Z głębokości serca i rozumu
Na portalu ARCANA, swego czasu, można było odsłuchać przejmującą pieśń w wykonaniu Jana Pietrzaka według słów wiersza Wojciecha Wencla pt. „Pani Cogito”.
Oto obok Herbertowskiego Pana Cogito pojawił się jego żeński odpowiednik. Wencel dopełnił Pana Cogito, przydał mu kobiecej intuicji i wrażliwego serca. W Pani Cogito nie ma ironicznego dystansu, filozoficznego spojrzenia na rzeczywistość, erudycji; jest prostota i wiara w dobro. Co więc łączy tę liryczną parę? Niezłomność i trwanie w wierności, przekonanie o istnieniu „królestwa bez kresu” i „ubitej ziemi”. Oboje odrzucili „wałęsanie się po salonach”. Męski intelekt i kobieca dobroć stały się (jak zawsze) wzajemnym dopełnieniem. Cały tom wierszy „De profundis” zdaje się być sięgnięciem po poetykę Zbigniewa Herberta. Czyżby twórca Pana Cogito doczekał się następcy?
Liczne odniesienia do najnowszej historii Polski, do wybitnych poetów, zajmujących wysokie pozycje w literackim panteonie (mimo, że nie wstydzili się swojej polskości) nadają tomikowi zaszczytne miano „patriotycznego”. Nie są to jednak tanie sentymenty czy powierzchowne określenia. Poeta, przedstawiając konkretne epizody z przeszłości, pokazuje wstrząsające uwikłanie jednostki w historię. Nakreślone historie urastają zarówno do rangi symboli, jak i tragedii narodowej.
Nie jest łatwo połączyć rozum i serce. Dzieli je wielka odległość, ale tylko razem stanowią o człowieczeństwie. Jak w poezji opowiedzieć o historii, aby nie wzbudzić chęci odwetu, ale wzruszyć, przekazać, że należy pamiętać? Uczynił to Wojciech Wencel, np. w wierszu „Śmierć Lachom”. Podczas recytacji tego wiersza w jednej ze szkół średnich, młodym ludziom stanęły w oczach łzy. Poeta wydobył z głębokości serca autentyczne współczucie.
Ten tomik wierszy powinien znaleźć uznanie także u ks. Isakowicza-Zaleskiego, niestrudzonego bojownika o pamięć dla ofiar rzezi wołyńskiej.
Utwór „Wołyń 1943” jest przejmującą liryczną opowieścią o dramacie jednostki uwikłanej w wielowiekowy konflikt Polski i Ukrainy. Poeta, podobnie jak Herbert w wierszu „Apollo i Marsjasz”, przedstawia okrucieństwo oprawcy i mękę ofiary. Obaj poeci odnoszą się do malarstwa, które dla nich jest dopełnieniem i inspiracją dla literatury. Zdają się wychodzić z założenia, że bez ironii i sceptycyzmu nie można przetrwać i zwyciężyć zła tego świata. Obaj w sposób naturalistyczny i dosadny ukazują śmierć pojedynczego człowieka. W wierszu „Calcium magnesium”, poświęconym ofiarom ludobójstwa w Katyniu, Wencel napisał:
„ich utrudzone ciała
stopniowo tracą na wadze
(...)
rozkłada się wątroba
wiotczeją mózg i serce”
Ta śmierć stała się symbolem w dziejach Polski, stała się „solą ziemi”, tej ziemi.
Jakie jest przesłanie całego tomiku? W tych wszystkich bolesnych słowach tli się dla Polaków nadzieja. W „De profundis” - wierszu dedykowanym poecie z pokolenia "Kolumbów", Andrzejowi Trzebińskiemu, widać międzypokoleniowe pojednanie, choć okupione walką i niezrozumieniem:
„lecz widać było z oddali, że płoniemy a nie giniemy”
Ogień ma moc niszczącą, ale i oczyszczającą, jest symbolem życia, pamiętania, trwania.
Prawdziwa sztuka rodzi się z cierpienia, można powiedzieć, że takie było przekonanie Zbigniewa Herberta. Pisał o virtus, jej poszukiwał w świecie antycznym i współczesnym. Trzynaście lat upłynęło od śmierci Herberta, bezkompromisowego człowieka i poety, księcia niezłomnego, który potrafił wielkim tego świata powiedzieć, że są mali, ułomni, chciwi i zadufani. Teraz mamy Wojciecha Wencla, który tworzy poezję z głębokości serca i intelektu, nie przejmując się jazgotem wielkich – maluczkich współczesnej Polski. Pisanie o tym, że ojczyzna, virtus, historia, człowiek, są wartościami najważniejszymi, nie przysparza wstydu.
Ewa Maciejewska
Wojciech Wencel, De profundis, Kraków 2010, ss. 47
De profundis...z głębokości wołam do Ciebie, Panie. Wołanie Wojciecha Wencla jest niezwykle przejmujące. Woła do Pana ale poprzez ludzi i zdarzenia, które są podwaliną naszego istnienia, tego duchowego, wewnętrznego. Te wiersze trzeba poznać ale...nie jest to zadanie łatwe. Nie przeczyta się ich jednym tchem bo wśród wierszy są takie, po których brakuje tchu i rozmywa się tekst. Warto to przeżyć.
Andrzej Trzebiński nie dożył Powstania Warszawskiego. Zginął wcześniej: rozstrzelany w publicznej egzekucji w listopadzie 1943 roku.