Tylko zwycięstwo!
Rosja powraca na ścieżkę ekspansji zewnętrznej – pisze Wiktor Kałasznikow, rosyjski opozycjonista i dziennikarz. W grudniu 2010 roku Kałasznikow i jego żona, Marina, trafili do szpitala z poziomem rtęci we krwi, przekraczającym dwudziestopięciokrotnie dopuszczalną ilość. Są przekonani, że za otruciem stoją rosyjskie służby specjalne – czy takimi tekstami, jak poniższy, tak bardzo narazili się Kremlowi? Jako pierwsi w Polsce publikujemy tłumaczenie tekstu „Tylko zwycięstwo!”
Tylko zwycięstwo!
Rosja powróciła na naszych oczach do sowiecko-stalinowskiego ujęcia historii drugiej wojny światowej. Z najwyższych trybun, z ekranów i poprzez mass media znów wbija się kołtunowi do głowy: zwycięstwo nad „dżumą XX wieku” odniosła klasa nomenklatury partyjno-generalskiej, z mądrym i nieomylnym wodzem na czele. Kto jest temu przeciwny – ten jest „falsyfikatorem”, któremu zgodnie z ogłoszonymi już poprawkami do kodeksu karnego grozi więzienie.
Co więcej, faktycznie przywrócona została stalinowska ocena wydarzeń przedwojennych, włączając w to pakt Ribbentrop-Mołotow. Zastępca kierownika rosyjskiej misji przy ONZ oświadczył w ostatnich dniach, że pakt był dziełem dobrym, ponieważ „pozwolił lepiej przygotować się do obrony”. Wszystkie pozostałe okoliczności zmowy niemiecko-sowieckiej, włączając podział Europy, zyskują tym samym automatycznie w pamięci interpretację ze znakiem „plus” – na korzyść ZSRS, oczywiście.
Jest zrozumiałe, że współczesna rosyjska nomenklatura i jej wodzowie poprzez restaurację dawnych mitów umacniają swój status, (jego) „legitymizację” oraz ciągłość. Do tego właśnie potrzebna jest kompilacja legend i przeinaczeń pod nazwą „Wielka Wojna Ojczyźniana”, która z pomocą coraz bardziej pompatycznych masowych rytuałów zyskuje widoczność i aktualność, staje się czynnikiem funkcjonalnym współczesnego rosyjskiego życia.
Ale są jeszcze pewne inne okoliczności, dotyczące nie tylko Rosji, ale i reszty świata, a w szczególności – jej bliskich sąsiadów. Przecież stwierdza się, że było tylko to jedyne „wielkie zwycięstwo”. Po nim, być może, następowały rozmaite kryzysy, a nawet „geopolityczne katastrofy”, ale nie było zupełnie żadnych radykalnych i ostatecznych porażek. A zatem, istnieje tylko prawo i misja zwycięzcy, któremu wolno dysponować tym swoim prawem według własnego uznania, nieszczególnie licząc się z tymi, którzy inaczej widzą historię i wynikającą z niej sytuację współczesną. Tacy uparci ryzykują, że trafią do kategorii „wspólników”, albo nawet wprost – „nazistów”, a ręce Moskwy w odniesieniu do nich, znowu w zgodzie z nowym inicjatywami ustawodawczymi, będą rozwiązane.
Na początku lat dziewięćdziesiątych nawet taka oficjalność, jak Służba Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej, w swoich publicznych raportach – ówczesna danina dla „demokracji” i powszechnego zamętu – przypominała, że toczyła się zimna wojna – i nie tylko toczyła, ale i zakończyła się określonym rezultatem, a mianowicie porażką ZSRS i bloku wschodniego. Zawodowym szpiegom, najwidoczniej, nie mogło przejść przez usta inne oświadczenie na tle eszelonów z sowiecko-rosyjskimi wojskami, pospiesznie opuszczającymi Europę Centralną i dawne państwa ZSRS.
Ale nawet wtedy ze wszystkich sił maskowany był ten fakt, że globalna wojskowo-polityczna konfrontacja z Zachodem wcale nie stanowiła owocu złych zamysłów Winstona Churchilla z jego mową fultońską (wezwaniem do obrony pokoju i demokracji) i bukietem jakichś doczepianych mu „planów” napaści na ZSRS. W rzeczywistości, tak zwana zimna wojna wybuchła przez to, że Stalin, ledwie zająwszy Berlin, zabrał się za kontynuację tej samej strategii, którą stosował przed wojną i co do której wspólnego prowadzenia nie zdołał porozumieć się z Hitlerem. Ponownie rozpoczęły się usiłowania Moskwy, by odciąć część Bałkanów, cieśniny czarnomorskie, Iran, obszary Dalekiego Wschodu i inne. Moskwa osiągnęła w dalszym ciągu tego dzieła Lenina-Stalina, a pewnie i rosyjskich monarchów, niemałe sukcesy. Dziesiątki krajów Europy i „trzeciego świata” poznało stanowczy krok sowieckich butów i martwy uścisk czekistów. Ale nie udało się. A wyłącznie dzięki nieugiętości i woli stawienia oporu, wykazanymi przez Ronalda Reagana i jego głównych współpracowników w NATO.
Dziś o zimnej wojnie w Moskwie, oczywiście, również od czasu do czasu wspominają, ale jedynie w tym znaczeniu, że czas już by Zachód wyrzekł się „myślenia konfrontacyjnego”, to znaczy idei obrony swych żywotnych interesów przed rosyjską ekspansją. Nie chodzi Moskwie o jakąkolwiek własną przegraną, nie mówiąc już o odpowiedzialności za wcześniejsze działania w różnych rejonach planety.
Cały świat obchodzi serię dwudziestych rocznic obalenia komunizmu, narzuconego przez Związek Sowiecki różnym krajom. Parlament Europejski i rządy państw demokratycznych podejmują uchwały osądzające sowiecki totalitaryzm i nakazujące zaznajomienie się z jego międzynarodowymi przestępstwami. Moskwa udaje, że to wszystko jej nie dotyczy i piętnuje takie próby jako „polowanie na czarownice”. Najbardziej ze wszystkich, co zrozumiałe, dostaje się Ukrainie, gdzie, pomimo oporu z zewnątrz oraz ze strony miejscowej „piątej kolumny”, postępuje proces desowietyzacji, przywracania prawdy historycznej i ujawniania skrywanej (to znaczy najbardziej ohydnej i przestępczej) istoty władzy sowieckiej.
Zasadniczy sens tego, co się dzieje jest jasny: Rosja powraca na ścieżkę ekspansji zewnętrznej i lepiej jest dla niej „tańczyć” na cześć „wielkiego zwycięstwa”, jako przedsmaku kolejnych. Tym bardziej, że jedno – w wojnie z Gruzją – już jakby zapisano do aktywów. To znaczy, że podstawy zostały ustanowione, wystartowano po raz kolejny – a dalej, oczywiście, sprawa zależy od politycznych i strategicznych umiejętności wodzów i ich generałów.
Ten, kto nie chciałby stać się ofiarą odrodzonego rosyjskiego imperializmu, musi oczywiście przede wszystkim odrzucać jego historyczny fałsz, wyglądający coraz bardziej jak przedwojenna propaganda. Zimna wojna, która kosztowała ludzkość 50 mln ofiar i całe morze innych ciężkich strat, toczyła się, i ZSRS został w niej rozgromiony, choć nie do końca. Dziś decyduje się, w jakim kierunku proces potoczy się dalej.
Wiktor Kałasznikow
Data: 21.05.2009
Tekst pierwotnie na: zaxid.net
Wiktor Kałasznikow – w przeszłości oficer KGB, specjalista od spraw niemieckich. Po 1991 roku współpracował z administracją Borysa Jelcyna. W okresie rządów Władimira Putina stał się zdecydowanym krytykiem polityki Kremla. W Polsce wypowiadał się m.in. dla „Gazety Polskiej”. Wraz z żoną przebywali w Polsce (skąd musieli uciekać nie mogąc znaleźć bezpiecznego schronienia), Izraelu, Estonii i Niemczech. Jego żona pracuje m.in. dla izraelskich mediów. On sam jest wnikliwym obserwatorem rosyjskiej polityki, ostrzegał przed odradzaniem się imperialnej polityki rosyjskiej. 27 grudnia 2010 roku pojawiła się w Polsce informacja o otruciu małżeństwa Kałasznikowów, którzy w ciężkim stanie trafili do szpitala w Berlinie. Śledztwo w tej sprawie prowadzi berlińska prokuratura.
Powyższy tekst otrzymaliśmy od Profesora Andrzeja Nowaka z sugestią opublikowania go.
Widać nie każdego Putin może przytulić....
Chciałoby się powiedzieć skandal... ale tu nic nowego pod słońcem, sowieckim słońcem...
Wasz portal, choć młody, dojrzałością przewyższa wiele tzw renomowanych. Gratulacje dla redakcji!
Znakomity tekst. Należy go rozpowszechniac, szczególnie wśród młodzieży.