ARCANA 114: JAK ROZMAWIAĆ O HISTORII Z NASZYMI WSCHODNIMI SĄSIADAMI? Dialog historyczny z Rosją i Ukrainą

Fragment artykułu historyka Łukasza Adamskiego ze 114 numeru Arcanów opisuje zmagania historyków nad wypracowywaniem spójnej wizji Ukraińców i Rosjan na temat historii Polski.
12.02.2014 16:48

(…)

Przyjrzyjmy się teraz, jak się o Polsce pisze w Rosji i na Ukrainie. Od razu trzeba poczynić zastrzeżenie, że obraz naszego kraju i naszej historii bynajmniej nie jest jednakowy – w obu krajach zbyt odmienne są tradycje historiograficzne, inny jest stopień wiedzy o Polsce i wiele innych uwarunkowań politycznych i społeczno-kulturalnych wpływających na postrzeganie sąsiada. Aliści poglądy na sprawy polskie, zarówno te głoszone przez współczesną historiografię rosyjską, jak i ukraińską, zdradzają wiele rys wspólnych. Są to zapożyczenia, często nieświadome, z dorobku historiografii sowieckiej – która tylko warunkowo zasługuje na miano nauki, zwłaszcza w odniesieniu do wyjątkowo przekłamanych badań nad wiekiem XX – oraz z dorobku rosyjskiej i ukraińskiej historiografii przedrewolucyjnej lub emigracyjnej, które nauką z pewnością były, ale w zdecydowanej większości propagowały zarazem taki obraz stosunków polsko-rosyjskich bądź polsko-ukraińskich, który legitymizował politykę państwa rosyjskiego: autokratycznego i imperialnego lub też uzasadniał cele i postulaty ukraińskiego ruchu narodowego, działającego w oparciu o zasady etnonacjonalizmu. Jak zaś wiadomo, obaj ci aktorzy procesów historycznych w Europie Wschodniej, nastawieni wobec siebie z reguły konfrontacyjnie, mieli jednego wspólnego przeciwnika: Polskę bądź też polski ruch narodowy. Istotnym determinantem ich działań i postaw było w szczególności zwalczanie polskiej obecności politycznej i kulturowej na wschód od ziem „etnicznie polskich”, czytaj od Nowego Sącza, Lublina, Siedlec i Łomży, czemu towarzyszył często emocjonalny antypolonizm.

Kresy - sporne ziemie

Ta ogólna diagnoza mówiąca, że konfliktogenna jest przede wszystkim interpretacja historii ziem znajdujących się dzisiaj w granicach Ukrainy, Litwy i Białorusi, a częściowo także we wschodniej Polsce, potwierdzi się, gdy dokonamy choćby pobieżnej analizy kwestii spornych między historiografią polską, rosyjską i ukraińską, a w zasadzie – między ich dominującymi nurtami interpretacyjnymi, bo przecież nie są one monolityczne. Przedmiotami dyskusji są bowiem przede wszystkim takie kwestie jak:

– charakter władztwa państwa polskiego oraz działalności Kościoła Katolickiego na ziemiach wschodniosłowiańskich w okresie do XVIII w., w szczególności ocena takich wydarzeń jak Unia Lubelska czy Unia Brzeska;

– ocena polskich aspiracji do odbudowy Rzeczypospolitej w XIX w. na terenach położonych na wschód i północ od Królestwa Kongresowego;

– polityka „wschodnia” państwa polskiego w okresie 1918 – 1921 oraz sytuacja wewnętrzna w międzywojennej Polsce;

– 17 września 1939 r., sytuacja w okupowanej Polsce oraz polityka rządu emigracyjnego.

W polsko-rosyjskim dialogu na temat przeszłości kwestią problematyczną jest też ogólna ocena komunizmu i ZSRS, z którym to państwem prawie każdy rosyjski historyk się w mniejszym czy większym stopniu identyfikuje, a także oceny rzeczywistości PRL, zwłaszcza jego pierwszych lat. Nawet bardzo przychylni wobec Polski uczeni rosyjscy, zwłaszcza starszego pokolenia, reagują emocjonalnie, gdy pisze się o zastąpieniu jednej okupacji – drugą. Lubują się oni również w głoszeniu teorii o istnieniu w Polsce w pierwszych latach powojennych „wojny domowej” czy nawet o starciu dwóch totalitaryzmów: stalinowskiego i katolickiego (sic!)1. Lubują się oni również w głoszeniu teorii o istnieniu w Polsce w pierwszych latach powojennych „wojny domowej” czy nawet o starciu dwóch totalitaryzmów: stalinowskiego i katolickiego (sic!) Natomiast w dialogu z historykami ukraińskimi kwestią zapalną jest ocena działalności OUN – radykalnego, faszystowskiego skrzydła ukraińskiego ruchu narodowego, splamionego terroryzmem, w tym zamachami na te osobistości życia publicznego międzywojennej Polski, które zarówno po stronie polskiej, jak i ukraińskiej, pragnęły porozumienia, a przede wszystkim – zbrodnią wołyńską, czyli ludobójstwem popełnionym przez UPA na polskiej ludności południowo-zachodnich województw II RP. Problem polega na tym, że te środowiska, także historyczne, na Ukrainie, które opowiadają się za radykalną dekomunizacją państwa, skądinąd bardzo potrzebną, są ideologicznie przywiązane do tradycji OUN i UPA i postrzegają te siły jako bohaterów sprawy ukraińskiej.

Z powyższymi zagadnieniami związane są niby sprzężenie zwrotne rozbieżności w koncepcyjnym ujmowaniu zagadnień narodowościowych. Przekładają się one na inne konstruowanie narracji historycznej oraz odmienne wartościowanie różnych wydarzeń i zjawisk. Rzecz w tym, że w Polsce przeważnie się uważa, że narodami są jedynie wspólnoty z wykształconą kulturą wyższą, z własnym państwem lub aspiracjami do jego stworzenia, których członkowie, przynajmniej na poziomie elit, odczuwają więzi narodowe, czyli przeświadczenie, że jest się jedną wspólnotą, odmienną od innych. Na Ukrainie dominuje zaś utożsamianie narodu (nacija) z grupą etniczną (narod). Wierzy się przy tym, iż klasyczna zasada etnonacjonalizmu mówiąca, że granice etniczne powinny pokrywać się z politycznymi, jako jedyna spełnia kryteria sprawiedliwości w stosunkach międzynarodowych, a metody określania przynależności etnicznej są jasne, łatwe i przejrzyste, dające jednoznaczne rezultaty. W ten sposób historycy ukraińscy niemal zawsze wychodzą z założenia, iż współcześnie istniejące narody: Białorusini, Ukraińcy i Litwini w takiej samej postaci istniały również kilkaset lat temu.

Tego rodzaju etnonacjonalistyczne podejście jest dość częste również w Rosji, choć nie wynika ono raczej z immanentnych cech rosyjskiego myślenia o narodzie, skądinąd względnie bliskiego polskiemu pojmowaniu tego pojęcia, lecz jest raczej nieświadomą reminiscencją argumentacji, którą, często w celach instrumentalnych, wysuwała historiografia rosyjska przedrewolucyjna i sowiecka, aby osłabić polskie pretensje do ziem ruskich – dzisiejszej Ukrainy i Białorusi. Co ważniejsze jednak, rosyjscy badacze, konstruując, podobnie jak się to czyni w Polsce, narrację o własnych dziejach w oparciu o wykład historii państwa rosyjskiego, po częstokroć absolutyzują swoiście pojmowany interes państwowy, stawiając rację stanu wyżej niż wartości moralne, prawa jednostki i przyrodzoną człowiekowi godność. W Polsce tego rodzaju podejście spotyka się, na szczęście, znacznie rzadziej.

Polska jako zaborca, jezuici jako kolonizatorzy

Ze stosowania takich właśnie kryteriów wynika cały szereg nieporozumień czy też poglądów, które zarówno dla historyków i publicystów z odległej nieraz przeszłości, a tym bardziej dla badaczy obeznanych z dorobkiem współczesnej humanistyki i wyznających wartości, które legły u podstaw współczesnych praworządnych demokracji, brzmią nieprzekonującą lub po prostu niedorzecznie. Nie sposób wymieniać wszystkich, więc ograniczmy się przykładami takimi jak postrzeganie przyłączenia Rusi Czerwonej w XIV w., a Wołynia, Podola i Ukrainy w XVI w. jako aktu przemocy, czy wręcz okupacji, potępianie w czambuł Unii Brzeskiej i działalności kościoła rzymsko- i greckokatolickiego, zwłaszcza zakonu Jezuitów, uznanie procesu przyjmowania języka polskiego przez szlachtę ziem ruską w Koronie i w Wielkim Księstwie Litewskim jako efektu celowej polityki polonizacji, ahistoryczne stosowanie współczesnych kategorii „ziemie etnicznie białoruskie”, „ukraińskie” i „litewskie” w odniesieniu do epoki średniowiecznej i nowożytnej i związane z tym próby usprawiedliwiania roli Rosji jako zaborcy tym, że podczas żadnego z osiemnastowiecznych rozbiorów nie sięgnęła ona po „ziemie etnicznie polskie”, itd., itd., opisywanie rewolt kozackich nie w kategorii wojen domowych i żakerii, lecz jako powstań czy wręcz rewolucji (!) „narodowowyzwoleńczych” narodu ukraińskiego.

Wszystkiemu temu towarzyszy z reguły niewielka wiedza o innych aspektach historii Polski i polskiej kultury, a także negatywny czy wręcz bardzo negatywny stosunek do ustroju politycznego przedrozbiorowej Rzeczpospolitej, przejawiający się z jednej strony w akcentowaniu szlacheckiej anarchii, braku „zdolności do życia”, z drugiej zaś – w niedostrzeganiu osiągnięć ustrojowych, demokracji, względnej tolerancji, zwłaszcza na tle innych państw europejskich, dbałości o dobro wspólne, mocno rozwiniętych więziach obywatelskich.

To samo się tyczy II Rzeczpospolitej, która z reguły jest przedstawiana, jako państwo jeśli nie totalitarne, to przynajmniej bardzo autorytarne. To samo się tyczy II Rzeczpospolitej, która z reguły jest przedstawiana, jako państwo jeśli nie totalitarne, to przynajmniej bardzo autorytarneOwszem, grupa dobrze wykształconych historyków lub też badaczy polonistów może przedstawiać znacznie bardziej zniuansowany przekaz o historii Polski, taki, z którym polscy autorzy są w stanie się zgodzić lub przynajmniej rzeczowo dyskutować czy polemizować. Niestety, szerokie rzesze historyków, a zwłaszcza autorzy podręczników szkolnych i uniwersyteckich, piszą inaczej. Nie zadają sobie z reguły pytania, czy obraz dziejów Polski przedstawiany przez Karamzina, Kostomarowa, Sołowiowa, Kluczewskiego, Antonowicza, Hruszewskiego, oraz późniejszych, sowieckich funkcjonariuszy historycznych, nie jest aby stronniczy? Czy zachowuje on aktualność?

Oczywiście opisywane wcześniej trudności pracy postsowieckiego historyka, a także – dodajmy – wynikający z nich mały stopień integracji w światową naukę, znajomości języków obcych, współczesnej metodologii, mogą być okolicznością łagodzącą, lecz bynajmniej nie usprawiedliwiającą.

Szczególnie kontrowersje pojawiają się w odniesieniu do wieku XX, gdyż to właśnie dzieje najnowsze w największym stopniu formują naszą pamięć historyczną, a także obciążają agendę stosunków międzysąsiedzkich. Z braku miejsca, znów ograniczmy się przykładem, jakie problemy może wywoływać myślenie w kategoriach etnonacjonalizmu i nieznajomość stanu prawnego, połączone z bezrefleksyjnym powtarzaniem tez sowieckiej propagandy historycznej. Chodzi o powszechne stosowanie przez historiografię naszych wschodnich sąsiadów tak pod względem prawnym, jak i faktycznym wysoce kontrowersyjnych terminów: „Zachodnia Ukraina” i „Zachodnia Białoruś” jako synonimu wschodnich województw II RP i związane z tym odrzucanie racji przemawiających za przebywaniem tych wieloetnicznych ziem w składzie odrodzonego państwa polskiego. Problem nazewnictwa wpływa na ocenę wydarzeń po 17 września 1939 r. Wprawdzie wielu historykom rosyjskim wciąż kością w gardle staje słowo „agresja” na oznaczenie sowieckiej napaści, już nie mówiąc o zgodzie na koncepcję polsko-sowieckiej wojny 1939 r., podczas gdy ukraińscy koledzy z tym nie mają większych problemów. Niemniej jedni i drudzy posługują się bez jakichkolwiek zastrzeżeń terminologią „Białoruś Zachodnia” i „Ukraina Zachodnia”, jedni i drudzy uznają prawomocność włączenia w listopadzie 1939 r. terenów zajętych przez Armię Czerwoną do ZSRS i wzdragają się przed używaniem terminu „sowiecka okupacja”, choć z punktu widzenia prawa międzynarodowego takie stanowisko ukraińskiej i rosyjskiej historiografii jest po prostu niedorzeczne. Atlasy historyczne, w których w 1941 r. Polska na zachodzie ma granicę z 1939 r., a na wschodzie kończy się przed Łomżą z Suwalszczyzną jako polską eksklawą, budzą irytację lub uśmiech politowania.

A jednak uznanie Rzezi Wołyńskiej!

Postawę ukraińskich kolegów do pewnego stopnia można jeszcze zrozumieć (ale nie zaakceptować!), a to z uwagi na ich poniekąd zrozumiały emocjonalny stosunek do obszarów stanowiących obecnie integralną część państwa ukraińskiego i matecznik ukraińskiej kultury, a także niechęć do podważania własnego porządku prawnego oraz doktryny o tożsamości ziem ruskich z ukraińskimi, stojącej u podwalin dziewiętnastowiecznej ukraińskiej ideologii narodowej. Dlatego historycy z nad Dniepru i Dniestru praktycznie jak jeden mąż również uważają, że Polska okupowała „zachodnioukraińskie” ziemie w latach 1919-1939, gwałtem likwidując „prawomocną” władzę, czyli Zachodnioukraińską Republikę Ludową. Nie tylko nie uznają w ten sposób prawomocności roszczeń polskich do Galicji Wschodniej, ale nawet nie rozumieją, że można było tych ziem nie uznawać za „Ukrainę”. Musi natomiast zdumiewać stanowisko wielu ukraińskich historyków na czele z Wołodymyrem Wiatrowyczem czy Wołodymyrem Serhijczukiem, zaprzeczającym odpowiedzialności UPA za masowe mordy, które ta skrajnie nacjonalistyczna formacja popełniła na polskiej ludności cywilnej południowo-wschodnich województw II RP. że próba zaprzeczania sprawstwu UPA w Rzezi Wołyńskiej jest strategią niemającą przyszłości, a „negacjoniści” narażają się na naukowy ostracyzm poza kręgami swoich gorliwych zwolennikówMożna oczywiście próbować spekulować, co motywuje owych ukraińskich historyków do przyjmowania takiej postawy – czy świadoma chęć manipulacji opinią publiczną w przekonaniu, że rozpowszechnienie wiedzy o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów nie będzie sprzyjało desowietyzacji ukraińskiej pamięci historycznej i ukraińskiej społeczeństwa, czy też uwarunkowane patriotycznymi emocjami podświadome odrzucanie dowodów ludobójstwa popełnionego przez UPA, które wymuszałyby rewizję obrazu tej formacji zakorzenionego w społeczeństwie ukraińskim, zwłaszcza na Zachodzie kraju, czy też jeszcze inne względy. W świetle jednak wyników intensywnych badań nad tą problematyką, prowadzoną w ostatnich dwudziestu latach, nie ulega wątpliwości, że próba zaprzeczania sprawstwu UPA w Rzezi Wołyńskiej jest strategią niemającą przyszłości, a „negacjoniści” narażają się na naukowy ostracyzm poza kręgami swoich gorliwych zwolenników.

Postawę rosyjskich historyków można natomiast zrozumieć chyba tylko w kontekście obecnej u nich świadomej czy nieświadomej postimperialnej nostalgii bądź też emocjonalnego utożsamiania się ze Związkiem Sowieckim. Cóż ich np. motywuje do postrzegania wyprawy kijowskiej z 1920 r. jako ingerencji Polski w rosyjską wojną domową? Przecież większość z nich nie kwestionuje, przynajmniej jawnie, samodzielności narodu ukraińskiego w tym czasie oraz jest lub powinna być świadoma tego, że sama Rosja bolszewicka zrzekła się roszczeń do Ukrainy w 1918 r. Z tego powodu wyprawa kijowska ingerencją, jeśli była, to jedynie w ukraińską wojnę domową toczoną między formalnie niezależną Ukraińską Socjalistyczną Republiką Sowiecką a Ukraińską Republiką Ludową, popieraną przez stronnictwa związane z ukraińskim ruchem narodowym….

Podobnież cóż innego, niż bezrefleksyjne powtarzanie propagandowych sowieckich haseł bądź też świadoma chęć obrony racji politycznych totalitarnego państwa, stoi za stosowaniem w odniesieniu do ziem okupowanych w latach 1939-1945 terminologii „Zachodnia Białoruś”, choć Białorusinów nie było tam więcej niż jedna czwarta ludności2?

Wspomniałem już, że kwestia przynależności prawnomiędzynarodowej wschodnich województw II RP prowadzi do napięć politycznych. W 1999 r. rosyjski MSZ oficjalnie stwierdził, że w 1939 r. agresji ZSRR na Polskę nie było3, co stanowiło formę niezgody na uchwałę Sejmu upamiętniającą 60. rocznicę sowieckiej agresji. Przypuszczalnie rosyjska dyplomacja zdecydowała się na taki krok, gdyż w świetle prawa międzynarodowego uchwała Sejmu mogła zostać uznana za jednostronną deklarację państwa, którą pozostałe państwa-podmioty stosunków międzynarodowych przyjmowałyby do wiadomości, gdyby nie złożone zastrzeżenia. Z kolei w 2007 r. wybuchł zajrzyjdoksiegarni_120spór między Polską a Rosją o treść rosyjskiej wystawy narodowej w muzeum w Oświęcimiu – Rosja uznała ofiary obozu w Auschwitz-obywateli polskich pochodzących z ziem zajętych w 1939 r. przez ZSRR i wymordowanych potem przez Niemców – za swoje własne ofiary, co spowodowało, że Międzynarodowa Rada Oświęcimska nie chciała wydać zgody na otwarcie tego rodzaju ekspozycji. Wreszcie kwestia przynależności państwowej wschodnich województw II RP po wrześniu 1939 r. ma duże znaczenie dla ustalenia praw własności do różnych dóbr kultury, wywiezionych lub znajdujących się nadal na tym obszarze.

Całość tekstu została opublikowana w 114 numerze Dwumiesięcznika ARCANA. Śródtytuły pochodzą od redakcji Portalu.

Łukasz Adamski – doktor historii, ekspert ds. Europy Wschodniej. Kierownik projektów badawczych Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia.

 

1 A. Noskowa (red.), Polsza w XX wiekie. Oczerki politiczeskoj istorii, Moskwa 2012, s. 608. Cytat, który wyszedł spod ręki Albiny Noskowej, w oryginale brzmi: Неизбежные противоречия в госурарственно-церковных отношениях должны были принять форму противостояния двух тоталитарных систем – католической и коммунистической.

2 W 1939 r. 49% mieszkańców tzw. Białorusi Zachodniej stanowili Polacy, a 9%  – Żydzi, a 23% Białorusini, z kolei w części kraju anektowanej przez Litwę mieszkało 69,2% Polaków i 13,1% Żydów oraz 11,3% Litwinów (!), a jedynie w d. Galicji Wschodniej 56,2% ludności było Ukraińcami, a Polacy (32%) wraz z Żydami (8%) stanowili mniejszość, bo około 40%, zob. Mały Rocznik Statystyczny Polski. Wrzesień 1939-czerwiec 1941, s. 9. Są to szacunki dla roku 1939 r. na podstawie spisu z 1931 r. operującego kryterium językowym. Jego wyniki jedynie kosmetycznie różnią się od podanych powyżej. Spis z 1931 r. przez wielu badaczy był krytykowany za to, że zaniżał o parę procent liczbę mniejszości w kraju. Ogólny obraz sytuacji się nie zmieni nawet przy takiej korekcie tych statystyk.

3 „Rzeczpospolita” z 15 i  17 września 1999 r.

 


Ostatnie wiadomości z tego działu

Nowy podwójny 175-176 numer dwumiesięcznika ARCANA!

Nowy 174 numer dwumiesięcznika ARCANA!

Prenumerata dwumiesięcznika na rok 2024!

Nowy 173 numer dwumiesięcznika Arcana!

Komentarze (1)
Twój nick:
Kod z obrazka:


ted
07.03.2014 18:49
Poszukałem kilka ,,dyskusji'' na ruskim You Tube ruskich historyków. To się w głowie nie mieści co oni wygadują.Np. cały czas Katyń jest podważany.Dyskusje jakby z przed 80 lat.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy. Wszystkie opinie są własnością piszących. Ponadto redakcja zastrzega sobie prawo do kasowania komentarzy wulgarnych lub nawołujących do nienawiści.

Wyszukiwarka

Facebook


Wszystkie teksty zamieszczone na stronie są własnością Portalu ARCANA lub też autorów, którzy podpisani są pod artykułem.
Redakcja Portalu ARCANA zgadza się na przedruk zamieszczonych materiałów tylko pod warunkiem zamieszczenia informacji o źródle.
Nowa odsłona Portalu ARCANA powstała dzięki wsparciu Fundacji Banku Zachodniego WBK.