„Depczcie to ciało, które się za was nastawia...”
Prawdziwa historia Tadeusza Reytana, słynnego ze sprzeciwu wobec usankcjonowania przez sejm Rzeczypospolitej I rozbioru Polski i Litwy.
Wszyscy wiemy, że rozdarł koszulę przed posłami sejmu 1773 r., ale mało kto wie jak gorliwie Reytan bronił całości Rzeczypospolitej, jak wiele trudów w ocalenie ojczyzny włożył ten poseł nowogródzki przed i po słynnym geście, uwiecznionym w świadomości narodowej dzięki obrazowi Jana Matejki. Prezentujemy fragment tekstu Ludwika Karola Konińskiego (1891-1943), w całości dostępny w 103-104 numerze Dwumiesięcznika ARCANA. Zachęcamy do lektury. Właśnie dzisiaj, 21 kwietnia, mija 239 lat od heroicznego czynu imć pana Tadeusza Reytana.
(…)
I tak, sejmik nowogródzki posłami swymi wybierając dwóch młodych, ledwo trzydziestoletnich obywateli, Tadeusza Reytana i Samuela Korsaka, taką im daje instrukcję: „Posłowie na rozdział kraju przez trzy sąsiedzkie potencje uprojektowany, etiam z hazardem życia i majątków nie pozwolą i w aprobatę odstąpienia by najmniejszej cząstki od tego Królestwa wchodzić nie będą mocni”. Trzeba więc albo uzyskać jednomyślność sejmową dla odrzucenia układów rozbiorczych z potencjami, albo też sejm zerwać. Na poniedziałek 19 kwietnia 1773 sejm zwołany, Reytan z Korsakiem do Warszawy przybywają w sobotę siedemnastego. Na mieście widzą mundury rosyjskie, austriackie, w mieście dowiadują się, co ukartowali przywódcy „Związku Patriotycznego”: zawiązali „konfederację” pod laską Adama Ponińskiego, posła z Liwy.
(…)
(Aby nie podlegać prawu Liberum Veto zdrajcy spod znaku przekupionego przez Rosjan marszałka sejmu Adama Ponińskiego, chcą zawiązać konfederację – formułę, w której decyzje podejmuje się większością głosów. Dzięki zastraszaniu i przekupstwom uda się zebrać potrzebną większość parlamentarzystów – red.)
O tych się zamierzeniach wywiedziawszy, rozpoczynają posłowie nowogródzcy kontrakcję – ale czasu mało. Niedzielę, osiemnastego, obraca Reytan na objazd konno Warszawy, odnajduje między posłami kilkunastu równej z nim myśli, agituje między tłumem, zachęca arbitrów (publiczność), aby się jak najliczniej stawili na sali sejmowej, dla onieśmielenia spiskowców Ponińskiego.
W poniedziałek, dziewiętnastego, sejm otwarto nabożeństwem, ale w sejmie król się nie pojawił, także i senat przy nim pozostał na pokojach zamkowych. W sejmie pełno, wszyscy oczekują, na co się ważyć będą jedni i drudzy. Regulamin przewiduje otwarcie sejmu przez marszałka sejmu poprzedniego i niezwłocznie ma nastąpić obiór nowego marszałka; tymczasem Poniński naprzód przez jednego ze swoich sejm otwiera, a potem sam laskę ujmuje i ogłasza się marszałkiem tego sejmu jako konfederackiego. Na to zrywa się Reytan, odczytuje królewski uniwersał sejmowy, przypomina, że starym zwyczajem raz w Koronie, raz Litwie laska sejmowa przypada, że teraz właśnie kolej na Litwę, wzywa do legalnego obioru marszałka obecnych Litwinów; popierają go towarzysze.
W izbie podnosi się spór i tumult: zwolennicy Ponińskiego nie dają mu tego poparcia, jakiego się po nich spodziewał, widocznie jawnym jego bezprawiem zawstydzeni; widząc, co się święci, odracza Poniński posiedzenie do jutra. Wychodzą wszyscy. We wtorek powtarza się ta sama scena z tym samym skutkiem, ale z tą różnicą, że tym razem dwaj posłowie nowogrodzcy, a z nimi poseł miński Stanisław Bohuszewicz , Reytana krewniak, sali nie opuszczają: Poniński nie jest legalnym marszałkiem sejmowym, nie wolno mu w izbie rządzić się, posiedzeń odraczać; trzech posłów jest w sejmie, posiedzenie trwa.
Powstrzymać rozbiór!
Rozpoczyna się sławna demonstracyjna okupacja sali sejmowej przez Reytana i towarzyszy. Tak spędzają pierwszy dzień i pierwszą noc. Nie śpią, aby się nie dać znienacka napaść i wynieść z sali; nie jedzą i nie piją; dlaczego głodowali, opis tych zdarzeń, przez Bohuszewicza zostawiony, powodu tego postu dobrowolnego nie podaje – ale nietrudno się domyśleć: pewno nie dla ascetyczno-teatralnego efektu, boć oni nie wiedzieli wcale o tym, iż zaczyna się scena historyczna, po prostu walczyli o to, o co im akurat walczyć przyszło; – ale pościli na pewno dlatego, aby nie być zmuszonym dla potrzeby fizjologicznej wychodzić z sali, którą by tymczasem mogli zająć i zamknąć widocznie tam czyhający poplecznicy samozwańczego marszałka – i tym samym uniemożliwić im tę symboliczną fikcję prawną trwającego nadal posiedzenia sejmowego.
Przyszła pamiętna środa, 21 kwietnia 1773. Sala już bez publiczności, wojsko (nie polskie) obstawiło od wczesnego ranka wszystkie wejścia i dało wstęp tylko posłom: ci zbierają się leniwo, poseł z Liwy wcale nie przychodzi; natomiast jeden z jego popleczników w imieniu marszałka Ponińskiego, dziś nieobecnego, znowuż, nie wiadomo jakim prawem, posiedzenie dzisiejsze rozwiązuje...
Teraz Reytan pojął ich grę, rozumie, czym to nowe odroczenie grozi: Regulamin sejmowy grozi, iż w razie gdyby w ciągu trzech pierwszych posiedzeń sejm nie zdołał marszałka wybrać, to będzie nieważny. Otóż Poniński przekonawszy się, że mimo wszystkie swe wpływy laski sejmowej legalnym obiorem nie uzyska, zamierza teraz sejm unieważnić, aby już wobec tego ze swą konfederacją wystąpić jako ostatnim w takich wypadkach tradycyjnym ratunkiem w obliczu niezałatwionych spraw państwowych wielkiej wagi.
Zrozumiał teraz Reytan, że gdy i to posiedzenie sejmowe, wedle jego rachunku drugie, ale wedle rachunku tamtych już trzecie, spełznie bezowocnie – to stracone wszystko, czego on zobowiązał się bronić z narażeniem życia i mienia... Rząd obejmą i z potencjami sąsiedzkimi układać się będą Poniński i jemu podobni ludzie, o których opinia jeszcze nie wie wszystkiego, ale których generał rosyjski Saldern w relacji dla swego dworu tak charakteryzuje: „Podoski potrzebujący cudzych pieniędzy jest naszym dobrym przyjacielem – Massalskiego nadzieja, że z naszą pomocą silne potrafi wytworzyć stronnictwo, oddała go w nasze ręce – Gozdzki, którego bogiem jest pieniądz, bierze od nas – Twardowski jest tchórzem bez przekonań, a takim samym jego zięć Rogaliński – Młodziejowski, polski Machiawel, sprzedaje się więcej dającemu – Gurowski nie bez zdolności, ale bez iskierki honoru – Poniński bierze pensję, lub wielką odgrywać rolę, niepospolicie ruchliwy”; a na górze król, o którym tenże Saldern donosi: „Król serdecznie poczciwy, ale niepojęcie słaby”...
Reytan nie wie o tych ludziach wszystkiego, co wie o nich ambasada rosyjska – i o czym dowiedzą się kiedyś bodaj historycy – ale już ich zna z ostatnich wyborów i z wypadków ostatnich dni, już wraz z opinią publiczną to i owo jednak o nich wie, już, zmysłem samozachowawczym patriotyzmu ostrzegany, przeczuwa głąb brudną i ciemną ich możliwości. Już teraz Reytan widzi z jasnością przeraźliwą, że oto ostatni nadszedł moment, aby tym ludziom władzy konfederacyjnej nie dać zagarnąć, której tylko na to użyją, aby zdławić wszystko, co w kraju patriotyczne, a potencjom sąsiedzkim ulec we wszystkim...
Nie wolno nikomu wyjść z tej sali!
Nie wolno więc za nic zerwać tego posiedzenia. Nie wolno nikomu wyjść z tej sali. Gdy na samozwańcze solwowanie sesji posłowie podnoszą się do wyjścia, staje Reytan w drzwiach, zapiera je sobą, perswaduje, błaga; nareszcie rzuca się na kolana, modli się do nich. Wstrzymuje się na chwilę tłum, może zawstydzony bezprawiem, może walczący w sobie z podmuchami sumienia, może nie całkiem nieczuły na obywatelską perswazję, na ostatnią rozpacz tego ze swoich współbraci; ale jedni już się zaprzedali duszą i ciałem wodzirejowi zdrady; tych wszelako nie tak wielu; inni, większość, to nie zdrajcy, tylko wygodnisie, tylko starzy polscy optymiści: Jakoś to będzie, na co takie egzegeracje, jak nowogrodzkiego posła?... Może się co uda wytargować?... A właściwie nie jest tak źle, właściwie to my jesteśmy górą, skoro potencje mocne zabrać nam wszystko, jeszcze nam tyle zostawiają; przecie całej wolności i całej niepodległości nie tracimy... Lepiej więc ugodowo się z nimi załatwić, niźli kraj kochany na większe narażać klęski... (…)
Ze wstydem w sumieniu, ale nieubłaganie twardo, nieczule, tłum braci szlacheckiej, pogodny, czupurny, wąsaty i szablisty, teraz w panice, co ich z nagła ogarnia, zwalają się na posła nowogródzkiego, przewracają go, depcą po nim jak przelękłe stado, uciekają... Spod butów braterskich dobywa się krzyk ochrypły Reytana:
„Depczcie, depczcie to ciało, które się za was nastawia...”
(…)
Późną już porą trzem demonstrantom donoszą, że król nieodwołalnie postanowił do konfederacji przystąpić... Nie ma na co dłużej czekać. Sprawa przegrana. O godzinie 10 wieczorem we czwartek, po trzech dniach i dwóch nocach, czczych, pustych, samotnych i daremnych, trzej wierni towarzysze opuszczają ściany sali, która jest widownią ich klęski – i klęski i hańby Rzeczypospolitej.
(...)
Jeszcze dwa lata przebywa Reytan w stolicy, agituje, składa manifesty; w jednym liście tak o sobie daje znać: „Czczym i bezczynnym w Warszawie znajduję się obywatelem. Zapatruję się tylko na dalsze tutejsze roboty; chcę być dowodem bezprawności i gwałtów tutejszych świadkiem, mając mocną w Bogu nadzieję, że z czasem wyjdziemy na swoje...”
(…)
„Nagrodzą cię tym, co mają pod ręką”
O przedwiośniu r. 1775 przybywają do Warszawy bracia Reytanowie, aby zabrać do domu Tadeusza, o którym doniesiono, że dostał obłędu. Na wsi, w nowogrodzkim powiecie, przychodzi nieszczęśliwy do siebie; przechowały się dokumenty, świadczące o jego urzędowej obecności; ostatnia taka zapiska pochodzi z 30 kwietnia r. 1780; ale napis na grobie Reytana w rodzinnej Hroszówce podaje datę jego śmierci na 5 sierpnia tegoż roku; widać teraz już bystro szło szaleństwo drugim nawrotem. W Hroszówce stoi jeszcze murowanka z oknami zakratowanymi, w której miał przebywać pod koniec życia p. Tadeusz Reytan; tam prawdopodobnie zamknęła szaleńca rodzina; śmierć sobie zadał szkłem z wybitej szyby tych okien.
Śródtytuły zostały dodane przez redakcję.
Całość tekstu została opublikowana w 103-104 numerze Dwumiesięcznika ARCANA.
CIEKAWE CZY DZISIAJ KTOŚ Z POSŁÓW NIE JEST ZDRAJCĄ, ZNALEŹĆ TAKICH TRZECH JAK REJTAN I TOWARZYSZE BYŁOBY NIEMOŻLIWE