Głębocki: Pozycja Putina nie jest też już tak mocna jak dawniej
Dr Henryk Głębocki znany jest z trafnych analiz sytuacji politycznej w Rosji, a także sprawdzających się prognoz co do tego kraju. Gdy słuchaliśmy przed czterema laty jak wskazywał ryzyko konfliktu na Kaukazie, wydawało się to mało przekonywujące – dopóki Rosja nie napadła na Gruzję kilka miesięcy później. Dlatego ze szczególną atencją polecamy komentarz powyborczy, w którym ekspert zwraca także uwagę na polski wątek rosyjskich przetasowań.
Nikt chyba nie spodziewał się innego scenariusza. Znacznie ważniejsze niż spodziewany wynik wyborów wydaje się być nowe zjawisko masowych protestów w dużych miastach, od grudnia ubiegłego roku, przeciwko sfałszowanym wyborom. Nowi „dekabryści” – „grudniowcy”, bo tak nazywa się już opozycję, która od grudnia prowadzi masowe protesty, o tyle przypominają swoich imienników występujących przeciwko carowi Mikołajowi I, iż reprezentują bardziej świadomą część rosyjskiego społeczeństwa, aspirującą do roli nowych elit, rzeczywiście mogąc wytworzyć kontr-elity w stosunku do skorumpowanego i opartego na przemocy i monopolu władzy putinowskiego establishmentu. Można pół-żartem powiedzieć, że to tacy rosyjscy „młodzi, mieszkający w większych miastach i lepiej wykształceni”. Ci jednak zbuntowali się, w odróżnieniu do swojego polskiego odpowiednika, który przez ostatnie lata (aż do demonstracji w obronie wolności internetu, a w istocie wolności słowa) dawał sobą manipulować przez „zaprzyjaźnione z władzą” media. Szczególnie młodzi Rosjanie mają dość władzy zapewniającej o tym, że wszystko idzie w najlepszym kierunku. Nie podzielają nachalnej oficjalnej propagandy, która śmiało mogłaby powtórzyć, jak twierdził szef pierwszej nowoczesnej policji politycznej w Rosji, zorganizowanej za Mikołaja I, właśnie po stłumieniu buntu dekabrystów, hr. Aleksander Benckendorf, pra-ojciec „korporacji czekistów”: „Przeszłość Rosji jest godna podziwu, jej sytuacja obecna – więcej aniżeli wspaniała; jeśli zaś chodzi o jej przyszłość, to przekracza ona nawet najśmielsze marzenia”.
Trzeba pamiętać, że w Rosji, poza pewnymi wentylami bezpieczeństwa nie tylko ogromna większość mediów jest „zaprzyjaźniona z władzą”, ale realizuje mniej czy bardziej wprost wyrażane życzenia Kremla. Oficjalna propaganda i próba organizowania wyobraźni i koncentrowania uwagi na rosyjskich odpowiednikach banalnej czy prymitywnej wręcz, popularnej rozrywki, odpowiednika naszego „tańca na lodzie”, zderzają się jednak coraz bardziej, także pod wpływem światowego kryzysu z twardymi realiami systemu nie tylko przeżartego korupcją, ale wręcz opartego na niej od dołu do samej góry. Wszyscy muszą w tym wynaturzonym świecie mieć swoją „kryszę” (dosłownie dach – jak nazywa się mafijną „ochronę”) i opłacać się za protekcję bandytom w mundurach czy w garniturach, od szeregowych czynowników i milicjantów po najwyższych notabli. Spuścizna tego samego komunistycznego/sowieckiego ustroju, swoisty „podatek korupcyjny”, który tak hamuje rozwój w Polsce, w Rosji stał się domkniętym system, dla którego symbolem są ludzie kierujący krajem.
Tak jak zetknięcie się prawdziwych dekabrystów z Europą podczas pogoni za pobitym Napoleonem, ze spalonej Moskwy do zdobytego Paryża, w którym kozacy poili swe konie w Sekwanie, tak dzisiaj bezpośrednie kontakty ze światem poza Rosją, także poprzez internet, a szczególnie wyjazdy, choćby na wakacje, tak popularne wśród klasy średniej, pozwalają porównać warunki, w których przyszło żyć i prowadzić jakąkolwiek działalność gospodarczą czy społeczną. Korzystając z internetu młodzi Rosjanie potrafią ominąć propagandę władzy. Pamiętajmy, że w Rosji nie ma systemu zupełnie domkniętego, obieg informacji nie jest na tyle szczelny, by nikt nie wiedział o realiach życia.
Rosjanie – odwagi!
Ostatnie i te nadal trwające manifestacje dowodzą przebudzenia najbardziej świadomej i aktywnej części społeczeństwa i jest to zupełnie nowa jakość w perspektywie ostatnich kilkunastu lat w Rosji, którą należy uważnie obserwować i życzyć tym ludziom odwagi. „Projekt” symbolizowany przez Putina, tj. system władzy wywodzącej się z KGB-owskiej korporacji polityczno-biznesowej, rządzącej współczesną Rosją, posiadał jednak dotąd autentyczne zaufanie sporej części Rosjan. Oczywiście system ten oparty był na rozbudowie struktur państwa policyjnego, o czym świadczyło faktyczne odtworzenie tzw. Wielkiej Łubianki przez centralizację służb specjalnych, kontynuatorów dawnego KGB, podzielonego przez Jelcyna. Symbolem tego było otwarcie w 2006 r. nowego „Akwarium”, czyli kwatery głównej GRU czy sześciokrotne zwiększenie liczby funkcjonariuszy FSB. Przypomnijmy też, że np. według danych Moskiewskiego Centrum Badania Elit z 2006 r., 78% ludzi na arenie publicznej współczesnej Rosji było w jakiś sposób związanych w swej karierze i pracy z KGB i innymi służbami sowieckimi lub ich spadkobiercami.
Poparcie dla Putina było jednak też zbudowane na zaufaniu, na naturalnym odruchu: ludzie chcieli tam po raz pierwszy po strasznym XX wieku żyć w normalnym państwie. Putin w jakimś sensie wmówił im, że może to państwo nie jest normalne, ale akceptując jego „projekt” ze wszystkimi dobrodziejstwami inwentarza, można w nim mniej więcej „normalnie” funkcjonować.
Dlatego każde wydarzenie, które demaskowało rzeczywisty charakter tego systemu, a szczególnie pokazywało, że wcale nie gwarantuje on bezpieczeństwa, jak w przypadku masakry w Biesłanie, na Dubrowce, zatonięcia „Kurska”, powodował autentyczny popłoch wśród władz. Sam miałem okazję to obserwować, gdy byłem w Rosji w dniach gdy doszło do zamachu na „Newskij Express” w 2009 r., na specjalny pociąg łączący Moskwę i Petersburg, w którym zginęło paru wysokich notabli rosyjskich, a parę dni później, na początku grudnia 2009 r., nastąpił pożar w dyskotece, na dalekiej prowincji, w Permie na Uralu - w tragiczny sposób spaliło się żywcem 148 osób, co było skutkiem omijania za pośrednictwem korupcji elementarnych zasad bezpieczeństwa. Wtedy najwyżsi przedstawiciele władz, a także ich specjaliści od manipulacji, czyli tzw. technolodzy polityczni mieli autentyczny strach w oczach, gdyż rozsypała się cała ich „narracja”, iż Putin i jego system jest gwarancją elementarnej stabilizacji i bezpieczeństwa i że zza całej tej współczesnej odmiany medialnej „potiomkinowskiej wioski”, rosyjskiej wersji „zielonej wyspy” i powszechnego „grillowania” wyłaniał się nieoczekiwanie dla rządzących fragment ponurej rzeczywistości
Z punktu widzenia tzw. zwyczajnych Rosjan po chaosie lat 90., domknięty system korupcji stał się do zaakceptowania, bo zapewniał minimalną stabilizację, np. regularność wypłacania emerytur. Symbolem wcześniejszego chaosu była wojna czeczeńska, która posłużyła do przejęcia władzy i po której, jak się wielu wydawało, Putin metodami policyjnymi zapewnił elementarny ład i dał perspektywę spokojnej egzystencji. Dlatego społeczeństwo zaakceptowało ten układ mafijny o cechach „nowej umowy społecznej”. Jednak było to kilkanaście lat temu, więc mamy dziś do czynienia z nowym pokoleniem Rosjan, które ma po prostu dość tego systemu, którego brutalne realia coraz bardziej rozmijają się z nachalną propagandą, czego wyrazem stały się masowe wystąpienia przeciwko sfałszowanym wyborom w grudniu.
Resentyment antyamerykański
Wyniki wyborów potwierdzają jednak znany rozkład sił. Wielkomiejska część Rosjan zaktywizowała się, ale prowincja jest przeważnie za Putinem. Nie dlatego, że tak go bardzo kocha. Rosjanie, z którymi przez ostatnie lata rozmawiałem nie zawsze pałali szczególną miłością do niego, ale on jest tam odbierany jako gwarant bardzo ubogiej, ale jednak – stabilizacji po latach chaosu i postępującego rozpadu. Jednak nawet w tzw. „głubince”, czyli na prowincji, ludzie często zdają sobie sprawę, że choć doszło do względnej stabilizacji, nie powstrzymuje ona degradacji kraju, choćby infrastruktury. To nie znaczy, że za Putina się wszystko zmieniło na lepsze, ale chwiejne status quo dla Rosjan ma swoje znaczenie. Charakterystyczne, że Putin podczas tej kampanii poszedł na ostro. Demonstracyjny antyamerykańskim był chyba jednak głównie skierowany na prowincję. Niechęć wobec USA jest silnie zakorzeniona w tamtejszej świadomości od czasów sowieckich, także z powodu przegrania „zimnej wojny” na rzecz konkurencyjnego mocarstwa, z czego Putin doskonale zdaje sobie sprawę. Zagrano na tych nastrojach mobilizując znaczną część społeczeństwa. Ważnym, choć odrębnym zagadnieniem wpływającym na antyamerykańską retorykę, może być perspektywa zmiany sił na rynku handlu surowcami energetycznymi na skutek „rewolucji łupkowej”, co zapoczątkowało rozpowszechnienie amerykańskiej technologii wydobywczej, a co może poderwać w przyszłości główny fundament putinowskiego mocarstwa surowcowego, opartego na sprzedaży gazu i ropy (nieraz opisywano współczesne państwo rosyjskie jako rodzaj dodatku do firmy Gazprom).
Pozycja Putina nie jest też już tak mocna jak dawniej i potrzeba sięgnięcia do tej retoryki jest jakimś tego sygnałem. Tak jak niegdyś Jelcyn, nowy prezydent Rosji zdaje się pełnić rolę pośrednika między różnymi klanami w establishmencie, a jego sytuacja nie jest już tak stabilna i to nie tylko na skutek pierwszych tak masowych manifestacji. Możemy się jedynie domyślać rywalizacji o wpływy w różnych kręgach władzy, szczególnie w „korporacji czekistów”. Wiele zachowań, także wśród elit w ostatnich miesiącach może o tym świadczyć, iż tam również ktoś „przestawił wajchę”, co spowodowało, że stały się możliwe zachowania wcześniej nie do pomyślenia. Nawet ludzie znani z tradycyjnej czołobitności wobec Kremla, jak redaktorzy „zaprzyjaźnionych” z nim mediów, demonstracyjnie dystansowali się od Putina.
Żałosny spektakl polskich komentatorów
Wymowne jest w obliczu wydarzeń milczenie tych polskich komentatorów, dziennikarzy i polityków, którzy wzywali przez ostatnie lata, szczególnie po katastrofie smoleńskiej, do złożenia na ołtarzu wsparcia dla demokratyzacji systemu putinowskiego w Rosji i jego wiązania z Europą, wszystkich spraw kontrowersyjnych, z prawdą o Smoleńsku na czele. Inni nasi „kieszonkowi Makiawele”, wzorem niektórych sowietologów z przeszłości usiłowali nieraz przekonywać, że należy stawiać na gołębie (Miedwiediewa), które „wydziobią” „jastrzębie” (Putina). Tymczasem na oczach całego świata, tuż przed wyborami, gdy obaj panowie ogłosili, że wymieniają się jedynie krzesłami, okazało się, że owe gołębie i jastrzębie zamieniły się tylko grzędami, na których siedziały. Ten motyw w ogóle nie przewijał się w podsumowaniach polskich ekspertów po wyborach prezydenckich w Rosji. Polskiej opinii publicznej nasi „technolodzy polityczni” i nasze media „zaprzyjaźnione z władzą” próbowały wmawiać przez ostatnie lata, że mamy się wpatrywać w wyraz oczu premiera/prezydenta Putina, a nie analizować jego prawdziwe intencje, interesy czy procesy zachodzące w Rosji. Co więcej, polskie instytucje polityczne, za pieniądze polskiego podatnika i przy wsparciu sił i środków polskiego państwa, szczególnie w ciągu ostatnich dwóch lat, zostały zaangażowane w wysokim stopniu w politykę demonstracyjnego „ocieplenia”, w istocie wpisując się w narrację napisaną przez kremlowskich technologów politycznych. Dla postronnego obserwatora wynikało z niej, że nie ma już żadnych problemów w stosunkach między obu państwami, a sprawa Smoleńska i jego ofiar została raz na zawsze przebadana („do jednego metra w głąb”), wyjaśniona i w zalutowanych w Moskwie trumnach przysypana grubą warstwą ziemi.
Tyle razy w ciągu ostatnich kilkunastu latach obserwowałem takie operacje medialno-propagandowe, że nie mam złudzeń, na czym polegają. Funkcjonariusze instytucji i mediów podległych Kremlowi uruchamiali owe gwałtowne fale ocieplenia i odwilży i zamrażali je nieraz już, z dnia na dzień, gdy tylko było to potrzebne, ostatnio dla przykrycia fatalnego wrażenia jakie katastrofa smoleńska wywarła na opinii międzynarodowej. Władze państwa polskiego nie wykorzystały tego atutu dla stworzenia wiarygodnej międzynarodowej komisji do zbadania tej tragedii. Co ważniejsze, takie wizerunkowo-medialne zabiegi wykorzystywane były szczególnie dla usunięcia z przestrzeni międzynarodowej polskiego sprzeciwu i załatwiania znacznie ważniejszych niż „jakaś Polska” wielkich interesów putinowskiej ekipy z najsilniejszymi graczami politycznymi i gospodarczymi w Europie jak Niemcy i Francja.
Do tego owe gesty pojednania ze strony polskiej były kierowane głównie do instytucji i ludzi reprezentujących od lat putinowski establishment (często o proweniencji jeszcze sowieckiej, przysłowiowych specjalistów od „pociągów przyjaźni polsko-radzieckiej”) a nie do nowej, „innej” Rosji, która się ujawniła z taką mocą w ostatnich miesiącach i której warto kibicować. Do tej części Rosjan, którzy tak jak niegdyś Polacy, występują w imię wolności, także chcą być ludźmi wolnymi, uważając, że, jak śpiewa słynny już zespół dawnych komandosów, władca jest takim samym człowiekiem jak jego poddany/obywatel: „Ty takoj kak że ja, czełowiek a nie Boh. Ja takoj kak że ty czełowiek a nie łoch” (Jesteś takim, jak ja / Człowiek, a nie Bóg / Jestem taki jak ty, / Człowiek, a nie szmaciarz”).
Analizy wysłuchał i spisał Jakub Maciejewski
(śródtytuły od redakcji Portalu)
Henryk Głębocki (ur. 1967) – historyk, pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego i Instytut Pamięci Narodowej w Krakowie; 2000-2001 analityk w polskim Instytucie Spaw Międzynarodowych w Warszawie; specjalizuje się w badaniu dziejów Europy Wschodniej i stosunków polsko rosyjskich w XIX i XX w. oraz historii PRL; członek redakcji Dwumiesięcznika ARCANA. Autor książek m.in. Studencki Komitet Solidarności w Krakowie (1994), Fatalna sprawa. Kwestia polska w rosyjskiej myśli politycznej 1856-1966 (2000), „Solidarność” – 20 lat (wspólnie z A. Dudkiem i J. Karpińskim, 2000), Policja tajna przy robocie. Z dziejów państwa policyjnego PRL (2005), Kresy Imperium. Szkice i materiały do dziejów polityki Rosji wobec jej peryferii (XVIII-XIX wiek) (2006). Wkrótce ukaże się jego książka Diabeł Asmodeusz w niebieskich binoklach, poświęcona postaci Adama Gurowskiego. Mieszka w Krakowie.
Są środowiska, w których Putin cieszy się wielkim poparciem. Jest to wojsko FSB milicja i przeżywający drugą młodość kompleks militarno-przemysłowy.
Polityka rosyjska prowadzona jest według kaprysów władcy.
Tak było od Z A W S Z E !
I mocny. Jak to zwykle u dra Głębockiego
Świetny komentarz.