Nowak: Rozważania o niepodległości: 1018 – 1918 – 2018
Cały tekst ukazał się w numerze 143 Dwumiesięcznika ARCANA:
A ta jest wpisana w naszą historię od ponad tysiąca lat. Może już od czasów Mieszka, walczącego o tę niepodległość od saskich margrabiów. A może dopiero od roku 1000, kiedy Bolesław Chrobry przyjmował jej znak – diadem królewski – z rąk cesarza Ottona III na zjeździe gnieźnieńskim, a potem bronił skutecznie w 15-letniej wojnie suwerenności swego państwa przed następcą Ottona, Henrykiem II. I obronił ją przed pierwszym w historii sojuszem niemiecko-ruskim, z roku 1017, dyktując Niemcom pokój w Budziszynie, a władcom Rusi – w Kijowie. To było równo tysiąc lat temu: w roku Pańskim 1018. Wtedy już niepodległość była na pewno czymś realnym, odczuwalnym, uznawanym za ważne i godne poświęceń. Dlatego nie wolno mówić, że obchodzimy teraz stulecie niepodległości. Polska sto lat temu ODZYSKAŁA niepodległość
Źródła pojęcia niepodległości są zarówno uniwersalne, jak i partykularne, polskie. Walka ze zniewoleniem, z poczuciem ograniczenia wolności jest stałym wątkiem w historii ludzi. Doświadczenia polskiej wspólnoty historycznej w tym zakresie wskazują już najstarsze źródła: „Kraj […] pod tym zwłaszcza względem zasługuje na wywyższenie nad inne, że choć otoczony przez tyle wyżej wspomnianych ludów chrześcijańskich i pogańskich i wielokrotnie napadany przez wszystkie naraz i każdy z osobna, nigdy przecież nie został przez nikogo ujarzmiony w zupełności”[1]. Kiedy czytamy te słowa z napisanej ponad 900 lat temu kroniki Anonima zwanego Gallem, słowa o Polsce czasów Bolesława Krzywoustego, to oczywiście odczuwamy dumę z tak głębokich korzeni postawy przywiązania do suwerenności. Podobne przykłady znaleźć można jednak w historii innych wspólnot polityczno-kulturowych, jakie budowały swoje państwowe struktury i broniły ich, w tym czasie czy wcześniej – choćby u Węgrów, Czechów, Rusów, by dalej nie szukać. Mocniej w wyobraźnię polityczną kolejnych pokoleń wpisał tę dumną postawę niepodległej dumy Lechitów, piszący swoje dzieło sto lat po „Gallu”, mistrz Wincenty nazwany później Kadłubkiem. Nie tylko poprzez szczególnie popularną opowieść o Wandzie, odrzucającej podległość „lemańskiemu” (czyli niemieckiemu księciu), ale przez całe „ustawienie” narracji jego kroniki: od mitycznych opowieści o nieposkromionym narodzie Lechitów, który stawia opór imperialnym zakusom Aleksandra Macedońskiego i Juliusza Cezara, aż po współczesne autorowi przykłady walki o suwerenność Królestwa Polskiego. idea restytucji zjednoczonego pod suwerennym berłem Królestwa, zrealizowana przez Władysława Łokietka i jego syna, Kazimierza, odnowiła także dumę poddanych króla, który nikomu nie podlegał
Po okresie rozbicia dzielnicowego i faktycznej podległości sąsiednim potencjom (cesarstwu, Przemyślidom, Arpadom, Luksemburgom), idea restytucji zjednoczonego pod suwerennym berłem Królestwa, zrealizowana przez Władysława Łokietka i jego syna, Kazimierza, odnowiła także dumę poddanych króla, który nikomu nie podlegał. Zasada suwerenności władcy nie jest wyjątkowa. Owa zasada – rex imperator in regno suo (król jest władcą absolutnym nikomu niepodległym w swoim królestwie) – tworzyła nić przewodnią myśli politycznej także innych, umacniających swe struktury królestw w późnośredniowiecznej Europie. Dwa czynniki wpłynęły jednak, w polskim przypadku, na rozszerzenie społecznego zasięgu tej idei poza samego króla i jego doradców, a także na zwiększenie jej, by tak rzec, intensywności.
Pierwszym z owych czynników było wygaśnięcie dynastii „naturalnych panów” Królestwa – Piastów i nadanie, co najmniej od wyboru męża, czyli króla, ostatniej „przyrodzonej pani Królestwa” – Jadwidze. Polski tron staje się elekcyjny – od sejmu walnego w Lublinie w lutym roku 1386, na którym szlachta zatwierdziła dokonany wcześniej faktycznie przez radę panów w Krakowie wybór Jagiełły. W serii uzyskanych w przetargach z królem przywilejów umocniła się w następnym stuleciu formuła całego szlacheckiego narodu politycznego jako współgospodarza, z monarchą i radą panów (senatem), suwerennej Rzeczypospolitej – Królestwa Polskiego. Sprawa tej suwerenności stawała się sprawą odpowiedzialności nie samego władcy i jego aparatu urzędniczego, ale właśnie owego, liczącego dziesiątki tysięcy faktycznych obywateli narodu.
Drugim z czynników w tym samym czasie, końca XIV i pierwszej połowy XV wieku, wpływających na intensywność przeżywania, ale i politycznego reflektowania nad kwestią politycznej niezależności, był konflikt z Zakonem krzyżackim – i wynikające stąd poczucie zagrożenia politycznych praw Królestwa. Konflikt ten przejawił swoje znaczenie nie tylko w kolejnych wojnach, od 1404 do 1466 roku, z bardzo silnie zapisanym w zbiorowej pamięci grunwaldzkim triumfem na czele, ale także właśnie w refleksji politycznej wypracowanej niejako w odpowiedzi na argumentację Zakonu, zgodnie z którą Krzyżacy jako narzędzie Cesarstwa i/lub papiestwa, mają prawo do panowania nad ziemiami Litwy, od 1385 roku złączonej dobrowolną unią z Polską. Uformowała się wówczas w kręgu mistrzów odnowionego krakowskiego uniwersytetu, ze Stanisławem ze Skarbimierza i Pawłem Włodkowicem na czele, swoista, polska szkoła ius gentium – prawa wszystkich narodów do suwerenności politycznej. Przedstawił ją na forum, można rzec, ogólnoeuropejskim, to jest na soborze w Konstancji (1414-1418) Włodkowic. To była mistrzowska, słowem i czynem (tym spod Grunwaldu) obrona zasady niezależności państwa[2].
Od czasu wyboru Jagiełły na króla, do końca XVII wieku, symbolem i zarazem praktycznym wyrazem szczególnej wolności obywatelskiej i niezawisłości państwowej Rzeczypospolitej/Królestwa było kolejnych 14 elekcji, przekształconych, od śmierci Zygmunta Augusta, ostatniego z linii męskiej Jagiellonów, w utwierdzona na nowo zasadę ustrojową, opartą na powszechnym prawie wyborczym, przyznanym całej szlachcie. Drugim fundamentem poczucia wolności narodu szlacheckiego – były sejmy i sejmiki, z których wybierano od 1468 roku posłów na kolejnych ponad 200, przeprowadzonych do końca XVII wieku sejmów. O niepodległości jednak nikt przez te trzy wieki nie mówił. Była jak powietrze – uznawana za coś oczywistego, naturalnego, czego nie warto nawet definiować. O niepodległości jednak nikt przez te trzy wieki nie mówił. Była jak powietrze – uznawana za coś oczywistego, naturalnego, czego nie warto nawet definiować Nawet gdy w granice Rzeczpospolitej wchodził nieprzyjaciel, nawet gdy – jak to się stało w latach 1654-1660, w czasach moskiewsko-szwedzkiego „potopu” – swoim panowaniem zalał na pewien czas całość niemal ziem Rzeczpospolitej, prowadzona przeciw temu zagrożeniu walka nie odbywała się pod hasłem niepodległości. Konfederacja tyszowiecka z grudnia 1655 roku, zawiązana przez hetmanów koronnych i Stefana Czarnieckiego po zwycięskiej obronie klasztoru jasnogórskiego i powrocie króla Jana Kazimierza do kraju głosiła swoje cele tymi słowami: „[…] Wszyscy za wiarę świętą, za krzywdy, za prawa i swobody nasze […] niezłomnym węzłem spojeni przeciw nieprzyjacielowi iść zaprzysięgamy”[3]. Ówcześni – jakbyśmy ich, w ślad za Sienkiewiczowską wyobraźnią, nazwali – „rycerze niepodległości”, za zagrożone wartości uznawali więc wiarę katolicką, „prawa i swobody nasze”, a zarazem wyrażali naturalny odruch pomszczenia zadanych przez nieprzyjaciół krzywd. Doświadczenie „potopu”, jakkolwiek straszne, trwało krótko i skończyło się uspokajającym (na pozór) happy endem. Nie wywołało głębszej ani powszechnej refleksji nad tym, że sama niepodległość państwa może być trwale zagrożona, a w końcu nawet jego byt.
W myśleniu i praktykowaniu idei wolności przez szlachecki naród bezkonkurencyjnie najważniejsza pozostawała jej republikańska interpretacja. Uwypuklała znaczenie wolności nie od wpływu czy dominacji innych państw, ale wolności obywateli w swoim państwie, w Rzeczypospolitej. W owej tradycji sławiony był patriotyzm, którego centrum jest res publica właśnie – dobro wspólne oparte na zabezpieczeniu wolności obywateli w sferze publicznej. Jako potencjalne zagrożenie identyfikowany był tutaj raczej wróg wewnętrzny, kojarzony z każdą próbą umocnienia władzy królewskiej, wykonawczej i uniezależnienia jej od kontroli obywatelskiej (zwłaszcza poprzez wprowadzenie dziedziczności tronu). Wolne „nie pozwalam” miało strzec tego republikańskiego ideału.
Niszczący wicher wojny północnej (1700-1721), do której Rzeczpospolitą wciągnął król August II, wstrząsnął owym ideałem, ale go nie obalił jeszcze, w każdym razie nie w wyobraźni większej części szlacheckiego narodu politycznego. Choć jak w czasach „potopu”, ziemie Rzeczpospolitej znalazły się pod obcą okupacją, i to na dłuższy czas, a w roli (bezprawnego) dysponenta polskiego tronu wystąpił król szwedzki Karol XII, a następnie car Piotr I przyjął rolę, znacznie trwalszą, zewnętrznego „arbitra” w konflikcie inter libertatem ac majestatem (w tym wypadku: między przeciwnikami i zwolennikami przywróconego w oparciu o Rosję Sasa), to jednak od momentu względnego uspokojenia sytuacji, wejście pod faktyczną hegemonię Rosji nie spotkało się ani z czynnym oporem, ani z głębszą refleksją. Przywileje i wolności szlacheckie pozostały formalnie nienaruszone, Rzeczpospolita nie poniosła żadnych strat terytorialnych. Pacyfizm i konserwatyzm szlacheckiego narodu mogły być nadal pielęgnowane (pod dyskretną opieką rosyjskich, ale także pruskich i cesarskich ambasadorów).
Pojęcie niepodległości spopularyzowało się dopiero w momencie bezkrólewia po śmierci Augusta II. Pojęcie niepodległości spopularyzowało się dopiero w momencie bezkrólewia po śmierci Augusta II W roku 1733, po z górą czterech wiekach nieprzerwanej, od czasów Łokietka, suwerennej egzystencji Królestwa Polskiego, po nieprzerwanej od trzech i pół wieku serii wolnych elekcji swoich władców, obywatele tego wciąż istniejącego państwa usłyszeli od ościennych mocarstw, że tym razem nie mogą wybrać już takiego króla, jakiego chcą, ale muszą takiego, jakiego chcą sąsiedzi. Wybierać króla „pod muszkietami cudzoziemskimi” polscy obywatele nie chcieli, ani pod dyktat przysłanej przez carycę Annę Iwanowną instrukcji, która zakazywała oddawać głos na najpopularniejszego teraz wśród szlacheckich wyborców Stanisława Leszczyńskiego. Jak w publicystycznej odpowiedzi na instrukcję carycy pisał prymas-interrex, Teodor Potocki, Polacy musieli się przeciwstawić temu, by Rosja „u nas, w Polszcze absolute [nie] panowała, jak w swoim państwie”. Interrex wzywał, „żebyśmy się za nos wodzić nie dali y pokazali, że Gens Libera Sumus nemini servimus unquam [narodem wolnym jesteśmy, który nigdy nikomu nie jest niewolnikiem]”.[4]
Obywatele, oburzeni naciskiem z zewnątrz, wybrali jednak suwerennie swojego kandydata – Stanisława Leszczyńskiego. Uczynili to jednomyślnie. Wtedy do Warszawy zbliżały się już korpusy wojska wysłane przez carycę Annę Iwanowną. Oczywiście – pod pozorem obrony polskiej wolności. Siła miała „przekonać” obywateli Rzeczypospolitej. I znalazła się grupka takich, którzy dali się tej „argumentacji” pozyskać – nie uznali legalnie wybranego przez polityczny naród monarchy, tylko pod osłoną rosyjskich bagnetów ogłosili królem Augusta III.
Wtedy właśnie pojawiło się w polskim wokabularzu politycznym słowo „niepodległość”. Wpisał je tam młody ksiądz Stanisław Konarski. Przyszły twórca nowoczesnego szkolnictwa Rzeczypospolitej oraz programu reform politycznych, wydał w roku 1733 publicystyczną polemikę: Listy poufne czasu bezkrólewia (oryginalny tytuł łaciński: Epistolae familiares sub tempus interregni). W niej zaś padły te słowa:
Rzeczpospolita jest najwyższą panią swych praw, niepodległą jakiejkolwiek władzy obcych monarchów. […]Rzeczpospolita słusznie ma z boskiego prawa najwyższą władzę nie podległą nikomu i strzeże jej tak, jak wszystkie inne królestwa i cesarstwa. […] Nie można rozkazywać temu, kto nie zależy od kogoś innego. Ten, kto nikomu z wyjątkiem Boga nie jest podległy, nikogo z wyjątkiem Boga nie jest zobowiązany słuchać. […] Największą więc jest niegodziwością w jakimkolwiek królestwie i dobrze zorganizowanej rzeczypospolitej, żeby cudzoziemcy publicznie oskarżali obywateli i urzędy, a nawet samą rzeczpospolitą o pogardę praw, jakby chełpiąc się, że oni lepiej myślą o rzeczypospolitej niż jej właśni obywatele. […] W każdej rzeczypospolitej należy mieć na pierwszym miejscu wzgląd na własną rację stanu, potem dopiero na cudzą. Godność i korzyści rzeczypospolitej nie powinny być podporządkowane obcym interesom. Najgorszy sposób przekonywania jest taki, który wzbudza strach, odpowiedni dla umysłów niewolniczych, nie zaś wolnych. Wszystko się traci w wolnej rzeczypospolitej, gdy została utracona wolność.[5]
Godność i korzyści rzeczypospolitej nie powinny być podporządkowane obcym interesom
Te słowa, tak ważne w roku 1733, przeczytajmy raz jeszcze – bo są ważne także w Polsce i w Europie w roku 2018. Wtedy, 285 lat temu, zaczynała się walka o niepodległość, o jej odzyskanie. Za słowami Konarskiego poszli inni, by czynem jej bronić. Zaczęły się po całym kraju zawiązywać lokalne konfederacje – w obronie prawa wolnego wyboru Polaków. Pierwsza w województwie sandomierskim, gdzie w grudniu 1733 roku obywatele skonfederowali się „przy niepodległości i najwyższym majestacie pani swych praw Rzeczypospolitej, nie znającej nad sobą niczyjej prócz samego P. Boga zwierzchności […], przeciwko zuchwałym z zewnątrz inwazorom i opresorom naszym, jako od wewnątrz przeciw bezsumiennym zdrajcom, którzy z postronnymi dworami w kointelligencyje [porozumienia] i machinacyje przeciwko Rzeczypospolitej weszli…”[6].
(...)
To tylko 20% tekstu, całość można przeczytać w Dwumiesięczniku ARCANA. Aby kupić, kliknij TUTAJ.
[1] Anonim tzw. Gall, Kronika polska, przekł. R. Grodecki, oprac. Marian Plezia, wyd. 5, Wrocław 1982, s. 10.
[2]Zob. m.in. Stanisław ze Skarbimierza, Mowy wybrane o mądrości, oprac. Mirosław Korolko, Kraków 2000; Paweł Włodkowic, Pisma wybrane, red. Ludwik Ehrlich, t. 1-3, Warszawa 1966-1969.
[3] Cyt. za: Jakub Michałowski, Księga pamiętnicza, Kraków 1864, s. 79; por. Ludwik Kubala, Wojna szwecka [sic] w roku 1655 i 1656, Lwów-Warszawa-Poznań 1913, s. 263.
[4]Respons na instrukcyją Imci Pana Obersztieutenanta Liwena odprawionego od Dworu Rosyjskiego do Stanów Wielkiego Xięstwa Litewskiego, Biblioteka Czartoryskich, rkp. 211, s. 5-6.
[5] Maria Garbaczowa, Epistolae familiares Stanisława Konarskiego, cz. 2: tekst, przekład, Kielce 1995, s. 11-13 (89-91); por. S. Konarski, Listy poufne podczas bezkrólewia r. 1733 (Epistolae familiares...), przekł. W. Konopczyński, Juliusz Nowak-Dłużewski, [w:] S. Konarski, Pisma wybrane, oprac. J. Nowak-Dłużewski, Warszawa 1951, s. 9.
[6] Konfederacyja województwa sandomirskiego na obronę wiary świętej katolickiej, wolności narodu polskiego, wolnej elekcyi i dostojeństwa najjaśniejszego króla jm. Stanisława I, p.n.m. uczyniona w Opatowie, w: Rzeczpospolita w dobie upadku. 1700-1740. Wybór źródeł, oprac. Józef Gierowski, Wrocław 1955, s. 281-283.