Gruzja prorosyjska, Moskwa chce więcej
Dziennikarz pisał nieprzychylnie o Saakaszwilim podczas wojny gruzińsko-rosyjskiej w 2008 r. Uznał, że jego życie jest zagrożone czym pomógł mediom rosyjskim rozpętać antygruzińską histerię – zwłaszcza z chwilą gdy poprosił o „azyl” w Federacji Rosyjskiej opisując „prześladowania” jakie go spotykały w ojczyźnie.
Dziś Saakaszwili jest marginalizowany, dni jego prezydentury są policzone (w październiku 2013 mają odbyć się wybory prezydenckie) a rząd Bidziny Iwaniszwiliego dokłada starań, aby Moskwa spojrzała nań życzliwym okiem. Mimo ułatwień dla importu rosyjskich towarów, powołania specjalnego przedstawiciela dla normalizacji stosunków z Rosją i zlikwidowania prozachodniego kanału informacyjnego PIK TV Gudadze twierdzi, że zmiany są pozorne i domaga się więcej. Czy „dysydent” wyraża swoją opinię czy daje sygnał od rosyjskich protektorów?
Gudadze twierdzi, że Moskwa nie powinna okazywać wsparcia dla Tibilisi, dopóki Iwaniszwili jednoznacznie nie przekreśli dążeń Gruzji do NATO oraz Unii Europejskiej. Zdaniem dziennikarza to jest właśnie powód, dla którego partia rządząca (Gruzińskie Marzenie) traci w sondażach zwolenników. Rząd Gruzji będzie musiał zrewidować swój stosunek do struktur euratlantyckich i poważniej podejść do procesów integrafycjnych w przestrzeni postsowieckiej.
Dziennikarz twierdzi, że zbliżenie rosyjsko-gruzińskie nie jest jeszcze możliwe, ponieważ Gruzja nie jest jeszcze na to gotowa.
Źródło: regnum.ru
(JAM)