Osiecki: Władze Armenii używają konfliktu o Górski Karabach jako straszaka do rozwiązywania sporów w polityce wewnętrznej
Eskalację konfliktu o Górski Karabach komentuje dla Portalu ARCANA Jakub Osiecki, doktorant UPJP II, stypendysta Polskiej Akademii Umiejętności na Państwowym Uniwersytecie w Erywaniu.
portal.arcana.pl: Jak wyglądają współczesne stosunki rosyjsko-armeńskie? W jakim kierunku zmierzają?
Jakub Osiecki: Od momentu zakończenia konfliktu (zawieszenia broni) o Górski Karabach w roku 1994 stosunki Federacji Rosyjskiej i Armenii są stabilne i ogólnie rzecz biorąc – przyjacielskie. Także w trakcie samej wojny o tę ormiańską enklawę na terenie Azerbejdżanu Rosjanie wspierali „logistycznie” armię Górskiego Karabachu, czyli Ormian. W ciągu ostatnich 30 lat – od czasu upadku ZSSR – Armenia stara się partycypować we wszystkich projektach militarnych Kremla i nie zawieść przyjaciół z północy.
Historycznie (tj. mniej więcej od początku XIX wieku) Armenia i Rosja ze względu na różnego rodzaju uwarunkowania (polityczne, religijne, społeczne) również pozostawały w przyjazny stosunkach. Rosja stała się w pewnym stopniu wyzwolicielką dla Ormian z pod jarzma perskiego i tureckiego, choć oczywiście kosztem inkorporacji terenów zamieszkałych przez nich na rzecz Imperium Rosyjskiego. Rok 1915 i tureckie ludobójstwo dokonane na narodzie ormiańskim tylko potwierdziły status quo w tym regionie. Ormiańskie elity, choć niejednoznacznie, uznały Rosję za jedynego wiernego sojusznika na Kaukazie Południowym. Po krótkim okresie niepodległości i niezależności Armenii w latach 1918-1920, kraj ten znów znalazł się w strefie wpływów Moskwy. W obliczu zagrożenia tureckiego i maszerującej od Baku do Erywania Armii Czerwonej Ormianie „dobrowolnie” przyłączyli się do wspólnoty bratnich narodów.
Gdy w połowie lat 80-tych powstawał Ruch Karabaski nikt z Ormian nie chciał upadku ZSSR ani nawet nie marzył o przeciwstawieniu się Rosjanom – wspomina prof. Manukyan. Dla Armenii najważniejsza była wówczas kwestia przyłączenia do macierzy ormiańskiej enklawy w Azerbejdżanie – podkreśla dalej.
Podobno wówczas na terenie historycznego Arcachu – tak Ormianie nazywają Górski Karabach – mieszkało około 75% Ormian. Podobne dane mamy z 1920 roku, gdy rozpoczynano proces sowietyzacji Karabachu. Wówczas agenci azerskiego GPU i CzK (wywiadu wojskowego i służby bezpieczeństwa - przyp. red.) prosili Erywań o aktywistów ormiańsko-języcznych, gdyż tzw. Kaukaskich Tatarów, czy Turków, jak wówczas nazywano Azerów, było niewielu na tych terenach.
Upadek ZSSR umożliwił eskalację małych konfliktów do poziomu wojen międzypaństwowych i tym samym walka o tereny sporne pomiędzy Azerbejdżanem i Armenią nabrała nowego, oficjalnego, „globalnego” charakteru. Rosjanie w tej wojnie, jak wspominają sami dowódcy ormiańscy, zachowali się lojalnie, sprzedając broń i sprzęt wojskowy zarówno Azerom jak i Ormianom.
Dziś Armenia w zasadzie jest zakładniczką swojej własnej polityki. Nowe armeńskie elity polityczne (armeńskie w tym znaczeniu oznacza wywodzące się z terenów Republiki Armenia) w osobie Roberta Koczarjana (były prezydent), Serża Sarkisjana (obecny prezydent), Tigrana Sarkisjana (premier) skoncentrowały się na współpracy z Rosją w wymiarze ekonomicznym, społecznym i wojskowym – i w Rosji upatrują jedynego sojusznika. Potwierdzeniem tych postaw były wizyty wzajemne prezydentów obu państw: Rosji i Armenii na przełomie sierpnia i września 2010. Ustalono m.in. iż wojska rosyjskie pozostaną na terytorium Armenii (w bazie wojskowej w Gjumri) do roku 2044 oraz potwierdzono wcześniejsze porozumienia militarne. Najważniejsze dotyczyło ochrony granic Republiki Armenii (z Turcją, Iranem) i obecności rosyjskich żołnierzy w strefach przygranicznych Armenii. Obecnie w jednostkach wojsk ochrony pogranicza Armenii służą głównie Rosjanie – należy uczciwie jednak dodać, iż w sztabie oficerskim przeważają Ormianie. W październiku 2010 r. sprawą zajął się parlament armeński – posłowie domagali się ustawy, która gwarantowałby stały parytet ormańsko-rosyjski w tego typu wojskach.
portal.arcana.pl: Czy Armenia poszukuje innych niż Rosja partnerów do realizacji własnej polityki zagranicznej? Jakie są główne cele tej polityki?
J.O.: Dziś Armenia (jako indywidualny podmiot) pozostaje poza układami w światowej polityce. Erywań, silnie związany z Federacją Rosyjską, nie prowadzi niezależnej polityki zagranicznej. Zarówno kwestia uregulowania relacji turecko-ormiańskich (otwarcie granicy pomiędzy tymi państwami) a także wzmocnienie relacji ekonomicznych Armenii i Iranu są omawiane głównie w Moskwie i to tam zapadają najważniejsze dla Ormian decyzje.
Można odnieść wrażenie, że celem Armenii w ciągu najbliższych kilku lat będzie jak najszybsze zakończenie sporu z Turcją i Azerbejdżanem oraz normalizacja relacji w tym układzie. Ponadto, jak się przypuszcza, otwarcie granicy pomiędzy Armenią i Turcją dałoby Ormianom możliwość nowego impulsu ekonomicznego w zastanej gospodarce.
Nic bardziej mylnego. Skorumpowane władze Armenii używają konfliktu o Karabach jako straszaka do rozwiązywania sporów w polityce wewnętrznej państwa. Brak reform w służbie zdrowia czy finansach publicznych jest warunkowane wydatkami na braci Ormian z Karabachu. Wszelkie demokratyczne zmiany w tym kraju także wydają się mało prawdopodobne, gdyż zmiana u szczytów władz może doprowadzić do destabilizacji, co jak się przypuszcza mogą natychmiastowo wykorzystać Azerowie. I tak spirala strachu nakręca się już od ponad 15 lat – podkreśla były premier Armenii Hrant Bagratian.
portal.arcana.pl: Jaka panuje w Armenii atmosfera w związku z kolejną eskalacją konfliktu z Azerbejdżanem?
J.O.: W rzeczywistości spór z Azerbejdżanem jest na tym samym poziomie od wielu lat a zagrożenie lansowane przez media nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Rocznie przy okazji pełnienia służby wartowniczej ginie w regionach przygranicznych około 10 żołnierzy zarówno z jednej, jaki i drugie strony barykady – najczęściej są oni pod wpływem alkoholu.
Gdyby zapytać przeciętnego mieszkańca Erywania czy odczuwa niebezpieczeństwo ze strony Azerbejdżanu, odpowiedziałby, że nie. Moi koledzy ze studiów pytani o wojnę z Azerami odpowiadają, że dopóki Rosja jest naszym przyjacielem nic w kwestii Górskiego Karabachu się nie zmieni. Moskwa potrzebuje tego „potencjalnego” konfliktu by wpływać na nasz region. Azerowie sprzedają ropę BP i dlatego Moskwa trzyma z nami – zaznaczają.
(SJ)
Metoda znana od co najmniej 2500 lat, nihil novi sub sole.