Korupcja, lustracja, spór na linii prezydent – premier, a do tego antyrosyjska polityka kraju

O sytuacji w Rumunii i analogiach z Polską mówi Portalowi ARCANA Adam Burakowski.

05.09.2012 17:06

Portal ARCANA: Referendum w sprawie odwołania prezydenta Băsescu się nie powiodło – frekwencja nie osiągnęła wymaganych 50 %. Jaka jest teraz pozycja polityczna prezydenta?

Adam Burakowski: Traian Băsescu zawsze był postacią niezwykle kontrowersyjną, również w swoich wcześniejszych wcieleniach. W czasach komunistycznych jako kapitan statku handlowego należał do nomenklatury i był beneficjentem tamtego systemu. Nie wykazywał żadnej sympatii dla opozycji, uczestniczył również czynnie w kulcie jednostki – wiele lat później jedna z gazet przypomniała życzenia noworoczne dla Ceauşescu, które Băsescu wysłał telegrafem ze swego statku. Z drugiej strony był jednym z nielicznych obywateli, którzy mogli podróżować i dzięki temu poznawał inne kraje, inne systemy polityczne. Băsescu nigdy nie wierzył w komunizm, to pewne. Nie był wyznawcą ideologii, lecz raczej typem karierowicza.

Po 1989 r. wkroczył w świat polityki jako jeden z ważniejszych ludzi z frakcji Petre Romana – pierwszego premiera po upadku Ceauşescu. Grupował on wokół siebie bardziej reformatorsko nastawionych postkomunistów; z biegiem czasu dokonali oni rozłamu w partii i w ten sposób powstały dwa ugrupowania postkomunistyczne: Partia Socjaldemokratyczna (PSD, kilkakrotnie zmieniała nazwę, obecnie znana jest właśnie pod tym mianem) Iona Iliescu oraz Partia Demokratyczna (PD) Petre Romana. W latach dziewięćdziesiątych Băsescu przez wiele lat był ministrem transportu – prowadził resort dość dobrze, spowodował, oczywiście w miarę skromnych możliwości, ograniczoną modernizację sieci dróg. W latach 1996-2000 rządziła koalicja centroprawicy z postkomunistami Romana. Băsescu dał się wówczas poznać jako człowiek konfliktowy, rozbijający jedność i utrudniający reformy prowadzone przez rząd, którego był członkiem. Osobiście doprowadził do obalenia najbardziej chyba prawicowego premiera Victora Ciorbei, a później wbił nóż w plecy swego patrona Romana i zajął jego miejsce jako przewodniczącego PD.

W 2000 r. Băsescu został burmistrzem Bukaresztu i to był drugi początek jego kariery politycznej. Jego rządy w stolicy były sukcesem, udało mu się zmodernizować miasto, oczywiście również w miarę skromnych możliwości. Nie bał się trudnych decyzji. Najgłośniejsza była jego kampania przeciwko bezpańskim psom, przeprowadzona wbrew protestom, przede wszystkim międzynarodowym. Akcja ta, niewątpliwie brutalna, zmieniła oblicze miasta – znam Bukareszt zarówno sprzed, jak i po niej. Przed rządami Băsescu nie dało się chodzić po nocach nawet głównymi ulicami, tak wiele było agresywnych psów; obecnie nie ma z tym problemu.

Sukcesy w Bukareszcie pomogły Băsescu w wyborze w 2004 r. na stanowisko prezydenta. W koalicji z Partią Narodowo-Liberalną (PNL) jego ugrupowanie utworzyło rząd prowadzący liberalną politykę gospodarczą i opierający się na sojuszu z USA oraz dążeniu do integracji europejskiej. Moim zdaniem rząd ten – mam na myśli gabinet Călina Popescu-Tăriceanu – był najbardziej udanym rumuńskim rządem od wielu dziesięcioleci, choć niewątpliwie pomogła mu doskonała koniunktura gospodarcza.

Niestety później politycy PD i PNL, a szczególnie Băsescu z Tăriceanu, zaczęli prowadzić wojnę na śmierć i życie, co doprowadziło do rozpadu koalicji, powrotu do władzy PSD (którzy najpierw weszli w koalicję z partią Băsescu, a obecnie z PNL) i serii zupełnie niepotrzebnych batalii, zgubnych dla kraju.

Obecna sytuacja jest pokłosiem tego właśnie konfliktu. PSD, które wydawało się iść drogą marginalizacji, dostało drugą szansę dzięki pomocy Băsescu, który chciał w ten sposób zaszkodzić PNL. Kolejnym impulsem, dzięki któremu PSD się odrodziła, była zmiana kierownictwa – w 2010 r. przewodniczącym został Victor Ponta, młody (ur. 1972), skrajnie ambitny, równie bezwzględny i bardzo charyzmatyczny polityk skoligacony rodzinnie z postkomunistycznymi elitami.

Ponta, podobnie zresztą jak Băsescu, nie ma uprzedzeń ideologicznych – jest w stanie zawrzeć sojusz z każdym przeciwko każdemu. Obecnie jego aliantem jest PNL i jej przewodniczący Crin Antonescu, który w czasie odwołania Băsescu był tymczasowym prezydentem.

Băsescu przetrwał na stanowisku z dwóch powodów: dzięki pomocy z zagranicy (głównie Angeli Merkel) oraz przez bierność społeczeństwa, które nie stawiło się do urn nie dlatego, że popiera prezydenta, lecz dlatego, że nie jest zainteresowane polityką, a poza tym referendum odbyło się w wakacje (29 lipca). Jego sytuacja jest bardzo trudna, jako że na jesieni odbywają się wybory, a jego partia ma słabe notowania. Został zmuszony do kohabitacji z Pontą, który – jestem tego pewien – znienawidził go i nie spocznie, dopóki nie zada mu ostatecznego ciosu. W tym celu nawet może przez pewien czas udawać jego przyjaciela.

Băsescu jest postacią nietuzinkową, politykiem obdarzonym ogromną charyzmą i niemalże genialnym strategiem. Gdy wykorzystuje te cechy z korzyścią dla społeczeństwa, zyskują na tym wszyscy. Gdy wykorzystuje je do osobistych rozgrywek, wynikiem jest chaos i agresja. To stwierdzenie wydaje się banalne, ale w tym przypadku tak właśnie jest. Nie jestem w stanie dokonać jednoznacznej oceny tego polityka, powiedzieć stanowczo, że jest on „dobry” albo „zły”, prawdopodobnie nikt nie jest w stanie tego zrobić – może poczekajmy z tym do momentu, gdy zakończy on karierę.

Odnotowaliśmy jego stanowczość wobec Kremla, której towarzyszy niechęć ze strony Moskwy. Jak Pan ocenia politykę zagraniczną prezydenta Băsescu?

W czasie ostatniego kryzysu Băsescu był ostro krytykowany przez radio „Głos Rosji”, czasami wręcz absurdalnie – w jednym z materiałów jego zawieszenie uznano za ostateczny dowód na upadek kapitalizmu jako systemu ekonomicznego. Krytyka z tej strony tak naprawdę Băsescu pomogła. Rumuńska sekcja radia „Głos Rosji” nie jest, delikatnie mówiąc, szeroko znana w społeczeństwie. Gdyby nie reakcja mediów popierających Băsescu, nikt by nie wiedział, że ona coś takiego nadaje. Trzeba to powiedzieć jednoznacznie: „Głos Rosji” pomógł Băsescu w tym starciu, gdyż uwiarygodniał jego wizerunek jako obrońcy demokracji.

Băsescu nie jest jednoznacznie pro- ani antyrosyjski. Niektóre jego posunięcia – przede wszystkim chodzi tu o współpracę z USA i instalację elementów tarczy antyrakietowej na terytorium Rumunii – mogą być odczytywane jako antyrosyjskie. Inne – jak chwiejna postawa wobec projektu gazociągu Nabucco – jako idące naprzeciw oczekiwań Kremla. Ponieważ Băsescu nie zajmuje jednolitego stanowiska w sprawie Rosji, może być przedstawiany jako jej wróg lub przyjaciel, w zależności od okoliczności. W ostatnim czasie bardziej opłacało mu się pokazać jako antyrosyjski i dlatego eksponował tę stronę swej działalności.

Nie różni się on w tym dużo od swych adwersarzy. PSD miała w swej historii zarówno epizody współpracy z Moskwą, szczególnie na początku lat dziewięćdziesiątych, jak i z Waszyngtonem, podczas operacji w Afganistanie i Iraku. PNL, obecnie koalicyjny partner socjaldemokratów, prezentowała prozachodnie stanowisko praktycznie przez cały czas. Wyjątkiem była krótka kadencja Andreia Margi, ministra spraw zagranicznych w rządzie Ponty, który mówił o potrzebie „ocieplenia stosunków z Rosją”, został jednak odwołany. W końcówce swej przygody jako tymczasowy prezydent Crin Antonescu udzielił również kilka antyzachodnich wypowiedzi – zostały one jednak odczytane jako wyraz frustracji nieudaną operacją odwołania Băsescu. Podobnie jak nie da się jednoznacznie określić kierunków polityki zagranicznej Băsescu, tak samo jest to trudne w przypadku Ponty. Obaj deklarują się jako prozachodni, jednakże w konkretnych sprawach podejmowane są różne decyzje.


Bez względu na to, czy rządzą spadkobiercy postkomunistów, czy partie wywodzące się z drugiej strony, Rumunia wciąż odgrywa podobną rolę – faworyta USA (m.in. instalowanie w Rumunii elementów tarczy antyrakietowej, przyznanie Rumunii ważnej pozycji w handlu zagranicznym USA) nastawionego dość antyrosyjsko. Z czego wynikają antyrosyjskie interesy Rumunii?

Obecnie wszystkie główne partie są, w różnym stopniu ale jednak, spadkobiercami partii komunistycznej. PSD i PD-L (L od liberalizmu, nazwa partii została zmieniona po dokooptowaniu grupy polityków, którzy odeszli z PNL) wywodzą się wprost z Rumuńskiej Partii Komunistycznej. Ugrupowanie mniejszości węgierskiej (UDMR), które często wchodzi do koalicji rządowych z innymi partiami, też w dużej mierze składa się z byłych komunistów. W składzie PNL, która jest kontynuatorką tradycyjnej partii o tej nazwie, również znajdziemy wielu członków dawnej nomenklatury, choć – co trzeba przyznać – wśród jej działaczy istnieje silna grupa rzeczywistych antykomunistów; jest to najbardziej prawicowa z obecnie działających dużych partii. W latach dziewięćdziesiątych funkcjonowała Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Narodowo-Chłopska, będąca reprezentacją polityczną dawnych antykomunistów, lecz została rozbita i zmarginalizowana, w czym swój ogromny udział miał, jak już wspominałem, Traian Băsescu.

Pomiędzy tymi partiami nie ma zresztą zasadniczych różnic w widzeniu polityki międzynarodowej. Wyjątkiem była partia narodowo-chłopska, jednoznacznie proamerykańska, lecz ona już zeszła ze sceny politycznej (choć formalnie nadal istnieje).

Ceauşescu i Nixon w Białym Domu Rumunia tradycyjnie nastawiona jest przeciwko Rosji. Imperium carskie było postrzegane jako zagrożenie nie tylko dla kraju, lecz również dla całej cywilizacji europejskiej, której Rumunia była przedmurzem, broniąc jej przed Turkami i właśnie Rosjanami. Tendencja ta wzmogła się po utworzeniu Związku Sowieckiego, który prowadził politykę otwartej wrogości wobec Rumunii. Po II wojnie światowej kraj został zajęty przez Armię Czerwoną, która zainstalowała tam komunizm. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych Kreml postanowił zaryzykować i poluzował trochę więzy z Bukaresztem (m.in. w 1958 r. wycofano z Rumunii wojska sowieckie), co spowodowało przestawienie rumuńskiej polityki zagranicznej na tory najpierw neutralne, a potem wręcz antysowieckie. Linię tę kontynuował Ceauşescu aż do samego końca. Była to polityka dwuznaczna, gdyż Sowieci tak naprawdę kontrolowali Rumunię, lecz z pewnego dystansu, zostawiając „Geniuszowi Karpat” pewne pole manewru.

Jedną z najbardziej brzemiennych w skutkach jego decyzji w tym obszarze było zaprzestanie pod koniec lat sześćdziesiątych wysyłania oficerów do szkół w ZSRS. W ten sposób wykształcono całe pokolenie wojskowych, których związki z „Ojczyzną Światowego Proletariatu” były mniejsze niż ich kolegów z innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jednocześnie rozpoczęto kontakty z Amerykanami. Możemy się dziwić, dlaczego Waszyngton woli rozmawiać z Bukaresztem niż z Warszawą. Amerykanie mają nad Wisłą partnerów, których znają od dwudziestu lat. W przypadku Rumunii te kontakty są starsze, tam jest czterdziestoletnia tradycja współpracy – ograniczonej, ale realnie istniejącej.

Zwaśnione obozy Băsescu i Ponty muszą to brać pod uwagę. Obecnie nie jest możliwe prowadzenie antyamerykańskiej polityki przez jakikolwiek rząd w Bukareszcie. To się zresztą nie opłaca, gdyż Stany Zjednoczone potrafią się odwdzięczyć swym sojusznikom, chociażby fundując programy stypendialne, ułatwiając kontakty z uczelniami itd. Nie znaczy to, że Rosja nie ma nic do powiedzenia w Rumunii – kraj ten również jest zależny od dostaw rosyjskich surowców, choć w mniejszym stopniu niż Polska.


Rumunia i Mołdawia mają wspólną kulturę, historię, język. Coraz częściej podejmowane są inicjatywy podkreślające, że Rumunia i Mołdawia są zamieszkiwane przez jeden naród (np. www.portal.arcana.pl/Rocznica-upadku-sowieckiego-potwora-w-moldawii-i-rumunii,3201.html), prezydent Băsescu obejmuje patronatem różne przedsięwzięcia kulturalne w Mołdawii itp. Jakie widzi Pan szanse na zjednoczenie obu krajów mając na uwadze istnienie „rosyjskiej kotwicy” (jak podaje gzt.md ), czyli Naddniestrza?

Republika Mołdawii jest kontynuacją odrębnego bytu, jaki powstał po zagarnięciu w 1812 r. przez Rosję północnej części historycznej Mołdawii. Jak łatwo zauważyć, obchodzimy właśnie dwusetną rocznicę tego wydarzenia. Prowincja, która powstała w ten sposób, otrzymała nazwę Besarabii. Jest to twór całkowicie sztuczny, jednakże w ciągu dwóch wieków jego funkcjonowania (z przerwą na dwudziestolecie międzywojenne, kiedy Besarabia została przywrócona do Rumunii) została tam wytworzona odrębność, głównie przez migracje i rusyfikację, a następnie sowietyzację. Czy taka odrębność leży w interesie mieszkańców Republiki Mołdawii? Różnica poziomu życia jest duża – Rumunia faktycznie plasuje się na ostatnich miejscach w UE, lecz Republika Mołdawii jest jednym z najbiedniejszych państw całego kontynentu. Poza tym pozostałości totalitaryzmu mimo wszystko w Rumunii są mniejsze niż w Republice Mołdawii.

Od kilku lat faktycznie mówi się wiele na temat zbliżenia pomiędzy oboma państwami, a także o wspólnej kulturze, historii itd. Poważnym impulsem w tym kierunku były wydarzenia 2009 r., kiedy najpierw doszło do buntów na ulicach, a następnie do obalenia prorosyjskiego prezydenta Vladimira Voronina. Băsescu osobiście zaangażował się wówczas w pomoc dla Republiki Mołdawii. Promował również nadawanie rumuńskiego obywatelstwa mieszkańcom tego kraju. Wielokrotnie podkreślał, że jednym z celów prowadzonej przez niego polityki zagranicznej jest działalność na rzecz przystąpienia Republiki Mołdawii do UE. Băsescu jest bardzo popularny wśród tamtejszych mieszkańców, czego dali również wyraz w ostatnim referendum, praktycznie je bojkotując (do czego wzywał zawieszony prezydent i PD-L).

Otwarcie na rzecz zjednoczenia występuje szereg organizacji społecznych oraz PNL, która posiada swą filię w Republice Mołdawii, jednak nie odgrywa ona praktycznie żadnej roli w tamtejszej polityce. Crin Antonescu podczas kampanii przed referendum wystosował nawet list otwarty „do besarabskich Rumunów”, w którym nawoływał do głosowania przeciwko Băsescu – wyniki wykazały, że nie został jednak posłuchany. Jeżeli PNL i koalicyjne PSD wygrają jesienne wybory w Rumunii, możemy prawdopodobnie liczyć się ze zwiększeniem aktywności na rzecz zjednoczenia.

Głównym mołdawskim partnerem Băsescu jest tamtejszy premier Vlad Filat, polityk o nastawieniu prorumuńskim i proeuropejskim, jednak również nie głoszący wprost tez o zjednoczeniu obu państw. 22 sierpnia wizytę w Kiszyniowie złożyła niemiecka kanclerz Angela Merkel, co było wyrazem poparcia dla Filata oraz - pośrednio - dla jego kolegi z Bukaresztu, czyli Băsescu. Jednocześnie jednak w sprawie Naddniestrza była bardzo stonowana, podkreślając, że problem ten musi zostać rozstrzygnięty w multilateralnym dialogu, którego jedną ze stron będzie Rosja.

Naddniestrze, nieuznawane na arenie międzynarodowej quasi-państwo, powstało dwadzieścia lat temu w wyniku krótkiej wojny pomiędzy wybijającą się na niepodległość Republiką Mołdawii a stacjonującą tam armią rosyjską. Stolicą nowego bytu został Tyraspol, a „państwo” to funkcjonowało przez dwie dekady głównie dzięki pomocy rosyjskiej. Znaczenie tej enklawy jest duże, gdyż umożliwia ona wpływanie na sytuację zarówno w Republice Mołdawii, jak i w sąsiedniej Ukrainie. Dlatego też moim zdaniem jakiekolwiek trwałe rozwiązanie problemu Naddniestrza jest możliwe wyłącznie wbrew Rosji, a nie w dialogu z nią, gdyż Rosja jest zainteresowana podtrzymywaniem egzystencji tego bytu, a nie jego likwidacją.


Mimo tego, że Rumunia nie miała „Solidarności”, a Rumuni nie obalili komunizmu u siebie w 1989 r., lecz jedna frakcja komunistów obaliła drugą, państwo dziś jest cżłonkiem Unii Europejskiej i NATO. Jak Pan ocenia procesy transformacyjne Rumunii w porównaniu z Polską? Problemy z lustracją, rządy postkomunistów, dziesiątki niewyjaśnionych afer - te procesy wydają się bliźniaczo podobne do sytuacji nad Wisłą.

premier Victor Ponta, ur. 1972 r.Zadaję sobie to pytanie od wielu lat. Rumunia jest podobna do Polski z wielu względów, dlatego też zachodzące tam procesy mają swoje odpowiedniki również w Polsce. Jednym z nich – co było widoczne podczas ostatniego kryzysu – jest fakt, że całkowicie już zanikł dawny podział na tych, którzy wywodzili się z partii i tych, którzy nie tyle działali w opozycji (w Rumunii było to prawie niemożliwe ze względu na skalę terroru i inwigilacji, choć oczywiście były osoby, które czynnie przeciwstawiały się systemowi), lecz mieli krytyczny stosunek do komunizmu i w latach dziewięćdziesiątych starali się działać na rzecz zerwania z totalitarną przeszłością. Podział ten jest w obu krajach nieaktualny (mówiąc o Polsce mam na myśli fakt, że ludzie dawnej opozycji są w różnych partiach), chociaż Băsescu (przypomnijmy - w czasach komunistycznych członek nomenklatury) starał się na potrzeby kampanii pokazać jako antykomunista, zresztą głównie na użytek zewnętrzny, bo w Rumunii nikt nie dał temu wiary. Obecnie podział polityczny polega na przynależności do jednej z grup: albo jesteś z Băsescu, albo z Pontą.

Afery finansowe i towarzysząca im bezkarność winnych są powszechnym zjawiskiem w Rumunii, pomimo faktu, że Komisja Europejska nieustannie napomina Bukareszt domagając się ukrócenia korupcji. Walka z korupcją rzadko kiedy przybiera inny charakter niż czysto werbalny. Plaga ta utrudnia rozwój kraju, blokuje ścieżki kariery i powoduje straty materialne.

Skutek tej sytuacji jest podobny jak w Polsce: dzięki niezłej pozycji międzynarodowej kraju stworzono ułatwienia w wyjazdach i obywatele, szczególnie młodzi, masowo emigrują do krajów Europy Zachodniej i USA. Z powodu podobieństw kulturowych (rumuński jest językiem łacińskim), najczęściej wybierają Włochy i Hiszpanię. Pozwala to rządzącym na redukcję niezadowolenia społecznego (niezadowoleni emigrując sami wycofują się z walki o dobrobyt swej ojczyzny) i utrzymywanie systemu w niezmienionej formie. Ponta przez krótką chwilę starał się pokazać jako reformator, wprowadzając m.in. jednomandatowe okręgi wyborcze, jednak wydaje się, że po przejściach z nieudanym referendum jego zapał w tej sprawie może zmaleć.

Jest Pan Autorem dwóch znakomitych książek, pierwszej polskiej biografii Ceauşescu („Geniusz Karpat”), oraz Dziejów Rumunii po 1989 r. („Kraj smutny, pełen humoru”, wraz z Mariusem Stanem). Ta pierwsza została wydana także w Rumunii, gdzie szybko stała się bestsellerem. Proszę powiedzieć naszym Czytelnikom dlaczego Rumunia jest ważnym krajem z punktu widzenia Polski i Polaków? I jak się zaczęło Pańskie zainteresowanie Rumunią? Chyba nie „awantury mołdawskie” i sentyment do polskiego lennika w Jassach?

Moje zainteresowanie Rumunią zaczęło się od turystyki. W 1996 r., świeżo po maturze, pojechałem do tego kraju chodzić po Karpatach. Spodobało mi się tam, zacząłem jeździć do Rumunii co roku, nauczyłem się języka. W stronę badań nad epoką Ceauşescu skierowała mnie Profesor Jadwiga Staniszkis, choć później promotorem mojego doktoratu został Profesor Andrzej Paczkowski. Obecnie pracuję jako adiunkt w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, w zakładzie Profesora Wojciecha Roszkowskiego i Profesora Jana Kofmana. Pomimo iż zajmuję się Rumunią od ponad piętnastu lat, nadal kraj ten ma dla mnie wiele tajemnic.

Rumunia może być ważna dla Polski i Polaków z kilku powodów. Przede wszystkim może być partnerem w ramach Unii Europejskiej i NATO – potencjał ten dostrzegał przed wojną Józef Piłsudski, obecnie mało kto potrafi go wykorzystać. Jest wiele obszarów, na których możemy współpracować, m.in. bezpieczeństwo energetyczne, ochrona zewnętrznych granic UE, działalność na rzecz zbliżenia Ukrainy do Unii. Po drugie warto spojrzeć, jak rozwija się kraj podobny do Polski, aby lepiej zrozumieć stojące przed nami szanse i zagrożenia. Można też kopiować stamtąd pewne rozwiązania, które oni wdrożyli przed nami - np. śledzić, jaki skutek przyniesie wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych i jeżeli będzie to skutek pozytywny, spróbować tego w naszym kraju. Po trzecie po prostu warto tam pojechać, bo to bardzo ciekawy i piękny kraj.

 

Rozmawiał Jakub Maciejewski

 

Dr Adam Burakowski – politolog i historyk, adiunkt w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, a również pracownik Polskiego Radia. Autor m.in. książek „Geniusz Karpat. Dyktatura Nicolae Ceauşescu 1965-1989” (wydanej w zeszłym roku również w Rumunii przez największe tamtejsze wydawnictwo Polirom) oraz, wraz z Mariusem Stanem – „Kraj smutny, pełen humoru. Dzieje Rumunii po 1989 roku”.


Ostatnie wiadomości z tego działu

Głos starego wyborcy z myślą o młodszych

Prof. Nowak: Pracujmy nad tym, by zwolenników niepodległości przybywało

Prof. Nowak podsumowuje 2017 rok: właściciele III RP nareszcie odsuwani od władzy

prof. Nowak: Przypomnienie samego 1918 roku nie wystarcza, by zrozumieć czym jest niepodległość

Komentarze (9)
Twój nick:
Kod z obrazka:


wojtas
20.09.2012 7:51

Bardzo ciekawy wywiad!

jesion
10.09.2012 16:47

Burakowski jest dość młody, a już śmiało może występować jako ekspert w sprawach rumuńskich. Pocieszające jest, że mamy takie kadry, mniej pocieszające, że grzeją ławkę zamiast grać w pierwszym składzie.

Bjzt22
10.09.2012 2:40

"
Został zmuszony do kohabitacji z Pontą, który – jestem tego pewien – znienawidził go i nie spocznie, dopóki nie zada mu ostatecznego ciosu. W tym celu nawet może przez pewien czas udawać jego przyjaciela." - jak Tusk i śp. Kaczyński!

"
Obecnie podział polityczny polega na przynależności do jednej z grup: albo jesteś z Băsescu, albo z Pontą." - jak Tusk i Kaczyński!!!

jarasinski
08.09.2012 10:14

Tak, Rumunia nie wiedzieć czemu u zwykłego Polaka nie cieszy się, nazwijmy to eufemizmem, ciekawością i popularnością. W ogóle Polacy zaczynają nie wiedzieć wiele o Europie (paradoksalne) a w szczególności o sąsiadach. W Rumunii byłem 2 razy. Fantastyczna przyroda - góry i delta Dunaju!!! Bardzo ładne miasta i miasteczka - Arad, Oradea, Sybin i cały Siedmiogród (Sighisoara!) szczególnie Seklerszczyzna. No i jeszcze jedno... Rumuni są o wiele bardziej "otwarci" cywilizacyjnie na Europę niż Polacy. TAK! I to nawet a może przede wszystkim w porównaniu do warszawskiego leminga. W Rumunii nawet policjant mówi 2-3 trzema językami obcymi co w Polsce jest unikatem. Każdy do 30 - 35 lat mówi po angielsku, oprócz tego po włosku albo hiszpańsku, często po francusku. No i chyba każdy ma kogoś z rodziny gdzieś w Europie! Warto pojechać! A Rumunki są naprawdę bardzo ładne :)

Krata
07.09.2012 9:15

Fajnie, że Rumunia okazuje się lepszym partnerem dla USA niż Polska. My się okażemy lepszym partnerem dla Rosji :C Po prostu brak słów :/

AB
06.09.2012 17:22

 Ten stereotyp wynika z błędnego utożsamiania Romów z Rumunami i jest obecny również na Zachodzie. Jest często powtarzany w mediach przez ludzi nie znających faktów. Rumuni i Romowie to dwa zupełnie różne narody.

Zidane
06.09.2012 4:23

Z powyższego wynika, że geopolityka ma swoje prawa niezależnie od ekipy rządzącej, są takie tendencje metapolityczne, które ciągną kraj w którąś stronę i taki lub inny władca może tylko w pewien sposób przyśpieszać lub hamować jakiś proces. Brzmi trochę deterministycznie, ale w przypadku Rumunii naprawdę trudno wyobrazić sobie jej zbliżenie do Rosji gdy tak wiele od Moskwy ucierpiała, ma przez nią nieuregulowane granice, a przez Morze Czarne ma styczność z kacapami. No i pewna antysłowiańskość (czy lepiej antywschodniosłowiańskość, bo np. z Serbami im się układa nieźle) Rumunii robi z niej przeciwnika Rosji.

Ergo - Rumunia to świetny partner dla Międzymorza!

KSz
05.09.2012 16:53

Nie myl meritum. Stereotyp Rumuna w III RP jest negatywny. W Polsce -w II RP- nikt do nich niczego nie miał.

Xantipa
05.09.2012 14:10

Tylko dlaczego stereotyp Rumuna w Polsce jest taki negatywny?


Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wszystkie opinie są własnością piszących. Ponadto redakcja zastrzega sobie prawo do kasowania komentarzy wulgarnych lub nawołujących do nienawiści.

Wyszukiwarka

Facebook


Wszystkie teksty zamieszczone na stronie są własnością Portalu ARCANA lub też autorów, którzy podpisani są pod artykułem.
Redakcja Portalu ARCANA zgadza się na przedruk zamieszczonych materiałów tylko pod warunkiem zamieszczenia informacji o źródle.
Nowa odsłona Portalu ARCANA powstała dzięki wsparciu Fundacji Banku Zachodniego WBK.