TYLKO U NAS: Królestwo zwycięskiego Orła - fragment zakończenia III tomu Dziejów Polski prof. Andrzeja Nowaka
Królestwo zwycięskiego Orła (1340-1468) – fragment zakończenia
Oczywiście każdy mógł na porządki w tym Królestwie narzekać. W październiku 1468 na samowolę władzy narzekała przed sejmem walnym w Piotrkowie kobieta, wdowa po kasztelanie nakielskim. Narzeka często i w ostrych słowach Jan Długosz. Pod rokiem 1466 wylał wiele inkaustu, by opisać fatalne zepsucie obyczajów w Polsce – tej Polsce, która akurat skończyła zwycięsko wielką wojnę. Posłuchajmy: mężczyźni niewieścieją, „łamią stawiający opór włos i zwijają go w loki”, „zdobią strój w celu usłyszenia miłych słówek kobiet”, „czuprynę w domu i na dworze, w nocy i we dnie ozdabiają przepaskami” , „miękkością ciała współzawodniczą z kobietami”. Inni znowu przez ten „miękki i zdeprawowany charakter”, nie cenią sobie dziedzictwa po rodzicach, trwonią je i sami posuwają się do grabieży, a co najgorsze: „wolą nie poprawiać siebie i swoich występków, ale zwierzchność”. „W nadawaniu stanowisk i godności panowały wtedy – ciągnie Długosz swoją diatrybę o roku 1466 – na przemian handel i przekupstwo, a urzędy przypadały nie bardziej szanowanemu lub rozumnemu, ale temu, który więcej płacił”. No, straszny czas. I jakże wciąż rozpoznawalny… W następnym roku Długosz został wyznaczony przez Kazimierza Jagiellończyka na wychowawcę królewskich synów. Było już ich wtedy pięciu: Władysław, przyszły król Czech i Węgier, Kazimierz, przyszły święty, Jan Olbracht, przyszły król Polski, Aleksander, przyszły wielki książę litewski i król Polski, wreszcie Zygmunt – także przyszły król Polski, urodzony 1 stycznia 1467 roku. W następnym roku przyjdzie jeszcze na świat jeden, szósty uczeń Długosza – Fryderyk Jagiellończyk, który zostanie „tylko” kardynałem i arcybiskupem gnieźnieńskim. Miał kogo przestrzegać kanonik krakowski przed upadkiem obyczajów i korupcją Rzeczypospolitej. Czy skutecznie – to już zobaczymy w kolejnym tomie. Między 1340 a 1468 rokiem stało się Królestwo areną sukcesu, największego chyba wśród państw europejskich tego czasu. Jego miarą nie jest „tylko” Grunwald, unia z Litwą, utrwalenie związku Korony z Rusią, aż po Podole, powołany przez Kazimierza a odnowiony przez Jagiełłę i Jadwigę uniwersytet, odzyskanie Pomorza Gdańskiego, zhołdowanie reszty państwa krzyżackiego, a wcześniej także Mołdawii…
Tak się złożyło, że w tym samym czasie z głosem surowej przestrogi i wezwaniem do „urządzenia Rzeczypospolitej” odezwał się pierwszy, rzec można, nowoczesny pisarz polityczny Polski – Jan Ostroróg. Syn wojewody poznańskiego, Stanisława i Beaty z Bystrzycy, otrzymał wyjątkowo bogate wykształcenie. Studiował w Wiedniu, Erfurcie, a wreszcie w Bolonii, gdzie w 1459 roku został doktorem obojga praw. Pierwszym urzędem, jaki sprawował, była skromna stosunkowo kasztelania międzyrzecka. Na jego polityczne przemyślenia wpłynąć musiała nie tylko formalna edukacja akademicka, ale także praktyczne doświadczenia, jakie odebrał w czasie swoich poselstw, w imieniu króla, do papieża. Najpierw gościł w Rzymie, w roku 1464, w sprawie obsady biskupstwa płockiego. Za drugim razem – trzy lata później – stanął razem z biskupem Wincentym Kiełbasą przed Pawłem II, aby prosić o zatwierdzenie pokoju toruńskiego z Krzyżakami i zdjęcie klątwy z poddanych Zakonu i ich sojuszników. Jan Ostroróg wystąpił wtedy z piękną, ukształtowaną wedle najnowszych, humanistycznych wzorów łacińską mową, sławiącą wielkość i historyczne zasługi Królestwa Polskiego. Musiało go zaboleć, że Italczycy z dworu papieskiego nie bardzo chcieli wierzyć w jego opowieści (zaczerpnięte od mistrza Wincentego Kadłubka) o przewagach niezwyciężonych Lechitów nad Juliuszem Cezarem, ani też o jak najbardziej rzetelnych zasługach misyjnych Jagiełły i krucjatowych Warneńczyka. Papież odrzucił przedkładaną przez Ostroroga prośbę Kazimierza Jagiellończyka. Poseł czuł się upokorzony – przede wszystkim jako obywatel dumnego, niepodległego Królestwa.
I do tego chyba doświadczenia nawiązuje bezpośrednio „Memoriał dla sejmów generalnych Królestwa za panowania Kazimierza, w celu urządzenia Rzeczypospolitej stworzony” (Monumentum pro comitiis generalibus regni sub rege Casimiro pro Reipublicae ordinatione congestum). To dziełko Ostroroga, ujęte w 56 artykułów, powstało najpewniej w końcu lat 1460-ych jako dojrzały program naprawy państwa. „Zebrałem wady i złe zwyczaje dotąd w tym kraju zachowywane, a w miejsce ich lepsze, jeżeli się nie mylę, przedstawiam urządzenia w krótkich i zwięzłych słowach” „Zebrałem wady i złe zwyczaje dotąd w tym kraju zachowywane, a w miejsce ich lepsze, jeżeli się nie mylę, przedstawiam urządzenia w krótkich i zwięzłych słowach” - pisał Ostroróg w końcu lat 1460-tych– takie sobie zadanie stawia autor. Uderza najpierw w podległość króla i Królestwa papieżowi. Jedynym zwierzchnikiem polskiego króla jest Bóg. To król powinien mianować biskupów. Polska nie powinna płacić papieżowi żadnych opłat. Nie wysyłajmy skarbów za granicę (czyli na rzymski dwór) – napomina Ostroróg. W sprawach duchownych może u nas rozstrzygać kwestie sporne prymas. Pogrzeby, małżeństwa i inne obrzędy oraz sakramenty sprawowane przez kapłanów powinny być bez żadnych opłat. Autor memoriału dopuszcza jedynie wolne składanie dziesięcin. Podkreślenie pełnej suwerenności Królestwa, połączone z wyraźną niechęcią świeckiego możnowładcy do duchownych, przechodzi płynnie w kolejne wątki memoriału: dążenie do roztropnego gospodarowania zasobami społeczeństwa, wzmocnienie państwa i jego narodowej tożsamości (chyba wolno tu już użyć takiego określenia) . Ostroróg zauważa kurczącą się liczbę rzemieślników i kmieci – a ich uznaje za wytwórców dobra materialnego. Trzeba więc ograniczyć rzeszę „nieużytecznych próżniaków”, a za takich uważa autor memoriału nie tylko mnichów, ale i żaków. „Kogo stać, niech oddaje się naukom, kto ubogi, niech orze, idzie do wojska lub wynajmuje się do służby”. Ostroróg proponuje zabronić, a przynajmniej ograniczyć głoszenie kazań w języku niemieckim w polskim Królestwie. „Niech się uczy polskiej mowy, kto chce w Polsce mieszkać. Nie jesteśmy chyba tak ograniczeni, iż nie wiemy, że Niemcy z naszym językiem podobnie obchodzą się u siebie” – dodaje doświadczony na studiach w Wiedniu i Erfurcie kasztelan międzyrzecki. Z podobnych powodów wzywa do zaprzestania praktyk odwoływania się przez sądy miejskie do trybunału w Magdeburgu. Zaleca uporządkowanie całego systemu wymiaru sprawiedliwości: „niech będzie jedno prawo, wszystkich obowiązujące, bez żadnej osób różnicy”, jedno prawo stanowione na wzorach prawa rzymskiego. Także Żydzi, zdaniem reformatora, nie powinni mieć wyjątkowego prawa, pozwalającego im „brać lichwę, obce rzeczy dzierżyć i posiadać”. Wszystkie sprzedaże, zastawy i umowy powinny być spisywane w księgach ziemskich – „aby wskutek tego ustały nieskończone oszustwa”. Umowy, dodaje Ostroróg, powinny być spisywane po polsku, gdyż „ojczysty język wszyscy wszędzie jednakowo znają”. W swym memoriale nie zapomina o obronności państwa. Obowiązek wojenny ciążyć miał nadal przede wszystkim na szlachcie (do 60 roku życia), ale także miasta powinny wystawiać swoich kopijników i żołnierzy, a wszystkich mieszczan wyposażyć w odpowiednią broń. Wojewodowie winni dbać o to, żeby „każdy mieszkaniec kraju, podług stanu i możności swojej, pod sankcją sprawiedliwych kar, był zaopatrzony w broń właściwą”. Chce wreszcie poprawić Ostroróg stan gospodarczy państwa: ujednolicić miary i wagi, obciążyć specjalne służby obowiązkiem naprawy dróg i pilnowania porządku na nich; domagał się, by nie pobierać ceł od „krajowców”, „wyjąwszy chyba od towarów z kraju wyprowadzanych”, zapewnić wolność używania dróg i rzek, zwalczać pijaństwo – zwłaszcza wśród rzemieślników i włościan, usunąć z obiegu pieniądz obcy, polować tylko w wyznaczonym czasie, by nie przetrzebić zwierząt w czasie ich rozmnażania.
Jest więc w memoriale Ostroroga wszystko, co można by uznać za program przekształcenia Królestwa w modernizujące się państwo – narodowe, skupione wokół troski o swoje zasoby, o swoją godność wśród innych suwerennych państw, o swój dobrobyt. Jest więc w memoriale Ostroroga wszystko, co można by uznać za program przekształcenia Królestwa w modernizujące się państwo – narodowe, skupione wokół troski o swoje zasoby, o swoją godność wśród innych suwerennych państw, o swój dobrobyt Takie zadanie chciał postawić sejmowej reprezentacji Rzeczpospolitej. To, że jest już taki głos reformatorski, bardzo rzeczowy, i to, że ma adresata, do którego może się zwrócić – nie samego monarchę, nie samowładnego „księcia” (do jakiego będzie się za 50 lat zwracał Machiavelli ze swoimi radami), ale właśnie do sejmu, do racjonalnego namysłu współobywateli – to, coś mówi o stanie Królestwa Polskiego w roku 1468. Nie jest on idealny. Na pewno. Ale jest specyficzny. Co jest istotą tej wyjątkowości?
Z ubogiego krewnego sąsiedzkich dworów w Pradze i Budzie, ze słabiutkiego (choć dbałego już w czasach Łokietka i Kazimierza Wielkiego o swą godność) petenta na papieskim czy cesarskim dworze, urosło Królestwo w ciągu tych blisko 130 lat, jakie w tym tomie opisujemy, do pozycji rozstrzygającej o losach Europy Środkowej i Wschodniej. Z ubogiego krewnego sąsiedzkich dworów w Pradze i Budzie, ze słabiutkiego (choć dbałego już w czasach Łokietka i Kazimierza Wielkiego o swą godność) petenta na papieskim czy cesarskim dworze, urosło Królestwo w ciągu tych blisko 130 lat, jakie w tym tomie opisujemy, do pozycji rozstrzygającej o losach Europy Środkowej i Wschodniej.Kiedy Kazimierz III Wielki ruszał w 1340 roku objąć spadek po Romanowiczach we Lwowie, jego monarchia obejmowała niewiele ponad 110 tysięcy kilometrów kwadratowych z około milionową ludnością. Teraz Kazimierz IV Jagiellończyk miał pod swoim berłem ponad dziesięciokrotnie większy obszar z ludnością przekraczającą 4,5 miliona poddanych (z czego około połowa w Koronie). Trwała wciąż unia polsko-litewska, już ponad 80 lat. Nie rozpadła się, mimo wszystkich napięć, inaczej niż łącząca o tyleż bliższe kulturowo i etnicznie ludy skandynawska unia z Kalmaru. To może było największe zwycięstwo królewskiego Orła: że nie uciekła przed nim litewska Pogoń. Razem dokonały wielkiego dzieła zwycięstwa nad zagrażającym istnieniu Litwy i ciążącym nad rozwojem Polski państwem zakonnym. Potem się boczyły, spierały, ale węzeł horodelski nie sparciał całkiem. Król Kazimierz Jagiellończyk nie pozwolił go zerwać wewnętrznym, polsko-litewskim napięciom. Wyjątkowość tego Królestwa i tajemnica jego zwycięstw polegała na tym, że utrwaliła się w nim praktyka poszukiwania dobra wspólnego, albo też unikania wspólnego zła, a w każdym razie tego najgorszego dla politycznej wspólnoty, to jest wojny domowej. To była praktyka budowania minimum zgody, potrzebnej do zapobiegania owemu złu. Wojny domowe rozrywały w tym czasie królestwa Czech i Węgier, Rzeszę, państwa unii kalmarskiej, wielkie księstwo moskiewskie i resztki tatarskiej Złotej Ordy – wszystkich sąsiadów Królestwa Polskiego połączonego unią z Litwą. W Polsce właściwie tylko wielkopolska bijatyka po śmierci Ludwika Węgierskiego, tzw. wojna Grzymalitów z Nałęczami oraz krótkie starcie z konfederacją Spytka z Melsztyna w roku 1439, były namiastkami niszczącego konfliktu wewnętrznego. Inne rozstrzygano w grze politycznej: króla z opozycją, szlachty z możnowładczą radą, elit polskich z litewskimi (na samej Litwie, jak pamiętamy, wojny domowe zdarzały się częściej).
Między 1340 a 1468 rokiem stało się Królestwo areną sukcesu, największego chyba wśród państw europejskich tego czasu. Jego miarą nie jest „tylko” Grunwald, unia z Litwą, utrwalenie związku Korony z Rusią, aż po Podole, powołany przez Kazimierza a odnowiony przez Jagiełłę i Jadwigę uniwersytet, odzyskanie Pomorza Gdańskiego, zhołdowanie reszty państwa krzyżackiego, a wcześniej także Mołdawii… Tu się żyło, mimo wszystko, trochę spokojniej niż gdzie indziej, z rosnącą dumą z tej (rozmaicie pojmowanej) ojczyzny. Szereg znakomitych władców, od Kazimierza Wielkiego, poprzez Łokietkową prawnuczkę – Jadwigę i jej męża, Władysława Jagiełłę, aż do Kazimierza Jagiellończyka – budował respekt dla instytucji monarchii, ale despotyzmu nie tworzył. To szczególne Królestwo zamieszkiwało coraz więcej wolnych ludzi. Mniejszość, oczywiście, ale coraz liczniejsza i coraz bardziej świadoma swych praw; zdolna także, przynajmniej w znacznej części, realizować swoje obowiązki wobec Rzeczypospolitej, jak coraz częściej właśnie nazywano to Królestwo. Czy ta mniejszość sprosta zadaniu ciągłej naprawy, lepszego urządzania, poszerzania w głąb, nie na zewnątrz tylko, Rzeczypospolitej? Trzeba przecież pamiętać, że była ona nie tylko podzielona na stany i nie tylko wieloetniczna – jak wiele wówczas wspólnot politycznych w Europie, ale także wieloreligijna, niejednolita, rzec można cywilizacyjnie – co już było w tej skali wyjątkowe i potęgowało wyzwania wobec tych, którzy ową Rzeczpospolitą władali. Wraz z wielkością rosną także wyzwania. I troska o to, czy – i jak – można im podołać. Taka troska, jaką wyrażały właśnie Długoszowe wezwania do moralnej odnowy czy polityczny program reform Ostroroga.