Wojna między Azerbejdżanem a Armenią?
W „The New York Times” ukazał się artykuł o możliwym „rozmrożeniu” konfliktu karabaskiego.
Według autorki Ellen Barry, formuła, rozpoczętych po zawieszeniu broni w 1994 r., regularnych spotkań azersko-ormiańskich w Kazaniu, wyczerpała się. Według Azerów nie przyniosły one żadnych postępów, dlatego też nie ma sensu aby były kontynuowane.
Co prawda, każda ze strona ma świadomość, czym mógłby skończyć się nowy konflikt. Armenia nie chciałaby z pewnością wznowienia wojny, gdyż ta z lat 90-tych okazała się dla niej zwycięska. Jest więc zainteresowana zachowaniem status quo. Azerowie mogliby obecnie dość łatwo pokonać siły ormiańskie. Problem stanowią jednak garnizony rosyjskie rozlokowane na terytorium podlegającym Erewaniowi. Rosja mogłaby też wysłać dodatkowe kontyngenty, podobnie jak to uczyniła w 2008 r. przeciwko Gruzji.
Pomimo to, według autorki, „zimna wojna” pomiędzy Azerbejdżanem a Armenią może szybko zmienić się w regularne starcie zbrojne. Na Kaukazie konflikty wybuchają niespodziewanie, czego dowodem jest wojna w Osetii Południowej.
Nie widać też możliwości poprawienia wzajemnych relacji. OBWE nie udało się wynegocjować zadowalającej dla obydwu stron formuły nowego porozumienia. Zarówno Azerowie, jak i Ormianie, zwiększyli swoje kontyngenty wojskowe w pobliżu linii demarkacyjnej. Palący pozostaje dla Azerbejdżanu problem uchodźców z Karabachu, którzy stanowią siedem procent populacji państwa. Dodać wypada, że kwestia ta staje się obecnie jeszcze trudniejsza do rozwiązania, ze względu na napiętą sytuację społeczną, tak w Azerbejdżanie, jak i Armenii.
Czytając relację z amerykańskiej prasy, wypada jednak zapytać – czy rozpoczęcie tego konfliktu zostało już przesądzone na poziomie mocarstw?
Źródło: pik.tv
(BC)