Kazimierz M. Ujazdowski: Czapski wobec obojętności Mauriaca i Maritaina (Arcana nr 106-107)
List otwarty Józefa Czapskiego do Jacquesa Maritaina i François Mauriaca jest jednym z najbardziej poruszających dokumentów, które wyrażają dramat polskiego losu w końcowej fazie II Wojny Światowej.
Polska, która jako pierwszy kraj w Europie oparła się Niemcom, zostaje opuszczona przez Zachód. Gdy alianci cieszą się ze zwycięstwa nad Niemcami, Polska doświadcza ich obojętności i dostaje się w ręce Stalina. Z perspektywy Paryża kontrast jest niezwykle dramatyczny. Paryż, którego substancja materialna zachowała się nienaruszona, świętuje swe wyzwolenie 25 sierpnia 1944 r. De Gaulle jest owacyjnie witany przez mieszkańców. W tym czasie Warszawa powstała do walki z ciemiężcą w nieporównywalnych okolicznościach i upadła zamieniona w gruz. List napisany przez artystę jest przejmujący. Jednocześnie cechuje go troska o historyczny szczegół. Czapski przedstawia zniszczenia Warszawy dokonane przez Niemców i przytacza fakty ukazujące prawdziwe oblicze polityki Stalina wobec Powstania. Władze sowieckie wzywały do walki przeciw Niemcom, po czym z całą premedytacją odmówiły udzielenia pomocy Powstaniu. Pisarz informuje opinię publiczną Zachodu o faktach represjonowania Polaków na terenach zajętych przez Armię Czerwoną. Wydana po raz pierwszy w 1949 roku w Instytucie Literackim w Paryżu Książka Czapskiego Na nieludzkiej ziemi napisana została z tą samą pasją i tym samym respektem dla prawdy historycznej. Pozostaje do dziś jednym z najważniejszych świadectw o zbrodni katyńskiej.
(...)
Bardzo dziękuję Bibliotece Polskiej w Paryżu za udostępnienie listu. K.M. Ujazdowski
[Red.: list był już uprzednio publikowany w 1993 roku w Polsce przez miesięcznik „Więź”]
***
Józef Czapski
List otwarty do Jacques’a Maritaina i François Mauriaca
Miałem szczęście znać Was w okresie moich studiów w Paryżu.
Podziwiałem Waszą prawość myślicieli, pisarzy, Waszą odwagę. Dla mnie, obcokrajowca, nie byliście tylko Maritain czy Mauriac, byliście Francją, tradycją prawości intelektualnej, atmosferą, którą się odczuwało u pisarzy francuskich od konserwatystów do rewolucjonistów (oczywiście z wyjątkami).
Cała opinia francuska została kiedyś rozgrzana do białości w obronie jednego człowieka niesprawiedliwie osadzonego, ponieważ słusznie sądziliście, że chodziło wówczas o zasadę, której złamanie pociągnęłoby za sobą obniżenie, osłabienie francuskiej moralności. Mieliście wówczas Zolę i mieliście Péguy.
Za moich, paryskich czasów prowadził Pan, Panie Jacques, rewizję całej filozofii. Walczył Pan o filozofię i moralność katolicką, która była wówczas bardziej niż niepopularna w środowiskach intelektualnych Francji. A jednocześnie „kompromitował” się Pan podwójnie, przyciągając ku swojej wierze… republikanów.
W tych właśnie czasach Benda mówił o Zdradzie klerków, Halévy o Upadku wolności, Gide uczył nas, co znaczy Umysł nieuprzedzony.
A później Bernanos i Pan, Panie Mauriac, broniliście Hiszpanów i Basków – mordowanych antyfrankistów, Pan Maritain bronił prześladowanych Żydów, a Gide, wierzący w komunizm, miał odwagę napisać swoją książkę Powrót z ZSRR.
Mogliśmy być „za” albo „przeciw” Waszym twierdzeniom lub Waszym zasadom, ale byliście dla nas przykładem nonkonformizmu.
Również my, w naszym kraju usiłowaliśmy poprowadzić walki w tym samym duchu uczciwości intelektualnej. Większość z Was uwierzyła, zbyt łatwo, że świat kończy się nad Renem, inni, że zaczyna się w Moskwie i nawet nie dowiedzieliście się, że byli u nas ludzie, którzy pracowali od pokoleń nad tym samym celem i którzy bronili tej samej spuścizny.
Ale cóż dzieje się teraz?
W chwili Waszego powrotu do uwolnionej stolicy, nasza stolica powstała do walki z ciemiężcą w nieporównywalnych okolicznościach i upadła zamieniona w stos gruzów. Chodzi tu o przypadek świadomości europejskiej. Mamy prawo oczekiwać od pisarzy i myślicieli francuskich, tych, których zawsze znaliśmy, słowa w obronie ofiar, które byłoby jednocześnie słowem w obronie honoru i świadomości chrześcijańskiej Europy; otóż nic podobnego do nas jeszcze nie dotarło.
Trudno jest mówić o Warszawie, ponieważ to, co się tam dzieje, przechodzi granice naszej wyobraźni. Miasto liczące więcej mieszkańców niż przedwojenny Rzym, większe niż Los Angeles i dwa razy większe od Lyonu jest zrównane z ziemią. Armia Krajowa i cała ludność walczy bez żywności, bez broni, nie poddając się, pomimo iż od tygodni Warszawa pozbawiona jest wody, dziesiątkowana przez tyfus i szkarlatynę, broniąc każdego domu z szaleńczą determinacją i potwierdzając przed światem swoje pragnienie niepodległości.
Nasze kościoły, biblioteki, Uniwersytet Warszawski, historyczne pałace i tysiące domów, w których mieszkało ponad półtora miliona ludzi, zostały zniszczone.
Liczba zabitych i rannych jest oceniana na dwieście tysięcy.
Przez obóz przejściowy w Pruszkowie przeszło do dnia 27 września dwieście czterdzieści trzy tysiące cywili ewakuowanych siłą przez Niemców (ogromny plac bez najmniejszych urządzeń sanitarnych, z setkami niepochowanych trupów, z egzekucjami dokonywanymi w tym samym obozie).
Ci nieszczęśnicy, to były matki, żony, dzieci polskich żołnierzy, którzy walczyli w Warszawie i walczą na wszystkich frontach.
Żołnierze Ci coś są warci, albowiem dowódcy armii alianckich czynią im zaszczyt powierzając najtrudniejsze i najbardziej odpowiedzialne zadania; to oni zdobyli Monte Cassino i Ankonę, to oni brali udział w najcięższych walkach pod Falaise i w Arnhem; i zawsze z tą samą nierozsądną wiarą, że jest sprawiedliwość na świecie, i że przelana krew nie jest krwią przelaną na próżno.
(…)
Nie znacie krzyku rozpaczy warszawskiego radia?
Tak przypuszczam, ponieważ są na świecie siły, które chcą zagłuszyć to wołanie o pomoc. Istnieje propaganda, która od czasu utworzenia w 1939 roku paktu Ribbentrop-Mołotow, wyspecjalizowała się w metodzie rozpowszechniania tez nierzeczywistych oraz inna, zbieżna, która odniosła sukces we współczesnych krajach demokratycznych, polegająca na nie zwracaniu uwagi na niewygodne fakty.
(…)
Jeżeli z powodu gry, rzekomych wymagań politycznych, Francja, tak jak inni, zlekceważy ich los, przestaniecie być w oczach świata tym, czym byliście – spadkobiercami wspólnej tradycji, obrońcami uniwersalnych idei. (…)
JÓZEF CZAPSKI
5 październik 1944
Całość tekstu opublikowana w 106-107 numerze Arcanów
Wyjątkowo pokrętne myślenie, godne trola-agenta obcego wywiadu.
Ja nie dezawuuje niczyich osiagniec. Faktem jednak jest ze to Stalin wygral Powstanie Warszawskie. Jesli wiec Lech Kaczynski czcil to PW to tym samym czcil nasza kleske i zwyciestwo Stalina. A kto czci swoje kleski i zwyciestwa swoich wrogow to skonczy tak jak L. Kaczyski skonczyl.
Singer, NUDNY już jesteś z tym dezawuowaniem osiągnięć rodaków, także tych co przegrywali w słusznej sprawie. Ale dawno Cię tu nie było, byłeś oddelegowany na inny front?
Wschod zly, Zachod zly, a my dooobrzy!!! Jest oczywiste ze to Stalin wygral Powstanie warszawskie a Polska przegrala. Bedziemy wiec swietowac PW czyli nasza kleske i zwyciestwo naszego wroga. Niech sie mlodzi ucza ze my czcimy nasze kleski i zwyciestwa naszych wrogow.
Czapski - takich autorytetów nam dziś nie dostaje!
Wschód nas ograbił, a Zachód sprzedał.