„Nie można należeć do dwóch wspólnot jednocześnie: okazuje to moment próby, gdy dwie wspólnoty zetrą się między sobą”
Wspólnota dąży do trwania i przetrwania: troszczy się o wychowanie swej młodzieży – w swoim duchu i tradycji. Albo będzie to taka wspólnota, jaką przypomina, przywołuje tutaj Tomasz Łysiak, albo taka, jaką można zbudować po zniszczeniu tej pierwszej, bardzo swoista wspólnota ludzi bez właściwości, których głowy wypełnia aktualny komunikat dnia – z telewizji, gazety, portalu, reklamy, pi-aru. Nie można należeć do dwóch wspólnot jednocześnie: okazuje to moment próby, gdy dwie wspólnoty zetrą się między sobą. Wobec własnej wspólnoty nie ma neutralności. W starciu wspólnot nie ma pozycji bezstronnego obserwatora. Trzeba dokonywać wyboru.
Czasem, jak po rozbiorach, jak po przegranym powstaniu, jak po latach przyzwyczajenia do rządów obcych ambasadorów, pojawia się pokusa, by się schować w prywatnym ogródku, żeby zrezygnować z walki z przeciwnikiem zbyt już potężnym, z własnym zniechęceniem. Czasem, jak po rozbiorach, jak po przegranym powstaniu, jak po latach przyzwyczajenia do rządów obcych ambasadorów, pojawia się pokusa, by się schować w prywatnym ogródku, żeby zrezygnować z walki z przeciwnikiem zbyt już potężnym, z własnym zniechęceniemWtedy przychodzi ta myśl, którą sformułował pierwszy odnowiciel pojęcia niepodległości, mądry ksiądz Stanisław Konarski (1700-1773). W swojej Mowie, jak od wczesnej młodości wychowywać uczciwego człowieka i dobrego obywatela pisał tak: „Przypomnę wam słowa ojca, […] który po wielu rozmowach z synem tak mu na koniec powiedział: życie twoje będzie upływało albo wśród prywatnych spraw domowych, albo w kręgu spraw państwowych. Ja, który zestarzałem się wśród zajęć publicznych, jeśli będę żył, nie pozwolę ci siedzieć w domu; nie dla siebie bowiem chciałem dzieci, lecz dla ojczyzny. Ja, który zestarzałem się wśród zajęć publicznych, jeśli będę żył, nie pozwolę ci siedzieć w domu; nie dla siebie bowiem chciałem dzieci, lecz dla ojczyznyTy zaś – pamiętam – powiedziałeś, że nie widzisz, co takiego dali Rzeczypospolitej w tych zepsutych i nieszczęśliwych czasach ci, którzy jak ja poświęcili cały swój wysiłek na to, aby ją wspomagać i wspierać. Wszystko stacza się w przepaść i zostawimy naszym potomkom Rzeczpospolitą w gorszym stanie, niż ją sami otrzymaliśmy. Stąd – zdaje się – twoja niechęć i odraza do spraw publicznych […] Gdyby wszyscy dobrzy obywatele tak myśleli, tak mówili, tak czynili, wtedy nasza Rzeczpospolita wpadłaby niewątpliwie w ręce złych i przeniewiernych ludzi; ci zaś, zagarnąwszy władzę, jakież miejsce, ileż ziemi, jakąż przestrzeń zostawią w całym państwie dla dobrych? […] Nigdy nie należy tracić nadziei, jeśli chodzi o Rzeczpospolitą”.
Tomasz Łysiak należy do tych synów polskiej Ojczyzny, którzy rady mądrego pijara posłuchali. I nas, swoich czytelników, prowadzi przeciw zniechęceniu. Szlakiem swoich, naszych bohaterów. Do nadziei. Do nowego świtu. Prowadzi nas z szacunkiem i pasją jednocześnie, prowadzi z miłością dla prawdy o Polsce. Możemy poznać ją, ale nigdy całą, i dlatego możemy i powinniśmy poznawać ją coraz więcej. Ta prawda jest bowiem większa od nas i nie da się jej zdobyć na własność – to raczej ona, w miarę jak ją poznajemy, bierze nas w posiadanie – jak to kiedyś o innej, największej Prawdzie, powiedział ojciec Jacek Salij OP.
Tu, między okładkami tej książki, mamy okazję zbliżyć się do Polski. Warto do niej wejść. Warto zaprosić do niej jak najwięcej „tutejszych”– ludzi, którzy zatracili swoją piękną tożsamość, albo nigdy jej nie posiedli. I warto zaprosić nowych przybyszów, którzy – jak kiedyś Matejko, Oppman, Brueckner, Aszkenazy, Chopin, Pohl (Pol), Leśmian – będą mogli zachwycić się tą piękną Polską. I dać się JEJ wziąć w posiadanie. Przed tymi, którzy chcieliby Polskę podbić, nie pokochać – musimy się bronić. Tak jak bohaterowie tych opowieści.
[ze wstępu prof. Andrzeja Nowaka do nowej książki Tomasza Łysiaka, wyd. Prohibita]