Naddniestrze jako „kotwica” trzymająca Mołdawię z dala od Rumunii
Separatystyczne państewko w Mołdawii odebrało specjalne gratulacje od przewodniczącego rosyjskiej Dumy Państwowej, Siergieja Naryszkina. Kreml nie pozwoli upaść enklawie KGB?
Liczące 550 tys. mieszkańców Naddniestrze obchodzi 22. rocznicę „niepodległości”. Z tej okazji do stolicy nieuznawanego państewka napływają gratulacje i zapewnienia wsparcia od najważniejszych polityków rosyjskich. Siergiej Naryszkin zapewnił, że „Naddniestrze przeszło ciężkie próby, ale udowodniło swoje prawo do istnienia w dzisiejszym świecie” (sic!). Przewodniczący rosyjskiej Dumy zapewnił też o „wzmocnieniu współpracy z Rosją i pomocy w rozwoju republiki”.
Podobne zapewnienia i życzenia „sukcesów w walce o międzynarodowe uznanie” napłynęły ze strony koncesjonowanej rosyjskiej opozycji: lidera komunistów Giennadija Ziuganowa i przywódcy nacjonalistów Władimira Żyrinowskiego.
Zgodny chór kremlowskich polityków jest nie tylko sygnałem utrzymania status quo dla nielegalnego tworu, ale może być także przeciwwagą dla coraz głośniejszych (zarówno w Mołdawii jak i Rumunii) inicjatyw zjednoczeniowych. Portal gzt.md przytacza nawet wypowiedź byłego szefa MSZ (2000-2008) Naddniestrza, Valeriya Litskaia, który nazwał swój kraj „kotwicą” powstrzymującą Mołdawię od połączenia się z Rumunią.
Źródło: regnum.ru, gzt.md
(JAM)
Naddniestrze to spadek-relikt po sowieckiej Mołdawii, jeszcze tej sprzed 1940r, mającej być dowodem na istnienie rzekomo uzasadnionych roszczeń terytorialnych Moskwy względem Rumunii (spr. Besarabii). Dziś, de facto, jest to jakieś para-państwo i rzeczywista kotwica powstrzymująca Rep. Mołdawii (wł. wschodnią Mołdawię) przed zjednoczeniem z ojczyzną. Pytanie do Rumunów (a i popierających ich Polaków): czy lepiej mieć większe (postsowieckie) terytorium wielonarodowe czy mniejsze, historyczne a bardziej narodowo spoiste? Optuję przy powrocie do historycznej granicy mołdawskiej/rumuńskiej na Dniestrze. Dla mnie granice postsowieckie to dogmat promoskiewski wyznawany niestety i na prawicy w Polsce (np. sprawa Abchazji, Osetii Płd, Kosowa). Przypadek nam bliższy - Ukraina. Jej ob. granice to gigantyczna kotwica w obszarze wpływów Moskwy. Naszą ułudą jest godzenie sprzeczności - popieranie dzisiejszego status quo granic Ukrainy, wschodniej Mołdawii czy Gruzji i jednocześnie ich aspiracji proeuropejskich i niepodległościowych. Tego pogodzic się nie da, nigdy! Polska skorzysta na etniczno-historycznych granicach owych państw, bo to je wewnętrznie scementuje, utwardzi i ograniczy aktywa rosyjskie tamże. Wiem(y), że nowe granice to pewnie i nowe konflikty, ale owe będą jeszcze dużo większe, jeśli do zmiany granic nie dojdzie. Tak więc jeśli Naddniestrze ciąży ku Moskwie (to oczywiste), to OK, i trzeba z Moskwą wynegocjować zgodę na zjednocznie wschodniej Mołdawii z Rumunią za cenę Naddniestrza. Inna sprawa czy Rosji to odpowiada. Wg mnie niekoniecznie - lepiej dla niej by stan niepokoju nad Dniestrem trwał, bo może wtedy mącić w sprawie ukraińskiej i rumuńskiej. No i jeszcze politpoprawność Brukseli, która o nienaruszalność granic dba (chyba że Niemcy powiedzą coś innego, jak np. w spr. Kosowa, a ost. zainteresowanie Berlina Kiszyniowem jest symptomatyczne...).