Zatrważające dane: „W 2015 roku ponad 50% imigrantów z Czarnej Afryki żyło z transferów socjalnych”
Zapiski konserwatysty (VIII), fragment tekstu Tomasza Gabisia z nr 143 Dwumiesięcznika ARCANA
(...)
Przenieśmy się do czasów, kiedy Niemcami rządził kanclerz Konrad Adenauer, który Kazanie na Górze dobrze znał, jednakże nie traktował go jako instrukcji rządzenia państwem. W połowie lat 50. zeszłego wieku, kiedy gospodarka niemiecka (w RFN) znalazła się na drodze szybkiego wzrostu, pojawiły się pomysły sprowadzenia do Niemiec robotników z Włoch; dodajmy, że ze swej strony zabiegał o to także rząd włoski, dostrzegający w tym szansę na zmniejszenie bezrobocia i transfer dewiz do kraju. Przeciwnikiem pomysłu był ówczesny minister pracy, Anton Storch, zaś zwolennikiem minister gospodarki Ludwig Erhard. Ostatecznie 20 grudnia 1955 roku podpisano niemiecko-włoskie porozumienie o rekrutacji włoskich robotników. Wyglądało to tak, że we włoskiej Weronie działała delegatura Federalnego Urzędu Pracy nazywana „Niemiecką Komisją”, która otrzymywała oferty pracy od niemieckich przedsiębiorstw i przekazywała je dalej do włoskich urzędów pracy, one z kolei wybierały zdatnych kandydatów, którzy następnie musieli stawić się przed komisją, poddać badaniom lekarskim względnie egzaminowi kwalifikacyjnemu. Cała procedura służyła temu, aby ilość i jakość włoskich pracowników odpowiadała potrzebom i możliwościom niemieckiego rynku pracy i niemieckiej gospodarki. Praca była z góry zagwarantowana. Robotnicy mogli też sprowadzić rodzinę, ale dopiero wówczas, kiedy mieli skromne mieszkanie i zarabiali tyle, by móc ją utrzymać. Według Instytutu Badań Rynku Pracy i Zawodów przy Federalnej Agencji Pracy 70% „uchodźców” nie ma żadnego wykształcenia zawodowego
Można śmiało powiedzieć, że nie był to w żadnej mierze przejaw altruizmu, a jedynie „egoistycznego” pragmatyzmu. Nie miejsce tu na rozważanie, czy tamten system, funkcjonujący do 1962 roku, kiedy nastąpiła liberalizacja migracji za pracą w obrębie EWG, zdał egzamin, a tym bardziej mało sensowne jest zastanawianie się, czy można go przenieść w obecne czasy. Najistotniejszy jest jego pragmatyczny duch stojący w największym możliwym kontraście do polityki otwarcia granic na masy imigrantów z odległych kulturowo pozaeuropejskich krajów, nie posiadających kwalifikacji wymaganych w wysokorozwiniętej gospodarce przemysłowej, których trzeba „integrować”, uczyć języka, opiekować się, wypłacać hojne zasiłki. Za czasów Adenauera i Erharda obowiązywała zasada: „potrzebujemy tylko potrzebnych rąk do pracy”, czyli rekrutowano robotników do tych branż i przedsiębiorstw, gdzie przybysze mogli od zaraz, ewentualnie po krótkim przyuczeniu i przeszkoleniu, pracować. Sytuacja obecna jest więc odwrotnością tamtej – wówczas pragmatycy („egoiści”) prowadzili przemyślaną, świadomie selektywną rekrutację pracowników, dzisiaj patologiczni altruiści wpuszczają do kraju każdego, kto chciałby się tu osiedlić.
* * *
Według Instytutu Badań Rynku Pracy i Zawodów przy Federalnej Agencji Pracy 70% „uchodźców” nie ma żadnego wykształcenia zawodowego, wielu tylko przez kilka lat uczęszczało do szkoły, prawie wszyscy mówią wyłącznie w swoim języku. Z oficjalnych danych podawanych przez rząd niemiecki wynika, że wydatki z budżetu na przybyłych w ostatnich latach „uchodźców” wynoszą ok. 30 miliardów euro rocznie, jednak w rzeczywistości są one wyższe, ponieważ część wydatków ukryta jest w innych rubrykach budżetu, a część jest związana z „azylantami” pośrednio.
Rozeznający się w labiryncie statystyk i kompetencji urzędów naukowcy z kolońskiego Instytutu Gospodarki Niemieckiej wyliczyli, że sięgają one 50 mld euro rocznie, a ich koledzy z kilońskiego Instytutu Badań nad Gospodarką oszacowali je na 55 mld euro rocznie.
* * *
Przytoczmy garść, wybranych na chybił trafił, danych statystycznychz ostatnich kilkunastu lat (za: Jan Moldenhauer, Arbeitsmarktintegration von Zuwanderern in der BRD nach Herkunftsgruppen oraz tenże, Die Kosten der Zuwanderung in die BRD und nach Westeuropa – eine Meta-Analyse, „Konservative Arbeitsblätter“, styczeń i luty 2018). W 2004 roku liczba bezrobotnych wśród ludności tureckiej była dwukrotnie wyższa niż wśród niemieckiej. W Berlinie od końca lat 90. zeszłego wieku ok. 40% Turków w wieku produkcyjnym pozostaje bez pracy, w 2001 roku tylko 44% Turków w Niemczech było zawodowo czynnych (tendencja spadkowa). W 2008 roku 72% żyjących w Niemczech Turków w wieku od 22 do 24 lat nie miało żadnego zawodowego wykształcenia, w 2009 roku 70% zdolnych do pracy zarobkowej Turków w Niemczech nie miało żadnych zawodowych kwalifikacji. W 2008 roku 33% osiadłych w Berlinie imigrantów w wieku produkcyjnym było bezrobotnych. W 2008 roku 75% Turków w Berlinie nie mogło się wykazać świadectwem ukończenia szkoły, co drugi mieszkaniec Berlina pochodzenia tureckiego żyje ze świadczeń socjalnych. W 2008 roku 75% Turków w Berlinie nie mogło się wykazać świadectwem ukończenia szkoły, co drugi mieszkaniec Berlina pochodzenia tureckiego żyje ze świadczeń socjalnych W 2010 roku 2% Turków w Niemczech miało ukończone studia wyższe. Liczba Turków żyjących z pomocy socjalnej jest trzykrotnie wyższa niż jej udział w całej ludności Niemiec; według badań przeprowadzonych w 2009 roku okres życia, w którym pracujący Turcy w Niemczech wpłacają więcej do systemu socjalnego niż z niego pobierają, trwa średnio o 16 lat krócej niż w przypadku etnicznych Niemców, a ponadto kwoty wpłacane przez Turków są wyraźnie niższe niż te wpłacane przez niemieckich pracowników. Pomiędzy 1971 a 2000 rokiem liczba obcokrajowców w Niemczech wzrosła o trzy miliony – do 7,5 miliona, ale liczba osób zawodowo czynnych w tej grupie pozostaje taka sama – ok. 2 miliony. W 1973 roku 65% imigrantów było zawodowo czynnych, w 1983 roku – 38%. W 2010 roku 40% odbiorców zryczałtowanych świadczeń dla bezrobotnych II stopnia (Hartz-IV) stanowili imigranci, na 100 imigrantów, którzy w większym czy mniejszym stopniu utrzymują się z pracy zawodowej przypadają prawie 44 osoby żyjące z zasiłku dla bezrobotnych lub Hartz-IV (wśród ludności niemieckiej to 10 osób). W roku 2010 w stosunku do liczby ludności zawodowo czynnej cztery razy więcej muzułmańskich imigrantów żyło z zasiłków dla bezrobotnych i Hartz-IV niż ma to miejsce wśród ludności niemieckiej. Przeciętna pięcioosobowa rodzina muzułmańska pobierająca zasiłek Hartz-IV kosztuje podatnika w ciągu dwudziestu lat 380 000 euro. W drugim kwartale 2017 roku liczba niemieckich odbiorców świadczeń Hartz-IV spadła w porównaniu do roku poprzedniego o 5,4%, natomiast liczba obcokrajowców, pobierających to świadczenie wzrosła o 37,5%, do 1,9 miliona. W 2015 roku ponad 50% imigrantów z Czarnej Afryki żyło z transferów socjalnych. W 2017 roku obcokrajowców zgłoszonych jako bezrobotni i jako poszukujący pracy było ok. 2 miliony, w 2010 roku liczący 30 rodzin (2600 osób ) libański klan Miri kasował rocznie świadczenia Hartz-IV w wysokości 5,17 mln euro oraz zasiłki rodzinne (Kindergeld) w wysokości 1,77 mln euro, czyli „zusammen” – 7 milionów euro rocznie. W 2015 roku ponad 50% imigrantów z Czarnej Afryki żyło z transferów socjalnych. W 2017 roku obcokrajowców zgłoszonych jako bezrobotni i jako poszukujący pracy było ok. 2 miliony, w 2010 roku liczący 30 rodzin (2600 osób ) libański klan Miri kasował rocznie świadczenia Hartz-IV w wysokości 5,17 mln euro oraz zasiłki rodzinne (Kindergeld) w wysokości 1,77 mln euro, czyli „zusammen” – 7 milionów euro rocznie
Ciekawe, co pomyśleliby Adenauer, Erhard i Storch, gdyby znaleźli się w dzisiejszej RFN i zapoznali się z tymi liczbami? Pomyśleliby – co nietrudno zgadnąć – że trafili do kraju rządzonego albo przez patologicznych altruistów, albo zwyczajnych durniów (co poniekąd jest jednym i tym samym).
(...)
Cały tekst w numerze 143 Dwumiesięcznika ARCANA. Sprawdź - kliknij TUTAJ