Całość wywiadu w wydaniu papierowym 120 numeru Dwumiesięcznika ARCANA. Sprawdź TUTAJ
Informacje o prenumeracie, kliknij TUTAJ