Podczas roboczej wizyty w Polsce prezydent Tatarstanu (republika wchodząca w skład Federacji Rosyjksiej) Rustam Minnikhanow złożył kwiaty pod pomnikiem upamiętniającym udział Tatarów w wojnie polsko-bolszewickiej, oczywiście po stronie Rzeczpospolitej. Nawiązał w swoim przemówieniu do tych Tatarów, którzy w latach 1919-1939 służyli w wojsku polskim jako obywatele Rzeczypospolitej lub jako dawni poddani cara mający nadzieję na obalenie imperium sowieckiego. Przy tej okazji Rosjanie nie omieszkali przypomnieć w mediach o „okrucieństwach” przedwojennej Polski – 200 tys. jeńców Armii Czerwonej, z której 80 tys. miało umrzeć z głodu, albo też o przyłączeniu Wilna, Zachodniej Ukrainy i Białorusi. Portal regnum.ru odnotowuje zadowolenie tatarskich nacjonalistów z Krymu, którzy życzliwie odnieśli się do gestu prezydenta Tatarstanu i do wszelkich zbliżeń z Polską. Wspomniano także, że podczas zeszłorocznych uroczystości odsłonięcia pomnika, oprócz flagi polskiej powiewała także „krymska flaga narodowa”. Przypomnijmy, że trzy dni po zeszłorocznym odsłonięciu pomnika, 28 listopada, (przedstawiającego miedzywojennego jeźdźca na koniu) skradziono buńczuk, odpowiednik europejskiej chorągwi czy sztandaru.

Tatarzy Krymscy zaraz po II wojnie światowej zostali przesiedleni (ok. 200 tys. ludzi) w głąb Rosji na nieprzyjazne im tereny, m.in. Uzbekistanu. Dramat małego narodu mógł zakończyć się jego całkowitą eksterminacją (znany jest przypadek zatopienia przez NKWD łodzi z ludnością tatarską na Morzu Azowskim), do dziś tatarskie środowiska intelektualne i polityczne walczą o przyznanie im praw powrotu na rodzinną ziemię i przywrócenie im praw oraz zwrot majątków.

Źródło: regnum.ru

(JAM)