Czy generał Franco obalił demokrację hiszpańską? – tekst Marka Jurka z 1995 r.

Prezentujemy tekst Marka Jurka z 1995 roku, opublikowany na łamach pierwszego numeru ARCANÓW i poświęcony dyskursowi wokół generała Franco. Konserwatysta nie poprzestaje na historycznych wywodach, ale wskazuje metody fałszowania historii przez zwolenników komunizmu, zwolenników „postępu” i dziejowej rewolucji. Niniejszym tekstem rozpoczynamy cykliczne publikowanie archiwalnych artykułów ARCANÓW sprzed ponad dekady, aby udostępnić szerszemu gronu ważne i wciąż aktualne teksty konserwatywnego środowiska.

11.05.2012 18:04

Czy generał Franco obalił demokrację hiszpańską?

Pytanie z pozoru bezsensowne. Bez przerwy przecież słyszymy, że generał Franco obalił legalny rząd republikański i ludzie krytycznie myślący powinni się zastanowić, skąd nagle taki kult autorytetu państwa i legalizmu, legalności i posłuszeństwa u tych, którzy wierzą głównie w prawo do sprzeciwu, którzy w szkołach uczą podziwu dla wszystkich rewolucji, którzy legalizm wszystkich państw, z demokratycznymi na czele, chcieliby poddać międzynarodowej kontroli, bo przecież Panowie, czapki z głów, powtarzam formułę świętą „demokracja to coś więcej niż rządy większości.”

No więc właśnie – skąd nagle ten legalizm?

W swoich pamiętnikach Raymond Aron pisze, iż jego przyjaciel Golo Mann (słynny historyk, syn Tomasza Manna) opowiadał mu, jak pokłócił się przed wojną z wielu lewicowymi przyjaciółmi, gdyż był przekonany, że Hiszpania w 1936 r. nie dorosła do demokracji parlamentarnej, a długie panowanie Franco, które się wtedy rozpoczęło, odpowiadało tragicznej konieczności. Nie dorosła do demokracji parlamentarnej, po latach jeszcze twierdzi wielki, liberalny historyk, ale czy ją w ogóle miała? Czy można określić jako parlamentarny system rządów, w których władza od początku stawia sobie cel otwarcie rewolucyjny, cel budzący podstawy pokoju społecznego?

Wojnę hiszpańską przedstawia się często jako starcie dwóch ekstremizmów: faszystowsko-nacjonalistycznego i anarchistyczno-komunistycznego. To właśnie to starcie, a nie rewolucyjna polityka całej lewicy hiszpańskiej łącznie z partiami radykalno-liberalnymi, miałoby doprowadzić do wojny. Ekstremizm obozu nazywającego się republikańskim miałby, w tej koncepcji, być uwarunkowany społecznymi, politycznymi i ideowymi okolicznościami stworzonymi przez prawicę.

Tymczasem uznanie radykalizacji hiszpańskiej przedwojennej lewicy za proces sprowokowany nie odpowiada w żaden sposób prawdzie historycznej. Tzw. faszyzm hiszpański, czyli Falanga młodego Primo de Rivery, w swej warstwie społecznej był wytworem tej samej radykalizacji programów społecznych, co działalność lewicy. José Antonio bardzo wysoko stawiał kwestię radykalnych zmian społecznych, do tego stopnia, że niektórzy historycy uważają nawet, że kierowała nim głównie chęć „nacjonalizacji” programu lewicy hiszpańskiej. Berndt Nellessen cytuje np. taką jego wypowiedź z rozmowy z amerykańskim dziennikarzem, który odwiedził go w celi przed rozstrzelaniem: „Czytał Pan program naszego narodowego syndykalizmu, reformy rolnej i tak dalej... Wiem już dzisiaj, że wycofam się wraz z Falangą, kiedy to powstanie zwycięży i kiedy okaże się, że jest ono po prostu reakcyjne. Wówczas w ciągu niewielu miesięcy wrócę do tego albo jakiegoś innego więzienia”. W celi śmierci nie wygłasza się deklaracji na pokaz, nawet przed dziennikarzami.

Program Falangi można podziwiać za wrażliwość społeczną lub ganić za lewicowy radykalizm, nie jest to w tej chwili przedmiotem sprawy, ale fałszywą byłaby teza, że do wojny doprowadził obóz konserwatywny posługując się bojówkami Falangi. Falanga nie tylko nie chciała być programową antytezą lewicy, ale również nie chciała z nią konkurować w walce ulicznej. Przez bardzo długi czas Jose Antonio narzucał swym podwładnym zasadę wyrzeczenia się odwetu, mimo, że działacze Falangi stali się od początku obiektem krwawego terroru ultralewicy. To wówczas właśnie madrycki „ABC” złośliwie pisał, że ci młodzi ludzie bardziej niż faszystów przypominają franciszkanów. Falangę, patrząc na funkcję, jaką odegrała w wydarzeniach w latach 1934-1936 uznać więc można najwyżej za ruch narodowej samoobrony.

Do rewolucji hiszpańskiej lewicy nie zmuszał też jakiś szczególnie reakcyjny charakter monarchii hiszpańskiej. Hiszpańscy legitymiści, czyli karliści, byli opozycją w hiszpańskim monarchizmie i niestety nawet generał Franco nie zrealizował ich podstawowego celu: odbudowy monarchii tradycyjnej, opartej na historycznych prawach podstawowych. Monarchia Alfonsa XIII była liberalną monarchią zgodnie z tradycją potomków Marii Krystyny.

Wreszcie absurdem byłoby twierdzenie, że przyczyną skrajnej radykalizacji hiszpańskiej lewicy była dyktatura gen. Primo de Rivery. Wszak rządy ojca José Antonia cieszyły się otwartym poparciem socjalistów, a późniejszy „hiszpański Lenin”, Francisco Largo Caballero, przyjął za jego rządów godność radcy stanu i wykorzystywał ją do rozwoju socjalistycznych związków zawodowych.

II Republika narodziła się pod znakiem Rewolucji, bo jej rządy, na które decydujący wpływ mieli politycy tacy jak Manuel Azaña, otwarcie proklamowały cel dechrystianizacji Hiszpanii, a efektem antykatolickiej propagandy były pierwsze podpalenia kościołów w Madrycie, w Sewilli, w Maladze, w Alicante i w Kadyksie już w maju 1931 roku. Był to początek całej serii wystąpień antychrześcijańskich, do których hasłem były tak decyzje rządu, jak i wystąpienia takich „umiarkowanych liberalnych polityków” jak Manuel Azaña właśnie.

Za wystąpieniami przeciw religii przyszła fala demagogii społecznej. Jak pisze lewicowy historyk francuski, Pierre Broue, „ogłoszenie Republiki otworzyło drogę żądaniom robotniczym i chłopskim, których klasy rządzące nie były w stanie zaspokoić. Na porządku dnia – kończy Broue – stanęła więc kwestia Rewolucji”.

W kampanii wyborczej 1933 Largo Caballero, przywódca Partii Socjalistycznej i dawny radca stanu gen. Primo de Rivery, wypowiadał się „językiem czysto komunistycznym", posuwał się nawet do żądania „dyktatury proletariatu”. Zacytowana opinia nie pochodzi od żadnego z polityków (obowiązkowo „skrajnej”) prawicy. Jej autorem jest Andres Nin, jeden z przywódców ultralewicowej POUM, Robotniczej Partii Jedności Marksistowskiej, dodajmy, że zamordowany przez komunistów w Barcelonie, w czasie wydarzeń opisanych przez Orwella w Hołdzie dla Katalonii.

Wyborcze zwycięstwo umiarkowanej prawicy stało się hasłem do wystąpień otwarcie rewolucyjnych, z których najgłośniejszym była Komuna Asturii. Jednocześnie rozpoczęła się otwarcie terrorystyczna działalność partyjnych bojówek lewicy.

Komuniści realizowali wtedy taktykę „od dołu”. Antyfaszyzm był dogodną platformą do spychania na pozycje prokomunistyczne ugrupowań socjalistycznych i lewicowo-liberalnych. Najbardziej udanym przykładem tej taktyki na gruncie hiszpańskim była ewolucja organizacji Młodzieży Socjalistycznej. Została ona opanowana przez komunistów, którzy bardzo szybko doprowadzili do modelowego „zjednoczenia”. Jednocześnie młodzi socjalkomuniści kontynuowali swój nacisk na uskrajnienie polityki starej partii. Mieli decydujący wpływ na ekstremistyczną ewolucję Largo Caballero, z którym wspólnie mówili o potrzebie „zbolszewizowania” hiszpańskiego socjalizmu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że współczesny hiszpański przywódca komunistyczny, Santiago Carillo, debiutował w życiu politycznym jako lider młodych socjalistów.

Nic więc dziwnego, że wyborczy sukces Frontu Ludowego w 1936 roku, który lewica zawdzięczała nie poparciu większości wyborców, ale jedności swojej listy, został powitany przez jego zwolenników tzw. pochodami zwycięstwa prowadzonymi przez Młodzież Socjalistyczną, podczas których żądano „dyktatury proletariatu”, otwierano więzienia, atakowano policjantów pilnujących kościołów i lokali prawicowych gazet. Jeszcze bardziej drastycznie święto wyborcze wyglądało na prowincji, gdzie doszło w wielu miejscach do strzelaniny między demonstrantami a oddziałami Gwardii Obywatelskiej. Kontynuacją tych wystąpień był 1 maja 1936 roku. W Madrycie odbył się pod hasłem „Armia Robotników maszeruje naprzód ku bliskiej już pełni władzy”. Tego dnia przez stolicę przedefilowało w karnych kolumnach 10 tysięcy umundurowanych Młodych Socjalistów, skandujących z wzniesionymi pięściami w górę na przemian „Rząd Robotniczy” i „Armia Czerwona”.

Zaproszony na kongres anarchosyndykalistów Largo Caballero oświadczył, że „Rewolucję, której chcemy, można przeprowadzić tylko siłą...”. I przeprowadzano. W całym kraju rozpętał się całkiem już otwarty terror czerwonych bojówek.

Jego rezultaty podsumował w Kortezach krótko przed wybuchem powstania Gil Robles, przywódca chadecji, który zresztą wyemigrował po rozpoczęciu wojny: 160 spalonych kościołów, 269 (głównie politycznych) morderstw, 1287 rannych, 69 zniszczonych lokali partii politycznych. „Tych niepodważalnych liczb komentuje-cytowany już Broue nie można przypisywać, jak chciałby Robles, jedynie rewolucjonistom”.

W swojej pracy Broué cytując Gil Roblesa zręcznie pomija podpalenia kościołów, bo trudno byłoby to przypisać Falandze lub monarchistom. Co do innych, tak, właśnie w okresie Frontu Ludowego Falanga zrezygnowała już zupełnie ze swej wcześniejszej zasady odrzucenia odwetu i podjęła otwartą walkę z Rewolucją. Ale obawiam się, że nawet gdyby się dała wymordować jeszcze przed wybuchem powstania, i tak nie zasłużyłaby na uznanie francuskiego historyka, o czym świadczyć może niezmienna obojętność „postępowej” opinii publicznej wobec ludobójstwa, jakiego hiszpańska rewolucja dopuściła się na katolickim duchowieństwie.

W tej to właśnie atmosferze doszło do zabójstwa przywódcy monarchistów Calvo Sotelo, po którym bezpośrednio nastąpiło przygotowywane już od pewnego czasu powstanie.

Na temat jego genezy wysłuchajmy też głosu biskupów hiszpańskich, a ściśle biorąc tych, którzy przeżyli. W swym orędziu kierowanym do całego Episkopatu świata tak wyjaśniali w 1937 sytuację w swym kraju: „Kościół nie chciał tej wojny, nie szukał jej w najmniejszej mierze..., tysiące jego synów, posłusznych głosowi sumienia i patriotyzmu, na własną odpowiedzialność chwyciło za broń, by ocalić zasady wiary i sprawiedliwości chrześcijańskiej..., pięć lat nieprzerwanych zniewag, wyrządzanych obywatelom hiszpańskim w dziedzinie religijnej i społecznej, naraziło na niebezpieczeństwo samo istnienie dobra publicznego i wywołało w umysłach ludu hiszpańskiego ogromne napięcie..., w sumieniu narodowym zrodziła się myśl, iż po wyczerpaniu wszystkich środków legalnych pozostała tylko droga siły, aby utrzymać pokój i porządek..., pozostał już tylko ten wybór: albo zginąć pod ostatecznym uderzeniem niszczycielskiego komunizmu, już przygotowanym i postanowionym, jak to się stało w prowincjach, gdzie ruch narodowy nie zwyciężył, albo kosztem tytanicznych wysiłków spróbować, czy nie uda się odrzucić tego strasznego przeciwnika i ocalić podstawowe zasady życia społecznego i charakter narodowy”.

Dlaczego Orędzie to, poświadczone krwią jednej czwartej hiszpańskich biskupów, tak rzadko brane jest pod uwagę przy ocenie charakteru i przyczyn wojny domowej, choćby jako poważne świadectwo, zobowiązujące do krytycznego rozważenia jego racji? Dlaczego pasterze Kościoła Hiszpańskiego zasługują na mniej uwagi niż autorytety moralne w rodzaju Manuela Azañy czy Dolores Ibáruri? Cóż, śpiewa Okudżawa, każda epoka ma swój porządek i ład...

Jeden z ostatnich zagranicznych rozmówców generała Franco, Henry Kissinger, napisał, że rządy Franco mimo wrogości międzynarodowego otoczenia przetrwały po wojnie dzięki korzystnemu położeniu geopolitycznemu i tradycyjnemu nacjonalizmowi ludu hiszpańskiego. Na ten sam element zwraca też uwagę inny ideowy przeciwnik Generała, Raymond Aron, który powiedział, iż w okresie wojny domowej miała miejsce w Hiszpanii autentyczna rewolucja nacjonalistyczna. Ów zamach na rzekomo demokratyczne rządy został bowiem przeprowadzony przez masowy ruch narodowo-społeczny, wyrażający sprzeciw i aspiracje katolickiego społeczeństwa Hiszpanii. Czy tylko zresztą jego katolickiej części? Przypomnijmy, że przeciw rządom Frontu Ludowego opowiedziała się zdecydowana większość duchowych przywódców hiszpańskiego liberalizmu z pokolenia  68.

Generał Franco stał się obiektem nieustającej nienawiści z dwóch co najmniej powodów. Po pierwsze dlatego, że pokonał rewolucję hiszpańską zdzierając z niej maskę republikańskiego legalizmu. Jest jednym z niewielu ludzi historii współczesnej, którzy zdołali uratować swój kraj zatrzymując uruchomioną już maszynę rewolucji.

Tocqueville pisał, że ciąg zaburzeń 1789, 1793, 1799, 1830, 1848 itd. to nie tyle seria rewolucji, co w istocie jeden, rozwijający się etapami, proces rewolucyjny. Niestety prosta diagnoza ojca współczesnej socjologii ciągle jest wypierana przez fragmentaryzujące historię powtarzanie partyjnych wersji przeszłości: odróżniamy rewolucję Praw Człowieka 1789 od rewolucji jakobińskiej 1793, liberalną rewolucję lutową od bolszewickiej rewolucji październikowej itd. Wszystko dlatego, że nasze życie umysłowe zdominowane jest przez koncert rewolucyjnych ideologii, z których każda stara się narzucić własną, kanoniczną wersję dziejów postępu, według której to, co ona robiła, było dobrą rewolucją, a to, co robili konkurenci, barbarzyńską skrajnością, która z ideami rewolucji nie ma nic wspólnego.

Tymczasem wiemy przecież, że rewolucja we Francji zaczęła się w 1789 roku, a w Rosji w lutym 1917. Hiszpania w roku 1936 była również w ogniu rewolucji. Dokładnie według tego samego co wszędzie scenariusza, najpierw anomia, potem totalitaryzm, najpierw abdykacja państwa, potem wszechwładza Rewolucji. Rząd był opanowany przez partie, które unicestwiły państwo wydając kościoły oraz życie i własność obywateli na łup antychrześcijańskiej nienawiści i zawiści społecznej. Historyk podobno nie ma prawa gdybać, chociaż Michał Bobrzyński miał w tej kwestii o wiele bardziej liberalne przekonania. Mimo to nie wymagajmy od historyków gdybania. Wystarczyłoby, gdyby po prostu więcej mówili o dostępnych ścisłej rekonstrukcji celach, tendencjach i metodach sił politycznych, które zdominowały politykę II Republiki Hiszpańskiej i wygrały wybory w 1936 i o realnym układzie sił w obozie nazywanym republikańskim. Czemu nie mówią?

Pora odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule tej wypowiedzi: czy generał Franco obalił demokrację hiszpańską? Jeżeli demokracja oznacza jeden z typów cywilizowanych rządów, a konkretnie władzę większości sprawowaną według ustaw szanujących przyrodzone prawa ludzkie odpowiedź jest prosta: taka demokracja nie tylko w ogarniętej rewolucją Hiszpanii nie istniała, ale jej najbardziej podstawowe elementy były śmiertelnie zagrożone. Jeżeli jednak demokracja oznaczać będzie jakobińskie Prawa Człowieka pozwalające na wszystko w imię społeczeństwa przyszłości, to Generał Franco obalił taką totalitarną demokrację i za to zasłużył na powszechną wdzięczność resztek cywilizowanego świata.

Na marginesie zwróćmy uwagę, iż mimo powszechnej oczywistości podanych wyżej faktów, dostępnych na dobrą sprawę nawet w marksistowskich podręcznikach historii, ciągle mówi się o buncie przeciw legalnemu republikańskiemu rządowi, zaś kombatantom komunistycznych Brygad Międzynarodowych przyznaje się honory państwowe w wolnej podobno Polsce. Ów kult rewolucji hiszpańskiej zdradza jednak intencje i wyobrażenie o wolności tych, którzy dziś w Polsce pod hasłem walki z klerykalizacją życia społecznego rozhuśtają histerię antykatolickiej nienawiści, tak podobnej w nastroju do sytuacji, która poprzedzała tragedię narodu hiszpańskiego. Tak, tragedię, bo wojna nawet jeśli towarzyszy jej patos zawsze pozostaje tragedią. I oby Bóg nam oszczędził takiej eskalacji.

Generał Franco powstrzymał Rewolucję, ale zrobił coś jeszcze więcej, coś, co jest wspomnianą drugą przyczyną, dla której został tak znienawidzony przez lewicę wszelkich odcieni: zamiast oprzeć się na tej czy innej z „nowoczesnych” sił politycznych przeprowadził hiszpańską kontrrewolucję. Jak pisze Paul Johnson, „podjął próbę uodpornienia Hiszpanii na teraźniejszość. Na dłuższą metę się to nie udało, kontynuuje Johnson, ale dało Hiszpanii jakąś osłonę przed pandemonium ogarniającym wówczas Europę”.

Siostra generała Franco miała powiedzieć po jego śmierci: „Gdyby nie żył w tak podłych czasach, jak nasze, ogłoszono by go świętym”. Więc cóż, cierpliwości.

 

Marek Jurek, Czy generał Franco obalił demokrację hiszpańską?, ARCANA, nr 1 1995.


Ostatnie wiadomości z tego działu

Nowy podwójny 175-176 numer dwumiesięcznika ARCANA!

Nowy 174 numer dwumiesięcznika ARCANA!

Prenumerata dwumiesięcznika na rok 2024!

Nowy 173 numer dwumiesięcznika Arcana!

Komentarze (0)
Twój nick:
Kod z obrazka:



Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wszystkie opinie są własnością piszących. Ponadto redakcja zastrzega sobie prawo do kasowania komentarzy wulgarnych lub nawołujących do nienawiści.

Wyszukiwarka

Reklama

Facebook


Wszystkie teksty zamieszczone na stronie są własnością Portalu ARCANA lub też autorów, którzy podpisani są pod artykułem.
Redakcja Portalu ARCANA zgadza się na przedruk zamieszczonych materiałów tylko pod warunkiem zamieszczenia informacji o źródle.
Nowa odsłona Portalu ARCANA powstała dzięki wsparciu Fundacji Banku Zachodniego WBK.