„Wiedza o przeszłości Polski, zdaniem obecnej władzy, jest... mało użyteczna. Wręcz szkodliwa”. Rozmowa z profesorem Tomaszem Gąsowskim (Uniwersytet Jagielloński) o reformie edukacji.
W dniu 7 maja głodówkę w obronie lekcji historii podjęli wrocławianie: Marek Muszyński, Eugeniusz Szumiejko i Janusz Wolniak, a więc także nauczyciele akademiccy. Od 50 dni w różnych miastach Polski: Krakowie, Sosnowcu, Siedlcach, Częstochowie i Tarnowskich Górach protest podejmują różne środowiska. Przy tej okazji rozmawiamy z profesorem Tomaszem Gąsowskim z Uniwersytetu Jagiellońskiego m.in. o problemach edukacji, których obecna reforma nie rozwiązuje.
Portal ARCANA: Spór o edukację historyczną w szkole średniej nie może znaleźć płaszczyzny wymiany argumentów. Minister Hall i minister Szumilas twierdzą, że lekcji historii będzie więcej, a profesorowie historii twierdzą, że będzie mniej. Tak trudno dojść do podstawowych faktów? Tych lekcji będzie w końcu mniej czy więcej?
Prof. Tomasz Gąsowski: Lekcji historii w ścisłym rozumieniu tego słowa w podstawowym kanonie nauczania będzie mniej. To da się oczywiście wyliczyć. Natomiast obie Panie wliczają do nich także zajęcia odwołujące się w nieokreślonym bliżej zakresie do pewnych historycznych wątków znajdujących się w specjalistycznej ścieżce edukacyjnej (tzw. moduły) wybieranej (lub nie) przez część uczniów.
Ale nie tylko o ilość godzin się rozchodzi. W nowej podstawie programowej nauka o narodowych wartościach „Ojczysty panteon, ojczyste spory” są jednym z dziewięciu modułów do wyboru, dochodzą moduły „Wojna i wojskowość”, „Kobieta, mężczyzna, rodzina” i inne. Skąd ta degradacja aspektu polskiego w edukacji finansowanej jednak przez budżet RP?
Budżet RP finansuje to co jego dysponenci, czyli aktualnie sprawująca władzę ekipa, uważa za właściwe i korzystne. Zgodnie z jej przekonaniem nie należy nadmiernie przeciążać młodych umysłów mało użyteczną, a niekiedy – w jej pojęciu – wręcz szkodliwą w dzisiejszych czasach wiedzą o przeszłości Polski i Polaków, jej dziedzictwie kulturowym etc. Czy „ojczysty panteon” i „ojczyste spory” zostaną istotnie włączone do obowiązujących modułów to dopiero czas pokaże. Na razie są to postulaty i obietnice.
Z drugiej jednak strony zwolennicy reformy podkreślają, że dotychczasowy program należało zmienić, że uczniowie trzykrotnie (podstawówka, gimnazjum, liceum) uczyli się o starożytnym Egipcie, a ani razu o stanie wojennym. Czy teraz sytuacja się zmieni?
Istotnie, dotychczasowy program nauczania historii oraz sposób jego realizacji pozostawiał i pozostawia nadal wiele do życzenia. Szczególnego przemyślenia i wymagają dwie kwestie: 1. Jak rozłożyć treści historyczne na trzy poziomy nauczania, by uniknąć powtórzeń ale także luk, szczególnie gdy idzie o historię ostatniego półwiecza. Nowe propozycje tego nie gwarantują. 2. Nieustannym wyzwaniem jest potrzeba zerwania z szufladkowaniem wiadomości przekazywanych na lekcjach z poszczególnych przedmiotów. W tym przypadku idzie o konieczność zintegrowania nauczania historii z innymi przedmiotami humanistycznymi (zwłaszcza języka polskiego – czyli po prostu kultury, a także geografii).
Reforma edukacji to proces wieloletni, zapoczątkował go Jerzy Buzek z wprowadzaniem gimnazjów. Teraz coraz mocniej słychać głosy nawołujące do likwidacji gimnazjów. Jak by pan Profesor ocenił ewolucję edukacji ostatnich 15 lat?
Jestem zwolennikiem edukacji realizowanej tylko na dwu poziomach (8+4). Gimnazjum jest wg mnie poziomem sztucznie wykreowanym. W praktyce często zdarza się, iż w jednej i tej samej szkole są realizowane przez tych samych nauczycieli dwa poziomy: 1+2 lub 2+3.
Protest głodujących jest aktem desperacji. Edukacja jest w stanie fatalnym, matura z roku na rok jest coraz prostsza. Przed wojną człowiek z wykształceniem średnim był inteligentem, dzisiaj tytuł magistra nie daje podstawy do takiego mniemania o sobie. Co należałoby zmienić w polskiej edukacji?
To, że przed wojną, czyli już blisko 75 lat temu matura czyniła z człowieka inteligenta wynikało z dwu faktów – jej wysokiego poziomu oraz mimo wszystko elitarności. Masowość współczesnej edukacji na każdym poziomie, także studiach wyższych, utrudnia utrzymanie w mocy aspektu pierwszego a przekreśla aspekt drugi. Osobna i bynajmniej nie akademicka tylko kwestia to pytanie czy dzisiaj inteligenci są do czegoś potrzebni?
Rozmawiali Łukasz Wiater i Jakub Maciejewski
prof. dr hab. Tomasz Gąsowski – historyk, pracownik Uniwersytetu Jagiellońskiego, kierownik Zakładu Historii Polski Nowoczesnej, specjalista w zakresie historii XIX i XX w. oraz stosunków polsko-żydowskich.
Wśród młodego pokolenia ambicje sytuuje się zbyt często w czym innym niż wiedza i ethos. Zbyt rozpowszechniło się przekonanie, że miarą wszelkiej wartości jest wyłącznie pieniądz. Rezygnują z pisania własnych prac lub ich redagowania. Nie przejawiają potrzeby nabywania prawdziwej wiedzy i dzielenia się nią.
Może być 8 lat podstawówki i 4 lata liceum [ja tak miałem dawno temu i nie narzekam], może być 6+6. To w gruncie rzeczy wszystko jedno; chodzi o wchłonięcie zbędnych gimnazjów przez któryś z tych dwóch poziomów. One też zostały odtworzone tylko dlatego, że kiedyś były.
Profesor Gąsowski,z całym szacunkiem,nie jest specjalistą od edukacji.Rozumiem,że można lepiej oceniać liceum 4-letnie od 3-letniego.Ale dlaczego szkoła podstawowa musi być koniecznie 8-letnia?Jeśli pojawiają się trudności to czy jedynym rozwiązaniem musi być to co było?Czy naprawdę dobrym rozwiązaniem jest wtłaczanie do jednolitej szkoły 10 latka i 15 latka często mającego 1,9 wzrostu tylko dla tego,że tak już było a nam brakuje wyobraźni aby stworzyć naprawdę dobry system wykorzystując wszystkie doświadczenia?To co było wcale nie było dobre i my o tym wiedzieliśmy.A dlaczego szkoła średnia nie mogłaby być 5 lub 6 letnia? Łącząc gimnazja konsekwentnie z liceami otrzymujemy wspaniałe możliwości organizacyjne dla dobrych programów szkolnych zaspakajających oczekiwania wszystkich zatroskanych o narodową kulturę.