Laudacja z okazji przyznania Nagrody im. Lecha Kaczyńskiego Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi
Andrzej Waśko
Laudacja z okazji przyznania Nagrody im. Lecha Kaczyńskiego
Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi[1]
Odkąd w latach 80. po raz pierwszy przeczytałem Rozmowy polskie latem 1983 roku, marzyłem, żeby samemu odbyć własną „rozmowę polską” z ich Autorem. I rzeczywiście odbyłem taką rozmowę-wywiad, która ukazała się drukiem, w „Arce”, w roku 1993. Był to jeden z pierwszych, jeśli nie pierwszy w ogóle, z długiej potem serii wywiadów prasowych Jarosława Marka Rymkiewicza. Od poezji, przez manifesty poetyckie, utwory sceniczne, eseistykę historycznoliteracką i pisarstwo historyczne, do „wywiadów–rozmów polskich” Rymkiewcza – jego dorobek jest zbyt bogaty i zróżnicowany, aby dać tu jego wyczerpującą charakterystykę. Ale też laudacja nie jest ani monografią, ani egzegezą krytyczną. Jest pochwałą Pisarza-Laureata i podziękowaniem czytelników za to, co od Niego otrzymali, i co uzasadnia ich wdzięczność i szacunek.
Kim jest Rymkiewicz? Jakim jest pisarzem – i co daje swoim licznym i przychodzącym do niego po różne rzeczy czytelnikom? Wszak są nimi dzisiaj nie tylko znawcy poezji i publiczność literacka, ale także odbiorcy zainteresowani historią Polski, a także niemała część współczesnej klasy politycznej – dziennikarzy, publicystów, którzy przywiązują wagę do tego, co Rymkiewicz mówi o Polsce współczesnej. Czym jest to, co łączy i spaja w całość wszystkie jego utwory z różnych rodzajów literatury i wypowiedzi w debacie publicznej?
Niewątpliwie Rymkiewicz przeczy zdaniu Norwida, że „poetą się nie jest – a tylko się nim bywa”. Rymkiewicz zawsze jest poetą – jest nim we wszystkim, co pisze i co mówi, w liryce, w dramatach, w prozie historycznej; i poetyckie są także jego wywiady polityczne, jak np. ten najsłynniejszy, w którym rolę diagnozy politycznej pełni metafora Polski jako wielkiego, ospałego żubra, którego Jarosław Kaczyński, ugryzł w określone miejsce, to a nie inne, przez co żubr otrząsnął się z odrętwienia i zaczął pędzić przed siebie, dokąd tego nikt nie wie, ku swoim polskim przeznaczeniom. (Rzeczpospolita, 25.08. 2007). Zaiste, trzeba być poetą nie tylko żeby sformułować podobne zdanie, ale żeby ono zostało powszechnie przyjęte – nie jako żart, ale jako dający do myślenia wyraz jakiejś głębszej prawdy, prawdy, której nie da się wyrazić w użytkowym stylu politycznego dziennikarstwa.
Rymkiewicz jeśli nie jest już dziś jedynym (bo ma uczniów!) to niewątpliwie jest pierwszym współczesnym poetą, który bez ironii, z pełnym zaufaniem poznawczym powraca do polskiego mitu narodowego. Czyni to świadomie, na przekór modnym proroctwom o „końcu romantycznego paradygmatu kultury polskiej”. Rozpoczyna tę drogę wierszami z tomu Ulica Mandelsztama (1983), który jest jednym z najważniejszych punktów zwrotnych w jego poezji. I jest też – w moim przekonaniu – najważniejszą (obok Raportu z oblężonego miasta Zbigniewa Herberta) książką poetycką epoki stanu wojennego. Mit jest – i musi być – obecny zawsze, w każdym żywym społeczeństwie, ponieważ mit udziela odpowiedzi na pytanie o sens istnienia tego społeczeństwa. Rymkiewicz uważa, że istnienie narodu polskiego ma sens głęboki, ostateczny, i dlatego wskazuje nam, zepsutym wychowankom współczesnej cywilizacji, drogę powrotną do Polski jako naszej duchowej ojczyzny. Do Polski dawnej – romantycznej i sarmackiej – i do Polski dwudziestowiecznej. Do tej Polski kresowej, która jest daleko, „gdzieś za litewską rzeką” i do tej Polski, która jest najbliżej, w półświadomych doświadczeniach, traumach „scen z dzieciństwa”.
Rymkiewicz to pisarz urodzony w roku 1935. W literaturze polskiej XX wieku mówi się o różnych pokoleniach. O urodzonych w latach 30. nie mówi się jednak jako o pokoleniu. A może mówić by należało, bo im bardziej oddalamy się od tego czasu, tym wyraźniej widać, że było pokolenie tragiczne, być może jedno z najciężej doświadczonych pokoleń w całej polskiej historii. W Kinderszenen Rymkiewicz opowiada nam historię dzieciństwa (swojego i swoich rówieśników) spędzonego w płonącej Warszawie, pod bombami, w piwnicach, w ucieczce przed śmiercią, która była na wyciągnięcie ręki. Opowiada nam historię, której nie opowiadali nam nasi rodzice, ponieważ była to historia dzieci nie nadająca się do opowiadania innym dzieciom.
Na początku XIX wieku, kiedy poeci poszukiwali tematów do tragedii z dziejów narodowych, uważano, że historia Polski nie obfituje w takie zdarzenia. Tymczasem Rymkiewicz w Samuelu Zborowskim, Reytanie i Wieszaniu, skupia się właśnie na sytuacjach tragicznych. Czyta bowiem polską historię dawną przez pryzmat dwudziestowiecznego i współczesnego doświadczenia. Jako hermeneuta historii interpretuje jej sens z punktu widzenia współczesności, a jako komentator współczesności tłumaczy jej znaczenie w kontekście długiego trwania polskich dziejów.
Andrzej Walicki w Trzech patriotyzmach wyróżniał m.in. ukształtowany w romantyzmie patriotyzm „sprawy polskiej”. Rymkiewicz utrzymuje, że „sprawa polska” to pojęcie w wieku XX i XXI dalej aktualne. I w Zborowskim wskazuje konkretnie, że istotą sprawy polskiej jest zapisane w Artykułach henrykowskich (czy jak sam woli nazywać: henrycjańskich) prawo wypowiedzenia posłuszeństwa królom, którzy łamią ustawy Sejmu i Senatu Rzeczpospolitej. Polska żyje, póki żyje ten sarmacki duch godności, wyzwania, przygody, rycerskiej hardości wobec silnych i łagodności dla słabych. Upada (w oświeceniu) przez zdradę, a podnosi się przez nieposłuszeństwo wobec możnych tego świata.
Książki historyczne Rymkiewicza, zarówno te o polityce, jak i te o pisarzach: Fredrze, Słowackim, Mickiewiczu reprezentują osobny gatunek pisarstwa historycznego. Nie są ani rozprawami naukowymi, ani powieściami opowiadającymi na podstawie podręczników „jak to było naprawdę?”. Ich fabuła ma drugi, równie ważny, wątek – epistemologiczny. Ukazuje jak autor-narrator, tu i teraz, szuka prawdy o przeszłości, jak – i kogo – o nią pyta, jak interpretuje źródła. Interesują go wydarzenia epokowe, ale także, a nawet przede wszystkim, szczegóły materialne, drobiazgi pozostające na marginesie klasycznych narracji historyków, ponieważ przez te szczegóły prześwituje „bycie” – istnieniowy aspekt świata przeszłości.
Książki historyczne Rymkiewicza są więc o tym samym, o czym są jego wiersze. Wiersze, które mówią o wielkiej zagadce istnienia każdego bytu, który staje się i przemija. Nie wiemy, skąd przychodzimy – i nie wiemy, dokąd idziemy. To zdanie, to jedyna pewna rzecz, którą możemy o sobie powiedzieć jako poszczególni ludzie, którą mogą o sobie powiedzieć całe plemiona i narody, ale także – gdyby umiały mówić – koty, ptaki, jeże i krety z ogrodu poety w Milanówku. Zygmunt Krasiński pisał, że „poezja powinna być filozoficzna, ale sama nie powinna o tym wiedzieć”. I poezja Rymkiewicza taka właśnie jest. Kieruje myśli w stronę pytań stawianych przez wielkich filozofów, ale czyni to niezobowiązująco, bez pobrzmiewającej artystycznym fałszem erudycji, wręcz – zwłaszcza w ostatnich tomikach – żartobliwie. Stając wobec zagadki istnienia Rymkiewicz nie traktuje odpowiedzi, jakiej na to pytanie udziela religia objawiona jako racjonalnego pewnika, bezpiecznego schronienia przed metafizycznym lękiem. Ale Rymkiewicz nie mówi, że to co jest zagadką dla rozumu i filozofii nie może być poznane na jakiejś innej, bliżej niewyobrażalnej, pozarozumowej drodze: „Patrzą na nas otwarte, wielkie oczy Boga / Jest sen – i jeśli wejdziesz – to we śnie jest droga”.
Nie da się ukryć, że główną bohaterką licznych wierszy i całych tomików Rymkiewicza jest Śmierć. „Moja pieśń jest zrobiona ze śmierci i płaczu”. Różnym osobom, w różnych kontekstach ten fakt wydawał się gorszący. Podobno nadreprezentacja motywu śmierci u Rymkiewicza miała części naszych współczesnych poetów utorować drogę do wierszy o tragedii smoleńskiej, co nie wszystkim się podobało. Mówi się jednak, że poezja jest najczulszym sejsmografem stanu moralnego epoki, w której powstaje. A czy nie jest tak, że prawdę o naszej epoce (i jej stanie moralnym) możemy poznać tylko dzięki metodzie ekshumacji, dzięki poszukiwaniu i otwieraniu grobów celowo kiedyś ukrytych. Aby poznać historyczną prawdę o historii najnowszej Polski trzeba więc odnajdywać i otwierać groby. (I to robią dziś historycy, na tzw. Łączce i w innych miejscach) Nie jest więc winą Rymkiewicza, że żyje w takich czasach w jakich żyje, a – przeciwnie – jest jego największą zasługą, że mierzy się z tym problemem najtrudniejszym dziś dla świadomości zbiorowej Polaków.
Ale poezja tragiczna – według Arystotelesa i według klasyków, do których należy Rymkiewicz – oczyszcza serce ludzkie z litości i trwogi w obliczu tragedii. Czyni to poprzez połączenie prawdy trudnej do zniesienia w rzeczywistości z elementem konwencjonalnym, który jest niezbywalnym składnikiem sztuki, tym czymś, dzięki czemu możemy odróżnić scenę teatralną od życia i historię od poezji. Taką rolę pełni w wierszach Rymkiewicza metrum, zazwyczaj mniej lub bardziej regularne. I w tym artystycznym wyborze Rymkiewicz wznosi wysoko sztandar podniesiony kiedyś w obronie rytmu, na przekór awangardzie, przez Bolesława Leśmiana. Sztuka dla Rymkiewicza-klasyka nie tyle rozwiązuje (w duchu maksymy ars longa vita brevis), ile zawiesza problem śmierci,. Bo: „gdy Horowitz bije w klawisze stalowe / wtedy śmierć to jest dla mnie zjawisko przejściowe”.
Rymkiewicz jako liryk mówi o sobie i o świecie rzeczy zarówno przyjemne, jak i mało przyjemne. Ale nigdy nie użala się ani nad sobą, ani nad światem. Jego ja poetyckie jest zakorzenione we wspólnocie rodzinnej i narodowej, w konkretnym polskim krajobrazie, w miejscu zamieszkania. Piękne są jego wiersze o rodzinie, o domu i ogrodzie w Milanówku. Rymkiewicz w III RP był poetą niepoprawnym politycznie i skazanym przez sąd w procesie cywilnym. Ma bowiem odwagę cywilną, rzecz bardzo u nas deficytową. Ale Rymkiewicz jest też zbyt silny, żeby udało się go zamilczeć. Nie zniknął więc, mimo swojej politycznej niepoprawności, z akademickiego obrazu literatury współczesnej. Poloniści napisali o nim wiele uczonych rozpraw, wyszło ostatnio drukiem około dziesięciu książek na jego temat, następne są w druku. Pora więc kończyć. Kończyć tym, od czego zacząłem, to znaczy osobistą refleksją.
Jako czytelnik Rozmów polskich miałem ochotę, i na pewno nie ja jeden, wdać się w rozmowę z ich bohaterem, Panem Mareczkiem. Bo Pan Mareczek jest człowiekiem dobrym i sympatycznym, życzliwym ludziom, człowiekiem mądrym, z poczuciem humoru. Bywa tak, że swój stosunek do twórczości pisarza, czytelnicy przenoszą na jego osobę. Nie zawsze jednak sam pisarz, odpowiada wyobrażeniom, jakie rodzą się o nim na podstawie jego twórczości. Rymkiewicz i jego literacki sobowtór są pod tym względem integralną całością. Rymkiewicz pisze to co myśli, myśli tak jak pisze, pisze o tym czym żyje, i żyje tak jak o tym pisze. Ci, co go znają, mogą to sprawdzić na różne sposoby.
Ja, na koniec, dam jeden tylko przykład. W Rozmowach polskich jest scena, gdy pan Mareczek patrząc przez okno na jezioro Wigry, widzi grupę młodych ludzi, jakby studentów, którzy płyną po jeziorze łódką, która – to ważny szczegół – jest jasnozielona. Jak to już wspominał (w ubiegłym .roku, z okazji 80. urodzin JMR, w „Arcanach”) prof. Andrzej Nowak, jakimś zrządzeniem losu wakacje 1983 roku obaj spędzaliśmy wspólnie z grupą przyjaciół nad Wigrami, pływając po nich łódkami i obozując pod gołym niebem, na brzegach i wyspach. Te łódki, którymi pływaliśmy rzeczywiście były jasnozielone. (Wypożyczało się je w ośrodku wczasowym w Starym Folwarku). W Samuelu Zborowskim jest mowa o tym, że Fryderyk Nietzsche był przekonany, że jest potomkiem polskiej rodziny szlacheckiej Nickich herbu Radwan, choć nie ma na to żadnego dowodu. Na tej samej zasadzie ja mam głębokie przekonanie, że to właśnie ja jestem jednym z tych anonimowych młodych ludzi przepływających przed oknem pana Mareczka, choć oczywiście nie ma, i nie może być, żadnego dowodu na tę interpretację.
Drogi Laureacie, przyjmij więc pochwałę Twojej twórczości, od tego 22-letniego nieznanego studenta, który płynie zieloną łódką po jeziorze Wigry, przed Twoim oknem, latem 1983 roku, na 44 stronie 6 wydania Rozmów polskich. A jeśli już nie od niego samego we własnej osobie, to przynajmniej w jego imieniu i w imieniu takich jak on.
Warszawa, 11 czerwca 2016
[1] Tekst wygłoszony w czasie uroczystości wręczenia Jarosławowi Markowi Rymkiewiczowi Nagrody im. L. Kaczyńskiego, w czasie Kongresu Polska Wielki Projekt, w Warszawie, 11 czerwca 2016.