Z pierwszego numeru Arcanów: Święta wojna Rosji na Kaukazie
To co Rosja wyczynia od lat na Kaukazie zapewne nieznane jest piewcom rosyjskiego imperium, którzy w eurazjatyckim hegemonie widzą ochronę przed „nacjonalizmami”, „wojnami religijnymi” czy „plemiennymi”. Tekst Urszuli Doroszewskiej z pierwszego numeru Arcanów (1995 rok!) streszcza metody manipulacji, dezinformacji i prowokacji, jakie Kreml stosuje między Morzem Czarnym a Kaspijskim. Ale nie tylko tam.
Święta wojna Rosji na Kaukazie
Rosja znów pełni rolę żandarma na Kaukazie. Świat potulnie zgadza się, by tak zwane rosyjskie oddziały pokojowe robiły tam, co zechcą.
Siła armii wspierana jest siłą propagandy. Moskiewska teza – ochoczo podchwytywana przez wielkie światowe media – głosi, że w regionie Kaukazu kłębią się odwieczne nacjonalizmy, że żyjące tam narody tradycyjnie nienawidzą się nawzajem, a w dodatku ma tam miejsce wojna pomiędzy chrześcijanami i muzułmanami.
Teoria ta znakomicie pasuje do obowiązujących schematów myślenia o polityce światowej: oto na miejsce ideologii komunistycznej przyszły nacjonalizmy, i w dodatku ludzie zabijają się w imię religii. Lewica oczywiście traktuje to jako dowód, że takie zjawiska, jak naród oraz religia są niezwykle szkodliwe. Nie tylko na Kaukazie.
A tymczasem na Kaukazie jest zupełnie inaczej. Żeby zrozumieć, co się dzieje, wystarczy tam pojechać i porozmawiać z ludźmi. I niepotrzebne są żadne nadzwyczajne źródła informacji. Kto jest winny, że leje się krew wie tu każde dziecko. Zasady rosyjskiej polityki wobec Kaukazu chętnie objaśnią każdemu zarówno wyżsi urzędnicy państwowi, jak i przedstawiciele opozycji, a także sprzedawczynie w sklepie. W prostych żołnierskich słowach opiszą sytuację rosyjscy oficerowie. Prawda pozostaje tajemnicą tylko dla światowej prasy.
W grudniu 1993 roku byłam na Kaukazie trzeci raz w ciągu ostatnich dwóch lat. Tym razem w Kabardyno-Bałkarii, Inguszetii, Czeczenii Północnej i Południowej Osetii i w Gruzji. To, co widziałam i co mi opowiedziano – złożyło się na w miarę spójny obraz rosyjskiej polityki w tym rejonie świata.
Tradycyjna polityka Rosji wobec Kaukazu
Rosja rozpoczęła zagarnianie Kaukazu, Zakaukazia, a także Krymu w końcu XVIII wieku. Wówczas też caryca Katarzyna podjęła – zgodną z rosyjskim interesem państwowym – politykę narodowościową. Podbijane narody należało skłócić, by łatwiej można je było opanować. Należało wybrać spośród nich sojuszników i określić wrogów.
Podwaliny polityki narodowej Rosji, założone wówczas przez Katarzynę Wielką, do dziś podtrzymują gmach imperium.
Pierwsza zasada była taka: wspierać chrześcijan, a tępić muzułmanów. Dzięki temu udało się przyłączyć Gruzję, szukającą u Rosji obrony przed Turkami. Z obietnic obrony Rosja się nie wywiązała – wciągnęła natomiast Gruzję w wojnę przeciw muzułmanom z Północnego Kaukazu. A jeśli na podbijanych ziemiach były takie miejsca, gdzie muzułmanie i chrześcijanie żyli w zgodzie – tym gorzej dla nich, należało ich skłócić. Tak zrobiono na Krymie, który w tym samym okresie przyłączony został do imperium. Najpierw książę Potiomkin wymordował kilkadziesiąt tysięcy Tatarów, a później przez całe dziesięciolecia różnymi szykanami zmuszano ich do emigracji, między innymi rozpowszechniając plotki, że muzułmanie mają być przymusowo chrzczeni. Na miejsce Tatarów sprowadzano osadników-chrześcijan. Byli to albo chłopi rosyjscy, albo koloniści niemieccy, albo Ormianie. I właśnie wtedy zaczęły się naprawdę narodowościowe konflikty na Krymie. Historycy są zgodni, że były one sztucznie wywoływane przez władze rosyjskie.
Podobny model postępowania przyjęto w Abchazji. Zamieszkujących tam muzułmanów Abchazów szantażem i groźbami – ich również straszono, że będą chrzczeni – zmuszono do masowej emigracji do Turcji. Na ich miejsce osiedlano chrześcijan: Ormian, Niemców, Rosjan, Gruzinów. W ten sposób stworzono mocne podwaliny pod przyszłe konflikty, które mogłyby być nazwane religijnymi – i w których Rosja mogłaby występować jako obrończyni wiary chrześcijańskiej.
Podobną politykę prowadziła Rosja na Kaukazie Północnym. Żyją tam małe narody, naprawdę kochające ojczyznę i wolność, gotowe bronić się do śmierci. Dlatego Rosja aż przez czterdzieści lat, od lat dwudziestych XIX wieku, prowadziła tak zwane wojny kaukaskie przeciw Czeczeńcom, którzy wraz z Inguszami, Kumykami, Lezginami, pod wodzą Szamila bronili się aż do 1859 roku! Aż dwadzieścia lal tłumiono powstanie Czerkiesów.
Z Inguszami Rosja usiłowała najpierw rozprawić się osobno, wypierając ich z żyznych dolin Przedkaukazia w coraz wyższe góry. Na ich miejsce sprowadzano całe wsie Kozaków, którzy mieli tu teraz „bronić wiary prawosławnej”. Ingusze – ochrzczeni kiedyś przez Gruzinów – byli w większości chrześcijanami. Jednak gdy mieli już dość rosyjskiej agresji i gdy przyłączyli się do powstania Szamila – przeszli na islam. Oto jak Rosja wzmocniła chrześcijaństwo!
Do tłumienia powstania Szamila Rosjanie używali między innymi oddziałów gruzińskich, sprzymierzonych z Rosją. I znów – chrześcijanie przeciw muzułmanom! Wielu Gruzinów uważa jednak do dziś, że była to hańba w ich historii. Na Kaukazie żywa jest bowiem ciągle idea braterstwa wszystkich mieszkających tu ludów, spory między nimi traktowane są jako spory w rodzinie, wciąż odradza się idea zjednoczenia przeciw Rosji, a wojny wewnętrzne uważane są często za bratobójcze. Łączy te narody wspólnota wyznawanych wartości, wśród których miłość ojczyzny, honor i przyjaźń zajmują poczesne miejsce. Dzielą je natomiast języki, należące aż do czterech różnych grup językowych (indoeuropejskiej, tureckiej, kaukaskiej i mongolskiej). Różnice religijne wcale nie są aż tak istotne, jak skłonniśmy sobie wyobrażać. Na Północnym Kaukazie przywiązanie do tradycyjnych obyczajów i moralności jest z reguły silniejsze niż przywiązanie do religii – czy to muzułmańskiej, czy chrześcijańskiej. Gruzini natomiast – bardzo przywiązani do chrześcijaństwa, które jest u nich religią państwową od 337 roku – mają jednak niezwykle silne poczucie państwowości i wspólnoty wszystkich ludów, zamieszkujących Gruzję, co jest dla nich znacznie ważniejsze niż różnice religijne pomiędzy tymi ludami. W Gruzji mieszkają również i Gruzini wyznania mahometańskiego – Adżarowie – i nikt nie ma do nich o to pretensji. Żeby między tymi wszystkimi narodami – tak powiązanymi – wzbudzić konflikty religijne, trzeba było się bardzo napracować. Rosja podjęła ten wysiłek.
Gruzja przez całe wieki swojej historii udowodniła, że jest w stanie zbudować państwo. Państwo to niejednokrotnie upadało pod ciosami najeźdźców – samo Tbilisi było zrównane z ziemią 17 razy, zawsze jednak odradzało się w takim lub innym kształcie. Tbilisi było naturalną stolicą kulturalną dla narodów zamieszkujących Kaukaz. Ta właśnie umiejętność budowania państwa była zagrożeniem dla władzy rosyjskiej w tym rejonie. Należało więc Gruzję osłabić. Rosja podjęła na przykład próbę wydzielenia spośród Gruzinów nowego narodu – Megrelów – którym wymyślono nawet osobny alfabet, oczywiście – cyrylicą. Próby te nie znalazły poparcia wśród samych Mergelów, ale zasada sztucznego dzielenia Gruzji pozostała.
Dlaczego Rosja podbijała Kaukaz? Do czego był jej potrzebny? Spójrzmy na mapę. Zakaukazie – to przecież część Bliskiego Wschodu. Żeby mieć drogę otwartą z Rosji do podboju – w przyszłości – całego Bliskiego Wschodu, trzeba utrzymać przejście przez Kaukaz, wiodące na Zakaukazie. Góry Kaukazu można przekroczyć w dwóch miejscach. Tam, gdzie góry się zniżają dochodząc do Morza Czarnego, można wygodnie przejść z Abchazji. Dlatego wypędzono stamtąd Abchazów. Druga droga jest znacznie trudniejsza, wiedzie przez przełęcze w wysokich górach. To tak zwana Wojenno-Gruzińska Droga (w języku polskim przyjęła się rosyjska wersja tej nazwy – prawidłowe polskie tłumaczenie brzmi: Wojskowa Droga Gruzińska). Wokół tej drogi mieszkają Ingusze, Czeczeńcy i Osetyńczycy. Żeby zapewnić sobie kontrolę nad tym przejściem – i kontrolę nad całym Kaukazem i Zakaukaziem – Rosja musiała rozbić te ludy. Na sprzymierzeńców wybrała Osetyńczyków, lud pochodzenia indoeuropejskiego, który na Kaukazie pojawił się najpóźniej, dopiero w XIII wieku. Osetyńczycy zamieszkali na południowych stokach Kaukazu, znajdowali się w zasięgu oddziaływania kultury gruzińskiej wyznawali chrześcijaństwo. Natomiast ta część Osetyńczyków, która mieszka na północnych stokach Kaukazu – wyznawała w większości islam, podobnie Jak ich sąsiedzi. Jednak w momencie przyjęcia opcji rosyjskiej, przechodzili na prawosławie. Jak to określił pewien mój znajomy Ingusz: „Osetyńczycy za trzydzieści srebrników przyjęli chrześcijaństwo”. W ten sposób znów konflikt Rosja – podbijane ludy, ubrany został w szaty konfliktu religijnego.
Rosja, zagarniając Zakaukazie, bardzo sprytnie rozegrała też sprawę ormiańską. Państwo Ormian na Zakaukaziu nie istniało już od wielu stuleci. Ormianie, zamieszkujący niegdyś swoje historyczne ziemie, w ciągu wieków podbijani przez najeźdźców tureckich, perskich i mongolskich rozproszyli się po całym świecie. Na historycznych terytoriach Ormian prawie nie było. Na Zakaukaziu największym ośrodkiem kultury ormiańskiej było w tym czasie Tbilisi. Duże kolonie ormiańskie znajdowały się m. in. w Turcji, gdzie bez przeszkód zajmowały się handlem. Rosja zaczęła sprowadzać Ormian z diaspory na historyczne ziemie ormiańskie. Ziemie te – w międzyczasie zamieszkane przez muzułmanów – stały się więc przedmiotem sporu terytorialnego, widocznego także dzisiaj, i który ma szansę przetrwać następne kilkaset lat. Nikt nie jest bowiem w stanie stwierdzić „czyje” historycznie rzecz biorąc, są te terytoria, i dlaczego jeden naród miałby mieć do nich więcej praw niż inny. Rosja stała się więc dla Ormian jedynym gwarantem ich istnienia na terenie historycznej Armenii.
Osiągnięto ważny cel w stosunku do samych Ormian: na wieki związano ich interes narodowy z interesem Rosji imperialnej. W ten sposób prawdziwy ormiański patriotyzm łączy się – bez żadnych problemów – z wielkomocarstwowym patriotyzmem rosyjskim. Od tego czasu wielu Ormian w rozproszonych po całym świecie koloniach – pracuje często na rzecz interesów Rosji. Nie zawsze jest to dla samych Ormian korzystne. Kiedy Rosja prowadząc wojnę z Turcją, zamontowała sieć swoich agentów wśród diaspory ormiańskiej w Turcji – doprowadziło to do wypędzenia części Ormian z Turcji i straszliwej rzezi w 1914 roku, w czasie której Turcy wymordowali półtora miliona Ormian wraz z kobietami i dziećmi. Pamięć o tej zbrodni, do dziś bardzo wśród Ormian kultywowana, wzmacnia wrogość pomiędzy nimi a Turkami.
Wśród innych narodów Kaukazu Ormianie otoczeni są często podejrzliwością, i traktowani jako – świadomi lub nieświadomi – rosyjscy agenci. Takie zdanie rozpowszechnione jest przy tym nie tylko wśród muzułmanów – co można by objaśnić wrogością religijną – ale także wśród Gruzinów, którzy nigdy jakoś nie mogli się z Ormianami dogadać, choć i jedni i drudzy to małe chrześcijańskie narody, otoczone przez muzułmanów ze wszystkich stron.
Tak więc carska Rosja, występując na Kaukazie w roli „obrońcy chrześcijaństwa”, doprowadziła do krwawych konfliktów między narodami, wyznającymi różne religie, i doprowadziła do takich podziałów terytorialnych, które ten rzekomo religijny konflikt utrwalały. W ten sposób zapewniała sobie na przyszłość rolę arbitra w wytworzonych przez siebie sporach, a także – możliwość przedstawiania własnych zdobyczy terytorialnych jako efektu „obrony wiary prawosławnej”.
Władza sowiecka na Kaukazie
Komunizm został przyniesiony na Kaukaz na bagnetach Armii Czerwonej, która zniszczyła nowopowstałe niepodległe republiki Zakaukazia: Gruzję, Armenię i Azerbejdżan. Wytyczono granice trzech republik związkowych tak chytrze, jakby nad bolszewikami czuwał duch Katarzyny. Granicę między Armenią i Azerbejdżanem ustalono w taki sposób, by na terytorium obu republik zostawić enklawy narodu sąsiedniego: górski Karabach z Ormianami pozostawiono w składzie Azerbejdżanu, choć dano mu autonomię, a Nachiczewań, zamieszkały przez Azerów – pozostawiono w Armenii i również dano mu autonomię, co było efektem ówczesnych świetnych stosunków Sowietów z postępową Turcją Kemala-Pasza. Jednocześnie jednak te dwa okręgi autonomiczne były dwiema bombami z opóźnionym zapłonem, podłożonymi pod ewentualne przyszłe aspiracje niepodległościowe obu republik.
Pod Gruzję podłożono takich bomb aż trzy, wydzielając z terytorium Gruzińskiej SSR trzy republiki autonomiczne. Przy granicy z Turcją utworzono Adżarię. Adżarowie – to tacy sami Gruzini jak inni, tyle tylko, że wyznają islam, gdyż przez wieki znajdowali się pod władzą Turcji. Fakt, że władza sowiecka oficjalnie dzieliła ludzi według wyznania – nie miał znaczenia. Po prostu wydzielono pewne terytorium według zasady religijnej.
W górach Kaukazu koło strategicznej Wojskowej Drogi Gruzińskiej utworzono autonomiczną republikę Południowej Osetii. Była to nagroda dla Osetyńczyków za to, że pomogli Armii Czerwonej w ataku na Gruzję. W ten sposób przedłużono ich mandat głównego sojusznika Moskwy na Kaukazie i strażnika Drogi Wojennej. Odwdzięczyli się lojalnością. Dla części narodu Osetyńczyków, zamieszkałej po północnej, rosyjskiej stronie gór, utworzono autonomiczną republikę Północnej Osetii w składzie Federacji Rosyjskiej.
W drugim strategicznym miejscu, pomiędzy Rosją a Gruzją, tam gdzie Kaukaz dochodzi do morza – utworzono autonomiczną Republikę Abchaską. To, że Abchazów prawie tam nie było, bo dawno pouciekali do Turcji, władzom nie przeszkadzało. Mały, muzułmański naród otrzymał republikę w ponad 80% zamieszkałą przez chrześcijan: Gruzinów, Ormian, Rosjan, Greków... W ten sposób na trzech strategicznie ważnych krańcach Gruzji, utworzono odrębne jednostki autonomiczne, z własną administracją. Siłą rzeczy, musiały w nich pojawiać się tendencje odśrodkowe. Można było więc grać na ambicjach centrum i republik autonomicznych, wygrywając jednych przeciwko drugim, gdyby którzykolwiek okazali się nieposłuszni wobec Moskwy.
Najbardziej niepokornym narodem – nie tylko na Kaukazie, ale w całym sowieckim imperium – znów okazali się Czeczeńcy. Mało kto wie, że jeszcze w latach trzydziestych Czeczeńcy urządzili zbrojne powstanie przeciw władzy sowieckiej, o tak dużym zasięgu, że do jego tłumienia używano lotnictwa bojowego.
W początku 1944 roku doszło do kolejnej akcji władz, zmieniających stosunki narodowościowe na Kaukazie. W ciągu jednej nocy wysiedlono z północnego Kaukazu całe narody Czeczeńców, Inguszów, Bałkarców, Karaczajów, Kałamyków. Z Gruzji – lud Meschów (zwanych także Turkami meschetyńskimi). Z Krymu – Tatarów Krymskich... Oficjalnie powodem wysiedlenia była współpraca z Niemcami, „zdrada ojczyzny". Powód jest jednak nieprzekonywający: ostatecznie, nie tylko wśród narodów byli zdrajcy ZSRR. Armia Własowa liczyła 400 tys. ludzi ale nie wysiedlono Rosjan za zdradę. Zdrajców zresztą było, wśród przedstawicieli narodów wysiedlonych, znacznie mniej niż żołnierzy Armii Czerwonej, którzy lojalnie walczyli z Hitlerem po stronie sowieckiej. Wysiedlenia były zupełnie absurdalne z punktu widzenia wojskowego: wojna w pełnym toku, armia sowiecka idzie na Berlin, a tu angażuje się mnóstwo wojska i wagonów kolejowych do przeprowadzenia operacji z wojskowego punktu widzenia – niepotrzebnej. Nawiasem mówiąc, wysiedlanych ludzi ładowano do amerykańskich ciężarówek marki Studebacker, które Sowieci otrzymali jako pomoc wojskową.
Prawdziwy powód wysiedleń to kontynuacja tradycyjnej rosyjskiej polityki wobec Kaukazu. Z wyjątkiem Kałmyków, którzy są buddystami wszystkie pozostałe narody to muzułmanie. Nie ruszono Osetyńczyków, a osetyńscy oficerowie i żołnierze brali udział w akcji wysiedlania swoich sąsiadów. Jeszcze raz wzmocniono więc konflikt między narodami. Pozwolono także Osetyńczykom pozajmować świeżo opuszczone domu i terytoria, należące do Inguszy.
Zaledwie połowa wysiedlonych do Azji Środkowej przeżyła pierwszy rok zsyłki. Umieszczeni w specjalnych rezerwatach, poddani byli aż do 1953 roku surowym ograniczeniom, m. in. nie wolno im było osiągnąć wykształcenia wyższego niż podstawowe, ani też zająć stanowiska pracy wyższego niż robotnicze. Narody te miały widocznie – według planu – stać się narodami niewolników. Po śmierci Stalina zesłańcom – z wyjątkiem Tatarów Krymskich – pozwolono wrócić do ojczyzn. Przywrócono także zlikwidowaną po wysiedleniu, Autonomiczną Republikę Czeczeńsko-Inguską, tyle tylko, że w innych granicach. Inguskie ziemie, zajęte przez Osetyńczyków, pozostały w Północnej Osetii. Od tego czasu postulat przywrócenia Inguszom ziem przodków stał się głównym hasłem inguskiego ruchu narodowego, działającego przez lata – mimo represji.
Współczesne wojny kaukaskie
Bomby podłożone pod republiki zakaukaskie zaczęły wybuchać, gdy tylko kraje te zamarzyły o niepodległości.
Najpierw – konflikt ormiańsko-azerbejdżański. Ormianie zażądali Karabachu – i tak się zaczęło. Rzeź Ormian w azerbejdżańskim mieście Sumgaicie w styczniu 1990 roku była – jak już teraz wiadomo – sprowokowana przez rosyjskie służby specjalne. Rosyjskie wojsko wkroczyło do Baku, rzekomo w celu obrony Ormian, i dokonało pogromu opozycji azerbejdżańskiej. Żadnych Ormian nie uratowano.
Sytuacja na froncie ormiańsko-azerbejdżańskim zmienia się w miarę, jak zmienia się rosyjska geopolityka. Rosyjscy oficerowie i instruktorzy walczą po obu stronach, obie strony również dostały broń od armii rosyjskiej. Rosja raz popiera Ormian, to znowu Azerbejdżan, to znów jednocześnie i jednych i drugich, prowadzi pokojowe mediacje, występuje na arenie międzynarodowej jako autor kolejnych programów uregulowania pokojowego... Splatają się tu także interesy Iranu, Turcji, międzynarodowa walka o wielką ropę i o to, którędy będą przebiegały rurociągi. Czasem wkracza też do akcji – jak latem 1993 – terrorystyczna Tajna Armia Wyzwolenia Armenii, działająca na terytorium Iranu, która groziła zamachami bombowymi przeciw tym kompaniom naftowym, które miały podpisać umowę z Azerbejdżanem o przeprowadzeniu rurociągu przez terytorium Turcji. A w tych miejscach w Turcji, którędy przebiegać miał ów rurociąg, kurdyjscy komunistyczni terroryści rzucali bomby. W tym samym czasie został zorganizowany spisek wojskowych w Azerbejdżanie, którzy wypędzili protureckiego prezydenta Elczybeja. Nietrudno się domyślić, że wszystkimi tymi zsynchronizowanymi akcjami kierowali „wybitni specjaliści” z Moskwy.
Obie republiki, pogrążone w wojnie, klęsce ekonomicznej i chaosie politycznym – nie mają żadnych szans na faktyczną niepodległość.
Na północnym Kaukazie ruchy odrodzenia narodowego przejawiły się z wielką siłą. Jak zwykle, najbardziej radykalni okazali się Czeczeńcy. Ich wybrany w wyborach powszechnych prezydent, generał sowieckiego lotnictwa Dżohar Dudajew, ogłosił pełną niepodległość od Moskwy. Najbardziej natomiast wierni Moskwie pozostali Osetyńczycy. W ich autonomicznej Republice Północnej Osetii do dziś trwa władza typu stalinowskiego i nikt nie burzy pomników Lenina.
Gdy Czeczenia ogłosiła niepodległość, przestała istnieć wspólna Czeczeno-Inguska Republika Autonomiczna. Ingusze pozostali bez wyznaczonych granic, bez wyznaczonej stolicy i bez organów administracji terytorialnej. Zająć się tym powinny były władze Federacji Rosyjskiej, ale przez wiele miesięcy ani parlament, ani prezydent nie kiwnęli palcem, pozostawiając sytuację nierozwiązaną – prowokowano zbrojny konflikt terytorialny. Ingusze domagali się przywrócenia historycznie do nich należących ziem, które znajdują się w granicach Osetii, Osetyńczycy natomiast nie mieli zamiaru ich oddawać. Ingusze nie posiadali regularnych oddziałów wojskowych ani broni, prócz broni strzeleckiej, która znajduje się praktycznie w każdym domu na Kaukazie natomiast Osetyńczycy mieli swoje oficjalne oddziały wojska, milicji oraz OMON-u. Drobne zajścia zaogniały atmosferę. Rosyjska armia została wysłana w celu „zaprowadzenia pokoju”. Nocą 2 listopada 1992 roku rosyjskie czołgi otoczyły nocą kilka inguskich wsi, położonych na terytorium Północnej Osetii. Rosjanie strzelali z czołgów do śpiących domów po czym wpuścili do okrążonych wsi osetyński OMON, który metodycznie, według spisów, mordował Inguszy. Zginęło 450 osób, w tym kobiety i dzieci, a kilkaset zaginęło. Rosyjska telewizja przedstawiła zbrodnię jako „atak Inguszy”, pokazała Rosji nieistniejące inguskie czołgi i w świat poszła kolejna dezinformacja o pokojowej roli Rosji na Kaukazie. Zbrodnia, popełniona na niewinnych cywilach, w ogóle nie spotkała się z żadnymi protestami opinii światowej! Sprawcy do dziś nie zostali ukarani, ani też nie został rozwiązany problem terytorialny można więc przewidywać, że w przyszłości niejeden raz jeszcze poleje się krew, światowa prasa nazywać to będzie konfliktem muzułmańsko-chrześcijańskim, a NATO zgodzi się, by Rosja posłała tam swoje „pokojowe oddziały” dla zapobieżenia „konfliktom narodowym”.
Cała sprawa została rozegrana według klasycznego wzoru dziewiętnastowiecznego: wierni Rosji Osetyńczycy przeciwko buntowniczym Inguszom. Czeczeńcy uznali wówczas, że celem sprowokowanego konfliktu jest wciągnięcie do walk Czeczenii, by mieć pretekst do zbrojnej interwencji przeciwko niepodległej republice. Dlatego nie przyszli na pomoc swoim kuzynom-Inguszom ani nie dostarczyli im dział.
Osetyńczycy zostali wykorzystani także przeciwko Gruzji. W miarę, jak w Gruzji w drugiej połowie lat osiemdziesiątych nasilał się ruch niepodległościowy, Moskwa podsycała tendencje separatystyczne w republikach autonomicznych: Abchazji i Południowej Osetii. I jedna i druga republika oznajmiały, że chcą oderwać się od Gruzji. Faktycznie oznaczało to przyłączenie się do Rosji, ale ten cel maskowano pod hasłami niepodległości i walki z gruzińskim – rzekomym – imperializmem. Po dojściu do władzy w Gruzji niepodległościowo i antymoskiewsko nastawionego prezydenta Zwiada Gamsachurdii, Osetyńczycy ogłosili, że pragną zjednoczenia obydwu Osetii: Północnej i Południowej. Numer polegał na tym, że ta druga Osetia leży w Federacji Rosyjskiej. Hasła zjednoczeniowe oznaczały więc faktycznie oderwanie części terytorium od Gruzji, i przyłączenie jej do Rosji. Na to, rzecz jasna, władze w Tbilisi nie chciały się zgodzić. Rozgorzała wojna, po kilku jej etapach w latach 1991-1992 Osetia Północna faktycznie nie należy już do Gruzji, nie ma tam gruzińskiej administracji i żadnej komunikacji z terytorium Gruzji. Stacjonują tam tak zwane pokojowe siły rosyjskie, a mieszkańcy boją się wychodzić z domów, gdyż wszędzie pełno jest uzbrojonych bandytów. Broń, którą dostarczono z Północnej Osetii do Południowej, dla walki z Gruzją: działa i transportery opancerzone – jesienią 1992 roku znów z powrotem przeprowadzono przez góry Kaukazu, by rozprawić się z Inguszami.
Komunistyczne władze Abchazji – również rzekomo dążące do niepodległości – chciały przyłączyć ją do Rosji, co im się ostatnio praktycznie, z błogosławieństwem świata, udało. Gruzja przegrała wojnę z tak zwanymi „abchaskimi separatystami”. Jak to było możliwe? Gruzinów jest około 4,5 miliona. Wszystkich Abchazów wraz z kobietami i dziećmi – 94 tysiące. Gruzja posiada regularną armię – Abchazja nie. Zwraca uwagę gigantyczna dezinformacja, jaka w sprawie tej wojny panowała w całej wielkiej prasie światowej. Oskarżenia Gruzinów o imperializm oraz opisy heroicznych działań dążących do niepodległości Abchazów oraz dążących do zjednoczenia podzielonej ojczyzny Osetyńczyków zapełniały gazety, tuż obok oskarżeń Zwiada Gamsachurdii o najcięższe zbrodnie i peanów na cześć Szewardnadzego. Dopiero po tym, gdy tak zwane „siły abchaskie” zestrzeliły trzy gruzińskie samoloty pasażerskie – jeden TU-154 i dwa Tu-134 – i po tym, gdy wojska gruzińskie straciły Suchumi, nawet światowe media zaczęły zauważać decydującą rolę Rosjan w tej wojnie.
Rosjanie zresztą odegrali w niej decydującą rolę po obu stronach – i po stronie gruzińskiej, i abchaskiej. Abchazja zbuntowała się, gdy był jeszcze u władzy Gamsachurdia, bowiem komunistyczni aparatczycy starego typu, którzy rządzili w tej autonomicznej republice, obawiali się, że utracą stanowiska. Gamsachurdia został jednak wygnany w wyniku przewrotu wojskowego, możliwego dzięki ośmiu czołgom, dostarczonym buntownikom przez rosyjskie Ministerstwo Obrony. Do władzy doszedł Szewardnadze – uważany za śmiertelnego wroga przez stary aparat komunistyczny. I ten właśnie stary aparat zorganizował mu pod bokiem bunt Abchazji. Ale prawdziwą wojnę w Abchazji zaczął jednak sam „demokrata” Szewardnadze, wprowadzając tam wojska gruzińskie latem 1992 roku. Jego władza w Gruzji cieszy się poparciem ze strony rosyjskiego Zakaukaskiego Okręgu Wojennego, stacjonującego w Gruzji, który – na mocy legalnych umów, oraz nielegalnych układów – dostarcza broni gruzińskiej armii. A jednocześnie wojna Gruzji przeciw Abchazji odbywała się pod hasłami walki przeciw moskiewskiemu imperializmowi. Nadano jej także charakter religijny: wojny chrześcijan z muzułmanami. Świeżo ochrzczony w gruzińskiej archikatedrze w Mccheta imieniem Giorgi, były I sekretarz Komunistycznej Partii Gruzji nie miał w tej sprawie żadnych skrupułów. Ochrzcił go Katolikos Gruzji, patriarcha Ilja II, powszechnie uważany w Gruzji za generała KGB. Sytuacja, gdy jeden generał KGB chrzci drugiego generała KGB, całkowicie wyjaśnia charakter owej „wojny chrześcijan z muzułmanami”.
A co to byli za muzułmanie?
W 1989 roku w Abchazji powstała Konfederacja Górskich Narodów Kaukazu. Utworzyło ją grono komunistycznych aparatczyków, pochodzących z tych narodów, zaniepokojonych rozwojem ruchu demokratycznego w Gruzji. Hasła odrodzenia komunizmu po kilku miesiącach, w miarę, jak rozwój wydarzeń szedł w zupełnie innym kierunku, zastąpili oni hasłami odrodzenia narodowego ludów Północnego Kaukazu. Przewodniczący Konfederacji, wyrzucony z organów bezpieczeństwa za nadużycia Jurij Szanibow, przyjął wkrótce imię Musa i zaczął posługiwać się narodowo-religijną retoryką. Konfederacja głosiła, że pragnie uniezależnić narody Kaukazu od Rosji. Jednak w jej władzach dużo miał do powiedzenia wojskowy aparat rosyjski. Chodziło prawdopodobnie o przejęcie – i kontrolowanie – rzeczywiście silnych na Kaukazie tendencji separatystycznych. Konfederacja utworzyła swoje oddziały zbrojne, złożone z młodych ochotników spośród kaukaskich narodów i z doświadczonych rosyjskich instruktorów. Broń dostała – jak wszystkie walczące na Kaukazie strony – od Armii Rosyjskiej. Generał Dudajew utrzymuje stosunki z Konfederacją to lepsze to gorsze, nigdy jednak jej ani całkowicie nie zaakceptował, ani nie potępił. Konfederacja wysyła swoich ochotników do Abchazji, aby walczyli przeciw Gruzji. Nazywa się to u nich „wojną z komunistycznym reżimem Szewardnadze”. Do oddziałów nie wchodzą jednak Ingusze, którzy tradycyjnie uważają się za przyjaciół Gruzinów. Są tam natomiast zarówno Osetyńczycy, jak i Kozacy mieszkańcy kozackich stanic. Konfederacja, mimo ogólnikowego odwoływania się do islamu, nie używa jednak religijnych haseł, które mogłyby uzasadniać wojnę przeciw chrześcijańskiej Gruzji. Wręcz przeciwnie – tamtejsi mułłowie podkreślają, że islam to religia tolerancyjna, czego najlepszym dowodem jest fakt, że w oddziałach Konfederacji ramię przy ramieniu walczą przeciw komunistycznemu reżimowi Szewardnadzego także i chrześcijanie – kozacy.
Gruzja przegrała wojnę, utraciła część terytorium, kraj jest zrujnowany, armia i znaczna część młodzieży – zdemoralizowana. W walkach zginęło kilkanaście tysięcy osób. Abchazja jest nadal w rękach uzbrojonych band, nie wiadomo komu podporządkowanych. Gruzini, którzy nie zdołali uciec, zostali wymordowani, a gruzińskie domy – zrabowane i zniszczone. Nie tylko zresztą gruzińskie: niedawno wymordowano tam na przykład także wieś zamieszkaną przez Greków. Do Abchazji wprowadzone zostały – z błogosławieństwem międzynarodowym – tak zwane rosyjskie siły pokojowe. I o to chodziło. Rosji potrzebne są lokalne wojny na terytoriach, gdzie nie ma pełnej władzy. Wywołuje te wojny właśnie po to, by wprowadzić tam swoje wojska.
Tradycyjna polityka Rosji na Kaukazie przyniosła jej więc olśniewający sukces. Rzucono na kolana Gruzję. Stworzono krwawe konflikty narodowe, które mają szanse przetrwać jeszcze wiele dziesięcioleci – na północnym Kaukazie obowiązuje przecież do dziś zasada zemsty rodowej i przelana krew nie pozostanie nie pomszczona. Ci, którzy rozpoczęli przelew krwi, dobrze zdawali sobie sprawę z tego, jaki mechanizm puszczają w ruch. Zjednoczenie Północnego Kaukazu i Zakaukazia w jakąś formę państwa niezależnego od Moskwy stało się więc niemożliwe na wiele przyszłych pokoleń. Doprawdy, caryca Katarzyna mogłaby być zadowolona ze swoich pojętnych uczniów.
Całe pokolenie młodzieży zostało zniszczone. Już od kilku lat młodzi ludzie na całym Kaukazie i Zakaukaziu walczą w kolejnych wojnach lub zajmują się tak zwaną działalnością polityczną. Albo nielegalnym handlem i rabunkami, które nieodłącznie towarzyszą każdej wojnie. Nic innego tam zresztą robić nie można: przemysł stoi, handlu nie ma. Duża część najaktywniejszych – po wszystkich stronach konfliktu – już nie żyje. Trudno wyobrazić sobie, jak w przyszłości można by skłonić tę młodzież do powrotu do normalnego życia – i jak w związku z tym będzie wyglądać przyszłość tych niewielkich narodów. A w tym samym czasie w Rosji dokonują się przecież wielkie zmiany, młodzież uczy się zasad wolnego rynku, nowoczesnej organizacji pracy, zapoznaje się z Zachodem... Dlatego też bardzo wielu ludzi po prostu ucieka z Kaukazu, choćby do Rosji. Z samej Gruzji wyjechało już około 800 tysięcy ludzi.
W grudniu 1993 roku byłam na Północnym Kaukazie. Rozmawiałam z uciekinierami – Inguszami, którzy stracili swoje rodziny, wymordowane przez osetyński OMON. Jednoznacznie oskarżają Rosję o wywołanie rzezi. Potem w stolicy Czeczenii – Groznym obejrzałam zjazd Konfederacji Narodów Kaukazu. Słyszałam na własne uszy, jak generał rosyjskiej marynarki wojennej i jednocześnie dowódca „abchaskich sił morskich”, wybrany właśnie na przewodniczącego Konfederacji, Ali Alijew chwalił się, że to on zestrzelił trzy gruzińskie samoloty pasażerskie, i opowiadał, jak to zrobił: rakiety ziemia-powietrze dostarczyli mu koledzy z armii rosyjskiej, ale ponieważ były przeterminowane, spisane ze stanu, jedna z nich nie odpaliła, i dlatego nie udało mu się zestrzelić czwartego samolotu.
Słyszałam, jak żołnierze – „dobrowolcy” Konfederacji śpiewali po rosyjsku „I s krikom ’Ałłach’ my w ataku pojdiom, swobodu Kawkazu my priniesiom” – ale ich dowódcy nie mówili ani o wolności dla Kaukazu, ani o Allachu, lecz o wojnie przeciw Gruzji.
Pojechałam ze stolicy Osetii Północnej, Władykaukazu do Gruzji autobusem górską drogą przez terytorium Osetii Północnej, gdzie stacjonują „pokojowe” wojska rosyjskie. Stwierdziłam, że na drodze przez Kaukaz walają się sprawne, porzucone działa, z których ktoś mógłby sobie postrzelać, że na terytorium, rzekomo zabezpieczonym przez Rosjan, słychać strzały z kałasznikowa, a współpasażerowie z autobusu opowiedzieli mi, że trupy – to Gruzinów, to Osetyńczyków – znajduje się tu co kilka dni. Przez strefę niczyją między Południową Osetią a rdzenną Gruzją podwoził mnie łazikiem oficer z rosyjskich sił pokojowych. Pokazałam mu wszystkie moje dziennikarskie dokumenty i spytałam, jak to jest możliwe, że dzieją się tu takie rzeczy – przecież wy tu pilnujecie pokoju?
„Nie – odpowiedział mi spokojnie – dopiero gdyby wycofać stąd nasze siły, te narody dogadałyby się między sobą. My tu zabezpieczamy nie pokój, ale wojnę. Po to nas tu posyłają”.
Urszula Doroszewska – socjolog, dziennikarka, od 1977 red. „Głosu”, współpracownik kwartalnika „Uncaptive Minds”.
Prosimy o niepublikowanie tekstu bez zgody wydawnictwa.
ŚWIETNY ARTYKUŁ
Dawno już nie czytałem tak przejrzyście napisanego artykułu, cały ten kontekst wyjaśnia szczególne zainteresowanie portalu arcanów sprawami na Kaukazie. Oby więcej takich tekstów.
Fantastyczny artykuł!