Szczerski: Rosja zniwelowała przewagi, którymi szczycił się Zachód
Odwołanie pauzy strategicznej (tekst z 116 numeru Arcanów)
W 89 numerze „Arcanów” pod koniec 2009 roku, opublikowałem tekst[1], w którym pisałem, iż polityka międzynarodowa:
przeżyła już okres nadziei na liberalny ład globalizacyjny, w którym świat miał po części przypominać (…) wielokolorową, rozkołysaną wspólnotę spontanicznej wymiany myśli, handlu, pokojowych więzów, emocjonalnej bliskości, wzajemnego otwarcia, zanikania granic, zmniejszania różnic rozwojowych, spłaszczenia hierarchii, zaniknięcia dotychczasowych form polityki międzynarodowej opartych na suwerenności państw jako jej podstawowych aktorów i wejście w fazę globalnego zarządzania, egzekwowanego przez rozproszone podmioty o różnorodnym charakterze (…). Wizja ta wydaje się dzisiaj bardzo naiwna i daleka od możliwości realizacji. (…) Do naszej rzeczywistości powróciła bowiem geopolityka w starym dobrym stylu. Musimy ponownie nauczyć się zapominanych już pojęć z klasycznego słownika realizmu międzynarodowego, takich jak: strefa wpływu, mocarstwo, rdzeń i peryferia, zasoby strategiczne, przewaga, uzależnienie, interwencja, sojusznik. To nowe znamiona naszych czasów. Umknęła nadzieja na światowe, bezkolizyjne zarządzanie, a zaczął się okres twardej rozgrywki między wszystkimi, którzy chcą pretendować do roli podmiotowej i zdominować nowy porządek. Zaczął się wielki okres „hierarchizacji potęg” i nowego określania stref wpływów, stref buforowych, obszarów strategicznych i kierunków ekspansji. Dlatego tak istotne jest, by posiadać w państwie przywództwo polityczne zdolne do intelektualnego ogarnięcia zachodzącej zmiany i niepozostające w sferze życzeniowego spojrzenia na świat, w którym liczy się tylko wzajemne ogólnie dobre samopoczucie.
Wówczas wiele osób, poza naszym środowiskiem intelektualnym, nie uznawało tej tezy za oczywistą. Jeśli ktoś wspominał o geopolitycznym kontekście relacji międzynarodowych, albo było to nieliczne grono akademików, którzy trzymali się naukowej tradycji realizmu, albo też poglądy takie były wynikiem fascynacji prądami intelektualnymi przychodzącymi z Rosji, gdzie ten sposób myślenia nigdy nie został odrzucony, a wręcz odwrotnie, stale się rozwijał. Zawsze w służbie celom politycznym Kremla.
Bo też rządzący w Moskwie nigdy nie pogodzili się ze zmianą reguł gry na świecie, czekali więc jedynie na moment, kiedy będą mogli ogłosić swój „reset” w relacjach z Zachodem i odwołać pauzę strategiczną, która nastąpiła po rozpadzie Związku Sowieckiego.Bo też rządzący w Moskwie nigdy nie pogodzili się ze zmianą reguł gry na świecie
Wyraźnie dał to do zrozumienia Władimir Putin w swoim wystąpieniu towarzyszącym ogłoszeniu pierwszej poważnej aneksji terytorialnej w Europie po 1945 roku, czyli zagarnięciu Krymu przez Rosję. Ta właśnie część wypowiedzi rosyjskiego przywódcy wydaje mi się najistotniejsza, z punktu widzenia długofalowej analizy stosunków międzynarodowych. Wysłał wtedy jednoznaczny komunikat, że Rosja, taka jaką on ją widzi, nigdy nie była lojalnym i wiarygodnym uczestnikiem żadnego z ważnych procesów budowy nowej architektury stabilności w Europie po okresie zimnej wojny. Już od czasu zjednoczenia Niemiec, przez rozpad ZSRS, rozszerzenie NATO i Unii Europejskiej, wojnę z terroryzmem, aż po próbę przemian w państwach obszaru posowieckiego, we wszystkich tych procesach Rosja uczestniczyła niejako z konieczności wymuszonej przez uwarunkowania własnej słabości, które miały jednakowoż charakter czasowy. Nigdy nie była ich zwolennikiem i nie chciała, by ich charakter był trwały, a rezultaty nieodwracalne.
W koncepcji putinowskiej, zadaniem polityki rosyjskiej powinno było być cierpliwe czekanie na moment, kiedy będzie można dokonać odwołania skutków tych procesów oraz powrócić do stanu poprzedniego, stanu, w którym Rosja była równoprawnym uczestnikiem podziału światowych stref wpływów i hegemonem przestrzeni geopolitycznej, którą sama określiła, jako swoją domenę wyłączności. Rosja była zatem raczej Wallenrodem końca historii, a nie rycerzem nowego porządku, działającym lojalnie, ręka w rękę wraz z innymi państwami wolnego świata przy budowie nowego globalnego ładu.Rosja była zatem raczej Wallenrodem końca historii, a nie rycerzem nowego porządku
(…)
Używając jeszcze innej metafory, która w zasadzie jest już dzisiaj zakazana w świecie politycznej poprawności, można by powiedzieć, że zachodnie elity stopniowo niewieściały, przyjmując kobiecie role troski o codzienne wyżywienie i ciepłą wodę w kranie i zarzucając ćwiczenia w męstwie.
(…)
Na pewno jednak nie jest to założenie naszego środowiska politycznego. Zdarzały się, owszem, wyjątki, jak Jugosławia, ale one miały tylko potwierdzać regułę: świat cywilizowany wykreślił wojny, a ci z Bałkanów to barbarzyńcy, którzy jeszcze tego poziomu rozwoju nie osiągnęli. Jak pamiętamy, jedną z koronnych obaw, jakie wysuwano w związku z upadkiem Żelaznej Kurtyny, był strach przed barbarzyńskimi narodami Europy Środkowej, które żyją w strasznych oparach suwerennościowych nacjonalizmów i po tym, jak tylko zniknie radziecka klatka, natychmiast rzucą się sobie do gardeł i zaczną się masowe czystki etniczne i wojny. Szybko wiec rozpoczęto reedukację tych narodów, aby wraz z przeszłością pożegnali się też ze swoją narodową dumą i kulturową tożsamością.
Ktoś taki jak np. Putin, kto przyglądał się tym trendom przemian politycznych i społecznych z zewnątrz i analizował ich skutki z pewnością musiał rozwinąć w sobie postawy dwojakiego rodzaju. Pogardę i wściekłość.
(…)
Lecz to nie pogarda jest tym czynnikiem, który napędza geopolityczny rosyjski reset. Istotniejszym motorem jest wściekłość i chęć rewanżu powodowane tym, że to co dla Zachodu stanowiło jego osiągnięcia, dla całego obszaru, który Rosja uznawała za swoją strefę wpływu i dla niej samej oznaczało upadek znaczenia politycznego i zapaść gospodarczą. Oznaczało radykalne kurczenie się jej potencjału geopolitycznego. Rosja była od końca zimnej wojny w ciągłej geopolitycznej defensywie. Ustępowała wobec ekspansji miękkiej siły, która do pewnego momentu okazywała się zadziwiająco skuteczna i porywała narody posowieckie wizją demokracji, wolności gospodarczej i swobody kulturowej. Rosja zmuszona była oddawać drugiej stronie kontrolowane dotąd przez siebie terytoria, musiała wycofywać swoje wojska, patrzeć jak jej dawne dominia przechodzą na stronę geopolitycznego wroga, czyli NATO, jak gwałtownie kurczą się jej możliwości ekspansji ideologicznej, jak przegrywa wyścig technologiczny, jak degraduje się gospodarczo i finansowo aż do wielkiego krachu rubla i de facto bankructwa państwa, jak domaganie się demokratyzacji w świecie jedynowładztwa Kremla przynosi temu krajowi chaos polityczny i korupcję. Inaczej mówiąc, Rosja musiała przeżyć swoją śmierć kliniczną jako gracza geopolitycznego. Sprowadzona została do roli aktora ledwie regionalnego i to z kurczącym się stopniem oddziaływania nawet na swoje najbliższe otoczenie.Rosja musiała przeżyć swoją śmierć kliniczną jako gracza geopolitycznego
Taka rola była przez elitę wywodzącą się z dawnego rdzenia państwa sowieckiego, czyli ze służb specjalnych, po prostu nie do zaakceptowania. Musiano dokonać radykalnej zmiany reguł gry i spowodować, by to co dotąd było siłą Zachodu, stało się jego słabością a to, co prowadziło do słabości Rosji zamieniło się w jej atut. I to było zadanie, jakie wzięła na siebie ekipa, której zewnętrznym eksponentem jest Władimir Putin. Ostatecznym sygnałem, by plan ten uruchomić w pełnym wymiarze była propozycja przygotowania dla Ukrainy i Gruzji ścieżki do członkostwa w Pakcie Północnoatlantyckim, która miała być przedstawiona na szczycie NATO w Bukareszcie wiosną 2008 roku. Udało się Rosji, co prawda, plan ten zablokować głównie poprzez opór wobec niego Niemiec, ale sam fakt, że pomysł taki padł, oznaczał, że nie ma już na co czekać. I tak w kilka miesięcy po tym wydarzeniu wybuchła pierwsza geopolityczna wojna XXI wieku, czyli rosyjska napaść na Gruzję. Rosja przestała się cofać i przeszła do ofensywy. A świat Zachodni po raz pierwszy pokazał wówczas, że nie potrafi, nie chce i nie umie jej zatrzymać. Później było już tylko gorzej. Rosja, gdy oddaje pole, to jednocześnie na zapleczu przygotowuje plan, jak je odzyskać
Bo też myliłby się ten, kto by sądził, że Rosja biernie przyglądała się, jak Zachód zmienia jej otoczenie geopolityczne i zagarnia jej strefę wpływów, a ona wszystko co mogła robić, to tylko czekać, aż sytuacja może się zmieni i wytworzy okazję, by odwrócić zły los. Rosja, gdy oddaje pole, to jednocześnie na zapleczu przygotowuje plan, jak je odzyskać i jak wybić przeciwnika z uderzenia. Dowiedział się o tym i Napoleon, i Hitler. Obaj, gdy już było dla nich za późno na wnioski. Teraz jest tak samo. Plan rosyjski, taki który miał zrealizować polityczne cele, jakie wyłożył Putin w przemówieniu z 18 marca 2014 roku, był prosty: zamienić się z Zachodem stronami na szachownicy i zacząć grać białymi, by mieć pierwszy ruch.
W tym celu należało zniwelować przewagi przeciwnika. Były one trzy. W tym celu należało zniwelować przewagi przeciwnika. Były one trzy.
Przewagi Zachodu nad Rosją, które Moskwa zniwelowałą
Po pierwsze, potencjał Zachodu wynikający z ekspansji i zwartości, która była pochodna jedności politycznej. Dlatego Rosja zaczęła stopniowo, ale skutecznie i konsekwentnie odcinać Zachód od dalszych potencjalnych obszarów integracji i rozpoczęła definiowanie swojej wyłącznej strefy geopolitycznej. Zablokowała Białoruś, Kaukaz, część Azji Środkowej i dwukrotnie próbowała zablokować Ukrainę, nie pozwoliła, by upadł sprzyjający jej reżim w Syrii. Jednocześnie pracowała usilnie nad rozbiciem wewnętrznym Zachodu poprzez różnicowanie relacji z poszczególnymi państwami i rozgrywanie ich rozbieżnych interesów. Do tego pierwszego zadania najlepiej nadawała się współpraca w sektorze energetycznym oraz polityczne koncesjonowanie dostępu do rosyjskiego rynku i zamówień rządowych, a do tego drugiego słabość, egoizmy i sprzedajność elit politycznych oraz ich krótkowzroczne strategie marketingowego sukcesu. Najlepiej było to widać podczas rozbicia zachodniej jedności dokonanego w najbardziej spektakularny sposób, jakim był podział wokół wojny w Iraku. Zachód, którego państwa są rozbite, którego elity porzucają solidarność oraz lojalność i zaczynają wchodzić w pokątne układy z Rosją, aby ograć innych partnerów z własnego obozu, to idealny sparingpartner do rozegrania geopolitycznej gry.
Po drugie, atutem wolnego świata była jego przewaga gospodarcza i dominacja rynków finansowych, na których pierwsze skrzypce grały instytucje spekulacyjne. Przywództwo rosyjskie uznało, że trzeba podważyć tę przewagę poprzez maksymalizację profitów ze źródeł, które znajdują się pod jej kontrolą, czyli surowców energetycznych. W tym celu należało przede wszystkim działać na rzecz utrzymania wysokich cen (poprzez utrzymywanie niestabilności w obszarach innych dostawców) oraz na rzecz strategicznej kontroli i decydowania o trasach przesyłu, szczególnie gazu. W ten sposób Rosja uzyskała w świadomości wielu elit zachodnich pozycje dominanta obustronnego interesu gospodarczego. Dlatego dziś tak wielu z niepokojem pyta: czy możemy sobie pozwolić na konflikt z Rosją? Równolegle dokonywano wielu innych operacji, jak blokowanie rozwoju konkurencyjnych źródeł zaopatrzenia Europy w energię czy też konsolidacja własnego rynku kapitałowego i wyjście z kontrolowanymi zakupami na Zachód. Okazało się, że pieniądze rosyjskie, niezależnie od ich pochodzenia, nie śmierdzą, a chciwość jest silniejsza niż jakiekolwiek zasady.
I trzecią wreszcie przewagą strony zachodniej, którą należało zniwelować, była przewaga cywilizacyjno-kulturowa, atrakcyjność jej miękkiej siły (soft power). Tu w sukurs Rosji przyszedł sam Zachód stając się coraz częściej epigonem własnej kultury i zaprzeczeniem swoich fundamentów tożsamościowych. Jednak i tym procesom degeneracji Zachodu należało pomóc. Stad uruchomienie cerkwi patriarchatu moskiewskiego, jako narzędzia polityki Kremla, nauczającej o upadku moralnym Zachodu i przewadze duchowej Wschodu, co znalazło swoich sojuszników nawet w polskim Kościele i odzwierciedliło się we wspólnym dokumencie sygnowanym przez instytucje obu wyznań. Jednocześnie zaczęto odwoływać się do wspólnoty kulturowo-językowej Słowian i do konieczności ochrony etnicznych Rosjan niezależnie od ich miejsca zamieszkania.
(…) Świat zachodni wielokrotnie wykazał się skandaliczną hipokryzją, a jego liderzy świadomie wybierali kooperację z Rosją przeciw interesowi wspólnemu, byle tylko osiągnąć, jak kanclerz Schroeder, często osobiste korzyści materialne. Siła rosyjskiej strategii wstrzymywania impetu wolnego świata w rozprzestrzenianiu pozimnowojennego porządku nie polegała na przewadze własnej, ale na bezwzględnym wykorzystywaniu każdej słabości przeciwnika. Środowisko kierujące polityką rosyjską w ostatnich lat wywodzi się ze służb, które działania tego rodzaju ma znakomicie opanowane. Działania szpiega na terenie wrogim polegają wszakże na werbunku osób właśnie z wykorzystaniem wszystkich ich słabości – od chciwości po strach. I tak właśnie Rosja werbowała postmodernistyczne kręgi Zachodu wyłuskując z ich szeregów kolejne kontakty operacyjne. Stąd też tak wielką wrogość rosyjską wzbudzali wszyscy ci politycy Zachodu, którzy mieli w sobie pierwiastek przywództwa, a nie byli podatni na żaden z zabiegów werbunkowych czy wręcz odwrotnie – byli gotowi podtrzymać proces włączania kolejnych państw w obręb wolnego świata. Możemy być dumni, że w historii Polski ostatnich lat i my mieliśmy takie doświadczenie – prezydenturę śp. Lecha Kaczyńskiego. Gdyby nie to, dziś bylibyśmy tak samo niezdolnym do przywództwa państwem, jak wielu naszych partnerów, którzy gotowi są jedynie do zagwarantowania swojej krótkotrwałej stabilności. My mamy na szczęście przykład, do którego możemy się odwoływać nawet i w obecnej sytuacji, gdy rządzący teraz Polską wpisują nasz kraj w logikę słabego Zachodu. Gdy karta polityczna się odwróci, będziemy mieli do kogo nawiązywać.
Gra wokół zmiany paradygmatu relacji międzynarodowych jeszcze nie jest zakończona. Nie można do końca wykluczyć, że putinowska Rosja rozpoczęła licytację ponad swoje rzeczywiste możliwości i blef ten przyniesie jej w dłuższej perspektywie straty, które cofną ją ponownie do geopolitycznej defensywy. Na razie jednak to ona jest aktorem stwarzającym fakty, podczas gdy Zachód usiłuje jedynie utrzymać swą zdolność do reagowania i to w bardzo wąskim zakresie. Co ciekawe, to zawężenie pola manewru wolnego świata nastąpiło niejako przez samoograniczenie, spowodowane wykluczeniem a priori pewnego typu reakcji, czyli otwartej konfrontacji militarnej.
(…)
Kogo następnie zaatakuje Rosja?
Pamiętać należy, że dziś Rosja ma trzy dalsze potencjalne kierunki uderzenia. Pierwszym może być Ukraina wschodnia, południowa oraz Mołdawia, czyli zachodnie domknięcie pierścienia czarnomorskiego. Już teraz po zajęciu Krymu, Rosja stała się hegemonem tego akwenu, ale dla celów m.in. tranzytu gazu zależeć jej może na opanowaniu całego potencjalnie dostępnego wybrzeża Morza Czarnego. Drugim celem może być tradycyjnie Kaukaz, choć zapewne w tym przypadku będziemy mieli do czynienia z ekspansją za pomocą instrumentów politycznych, co widać na przykładzie Armenii, która zaczęła wycofywać się z planów współpracy z Unią Europejską. Trzecim obszarem bardzo prawdopodobnej ekspansji może się stać Azja Centralna, gdzie stawką jest przyszłość geopolitycznej potęgi planowanej rosyjskiej Unii Euroazjatyckiej. Bez opanowania posowieckiej strefy w tej części świata, nie będzie mowy o stworzeniu przeciwwagi dla Chin i zbudowania czegoś realnie unieważniającego proces rozpadu ZSRS. Azja Centralna to również ważny zasób surowców energetycznych i minerałów ziem rzadkich. O surowce Rosja, wraz z innymi graczami, stoczy też w najbliższym czasie bój o Arktykę, gdzie cofający się lodowiec odsłania bogate tereny wymagające delimitacji.
Potencjalnych obszarów rozgrywki geopolitycznej jest oczywiście znacznie więcej, z polskiego punktu widzenia ważne jest, by naszym partnerom nieustannie przypominać jedną z głównych prawd europejskiej geopolityki – dopóki Rosja ma swoje bazy w Sewastopolu i Kaliningradzie i kontroluje tereny wokół nich Zachód nie może spać spokojnie, bo oznacza to, że Moskwa wciąż liczy na ekspansję w kierunku atlantyckim. Te dwa wojenne porty, wraz z bazą w Syrii, gdzie stacjonuje flota śródziemnomorska, dają Rosji gwarancje wyjścia na morza zachodniego świata ze swoim potencjałem wojennym. Dlatego trzeba być czujnym.
(…)
Cały tekst został opublikowany w 116 numerze Dwumiesięcznika ARCANA.